Randka?

      Stanęła pod małym daszkiem oddychając ciężko. Przebiegła już kilka przecznic w ulewę. Była cała mokra, a z włosów kapały jej krople. Usłyszała znów ten dźwięk i spojrzała przed siebie. Nie wierzyła, że jest niemal pod tym sklepem. W sobotę znów go widziała... Ale wtedy był już sam. Mogła biec dalej albo wejść i poprosić o pomoc. Potrzebowała tylko podłączyć telefon i zadzwonić do Logana, a światła były pozapalane, więc mieli jeszcze otwarte. Wahała się przez chwilę, ale ostatecznie to było mniejsze zło. Nie mogła się rozchorować przed weekendem.
      Podbiegła do drzwi i niemal wpadła do środka. Dzwonki przy drzwiach zadzwoniły... To jednak nie był ten dźwięk, który wtedy zwrócił jej uwagę. Na sklepie nikogo jednak nie było.
- Przepraszam! - zawołała. - Zobaczyłam światło i... - Urwała, gdy niebieskowłosy stanął w przejściu na zaplecze. Otworzył szerzej oczy widząc ją. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że woda spływająca z niej utworzyła małą kałuże na jasnych kafelkach. - Ja to posprzątam, tylko...
- Zaraz wracam! - rzucił i zniknął na zapleczu, a Alice zamrugała zdziwiona. O co mu chodziło? Aż tak źle wyglądała? 
      Niebieskowłosy szedł nucąc cicho piosenkę. Usłyszała jego dzwonki i sama do niego przyszła. Nie musiał robić zupełnie nic. Wszedł do mieszkania biorąc koc i ręcznik, po czym wyszedł dostrzegając pytające spojrzenie rudowłosej. Zszedł na dół i poprawił włosy. Teraz wystarczyło tylko lekko ją omotać i będzie kolejną na jego liście. Po drodze zabrał krzesło z biura i wyszedł na sklep. Brunetka nie ruszyła się z miejsca.
- Proszę, usiądź. - Wskazał krzesło. Podeszła do niego niepewnie i usiadła, a mężczyzna zarzucił jej koc na ramiona. - Nie musisz się bać. Nie gryzę... Mocno. - Uśmiechnął się szeroko, a Alice uniosła kąciki ust. Wtedy też dostrzegła, że ma coś jeszcze w ręce. Był to ręcznik, który zarzucił jej na głowę i delikatnie zaczął wycierać jej włosy.
- Przyszłam tylko spytać, czy da radę podładować telefon, a nie na spa - powiedziała chcąc przerwać ciszę.
- Naprawdę? A ja myślałem, że pani na masaż. - Oboje zaśmiali się, a mężczyzna znów stanął obok niej.
- Nie pani, tylko Alice.
- Candy. - Ukłonił się, a kobieta dostrzegła dzwonki na końcach jego włosów. - Do usług. - Wyprostował się. - Co do telefonu... Szybciej będzie jak zadzwonisz z mojego. - Alice uniosła brwi pytająco. Mówił to, jakby był niepewny własnych słów. - Chyba, że nie chcesz, żeby twój chłopak był zły, że dzwonisz od obcego.
- Chłopak? - Powtórzyła. - Od liceum tego nie słyszałam - zaśmiała się. - I nie, nie będzie. - Mężczyzna podał jej telefon. Brunetka uniosła kąciki ust i wybrała numer.
- Jeśli dzwonisz z jakąś głupią reklamą... - Odebrał po chwili.
- Logan, to ja.
- Alice?! Od kogo dzwonisz?
- Złapała mnie ulewa. Przyjedziesz po mnie?
- Mam ochotę kupić ci auto - westchnął. - Gdzie?
- Nie stać cię - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. - Do sklepu gdzie kupiliśmy lalkę.
- Mówisz o... No nie. Nie wierzę. Ty suko na facetów. Zrobiłaś to!
- Przyjedziesz, czy nie?
- Będę za dziecięce minut! Chyba... Że chcesz więcej czasu?
- Dziesięć minut, dobra czekam. - Rozłączyła się i oddała telefon niebieskowłosemu. - Dziękuję raz jeszcze.
- To chyba jesteś mi coś winna - powiedział stając tuż przed nią.
- Co powiesz na drinka?
- Mało. - Pochylił się.
- Dwa?
- I numer, żebyś nie mogła się wywinąć - dodał i zobaczył jej uśmiech.
- Ale ja wybieram, gdzie go zapisuje.
- Zgoda - powiedział niemal od razu i podał jej długopis.
- Pomyślmy. - Otworzyła go, przytrzymując zakrętkę w zębach. Wzięła ją w palce z jeszcze większym uśmiechem. - Pozwolisz, że zrobię to, gdzie chce?
- Jestem cały twój. - Wyprostował się. Alice musiała wstać, żeby mieć do niego dostęp.
- Tu jest zbyt oczywiste. - Dotknęła jego czoła. - Tu, też przeczytasz bez problemu. - Przejechała kciukiem po jego policzku. - To może... - Musnęła palcami jego szyję, żeby odsunąć włosy  i zaczęła pisać numer na jej boku, najeżdżając prawie na kark.
- W sobotę mam czas - dodała i odsunęła się. - Powiem więcej jak napiszesz.
- Czekaj, czekaj. - Złapał ją za dłoń i stanął tuż przed nią. - Dziś żadnej nagrody? - spytał patrząc na nią smutnymi wzrokiem.
-  Wiesz... - Uniosła się na palcach, żeby znaleźć się czy jego uchu. - Cierpliwość popłaca. - Musnęła jego górną kość policzkową i cofnęła się. Od razu zauważyła błysk w jego oczach.
- Skąd mam mieć pewność, że nie podałaś mi fałszywego numeru?
- Masz numer mojego chłopaka. - Puściła mu oczko. - Jakoś mnie znajdziesz. - Podeszła do swojej torby. - Poczekam na zewnątrz.
- Na deszczu? - zdziwił się. - To nie od niego uciekałaś?
- I tak i nie. - Wyszła i stała pod małym daszkiem nadal pod sklepem. Przymknęła oczy, gdy drzwi się otworzyły.
- Zamykamy. Wchodzi pani, czy nie? - Alice obróciła się zdziwiona i zobaczyła rudowłosą.
- Przepraszam. Czekam na przyjaciela. Za chwilę będzie. - Kobieta przytaknęła i zniknęła za drzwiami.
      Rudowłosa przekręciła zamek i pogasiła światła. Przeniosła spojrzenie na wyjście na zaplecze. Poszła tam i stanęła przy drzwiach do toalety. Błazen kręcił się przed lustrem.
- Candy, co robisz? - spytała zrezygnowana jego zachowaniem.
- Próbuje dostrzec dwie ostatnie cyfry numeru - odpowiedział, a Katherina odetchnęła i podeszła do niego. Złapała go za włosy i lekko pociągnęła.
- Sześćdziesiąt dziewięć - powiedziała i puściła go. - To numer tamtej?
- Zazdrosna? - spytał przenosząc spojrzenie na nią.
- Znudzi ci się tak, jak wszystkie inne. Więc będę mieć tylko chwilę spokoju. - Poszła, a Candy przewrócił oczami. Spojrzał na telefon i zapisał oba numery. Numer chłopaka, do którego dzwoniła mógł mu się jeszcze kiedyś przydać. Do soboty miał jeszcze czas... I mógł iść zobaczyć występ Faye w piątek. Cały czas zastanawiało go, która z nich okaże się ciekawsza.

      Alice wyszła za bar i od razu dostrzegła niebieskowłosego. Był tu mimo że...
- Zrobisz mi drinka? - spytała barmanki czując lekką złość. Wyciągnęła telefon i wysłała smsa. Logan nie mógł się tu dziś pojawić. Jutro zobaczy ich razem w barze. Nie mógł skojarzyć jej z tym miejscem.
- Coś nie tak? - spytała blondynka podając jej szklankę.
- Po prostu zły humor - odpowiedziała unosząc kąciki ust. Schowała się na zapleczu i poczuła złość, a zarazem smutek. Zwykła Alice nie mogła konkurować z seksowną Faye. Była aż tak nieciekawa bez szpilek i maski? Wypiła szklankę na raz i wyszła za bar, żeby ją odstawić.
- Faye! Czekaj!
- Napijesz się ze mną?!
- Faye!
- Ej! Zrób jej drinka ode mnie!
- Nie ode mnie! - zaczęli się przekrzykiwać, a brunetka przewróciła oczami.
- Nie ej, tylko proszę - warknęła. - Z szacunkiem do osoby, która polewa wam alkohol. - Speszona blondynka posłała jej lekki uśmiech. Dziś była sama i zamieszanie na barze nie było jej potrzebne. Mężczyźni za to wyglądali na zdziwionych.
- A większy szacunek należy się barmance czy tancerce? - Poznała ten głos i przeniosła spojrzenie w tamtą stronę. Niebieskowłosy stanął przy przejściu z sali za bar.
- Ja jestem tu na chwilę, a ona cały wieczór. Sam odpowiedz sobie na pytanie.
- A ty, co za jeden? - Mężczyzna wstał z hokera.
- No właśnie. Nie kojarzę cię. - Trzech ruszyło w jego stronę. Alice spojrzała na Candiego, a później na nich. Byli podpici, a szef się wkurzy, gdy znów pobiją szkło. Wyszła zza baru i stanęła przed nim. Splotła ręce na piersi, mierząc spojrzeniem resztę.
- Chcecie wylecieć przed występem? Mam zawołać ochronę? - Popatrzyli na siebie, czekając, aż któryś wyjdzie przed szereg. - Tak myślałam. Bierzcie co chcecie i na miejsca. - Posłuchali się jak dzieci i zbiegowisko się rozeszło szybciej niż myślała. Odetchnęła i wróciła za bar.
- Dziękuję, choć poradziłbym sobie.
- Może i tak, ale nie zrobiłam tego dla ciebie, tylko dla niej. - Wskazała blondynkę. - I ciebie też się dotyczyły moje wcześniejsze słowa.
- Jeszcze nie zamówiłem - odpowiedział unosząc kąciki ust.
- Carly. - Przeniosła wzrok na blondynkę. - Dwa razy RL.
- Romeo i Julia? - dopytał opierając się o bar.
- Nie wiem, czy masz powody do radości. Ty płacisz.
- Domyśliłem się. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Alice wzięła oba drinki i stanęła na przeciwko niego, podając mu jedną szklankę.
- Uważaj na plecy po wyjściu z baru - powiedziała ciszej i wypiła drinka. - Przekonamy się, czy i tym razem będzie to trucizna. - Odstawiła szklankę i zniknęła nim zdążył odpowiedzieć.

      Czekała przy tylnym wyjściu czekając na smsa. Pożyczył auto od drugiej barmanki, żeby nikt nie poznał jego auta. A tak konkretnie jedna osoba. Sama nie wiedziała, czy ma ochotę na jutrzejszego drinka z nim. Z drugiej strony... Było w nim coś, co ją przyciągało. Normalnie ubrany i bez makijażu, prezentował się dużo lepiej. Tak dobrze, że była w stanie stanąć przed nim, żeby tamte wieprze nie rzuciły się na niego.
      - Idiotka ze mnie - mruknęła i odczytała smsa. Założyła kaptur i poszła do auta.
- A ty co taka nadąsana? - spytał ją przyjaciel, gdy tylko wsiadła.
- Niebieskowłosy - odpowiedziała i przeszła na tył.
- Znowu był? Serio? Po tym...
- Nawet nie zaczynaj - przerwała mu. - Przegrana sprawa jak widać.
- Ale spotkasz się z nim jutro?
- Muszę udawać, że nic się nie stało i nic nie łączy mnie z Faye. - Zapięła spodnie i przeszła do przodu.
- Zobaczysz, że po jutrzejszym spotkaniu zmieni zdanie. Nie zapominaj, że zamienił z tobą kilka słów. Nie możesz go skreślić, tylko dlatego, że próbował dziś zarwać do striptizerki, skoro nic o tobie nie wie.
- Skąd pewność, że zagadał?
- Bo wyglądasz jak zbity pies - westchnął. Alice oparła się łokciem o drzwi i ułożyła policzek na dłoni. Chciała go wyrzucić z głowy. Do tej pory dawała sobie radę bez faceta, czemu miałaby się przejąć jakimś błaznem?

      Weszła do baru wejściem dla pracowników i uśmiechnęła się widząc przyjaciółkę.
- Emmy! - Przytuliła ją, wtulając policzek w jej piersi.
- A ty dziś nie masz wolnego? - spytała obejmując ją rękami.
- Mam. Dziś przyszłam z wami posiedzieć na wolnym.
- Tak ubrana? - dopytała, a Alice wyprostowała się z uśmiechem. - Nieee...
- Nie, to nie randka. Niezobowiązujący drink.
- Nie ważne. Spotykasz się z facetem... Znaczy.
- Tak z facetem - zaśmiała się.
- Patrzcie kto się w końcu pojawił. - Logan wszedł na zaplecze i zmierzył ją od góry do dołu. - No, nawet się postarałaś.
- Nawet?!
- Spodnie z wysokim stanem ok, choć ja na twoim miejscu wybrałbym szorty i rajstopy. I ta krótka bluzka mnie kupuje. Zachęca, ale nie pokazuje za dużo.
- A ja ubrałabym głębszy dekolt na jej miejscu - wtrąciła się Emmy. - I szorty byłyby zbyt wyzywające na pierwszą randkę.
- To nie randka - westchnęła.
- To czemu się tak wystroiłaś? - dopytał i wyszedł za bar. Szatynka wzruszyła ramionami, a Alice poszła za nim. - Chociaż humor ci się poprawił.
- Byłam się zobaczyć z Sophie. - Usiadła na dolnym blacie baru. - I stwierdziłam, że masz rację. On nie wie, że ja wiem, że próbuje się przypodobać Faye.
- Ale jednak ci to nie odpowiada. - Spojrzał jej prosto w oczy, a ta odwróciła wzrok.
- Nie. To jak granie na dwa fronty. Jak nie przestanie, to może o mnie zapomnieć.
- Czyli jednak ci się podoba. - Uniósł kąciki ust.
- Bez makijażu prezentuje się dużo lepiej - odpowiedziała i uciekła wzrokiem.
- Alice? - zdziwił się mężczyzna wychodząc z zaplecza.
- Cześć Szefie - odpowiedziała z uśmiechem.
- Mówiłem ci, żebyś po za pracą mówiła mi po imieniu - upomniał ją i poszedł otworzyć bar. - Nie miałaś mieć dziś wolnego? - spytał stając przy barze.
- Mam. Dziś jestem klientką.
- Więc strony baru ci się pomyliły. - Brunetka uśmiechnęła się i przeszła na drugą stronę stając obok niego. - Skoro masz czas, chodź, zapytam cię o coś. - Poszła za nim w stronę wejścia do zaplecza. - Pamiętasz jak ci wspominałem, że chce zrobić specjalne wieczory. - Stanęli nieopodal wejścia.
- Emm... Te z występami.
- Dokładnie. Dwa razy w miesiącu robiłbym męski striptiz dla kobiet.
- Naprawdę?! Chce miejsca w pierwszym rzędzie na pierwszy występ Logana!
- Spokojnie - zaśmiał się widząc jej entuzjazm. - Potrzebuję cię, żebyś mi pomogła.
- Ja? - zdziwiła się. - Czemu ja? To Logan jest o choreografii.
- Tak, ale on wie jak przyciągnąć wzrok facetów, a ja potrzebuję oczy kobiety. - Pochylił się lekko uśmiechając. - Też tańczysz, więc najlepiej się do tego nadajesz.
- Chętnie ci pomogę, tylko... Klub nie jest przystosowany do tego typu występów.
- Będziemy rozkładać scenę na te wieczory. - Wskazał ręką miejsce nieopodal zaplecza. - Mam już ją zaklepaną na za dwa tygodnie.
- Chcesz zrobić występ za dwa tygodnie?! A tancerze? Mamy tylko Logana.
- Myślisz, że nie dam rady? - stanął obok niej.
- Jeśli kobiety przyjdą na męski striptiz i zobaczą jednego faceta, to więcej nie wrócą.
- Okrutna...
- Poza tym. Potrzebujemy facetów, którzy popatrzą na kobiety z pożądaniem, a nie z litością.
- Umiem przyciągać wzrok kobiet!
- Nie umiesz... I nigdy nie umiałeś.
- Jakoś twój przyciągnąłem - rzucił zły.
- Tak, bo mieszkałeś trzy domy dalej.
- Tak, tak. Wszyscy wiemy jak cię kochacie, ale teraz potrzebuje pomocy was obojga. Tylko wy możecie mi w tym pomóc. Nie znam nikogo kto lepiej znałby się na tym.
- Po pierwsze, stroje - powiedziała Alice, a Logan westchnął. - I bez wzdychania. Myślisz, że wyjdziesz w jeansach i kobiety polecą na ciebie, bo masz umięśnioną klatę. Gdybyś wystąpił w garniaku albo jako strażak! Jednak damy ci jeansy i szelki... I siekierę. Drwal jak się patrzy.
- Ja ci dam drwal! - Chciał ją złapać, ale uciekła za szefa i uśmiechnęła się wrednie.
- Czyli Alice zajmuje się kostiumami, a ty szukasz tancerzy. - Wskazał na mężczyznę.
- Trzeba będzie też porobić małe loże. Żadna kobieta nie przyjdzie sama. Będą przychodzić grupami, żeby poczuć się pewniej.
- Tylko ty zostaniesz sama - rzucił Logan.
- Ja będę stać s pierwszym rzędzie i krzyczeć. Ścią-gaj koszulę!
- Ty będziesz stała za barem z Emmy. Bar nadal będzie normalnie otwarty dla naszych stałych klientów.
- Nadal będę mogła krzyczeć.
- Chodziło mi o to, czy dasz radę wziąć wolne? Trzeba będzie przyjść wcześniej i przygotować cały lokal.
- Chwila. - Wyciągnęła telefon i włączyła kalendarz. - W piątek czy sobotę?
- Sobota. - Przytaknęła i wysłała datę drugiemu szefowi z dopiskiem: "Nie będzie mnie w pracy".
- Zrobione.
- I już? - zdziwił się mężczyzna po trzydziestce. Jego oczy prawie nie spuszczały wzroku z dziewczyny, a teraz wręcz promieniała, gdy mówiła o tym wszystkim.
- Przeżyje beze mnie. Najwyżej pomarudzi i tyle. Wie, że muszę występować, bo inaczej straci klientów. - Machnęła ręką.
- Ej, Kochasie! Nie chcę wam przeszkadzać, ale może już skończycie z tym trójkątem? - krzyknęła Emmy.
- Rzuć narzeczonego i dołącz, a nie marudzisz! - odpowiedziała spoglądając kątem oka. Przy barze było już dwóch klientów i ten, z którym się umówiła.
- Alice, skarbie. Nas olejesz? - spytał Natan.
- Dziś Logan was zabawia. Musicie się obejść smakiem.
- Nie zajmuje już was - zaśmiał się Alexander. - Udanego wieczoru.
- Dzięki Szefie, znaczy Alex. - Uśmiechnęła się, a ten zaśmiał się i zniknął w przejściu na zaplecze, gdy Logan i Alice wracali pod bar.
- I jak ja się bez ciebie obejdę? - spytał srebrnowłosy obejmując kobietę w tali, gdy ta dała mu buziaka w policzek.
- Mam godne zastępstwo. - Wskazała na Emmy.
- To przynajmniej poleć jakiegoś dobrego drinka.
- Niech pomyślę. - Przeleciała wzrokiem po alkoholu. - Wolisz noc poślubną, czy owocowe orzeźwienie?
- Wybrałbym noc, ale nie mam pary, więc to drugie. - Alice zaśmiała się na jego słowa.
- Emmy, szklanka kruszonego lodu z  dużą ilością mięty i trochę cytryny. Do tego cytrusowa finlandia i zalej sokiem jabłkowym.
- Ty zawsze musisz coś wymyślić innego niż w karcie.
- Dla stałych klientów, tak.
- I zapisz przepis. Jak będzie dobry, będę pił go częściej.
- Ty ładnie podziękuj za starania - szepnęła mu do ucha i odeszła, podchodząc do niebieskowłosego. - Sądziłam, że będziesz później.
- A ja nie sądziłem, że zaprosisz mnie do swojego miejsca pracy.
- Zaprosisz? Ja tylko stawiam obiecanego drinka. - Usiadła na hokerze obok niego. - Logan.
- Nie. Nie odzywam się do ciebie dzisiaj - rzucił i dalej polerował szklanki. - Mądrz się dalej.
- Dobrze wiemy, że wypadłeś z obiegu jeśli chodzi o kobiety, więc bądź tak dobry i zrób nam drinki.
- Jesteś najwredniejszą kobietą jaką znam - westchnął i przeniósł spojrzenie na nią. Uśmiechnęła się do niego wrednie. - Co wam polać?
- W jakich drinkach gustujesz? - Przeniosła spojrzenie na niebieskowłosego.
- Wypije wszystko bez tego czerwonego syropu.
- Zrób nam dwa razy wodospad.
- Coś jeszcze chcesz dodać? - dopytał stając przed nimi.
- Nie wyciągniesz ode mnie napiwku, a tak poza tym. Candy, to Logan, mój przyjaciel od dawien dawna. - Szatyn podał rękę niebieskowłosemu i odszedł po shaker i składniki do drinków.
- Czyli jedno mamy wyjaśnione - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Tak, on na pewno nie będzie zazdrosny. Co do przyjścia tutaj, to klimat tego miejsca jest jednym z najlepszych w okolicy. W innych barach za dużo palantów.
- Auu... Prosto w moją męską dumę. - Przyłożył rękę do piersi.
- Nie mówiłam o tobie... Chyba.
- Nie wyglądasz na kogoś, komu przeszkadza męskie towarzystwo.
- Mówisz. - Oparła się ręką o bar i przyglądała mu z uwagą. Z tej perspektywy był jeszcze przystojniejszy. Rysy były delikatne, ale mimo to nadal wydawał się być męski. Oczy były różowe, więc od razu pomyślała o szkłach. - Może jednak zdradzę ci coś o tym miejscu. - Zaczepiła obcas o podpórkę na nogi i stanęła opierając się o jego ramię, żeby móc mu to wyszeptać prosto do ucha. - Jeśli jakiś mężczyzna do nas podejdzie, to tylko dlatego, że będzie zainteresowany tobą, a nie mną. - Usiadła i uśmiechnęła się, widząc jego pytające spojrzenie.
- Drinki dla was. - Postawił szklanki na podstawkach. - Ostrzegłaś go, sądząc po jego minie.
- Tak - zaśmiała się.
- Chcecie powiedzieć, że oprócz mnie, są tu...
- Sami geje - dokończyła za niego Alice. - No i lesbijki.
- Albo bi, trans i cała reszta - dodał Logan i oparł się o blat. - Gdybyś zobaczył samców alfa, którzy uznali, że udowodnią, że lesbijki wystarczy przelecieć i się nawrócą, to padłbyś.
- Wtedy stali klienci są błogosławieństwem, gdy zarywają do nich, a ci wychodzą z obrzydzeniem.
- Albo jak szef ich wyrzuca. Zazwyczaj wychodził jak ty miałaś dość adoratorów.
- Nie moja wina, że faceci nie umieją oceniać swoi szans. Jeśli jakiś mi wpada w oko, to zorientuje się. Jeśli mówię nie, to nie. I nie ma tam żadnych niedomówień.
- Więc ty jesteś gejem - zaczął Candy wskazując na szatyna, który przytaknął. - A ty? - Wskazał na Alice.
- Bi - odpowiedziała i zobaczyła lekki uśmiech.
- Wołajcie jakbyście czegoś potrzebowali, ja muszę pomóc Emmy.
      Alice poczekała aż odejdzie i przeniosła spojrzenie na niebieskowłosego.
- Wyglądasz jakbyś odetchnął z ulgą - stwierdziła.
- Przez chwilę miałem obawę, że bierzesz mnie za tego samce alfa, który próbuje nawracać kobiety.
- Nie - zaśmiała się. - Wtedy nie siedzielibyśmy przy wspólnym drinku. - Wzięła kubek i uniosła go. - Za udany wieczór.
- Za interesującą kobietę, która stanęła na mojej drodze. - Stuknęli się lekko i wypili po dwa, trzy łyki. - Czemu wybrałaś akurat ten bar?
- Logan pierwszy złapał tu robotę. Powiedział, że szef jest spoko, a ja potrzebowałam elastycznej pracy, która nie będzie mi przeszkadzać w treningach.
- Co ćwiczysz? - zainteresował się, a jego oczy odbiły jakiś promień światła, bo wyglądały jakby zabłysnęły.
- Taniec - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. - Biorę udział w konkursach i muszę indywidualnie przygotowywać się na każdy. Logan pomaga mi z choreografią, a praca tu pozwala na utrzymanie się. A ty? Skąd pomysł za przebieranie się za klauna?
- Czemu klauna? Jestem błaznem - odpowiedział niezadowolony. - I to tylko dlatego, że przyjaciel postanowił otworzyć sklep z lalkami, które sam robi. Ja mam zabawiać osoby, które tam przychodzą.
- A te zabawki i...
- Też.
- Zdolny, nie powiem. Choć nie w moim guście.
- Nie podobają ci się?
- Nie o to chodzi. Bardziej wywołują gęsią skórkę na plecach. Wyglądają jakby żyły, a ich wzrok podążał za tobą, gdy tylko robisz krok w sklepie.
- A jednak to tylko lalki - powiedział z uśmiechem.
- A ta kobieta?
- Katherina, to partnerka mojego przyjaciela.
- Normalnie też wygląda jak te lalki, czy to też strój?
- Strój - zaśmiał się. - Taka specyfika pracy.
- Przenosicie się często? - spytała, a Candy wyglądał na zaskoczonego.
- Czemu pytasz akurat o to?
- Bo pojawiliście się dwa tygodnie temu, a patrząc na to, co sprzedajecie, to macie ograniczoną ilość klientów.
- To akurat prawda. Co jakiś czas trzeba zmienić miejsce, ale nie jest to tak częste jak ci się wydaje. - Chciał coś jeszcze dodać, ale stanął obok nich młody mężczyzna.
- Cześć Greg. Ja mam wolne, więc z prośbami tam. - Wskazała na bar.
- To wiem. - Uśmiechnął się. - Wiesz... Podszedłem, bo nie wiedziałem, że masz tak fajnych kolegów.
- Kolegów to mało powiedziane. - Położyła rękę na udzie Candiego, a ten widząc co robi, ułożył palce na jej dłoni.
- Wybacz, nie chciałem... - Odszedł, a Alice przeniosła spojrzenie na twarz mężczyzny. Nadal trzymał jej dłoń i uniósł kąciki ust. Pochylił się w jej stronę, ale wtedy podszedł do nich Logan, a Alice wyrwała rękę.
- A co wy się tak obijacie? Macie zamiar pić jednego drinka przez cały wieczór?
- Raczej dwa, więc oszczędzamy - odpowiedział Candy.
- Czego chciał Greg? - spytał szatyn, a kobieta westchnęła.
- A jak myślisz? Zagaduje do każdego nowego faceta w barze.
- Desperat - westchnął Logan i odszedł. Alice przeniosła spojrzenie na niebieskowłosego. Badał ją spojrzeniem, jak ona jego.
- Co powiesz, żebyśmy poszli się przewietrzyć? - spytała, a ten przytaknął. - Logan, pilnuj naszych miejsc!
- Jeszcze czego!
      Wyszli, a Alice przeszła w boczną uliczkę.
- Coś nie tak? - spytał Candy.
- Po prostu widziałam z kim jest Greg i nie chciałam, żebyś zobaczył kobiecą scenę zazdrości.
- Masz dziewczynę?
- Nie! Nawet nigdy żadnej nie miałam... Po prostu byłam ciekawa, a teraz to się na mnie odbija. - Oparła się o mur. - Dlatego wolałam cię uprzedzić, zanim podeszłaby i zaczęła grać swoje przedstawienie.
- Czyli... - Stanął przed nią i złapał za podbródek. - Mogę zrobić to i nie dostanę za to liścia - powiedział i złączył ich usta. Alice nie pozostała mu dłużna. Przejechała dłońmi po jego boku i plecach. Czarna koszulka nie pokazywała za wiele, ale teraz mogła stwierdzić, że pod nią kryją się dobrze zarysowane mięśnie, choć nie wyglądał na takiego, który ćwiczy. Odsunął się minimalnie, kobieta oblizała usta i uniosła kąciki ust.
- Ile liści dostałeś za zwykłego buziaka? - spytała rozbawiając go.
- Kilka. Zwykły źle brzmi.
- To postaraj się bardziej - rzuciła mu wyzwanie, a Candy naparł, górując teraz nad nią. Jedna jego ręka wylądowała na jej krzyżu, a druga przy policzku.
- A na ile mi pozwolisz? - szepnął przejeżdżając kciukiem po jej ustach.
- Ugryzę cię, jak przesadzisz. - Uniósł kąciki ust, ale zamiast ją pocałować wgryzł się w jej szyję. Poczuła jego ostre zęby, które w przyjemny sposób drażniły jej skórę i przymknęła oczy, myśląc tylko o tym, żeby nie jęknąć z przyjemności. Po dłuższej chwili dobrał się do ust. Tym razem pocałunek był namiętniejszy i dłuższy. Alice przerwała go, gdy poczuła dłoń zjeżdżającą na pośladek. Podgryzła jego dolną wargę, a mężczyzna odsunął się odrobinę.
- Nic nie zrobiłem - powiedział niezadowolony zabierając rękę z jej krzyża i opierając się nią o ścianę.
- Nie, ale powinniśmy wracać - odpowiedziała i położyła palec na jego ustach, gdy chciał znów ją pocałować. - Ostrzegam, że nie jestem naiwną owieczką.
- Owieczki zbyt łatwo uwieźć, a mi podoba się nasza gra - odpowiedział z uśmiechem.
- Czyli wiesz, że czeka cię więcej niż jedno spotkanie, jeśli chcesz dostać więcej niż pocałunek - szepnęła zbliżając się, jakby chciała go pocałować i ruszyła w stronę wejścia do baru. Niebieskowłosy miał ochotę uderzyć ręką w ścianę, ale powstrzymał się i ruszył za nią. Dogonił ją i prawie wpadła na nią w wejściu.
- Coś się stało? - dopytał i spojrzał w stronę ich miejsc. Jedno było zajęte przez mężczyznę, który podszedł wcześniej. Nawet nie zadał sobie trudu, żeby zapamiętać jego imię.
- Mam ochotę iść i...
- Mam lepszy pomysł. - Objął jej talię ramieniem. - Damy sobie radę na jednym krześle.
- Mówisz? - Uniosła głowę, a Candy musnął jej usta i zobaczył jej uśmiech. - Masz rację. Jedno krzesło w zupełności starczy. - Podeszli do baru. Candy usiadł na hokerze, a Alice stanęła między jego nogami.
- Schowałem wasze drinki - powiedział Logan i wystawił szklanki na blat. - Donna jest wkurzona - wyszeptał i odszedł.
- Za ten wieczór - wzniosła toast Alice i spojrzała na Candiego. Też sięgnął po drinka i znów wypili po kilka łyków.
- Co tak naprawdę chcesz zrobić? - szepnął jej na ucho.
- Dobrze się z tobą bawić, nie krępując się otoczeniem.
- Jak dobrze? - dopytał obejmując jej brzuch.
- Tak, że musimy zatańczyć. - Dopiła drinka na raz. - Idziesz, czy strach się obleciał? - Odeszła od niego i zaczęła tańczyć idąc w stronę małego parkietu. Candy wypił drinka na raz i poszedł za nią. Złapał ją od tyłu za biodra, a ta spojrzała za siebie i uśmiechnęła lekko. Zakręciła biodrami tuż przy nim.
- Chcesz sprawić, że nie będę mógł myśleć o niczym innym, tylko o tobie? - dopytał i przejechał nosem po jej szyi.
- Nie będę narzekać z tego powodu. - Wtuliła się plecami w jego pierś.
      - Tak bardzo chcesz jej zajść za skórę? - Złapał ją za biodra, gdy nimi zakręciła.
- Miałam dużo okazji do zajścia jej za skórę - odpowiedziała i odepchnęła go od siebie. Zaczęła oddalać się od niego tanecznym krokiem. Zakręciła biodrami w rytm muzyki i obróciła się do niebieskowłosego. Zachęciła go palcem, żeby podszedł, ale wtedy poczuła ręce obejmujące ją w tali. Obróciła się i zobaczyła Donne.
- Alice... - Candy podszedł do niej i objął ją w talii.
- Naprawdę wolisz jego ode mnie?! - warknęła młoda kobieta.
- Nie mam dziś na to ochoty. Daj mi spokój - westchnęła. Candy poprowadził ją do baru, ale mimo dwóch wolnych miejsc, znów stanęli jak wcześniej.
- Polać wam coś? - spytał Logan stając po drugiej stronie baru.
- Daj dwa razy woo-woo - rzuciła Alice opuszczając wzrok. Logan pokazał niebieskowłosego, że źle z nią po czym odszedł robić drinki.
- Możemy przełożyć drugiego drinka na kiedy indziej - szepnął jej do ucha.
- Nie. - Popatrzyła mu prosto w oczy. - Za dobrze bawię się w twoim towarzystwie. - Przyłożyła dłoń do jego policzka i musnęła usta. - Masz rację. Nasze gry są ciekawe - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Przez ile drinków będziesz je ciągnąć? - dopytał, gdy dostali zamówienie.
- Tyle ile będzie trzeba. - Wzięła szklankę. - Za kolejnego drinka?
- Wolę inny toast. - Uniósł kąciki ust. - Za kolejny krok - szepnął i pocałował ją przy wszystkich.
- Okrutny - zaśmiała się.
- Wieczór uważam za udany. Nie ważne czy wypijemy choć jednego drinka więcej.
- A to dziwne patrząc na obrót spraw.
- Mi one nie przeszkadzają. - Alice uniosła kąciki ust, ale cofnęła się, gdy chciał ją pocałować.
- Więc jeszcze do tego wrócimy - powiedziała cicho.
      Brunetka czuła jego nos i usta na szyi. Nie wypiła wiele, ale przy nim czuła się jak pijana. Już dawno żaden mężczyzna tak na nią nie działał i tak jej nie pociągał. Tylko rozsądek trzymał ją uparcie w ryzach. Najchętniej zaprosiłabym go do siebie i przekonałam, co jeszcze potrafi.
- I jak się bawicie? - spytał Logan stając obok.
- Nie narzekam - odpowiedziała Alice z uśmiechem.
- Rozumiem, że jesteś jej awaryjną furtką - zaśmiał się Candy.
- Uwierz, że sama potrafi sobie radzić. Ja co najwyżej mogę otworzyć jej drzwi na zaplecze.
- Skoro tak ci się nudzi, to zaraz wracam. - Posłała Candiemu uśmiech i poszła na zaplecze. Logan oparł się o bar i pochylił w stronę niebieskowłosego.
- Jeśli zmarnujesz taką okazję, to sam skopię ci tyłek.
- Mówisz to, jakbyś chciał, żebym przeleciał twoją przyjaciółkę - odpowiedział nie do końca pewien, o co chodzi mężczyźnie stojącemu na przeciwko niego.
- Zrób to, jeśli ona będzie tego chciała. Jak na razie wygląda na zadowoloną z twojego towarzystwa.
- Czyli szybko nudzi się mężczyznami? - Poruszył brwią i oparł się obiema rękami na barze. - Spokojnie. Postaram się ją zabawiać jak najdłużej.
- Jak na klauna przystało?
- Błazna - poprawił go niezadowolony.
- Bez różnicy. - Machnął ręką odsuwając się. - A i najważniejsze. Nie próbuj zapłacić za drinki, skoro ona cię zaprosiła.
- Czekaj, co?
- Jest przewrażliwiona. Jeśli będziesz się upierać przy zapłacie, wkurzysz ją.
- Zazwyczaj dziewczyny wymigują się z płacenia za nie.
- Tak, ale to Alice. Ją stać, żeby za nie zapłacić, ale jest ty to zrobisz uzna, że to zapłata za to, że poświęciła ci uwagę.
- Aaaa... Płacę za drinka, więc kupuje twój czas.
- Czas, pocałunek, ciało, które miałem pod ręką. - Puścił mu oczko i odszedł. W tym momencie Candy dostrzegł wracającą do niego kobietę. Uniósł kąciki ust i objął jej talię.
- Jeśli opowiadał ci jakąś historię z dzieciństwa, to go zabiję.
- Nic, czego musiałabyś się wstydzić.
- Co? Jak go... - Zobaczyła jego uśmiech i uderzyła go w ramię. - Błazen.
- Najlepszy jaki mogłaś spotkać - odpowiedział i zobaczył jej uśmiech.
      - Nie chcesz, żebym cię odprowadził, bo mieszkasz za daleko, czy dlatego że nie chcesz pokazać, gdzie mieszkasz?
- Dlatego, że Logan ma auto. - Objęła jego szyję stając tuż przy nim. - I byłby w mieszkaniu przed nami.
- To zawsze możemy pójść do mnie.
- Ile kobiet na jedną noc zapraszałeś do siebie?
- Emm...
- Nie będę jedną z nich - szepnęła mu do ucha. - Przyjmę zaproszenie jak już pierwszą noc będziemy mieć za sobą. - Złączyła ich usta, zanim zdążył odpowiedzieć. - Do zobaczenia Candy. - Odeszła z uśmiechem. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie. Nadal czuła gorąc palący jej ciało.

      Niebieskowłosy wszedł do mieszkania zadowolony nucąc piosenkę. Stanął, gdy zobaczył rude loki wystające nad oparciem kanapy.
- Aż tak dobra była? - usłyszał jej rozbawiony głos.
- Aż tak zazdrosna jesteś? - Podszedł do kanapy i oparł się o nią uśmiechając jeszcze szerzej, gdy tylko przeniosła na niego spojrzenie.
- Nie rozumiem twojego zadowolenia. Potrafiłeś omotać ładniejsze dziewczyny, a ona jest tak zwykła, że na ulicy trudno byłoby ją rozpoznać.
- No tak... Twoje rude loki zawsze było widać z daleka. - Wziął pasemko w palce i naraził się na jej zabójcze spojrzenie. - Piękna, skrzywdzona i niewinna Katherina. - Puścił włosy i wyprostował się. - Gdzie się podziała kobieta, która mnie zaciekawiła?
- Na sentymenty cię wzięło?
- A czemu nie? - zaśmiał się. - Skoro tak bardzo boisz się, że stracisz moją uwagę... - Zaczął odchodzić. - To może czas przyciągnąć ją na nowo. - Zamknął drzwi od pokoju wiedząc, że i tak nie ruszy się z miejsca. Ona i Jason stali się nudni od kiedy mieli siebie. Zostały im tylko obowiązki. Dziw, że dali się wyciągnąć na ten jeden wieczór. A wszystko przez wizytówkę, którą znalazł w sklepie. Brunetka była powiewem świeżości w ostatniej monotonii. Była pewna tego co chce i dawała mu tylko tyle ile chciała. Ta gra była na tyle ciekawa, że był w stanie poświęcić jej więcej czasu. Skupić się tylko na niej. Faye poczeka. Zatęskni za nim... Słyszała jego dzwonki. Należała do niego tak samo jak Alice. Obie będą jego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top