Sprzeciw

      Niebieskowłosy stanął w przejściu do warsztatu i mierzył przyjaciela spojrzeniem.
- Masz zamiar wejść i porozmawiać, czy będziesz mnie zabijał wzrokiem z drzwi?
- Co knujecie za moimi plecami? - rzucił zły.
- Nie dotyczy to Alice. - Podszedł do szuflad z dodatkami, a niebieskowłosy stanął obok niego.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że Kat stała się dla niej milutka.
- Wolisz, żeby walczyły? - dopytał Jason, a niebieskowłosy oparł się plecami o szafę. - Czym się tak przejmujesz?
- Bo nie mam zamiaru jej jeszcze zabijać.
- A w ogóle to planujesz? - spytał posyłając mu pojedyncze spojrzenie i odszedł.
- Co to za pytanie, co?
- Kat wspominała, że może zostawisz ją przy życiu.
- To była luźna myśl - odpowiedział niezadowolony z postawy przyjaciela.
- Nie będę robił z niej lalki - powiedział, gdy błazen był cicho przez dłuższą chwilę.
- Zabroniła ci?
- Nie mam na nią pomysłu. Nie mam w jej twarzy nic, co przyciągałoby uwagę, a dobrze wiesz, że głównie na nią zwracam uwagę.
- Nie umiesz kłamać - powiedział uszczypliwie niebieskowłosy i odszedł do drzwi.
- Skoro już tu jesteś, to mam do ciebie pytanie. - Candy stanął i przeniósł na niego spojrzenie. - Nie będziesz miał nic przeciwko jak też pojawimy się na finale?
- Po co chcecie lecieć?
- Jestem ciekawy czym będzie się różnił występ konkursowy od tego, który zaprezentowała w barze.
- Jason... - Miodowe tęczówki przeniosły się na niego. - Od kiedy pytasz mnie o zgodę?
- Od kiedy ci zależy - odpowiedział przenosząc spojrzenie na lalkę. - I nie zaprzeczaj - rzucił, gdy tylko niebieskowłosy otworzył usta. - Na Katherinie też ci zależało. W osobliwy i pokrętny sposób, ale jednak. Gdyby nie ty, zmieniłbym ją w lalkę, a później żałował tego. - Podszedł do niego. - Mnie też zmieniłeś tylko z nudów? - dopytał wpatrując się w różowe oczy. - Więc przestań okłamywać sam siebie i zastanów się, co zrobisz, gdy nadejdzie czas. - Mężczyzna nie odpowiedział, tylko wyszedł. - A czas ucieka nieubłaganie - powiedział pod nosem i wrócił do swojego zajęcia.

      Alice leżała na parkiecie i patrzyła w sufit. Przećwiczyła oba układy i miała dość. To był czwarty i ostatni dzień treningu. Miała piątek na regenerację, nie licząc występu w barze.
- Zawzięłaś się, co? - słyszała znajomy głos i spojrzała za siebie. Striptizer stał wpatrzony w nią.
- Nie masz wyczucia i nie wiesz, kiedy odpuścić.
- Ale nikomu nic nie powiedziałem, choć zdziwiłem się, że pracuję z mistrzynią. - Brunetka usiadła i spojrzała na niego pytająco. - Dowiedziałem się jak masz na nazwisko. Potem wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę i wyskoczyły mi twoje występy z mistrzostw. I kilka innych. Dziwi mnie, że bierzesz udział w tak małym konkursie.
- Gdyby interesowało mnie twoje zdanie. - Wstała. - Spytałabym. - Podeszła do torby. Musiała skorzystać z szatni przez niego. Chciała wyjść, ale stanął w przejściu i uniósł kąciki ust.
- Marnujesz się w tym mieście, wiesz?
- Nie twój pieprzony interes - warknęła, a mężczyzna odetchnął i odsunął się.
- Nie mój, ale przynajmniej nie jestem błaznem.
- Ten błazen to dziesiątka. - Minęła go. - Choć nie. Nawet trzynastka patrząc na to, co potrafi zrobić z kobietą - dodała i poszła przed siebie. Mógłby już odpuścić. Czemu się tak uparł?
      Wyszła z siłowni i ruszyła w stronę mieszkania. Niebieskowłosy wydawał się inny od wczoraj. Mieli się jutro spotkać, ale wcale nie wyglądał na zainteresowanego tym. Nie rozumiała skąd ta zmiana nastawienia. Zaczęła się bardziej przejmować tym, niż konkursem. Naprawdę jej na nim zależało. W końcu powiedziała mu prawie wszystko o sobie. Była gotowa poznać go z Sophie, ale on... Znudził się nią? Wyciągnęła telefon i spojrzała na niego. Nic. Zero wiadomości.

      Jason uniósł brew, gdy Candy rzucił mu ciało na stół. Wyglądał na wściekłego, co wcale nie pasowało do obrazu, który widział, gdy przynosił mu tutaj kobietę.
- Kto to? - spytał podchodząc do niego.
- Moja była kochanka. - Mahoniowowłosy uniósł brew, a później zaczął się śmiać.
- Będziesz teraz robił wszystko, żeby udowodnić mi, że nie zależy ci na Alice? - spytał, a Candy splótł ręce na piersi.
- Nie zależy mi na niej.
- Czyżby? - dopytał z podstępnym uśmiechem.
- Tak.
- Więc skończ to. - Zobaczył jak się cały spiął. - Przecież możesz zahipnotyzować każdą jak Alice i dadzą ci to samo. - Pochylił się nad przyniesioną kobietą. - Czy może się mylę?
- Nie mają jej ciała i nie są tak rozciągnięte.
- Na finałach pewnie będzie mnóstwo takich jak ona. Zawsze możesz znaleźć inną.
- Więc sam widzisz. - Sam oparł się o stół. - Potrzebuję jej jeszcze przez weekend.
- Przecież wcale nie musisz jechać z nią. - Jason dalej grał w swoją grę. Znał swojego przyjaciela i wiedział, kiedy kłamał.
- Mam większe branie jako jej facet.
- Sprzeczałbym się, ale skoro tak uważasz. - Odetchnął. - Nie nadaje się na lalkę. Pozbądź się jej. - Candy zabrał ciało i wyszedł, a Jason przetarł oczy. - To się źle skończy.

      Alice stanęła przed drzwiami i zadzwoniła. Zrobiła krok do tyłu, gdy w drzwiach stanął jej ojczym.
- Przyszłam po Sophie.
- Wiem - burknął i zamknął drzwi. Musiała czekać dłuższą chwilę na siostrę, ale później odeszła bez słowa. Widziała tylko, że mężczyzna mierzy ją spojrzeniem i aż niedobrze się jej zrobiło.
      - Coś się stało? - spytała blondynka, gdy siedziały w kawiarni.
- Nie, czemu tak myślisz? - zdziwiła się.
- Bo jesteś zamyślona i wydajesz się smutna.
- Nie smutna, tylko zmęczona - odpowiedziała starając wykrzesać z siebie radość. - I właśnie. Mam coś dla ciebie. - Wyciągnęła szkatułkę i podała dziewczynce.
- Co to? - Dotykała przedmiot z każdej strony. Zaczęła jeździć palcami po wierzchu i uniosła kąciki ust. - Czy to konwalię?
- Wyczułaś je?
- Kontur jest grubszy.
- Nie wiem jak ty to robisz - zaśmiała się, a Sophie uniosła kąciki ust i otworzyła ją. Melodia zaczęła grać, a Alice uniosła kąciki ust patrząc się na siostrę. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Logana. Nie odbierał. Poczuła jak przechodzi ją dreszcz. Niedługo miała się widzieć z Candym, ale nadal nie dawał znaku życia.
- Logan nas odwiezie? - spytała blondynka, a brunetka zebrała się w sobie.
- Właśnie do niego piszę - odpowiedziała starając się brzmieć normalnie. Napisała do niebieskowłosego i odłożyła telefon. Nie musiała długo czekać, żeby telefon zaczął dzwonić.
- Logan, gdzie jesteś? - spytała.
- Auto padło i czekam na lawetę.
- Przepraszamy Alice - usłyszała głos Natana.
- Nie wasza wina. Nikt się tego nie spodziewał - odpowiedziała czując zimny dreszcz na plecach.
- Zanim wymyślisz coś głupiego, dam ci plan. - Zaczął szatyn. - Poczekaj na Candiego i odprowadźcie ją razem.
- Tak, tak - odpowiedziała i rozłączyła się.  Niemal od razu dostała smsa, ale nie odpisała Loganowi.
- Coś nie tak? - spytała Sophie.
- Są za miastem. Auto się zepsuło. Musimy dać sobie same radę.
- Może mama już wstała - powiedziała pod nosem.
- Odprowadzę cię do pokoju. - Położyła jej rękę na dłoni. Przytaknęła niepewnie głową.
      Stanęły przed drzwiami, a Alice nacisnęła po cichu klamkę. Drzwi zaskrzypiały, gdy otworzyła je do połowy.  Położyła dłoń na ramieniu siostry i razem przeszły pod dobrze znane sobie drzwi. Blondynka niemal od razu zniknęła w środku, a brunetka podskoczyła obracając się.
- Czemu się tak skradacie? - spytał podpity mężczyzna.
- Sądziłyśmy, że oboje śpicie i nie chciałyśmy was obudzić.
- Jaka ty miła. - Zbliżył się dwa kroki. - Nie boisz się nosić tak wyzywających ciuchów? - spytał, a kobieta parsknęła.
- Od kiedy jeansy są wyzywające? - dopytała i zobaczyła jego obleśny uśmiech. Uciekła do przejścia do kuchni i wpadła na stół, a butelki przetoczyły się po ziemi. - Chlew - mruknęła biegnąc do okna.
- Stój Alice! - Wyskoczyła przez nie i odsunęła się od domu. Pokazała środkowy palec mężczyźnie i ruszyła w stronę miasta. O tej porze nie miała co liczyć na żaden autobus. Musiała się tam dostać na piechotę.
      - Nic ci nie jest! - Szatyn przytulił ją, gdy zobaczył ją w kuchni. - Mogłaś dać znak życia!
- Przecież napisałam, że wszystko jest ok.
- Ty nigdy tak nie piszesz - zarzucił jej i rozejrzał się. - A gdzie Candy?
- Nie ma go.
- Jak to nie ma? - zdziwił się. - Nie mów, że byłaś tam sama - westchnął zrezygnowany.
- Wyskoczyłam przez okno w kuchni. - Zobaczyła jego niezadowoloną minę. - Candy chyba się znudził. Nie odpisuje mi od wczoraj - dodała i ugryzła kolejny kawałek kanapki.
- Tak nagle? - Wzruszyła ramionami. - I nie interesuje cię to?
- Zaraz mam występ w barze, a później samolot. Zawody są dla mnie ważniejsze, ok? Pisałam, dzwoniłam. Zero odzewu. Wiem, kiedy odpuścić.
- Alice...
- Nie, nawet nie... - Nie dokończyła, bo znalazła się w ramionach przyjaciela. - Nic mi nie jest - powiedziała cicho, czując łzy w oczach. - Naprawdę myślałam, że mu zależy. - Poczuła jak głaska ją po głowie.
- Spakowana? - Przytaknęła. - Zaraz załatwimy auto i zawiozę cię na występ, a później na lotnisko.
- Niby skąd weźmiesz auto? - spytała ocierając pojedynczą łzę.
- Wynajmę, a teraz kończ tą kanapkę, bo się spóźnimy. - Przytaknęła.

      Budzik wyrwał ją ze snu. Przetarła oczy i usiadła. Sama w dwuosobowym łóżku. Choć czemu to było dla niej tak dziwne? Zawsze była sama. Opuściła nogi i przeszła do torby. Chyba cieszyło ją, że dziś odbywają się zawody profesjonalistek. Mogła skupić się na układzie i figurach. Nie potrzebowała emocji do tego występu. Potrzebowała być perfekcyjna. Wyciągnęła ciuchy, a klucze z zawieszką wypadły na ziemię. Odczepiła maskotkę i wrzuciła na dno torby. Klucze schowała do małej kieszonki, żeby nie mieć problemu ze znalezieniem ich. Przebrała się, a resztę potrzebnych rzeczy schowała do torebki. Jeszcze przed wyjściem z pokoju włożyła słuchawki do uszu.
      Siedziała w szatni z kubkiem kawy w ręku. Machała nogą z nerwów. Miała ochotę napisać temu... Temu... Zamknęła oczy i odetchnęła. Sama to sobie zrobiła. Układ to układ. Mogła się nie pchać w nic więcej. Zmarszczyła brwi słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości. Wzięła telefon i uśmiechnęła się. Logan zrobił zdjęcie z Emmy i Natanem. Oni trzymali drinki, a blondynka kartę z napisem: Nasz numer 1. Po chwili przyszło drugie, gdzie byli wszyscy striptizerzy. Każdy z nich trzymał tabliczkę z punktami. Skreślili zera w dziesiątkach. Tylko Jay trzymał dwójkę i wystawiał język. Zawsze musiał się wyróżnić. Alice zaśmiała się, zdając sobie sprawę, że musieli tą szopkę odwalić wczoraj.
- Dzięki Logan - powiedziała pod nosem i odpisała. Był jednym mężczyzną w jej życiu, który jej nie zostawił. Był zawsze, gdy tego potrzebowała. Upiła łyk kawy, przypominając sobie niedzielną noc. - Pieprz się Candy - mruknęła i dopiła kawę. Miała zamiar dać z siebie wszystko.

      Katherina stanęła przed kanapą i popatrzyła z góry na mężczyznę.
- Zostaw mnie... Głowa mnie boli.
- Wiesz w ogóle, który dzień tygodnia? - spytała.
- Piątek rano - mruknął.
- Sobota popołudnie. - Rzuciła mu telefon na brzuch, a ten spojrzał na nią niezadowolony.
- Czego chcesz, małpo?
- Czemu nie spotkałeś się z nią w piątek? - Splotła ręce pod piersiami.
- Bo inna kobieta mnie zaspokoiła.
- Ona na ciebie liczyła.
- Mam to gdzieś - mruknął i zasłonił ręką oczy.
- Ile już kobiet uwiodłeś?
- Dwie... A nie. Trzy.
- I co, lepiej ci?
- Gdyby nie ból głowy czułbym się wspaniale. - Posłał jej złośliwy uśmiech, ale niemal od razu przybrał obojętny wyraz twarzy.
- Skoro tak... - Odeszła dwa kroki i spojrzała na niego ostatni raz. - Jesteś idiotą, Candy Pop. - Wyszła z mieszkania, a błazen obrócił się na bok i zamknął oczy. Nic dla niego nie znaczyła... Nie zależało mu. Inne mogły dać mu to samo. Wystarczyło zadzwonić dzwoneczkami.

      Alice stała na scenie wraz z resztą dziewczyn. Czy czuła stres? Na pewno nie taki, jak niektóre dziewczyny obok. Nie zależało jej na zwycięstwie. Brała w nich udział, żeby się sprawdzić. Zwycięstwo nie było najważniejsze.
- Trzecie miejsce, zajmuje... Sarah Gelbero.
- Drugie miejsce, zajmuje... Everly Yang
- Zwyciężczynią konkursu w przedziale wiekowym do trzydziestego piątego roku życia, jest... Alice Harris! - Brunetka zamrugała zdziwiona. Reszta dziewczyn zaczęła się wycofywać, a dwie wymienione dziewczyny podeszły do niej.
- Nie sądziłam, że spotkam cię na takich zawodach! - powiedziała niższa od niej dziewczyna z wyraźnie azjatyckimi rysami. - Oglądałam twoje występy z mistrzostw z zapartym tchem.
- Dzięki - odpowiedziała i wszystkie stanęły obejmując się i ustawiając do zdjęcia. Alice uśmiechnęła się myśląc o osobach, które o niej myślały.
- Musimy skoczyć na drinka - zaproponowała druga.
- Ja mam jeszcze jutro zawody. - Od razu odpowiedziała brunetka.
- Też występujesz w exotic?!
- Tak. Trzeba ćwiczyć, żeby nie wypaść z wyprawy.
- Nie miałyśmy szans z mistrzynią - zaśmiała się Everly. - Ja jadę prosto na lotnisko, więc też nie dotrzymam ci towarzystwa. - Ostatnia wzruszyła ramionami i razem podeszły do mężczyzny, który prowadził wszystko. Musiały dopełnić resztę formalności.
      Alice walnęła się na łóżko i odetchnęła. Wygrała i wcale się z tego nie cieszyła. Uderzyła rękami w łóżko i usiadła. Wzięła telefon i wybrała numer Logana.
- Jakie wieści? - spytał podekscytowany.
- Najlepsze - odpowiedziała.
- Ha! Wiedziałem, że wygrasz! Mówiłam, że układ jest idealny, a ty marudziłaś i marudziłaś.
- Jednym punktem.
- Nie ważne! Liczy się miejsce. - Ucichł na chwilę. - Powiedz, że się cieszysz.
- Dobrze wiesz, że jutrzejsze zawody są dla mnie ważniejsze.
- Ahhh... Ty i twoje zamiłowanie. Będę trzymać kciuki, a teraz muszę kończyć, bo mamy zamieszanie.
- Leć, leć. - Rozłączyła się i odetchnęła. - Wanna. Zasługuje na wannę - powiedziała sama do siebie i rzuciła telefon na łóżko.

      Jason wszedł do mieszkania i odetchnął. Znów słyszał odgłosy z jego sypialni. Stanął obok drzwi i czekał aż wszystko ucichnie. Zapukał i nie musiał długo czekać, żeby zobaczyć niezadowolonego przyjaciela.
- Zabiłeś ją, czy uśpiłeś?
- Ma poderżnięte gardło - odpowiedział, a mahoniowowłosy przewrócił oczami.
- Rozumiem, że nadrabiasz czas stracony przy Alice.
- Dokładnie tak. - Uśmiechnął się wrednie.
- Pozbądź się jej i potrzebuję, żebyś jutro stanął w sklepie.
- A co z Katheriną?
- Była tam cały tydzień i należy się jej dzień wolnego. - Odszedł, a Candy zrobił niezadowoloną minę i zamknął drzwi od sypialni. Przeniósł spojrzenie na łóżko i skrzywił się. Kobietą w dzisiejszych czasach brakowało fantazji. Wziął dzwoneczek i podrzucił nim.
- A ty, co robisz? - Metalowa kulka znajdowała się w powietrzu raz za razem. - Nie ruszyłaś się z hotelu... Czy udajesz, że możesz zapomnieć o mnie? - Złapał dzwonek. - Alice...

      Brunetka zerwała się i rozejrzała dookoła. Mogłaby przysiąść... Zasnęła w wannie. Odetchnęła ciężko i otworzyła korek, żeby pozbyć się letniej wody. Użyła prysznica, żeby się umyć i wróciła do łóżka. Wzięła telefon i spojrzała na niego odruchowo. Zero powiadomień. Założyła słuchawki i położyła się. Musiała jutro zrobić swoje i wrócić do domu. Chciała już znaleźć się w barze i napić z Loganem i Natanem.
      Związała włosy i spojrzała w lustro. Wyglądała jak zawsze. Martwa w środku... Wstała i podeszła do torby. Wyciągnęła strój na dzisiejszy występ. Usłyszała jak dzwoneczek spada na ziemię i popatrzyła na niego przez ułamek sekundy. Pokręciła głową i odeszła do łóżka, żeby mieć gdzie odłożyć ciuchy. Przebrała się i schowała to, co nie było jej potrzebne.
- Dobrze się bawiłeś? - spytała podnosząc dzwoneczek. Wyciągnęła maskotkę i zawiązała go na niej. Na początku pomyślała o szyi, ale wydało jej się to tak dziecinne, że umiejscowiła go na ręce. Zamknęła torbę i odetchnęła. Jak miała tańczyć myśląc o namiętności i pożądaniu, gdy te wspomnienia przynosiły ból?
      Wata cukrowa... Zimny dotyk palący skórę. Pragnęła go znów poczuć. Wyciągnęła ręce do tyłu odginając się cała. Dźwięk dzwonków... Straciła koncentrację na sekundę i poczuła jak zjeżdża, ale pozwoliła na to, kontrolując tylko prędkość. Wylądowała na ziemi i uniosła rękę w górę. Oparła stopy o scenę i wygięła cały kręgosłup do góry, jedną ręką podpierając się o ziemię. Obróciła się i uklękła. Wyciągnęła dłoń w stronę publiczności, po czym znów padła na scenę. Musiała improwizować, choć to były ostatnie kilkadziesiąt sekund. Złapała się rury i postawiła pewnie jedną nogę. Odbiła się nią i wspięła w niemal sekund, tylko po to, żeby zrobić swana. Jednak nie była to klasyczna figura. Trzymała się udami i jedną ręką, a druga była wyciągnięta przed nią, jakby chciała czegoś sięgnąć. Tułów był w linie prostej z lewą nogą. Zwinęła się w kłębek, przyśpieszając. Znów odgięła się do tyłu, ręką ściągając gumkę z włosów. Nigdy nie rozpuściła ich na występie. Stanęła stopami na ziemię i zakręciła głową. Ostanie nuty. Piosenki... Wysunęła dłoń w stronę jury i padła na ziemię, jakby opadała z sił, a światła zgasły. Jej bicie serca zaczęły zagłuszać oklaski. Światła zapaliły się, a ona wstała i popatrzyła przed siebie. Jury stało i klaskało, a za nimi reszta publiczności. Popełniła błąd, a oni... Ukłoniła się i zeszła ze sceny. Nic już nie rozumiała.
      - To było piękne - rzuciła jedna dziewczyna klepiąc ją po ramieniu.
- Jak ty to wymyśliłaś?!
- Pożądanie i strata...
- Prawie Romeo i Julia. - Mówiła jedna po drugiej.
- Dzięki, ale muszę zadzwonić. - Umknęła do łazienki i zamknęła się w kabinie łazienki. Wybrała numer szatyna.
- Nie mów, że już są wyniki - powiedział niedowierzając.
- Nie... Startowałam jako dziewiąta.
- I jak? Podobał się układ?
- Rozproszyłam się pod koniec... Musiałam zmienić ostatnie ruchy.
- Czasem improwizacja też jest dobra.
- Może - westchnęła.
- Żałuję, że nie mogę być tam przy tobie.
- Byłeś ze mną na mistrzostwach. Nie możesz być ze mną zawsze.
- To jest inna sytuacja.
- Ona nic nie zmienia. Lepiej powiedz jak wasz występ? Emmy dała radę za barem?
- Josh warował jak pies, gdy któryś ze striptizerów podchodził do baru. Nie mówiąc o Ashu, z którym wtedy pracowała.
- Biedna... Pewnie nawet porozmawiać nie mogła.
- Zapomnij. Obroża ją uwierała. - Alice zaśmiała się.
- Następnym razem jej tego zaoszczędzę.
- Chłopaki mówią, że rezerwują przyszły piątek. Chcą cię upić.
- Rozumiem, że sobotę też zarezerwują jak dziś stanę na podium?
- Zgadłaś.
- To może dobrze, że się pomyliłam.
- Chodzi o Petera? Mam z nim pogadać?
- Sama mu powiem, co myślę, gdy znowu zacznie. Moja cierpliwość się skończyła.
- Na pewno się odezwie, gdy usłyszy, że nie jesteś już z Candym... Przepraszam.
- Przestań. Nie on, to następny.
- Nasze życiowe motto - zaśmiał się. - Lepiej ci?
- Chyba dzisiejszy taniec mi pomógł - skłamała, czując łzy w oczach.
- Przychodzisz do baru?
- Zamawiam taksówkę i wysiadam pod samymi drzwiami, a ty robisz za lokaja do naszego mieszkania.
- Jeśli wygrasz... Stawiasz mi drinka.
- Mogę ci stawiać nawet cały wieczór i wrócimy inną taksówką.
- I to rozumiem.
- Kończę i do wieczora. - Rozłączyła się i pozwoliła łzą popłynąć. - Pieprzyć cię Candy... - warknęła i potrzebowała chwili, żeby się uspokoić. Musiała wrócić do reszty dziewczyn i czekać na wyniki.

      - Widziałeś? - spytała Katherina, a błazen popatrzył na nią znudzony.
- Co widziałem? - dopytał. Rudowłosa podała mu telefon.
- Dodają występy niedługo po ich zakończeniu.
- Niech zgadnę. Oglądałaś występ Alice.
- Ty go zobacz. - Odeszła, a niebieskowłosy rzucił telefon na ławę. Wkurzali go już. Wziął dzwoneczek do ręki. Maskotka leżała w hotelu jak myślał. Czyli wczoraj też wystąpiła. Popatrzył na telefon i sięgnął po niego z westchnieniem. Włączył nagranie. Najpierw były urywki z poczekalni. Gdy pokazali ją, przygryzła język z uśmiechem i wróciła wzrokiem do telefonu. Nagranie urwało się, a przed jego oczami pokazała się scena. Stała przy rurze z przymkniętymi oczami. Miała na sobie skórzaną spódnice i biustonosz. Jej buty wyglądały jakby przyczepione do stóp, ale włosy były związane jak zwykle. Rozpoczęła swój taniec, a mężczyzna poczuł ciarki. Niemal czuł pod dłonią części jej ciała, które pojawiały się na pierwszym planie. Gorąc jej ciała i pragnienie... Słyszał jej jęk w uszach. Otworzył szerzej oczy, gdy zamarła i zaczęła zjeżdżać. To nie było do niej podobne. Padła na ziemię i kontynuowała, jakby tak miało być, choć dobrze wiedział, że nie. Zaprezentowała mu ten układ na siłowni. Wyglądał inaczej. Padła na ziemię, a światła zgasły. Niebieskowłosy niemal wstał, ale nagranie jeszcze nie skończyło się. Najpierw pokazali jury i publiczność. Wszyscy stali i klaskali, a ona... Zdziwienie na jej twarzy było wręcz urocze w tym momencie. Skrzywił się, gdy nagranie skończyło się.
- I nadal chcesz nam wmówić, że zastąpisz ją pierwszą lepszą? - spytał Jason stojąc tuż za nim. - Byłeś w nią tak wpatrzony, że nawet nie zauważyłeś, kiedy podszedłem. - Wyprostował się. - Telefon. - Wystawił dłoń, a Candy oddał mu go bez słowa. - Lepiej brać pierwsze z brzegu, niż przyznać, że ktoś miał rację.
- Twoje gadanie nic nie zmieni. - Stanął na przeciwko niego. - Czemu się tak uparłeś na nią?
- Ile razy ją zahipnotyzowałeś? - zadał pytanie.
- Nie musisz wiedzieć - burknął i minął go.
- Ani razu, prawda? Dlatego tak ciągnęło cię do niej. - Wyciągnął dzwoneczek i rzucił go, a błazen złapał go. - Przez twoje ostatnie zabawy zaczynają węszyć. Jeszcze kilka dziewczyn i będziemy musieli się wynieść wcześniej niż planowaliśmy. - Wyszedł, a niebieskowłosy popatrzył na przedmiot trzymany w dłoni. Zacisnął pięść i przeniósł wzrok na drzwi. Czemu nie dawali mu spokoju?

      Alice weszła do baru i usłyszała pisk. Srebrnowłosy podleciał do niej, nim zdążyła zareagować.
- Nasza zwyciężczyni! - Przytulił ją.
- Też się cieszę, że cię widzę - zaśmiała się.
- Dawaj ją. Dziś mogę za ciebie dźwigać. - Zabrał jej torbę. Brunetka podeszła z nim do baru i znalazła się w ramionach przyjaciela.
- Widziałem co zrobiłaś i to było świetne - powiedział jej do ucha. - I ta przewaga punktowa.
- Marnujesz się dziewczyno, oj marnujesz - dodał Natan obejmując oboje.
- Tylko tęczy nad nami brakuje - zaśmiała się kobietą i została ściśnięta.
- Pijemy! Logan, kochanie nie wyganiam cię, ale zrób nam drinki.
- Poprosimy - dodała Alice przytulając srebrnowłosego.
- Pijemy w piątek z chłopakami, jak Emmy będzie do pomocy. Dziś po drinku i do domu.
- Dwa? - spytała brunetka pokazując palce.
- I ani jednego więcej.
- Jesteśmy w stanie to zaakceptować - odpowiedział Natan, a szatyn podszedł po alkohol. Wiedział, że tego potrzebuje, mimo że nic po sobie nie pokazała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top