Decyzja
Alice wyszła za bar w masce i stanęła obok blondynki. Oczywiście najpierw klienci musieli się poprzekrzykiwać, zanim mogła normalnie z nią porozmawiać i poprosić o drinka.
- Patrz kto idzie - zwróciła jej uwagę, a brunetka spojrzała w stronę sali. Widząc niebieskie włosy, miała ochotę wyjść i strzelić mu w twarz. Powstrzymała się i wzięła gotowego drinka. Posłała mu tylko pojedyncze spojrzenie i wróciła na zaplecze. Wypiła go niemal na raz. Wróciła do szatni i napisała smsa do Logana. Musiał być chwilę wcześniej. Przebierze tylko buty i wyjdzie do niego tak ubrana.
- Patrzcie kto się wreszcie zjawił! - zawołała Emmy, a brunetka uśmiechnęła się szeroko.
- Musiałam się odpowiednio ubrać - odpowiedziała podchodząc do baru.
- Dzisiaj to się postarałaś - stwierdził Zane, a Logan z Natanem zamuczeli.
- Nie zarywaj do naszej Alice - pierwszy odezwał się srebrnowłosy.
- To może się dla ciebie źle skończyć - dodał szatyn, a Alice wystawiła im język i objęła szyję mulata.
- Może mi prawić komplementy, nie obrażę się - powiedziała i poszła do szatynki, żeby się z nią przywitać. Tak naprawdę nie ubrała się zbyt zmyślnie. Szorty z ciemno szarego jeansy, czarne rajstopy i to tego krótki top.
- Ważniejsze co pijemy.
- Wódka! - pierwszy zawołał Ash.
- To już wolę drinki - zaśmiał się Dale.
- Tequila? - spytał Jay.
- Mmm tequila... Dawno jej nie piłam. - Alice przeniosła wzrok na Logana.
- Umrzesz.
- Trudno. - Machnęła ręką. - Żyje się raz. Dziewięć razy tequila!
- Ja odpadam. Dotrzymam wam towarzystwa z drinkiem - odpowiedziała Emmy ustawiając osiem kieliszków na barze. Logan w tym czasie przyniósł sól i cytrynę.
- To za co pijemy? - spytał Natan, a wszyscy spojrzeli po sobie.
- Nie za co, tylko za kogo. Za Alice - zaproponował Peter. Brunetka nie odpowiedziała. Jeśli zacznie się do niej przystawiać, to zepsuje cały wieczór. Pierwsza sięgnęła po sól. Przyłożyła kciuka do dłoni i na ich łączenie nasypała jej trochę. Wzięła kieliszek i cytrynę, i uniosła kąciki ust.
- A ja wypiłabym za nas wszystkich i ten wieczór.
- I to podejście mi się podoba. - Zane stanął obok kobiety, a po jej drugiej stronie zajął miejsce Ash. Było widać, że zrobili to na przekór Peterowi. Uniosła kieliszek i poczekała aż reszta się przygotuje.
- Do dna! - rzucił Natan i wszyscy zlizali sól. Alice wypiła alkohol i szybko zagryzła go cytryną.
- Nie moje smaki - skrzywił się mężczyzna siedzący po jej lewej stronie.
- Wolisz wódkę? Nie obrazimy się jak będziesz ją pił... - Objęła jego szyję. - O ile dotrzymasz nam tępa.
- Dopóki nie będę spać pod barem, będę pić na równi - odpowiedział, a Alice uśmiechnęła się. Nabrał pewności siebie i przestał się stresować. Puściła go i rozciągnęła się.
- A teraz chcemy wiedzieć... - Zaczął Zane obracając się lekko do niej. - Czemu dopiero przy okazji konkursu dowiadujemy się, że tańczysz pole dance?
- A występ na exotic... - Dale objął jej szyję. - Perełka. Jak tyś to wymyśliła?
- Podziękowania należą się temu przystojnemu szatynowi zza baru - odpowiedziała, a Logan uniósł kąciki ust.
- Nie ma. Ja pomogłem wymyślić układ, ale tak sześćdziesiąt procent, to twoja zasługa. - Dale odsunął się od kobiety, a Emmy zajęła polewaniem następnej kolejki. Brunetka odetchnęła w duchu. Myślała o jeszcze jednej komplikacji tego wieczoru, ale na razie nie było widać po nim śladu.
- Alice! - Donna podeszła do towarzystwa. - Słyszałam, że wygrałaś zawody.
- Wygrałam - odpowiedziała patrząc jak szatynka polewa.
- Gratulację.
- Dzięki - odpowiedziała posyłając jej pojedyncze spojrzenie. Widać było, że ta nie zamierza tylko tak tego zostawić.
- A gdzie twój chłopak? Nie świętuje z tobą?
- Laska, odpuść - westchnął Zane.
- A co, jesteś kolejny w kolejce?
- Drugi, pierwszy jest Ash - odpowiedziała jej brunetka i poszła za bar. - Emmy, ale wiesz że nie ma świętowania bez... - Uśmiechnęła się, a kobieta odetchnęła.
- Ale tylko ona tak pije - rzuciła od razu, a striptizerzy wyglądali na zdziwionych.
- To my z baru, tak jak ona. - Zaproponował srebrnowłosy i postawił kieliszek na jego brzegu.
- Czyli jak? - zdziwił się Jay.
- Z najlepszej części ciała kobiety, która moja jest trochę wybrakowana - odpowiedziała Alice i posypała sól na rękę. Szatynka wsunęła lekko kieliszek między piersi i wzięła cytrynę w rękę.
- Wasze zdrowie - rzuciła brunetka. Oblizała rękę i nachyliła się łapiąc ustami kieliszek. Odchyliła głowę mocno do tyłu, żeby wypić alkohol na raz. Zabrała kieliszek, a Emmy włożyła jej cytrynę do ust. Mężczyźni poszli w jej ślady.
- Ona miała lepsze warunki - stwierdził Jay krzywiąc się.
- I to nawet dwa - opowiedziała i przytuliła barmankę od tyłu łapiąc za piersi.
- No wiesz... - Szatynka zarumieniła się, a Alice musnęła jej policzek i puściła ją.
- Obie nasze barmanki są najlepsze - stwierdził szatyn i objął przyjaciółkę, a ta uniosła kąciki ust. Dostrzegła czemu to zrobił, ale na razie udawała, że go nie widziała.
- Mówisz? A barman jeszcze lepszy, bo jest jeden?
- Oczywiście. - Wyszczerzył zęby, a striptizerzy zaśmiali się. - A ty wracasz na drugą stronę, zanim zaczniesz polewać sobie sama.
- Nie odebrałabym ci tej przyjemności - odpowiedziała i wróciła na swoje miejsce.
Czuła na sobie wzrok niebieskowłosego, mimo że nie podszedł do baru. Zdziwiła się widząc za to rudowłosą.
- Gratulację Alice - powiedziała stając za nią, a wszystkie spojrzenia przeniosły się na nią. Wyglądała dużo łagodniej niż ostatnio. Rude loki układały się nienagannie. Do tego czarne proste spodnie i morska koszula. Ash wzroku nie mógł od niej oderwać.
- Dzięki. Napijesz się z nami?
- Niestety, ale obiecałam drinka jednemu narcystycznemu błaznowi.
- Lepiej bym jego nie ujęła - stwierdził brunetka.
- To co ci podać? - spytał Logan.
- Dwa razy wodospad - odpowiedziała.
- Ash... - Natan objął mężczyznę, a ten speszył się. - Nie gap się tak - szepnął mu do ucha. - Ma faceta.
- Przecież... Ja...
- Natan, mówiłam, żebyś dał mu spokój.
- Co ja zrobię, że jest w moim guście.
- Co?! - prawie krzyknął zestresowany mężczyzna, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- Mam faceta. - Poklepał go po ramieniu.
- To nie jest zabawne!
- Oj jest - zaśmiała się Alice. Spojrzała na odchodzącą rudowłosą.
- Ciche dni? - spytał Zane.
- Lepiej bym tego nie nazwała - odpowiedziała i wzięła kieliszek. Mulat zrobił to samo, a za nim poszła cała reszta.
- Za Alice! - Najgłośniej krzyknął srebrnowłosy.
- Za pierwsze miejsca! - Wtórował mu Jay.
- Dwa pierwsze! - dodał Logan. Wypili, a Alice skrzywiła się. - Przestała wchodzić, co? - Oparł się o bar, widząc jej minę.
- Świetnie bawi się bez ciebie, jak widzisz - rzuciła Katherina i posłała niebieskowłosemu pojedyncze spojrzenie.
- To tylko jej pozór - mruknął. Nawet nie ruszył drinka. Nie miał ochoty. Chciał z nią porozmawiać, ale dopóki była wśród nich, nie miał szans.
- Lepiej zastanów się, co jej powiesz - podpowiedziała.
- To co będę musiał.
- Wyczuje, że kręcisz - westchnęła.
- Na prawdę lepiej nie zareaguje.
- Ja wolałabym bolesną prawdę, niż kłamstwo.
- Ona to nie ty. - Rudowłosa nie odpowiedziała, a Candy oparł się o oparcie i skupił na niej swoje spojrzenie. Zachowywała się, jakby nic się nie stało, ale zawsze tak robiła. Zakładała maskę, żeby nikt inny nie zauważył, co kryje się w środku.
Przeniósł spojrzenie na wejście. Bo baru weszło czterech mężczyzn, którzy nie wyglądali jak bywalcy stąd.
- Moi ulubieni sąsiedzi! - krzyknął jeden z nich, a Alice od razu zmierzyła go morderczym spojrzeniem.
- Wypierdalaj stąd, Greg! - krzyknął Logan, a brunetka obróciła się, żeby móc zareagować w razie potrzeby. Mulat od razu zarzucił jej rękę na ramiona.
- Mówiłem, że mi zapłacisz za ostatnie - powiedział patrząc prosto na kobietę.
- To jest bar, a nie twoje podwórko, więc zachowuj się, bo wezwę policję - powiedziała i zobaczyła wściekłości na jego twarzy.
- W życiu nie przyjadą do takiej nory dla dziwaków.
- Stary, weź się odwal - rzucił Zane, a jeden z mężczyzn stojący koło głównego prowokatora splunął.
- A ty odwal się od naszych kobiet - odpowiedział mu Greg.
- Przebiłeś skalę debilizmu - westchnęła Alice. - Nie dość, że homofob, to jeszcze rasista.
- Wolisz tego czarnucha niż mnie? - spytał, a brunetka przyłożyła dłoń do piersi mulata.
- Wolę każdego od ciebie - odpowiedziała z wrednym uśmiechem. - Więc wyjdź stąd, zanim tego pożałujesz.
- Jestem klientem i żądam piwa.
- Po moim trupie - odpowiedział Logan, a jeden z mężczyzn kopnął pusty stolik. Alice od razu wstała, a sąsiad wyszedł do niej krok bliżej.
- Albo będziesz grzeczną suką albo rozwalę ten lokal - powiedział, a brunetka przeniosła wzrok na przyjaciela. Od razu zrozumiał, co chce zrobić. Zaczął cofać się do przejścia, gdy Alice podeszła bliżej mężczyzny.
- Może i mogłabym być grzeczna. - Stanęła przed nim. - Ale właśnie problem w tym, że jestem suką. - Przywaliła mu z pięści w twarz. Nim mężczyzna zdążył się zorientować co się stało, znajomy szatyn stał koło kobiety ze splecionymi rękami na piersi. Z drugiej strony stanął mulat, a za nimi trzech pozostałych. Niebieskowłosy podszedł i zagrodził im przejście na resztę sali, gdzie byli stali klienci.
- Wypad stąd - warknął Logan. Mężczyźni spojrzeli po sobie, ale przewaga liczebna przekonała ich. Jeden z mężczyzn szepnął coś Gregowi do ucha i poklepał go plecach. Obaj posłali brunetce pogardliwe spojrzenie i wyszli z baru.
Alice odetchnęła i poczuła rękę przyjaciela na ramionach.
- Już piechotą po Sophie nie pójdziesz - powiedział, a reszta chłopaków wróciła pod bar. Logan posłał jej lekki uśmiech i też odszedł, a brunetka przeniosła wzrok na niebieskowłosego. Podszedł bliżej niej nim zaczął.
- Porozmawiasz ze mną, czy najpierw mam nastawić policzek?
- Nie tu. - Popatrzyła na wyjście i odetchnęła. Wolała na nich nie wpaść na zewnątrz. - Chodź na zaplecze. - Ruszyła pierwsza, a mężczyzna podążył za nią.
Zaprowadziła ich do szatni i stanęła pod ścianą opierając się o nią. Splotła ręce pod piersiami widząc jego lekki uśmiech.
- Wiem, zawaliłem.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- Alice... - Podszedł dwa kroki bliżej, ale stanął widząc jej wściekłe spojrzenie. - Przepraszam.
- Przepraszasz, że zniknąłeś na dwa tygodnie bez słowa. Jeśli tak wygląda związek, to pierdole to Candy.
- Nie chciałem...
- Nie chciałeś? Ty nie chciałeś. No tak. - Podeszła, żeby mieć go na wyciągnięcie ręki. - Czego mogłam się spodziewać po kimś, kto jest zapatrzony w swoje odbicie? Pomyślałeś choć przez sekundę o mnie przez ten czas?
- Nie chciałem cię zranić. - Powtórzył tym razem kończąc.
- To wszystko, co chciałeś mi powiedzieć? - spytała czując mieszankę emocji w sobie.
- Nie.
- Więc słucham dalej. - Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Popatrzył jej prosto w oczy. Od czego miał zacząć? Myślał tylko o tym, żeby znów ją mieć w swoich ramionach. - Naprawdę liczyłeś, że nie zleje cię jako Faye? - Pociągnęła nie mogąc znieść tej ciszy. Całe jej ciało buntowało się. Głowa mówiła jedno, a serce drugie.
- Chciałem zobaczyć, czy polecą szklanki - odpowiedział. - Sądziłem, że skończę jak tamten typ. - Ledwo wypowiedział te słowa, a dostał liścia w policzek. - Auu. - Popatrzył jej prosto w oczy. Wściekłość biła z nich, a mimo to zaczynały błyszczeć od łez. - Alice... - Przyłożył dłoń do jej policzka. - Nie chce cię stracić.
- Narcyz... Idiota... Ty zapatrzony w siebie egoisto! - Zaczęła go bić po piersi, ale mężczyzna złapał obie jej ręce. Dopiero wtedy dostrzegł jak łzy spływają po jej policzkach. Przyciągnąłem ją do siebie i zamknął w swoich ramionach.
- Wiem...
- Czemu mnie zostawiłeś? - Uderzyła go w plecy. - Wtedy, kiedy cię potrzebowałam... - Niebieskowłosy przymknął oczy. Chciał ją przemienić. Sam się sobie dziwił, ale za wszelką cenę chciał ją zachować przy sobie. Nie była jednak jak Katherina. Nie wystarczyło pozbyć się osób, które miała przy sobie i przywiązać jej do siebie. Musiał działać inaczej.
- Alice... Wiem, że uznasz mnie za jeszcze gorszego idiotę jak ci to powiem, ale nie potrafiłem inaczej. - Poczuł jak cała spięła się w jego ramionach. - Nie potrafiłem zaakceptować tego, że mi zależy - szepnął. - Próbowałem udowodnić sobie, że nic dla mnie nie znaczysz. Że potrafię funkcjonować bez ciebie.
- Nie wyszło? - spytała tak obojętnie, że aż przełknął ślinę.
- Nigdy nie tęskniłem za nikim, ale gdy ciebie nie było obok... Myślałem tylko o tym, gdzie jesteś i co robisz. Nie było dnia, co ja gadam, godziny, gdy o tobie nie myślałem. - Wtulił twarz w jej szyję. - Im więcej o tobie myślałem, tym bardziej zaprzeczałem.
- Skąd pewność, że ja chcę, żebyś nadal był obok mnie? - spytała, a Candy zacisnął na niej dłonie.
- O tym przyszedłem porozmawiać. - Wyprostował się i popatrzył prosto w jej oczy. Nie były puste jak wcześniej na sali, gdy patrzyła na nieproszonego gościa. Były przepełnione emocjami, które teraz były zamknięte dla niego.
- A co jeśli znowu zwątpisz? - spytała, a Candy pomyślał o dzwonkach. Jeśli jednak teraz ją zahipnotyzuje, to już nigdy nie wrócą do poprzedniego stanu.
- Nie przyszedłbym, gdybym nie był pewien. - Pogłaskał ją po policzku. - I nie każe ci odpowiadać dziś. - Złączył ich usta. Brunetka przez chwilę zamarła, ale poczuł jej ciepły oddech, gdy uchyliła usta. Wdarł się do nich językiem, czując jak jego ciało ogarnia pragnienie. Ile kobiet zabił, żeby udowodnić sobie, że jej nie pragnie? Wystarczył pocałunek, a on czuł gorąc, którego nie czuł przy żadnej innej.
Alice odsunęła się, czując się jak idiotka. Olewał ją przez dwa tygodnie, a ona i tak pozwoliła mu się pocałować. Gdyby tego było mało, jej ciało pragnęło więcej. Serce waliło jej w piersi, a brzuch zacisnął się.
- Muszę to przemyśleć, a dziś świętuje z chłopakami - powiedziała, a mężczyzna puścił ją.
- Wiesz, gdzie mnie szukać. - Pochylił się i musnął jej policzek.
- Candy... - zaczęła, gdy zaczął odchodzić. - Udowodnij, że naprawdę ci zależy. - Ich spojrzenie znów się spotkało. Mężczyzna wrócił do niej i objął w talii całując namiętnie. Nie potrafiła go odepchnąć... Musiała się powstrzymać, żeby nie zarzucić mu rąk na szyję. - Nie tak - szepnęła, gdy odsunął się minimalnie.
- Wiem, ale nie potrafiłem się powstrzymać. - Uniosła kąciki ust i zobaczyła jego uśmiech. - Świętuj i baw się dobrze. - Wyszedł, a brunetka cofnęła się i oparła o ścianę.
- Co ja robię? - szepnęła i przyłożyła rękę do piersi. Nadal waliło jak szalone.
Wróciła do baru, a wszystkie pary oczu były skierowane na nią.
- Nawet nie zaczynajcie - westchnęła.
- Powiedz tylko, czy nadal jesteście razem - powiedział szatyn opierając się o bar.
- O ile nie zawali, to tak.
- To mamy kolejny toast. - Zaproponował Zane i podniósł kieliszki. - Za koniec cichych dni.
- Podoba mi się. - Alice nasypała soli na rękę. Wypili, a Natan skrzywił się sycząc.
- Przerzućmy się na coś innego, co? - zaproponował, a mulat z brunetką zaczęli się śmiać.
- Nie rozumiem czegoś - zaczął Petter. - Przystawiasz się do niej pół wieczoru, a teraz cieszysz się, że pogodziła się z chłopakiem?
- Ja, do Alice? - zdziwił się mulat. - Stary, coś źle odbierasz.
- Zane i Alice... Przecież ona zjadłaby go w spodniach - powiedział Jay, a brunetka zrobiła niezadowoloną minę.
- Nie gryzę aż tak mocno - obroniła się, a wszyscy oprócz inicjatora tematu, zaczęli się śmiać.
- Uwielbiam Alice, ale czysto koleżeńsko. - Objął ją ramieniem. - Wybacz, ale wolę delikatniejsze kobiety.
- Nie przeszkadza mi to - odpowiedział mu.
- Więc pijemy dalej - ucieszył się srebrnowłosy, a szatynka zza baru popatrzyła na niego z uśmiechem. - No co?
- Ty już przyswoiłeś wystarczającą ilość alkoholu.
- Dzisiaj jest specjalny wieczór. - Uśmiechnął się niewinnie, a Alice zaśmiała się.
- To teraz kamikaze - zawołała brunetka, a Logan zaczął się śmiać.
- Już wiem, że będę nieść cię do domu. - Kobieta tylko uśmiechnęła się mocniej.
Katherina spojrzała na niebieskowłosego i uniosła kąciki ust.
- Wyglądasz jakby nic się nie stało - zauważyła, a ten uśmiechnął się wrednie.
- Prawie nic się nie stało - powiedział, a rudowłosa zmarszczyła brwi. - Mój urok osobisty zrobił swoje.
- Czyli wybaczyła ci?
- Prawie.
- Prawie? - Powtórzyła i stanęła. - Co musisz zrobić?
- Udowodnić, że mi na niej zależy - powiedział pewnie, a kobieta zaczęła się śmiać. - Co cię tak bawi? - spytał niezadowolony.
- Jak jej to udowodnisz, Candy? Dasz jej kwiaty? Czekoladki? Okażesz zainteresowanie? Po tym jak zachwiałeś jej zaufaniem?
- A twoim zdaniem, co mam niby zrobić?
- Nic nie możesz zrobić - odpowiedziała i ruszyła dalej. - Niczym jej tego nie wynagrodzisz. Musisz cierpliwie czekać, aż znów będzie cię potrzebować i wtedy być przy niej.
- To głupie - stwierdził.
- Ludzkie - rzuciła bez emocji.
- Ale przez dłuższy czas może mnie nie potrzebować... Poza tym. Świetnie jej poszło na konkursie. Nie potrzebowała mnie tam.
- Uważasz, że chodzi tylko o konkurs? - dopytała i dostrzegła jego pytające spojrzenie. - Sophie była bardzo przejęta ostatnio.
- Co się stało? - Złapał ją za ramię.
- Nie powiedziała dokładnie... Wiem tylko tyle, że Loganowi zepsuło się auto i nie mógł ich odwieźć, więc Alice odprowadziła ją sama. Próbowały się wkraść do domu, ale ojciec zaskoczył je.
- Zrobił jej coś? - Katherina uniosła kąciki ust widząc jak błyszczą mu oczy.
- Nie. Sophie śmiała się, gdy ten wyklinał zły i rozbił coś. Powiedziała, że Alice znowu go przechytrzyła. - Poklepała jego dłoń, a palce poluźniły uścisk. - Wypytałam o to. Powiedziała, że gdyby w liceum nie uciekła do Logana, to on skrzywdziłby ją. Sądzę, że to ją bardziej boli, choć na zawodach pewnie popełniła błąd, bo pomyślała o tobie.
- Nie pomagasz - mruknął niezadowolony.
- Mam kłamać? - Popatrzyła mu prosto w oczy. - Byłeś przy mnie, gdy cię potrzebowałam. Czasem to więcej niż wszystkie gesty, które niektórzy uważają za romantyczne.
- Wiesz, że też się zmieniłaś? - spytał, a rudowłosa uniosła kąciki ust.
- Tak. Wracajmy. - Niebieskowłosy ruszył w stronę sklepu zbity z tropu. Jak miał jej udowodnić, że mu zależy, skoro miał czekać aż będzie go potrzebować? Jak do tego czasu miał się zachowywać? Jak ostudzić gorączkę, która paliła jego ciało?
Alice pożegnała się z recepcjonistką i wyszła z siłowni. Była padnięta, ale potrzebowała tego. Piątkowy wieczór, to było dla niej za dużo.
- Zawzięcie godne podziwu - usłyszała i obróciła się zdziwiona. Uniosła kąciki ust, a Candy podszedł do niej.
- Odzwyczaiłam się, że zachodzisz mnie od tyłu.
- Będziesz mi teraz dogryzać na każdym kroku, tak? - spytał pochylając się.
- Zależy od humoru - odpowiedziała i pozwoliła się pocałować. - Co tu robisz?
- Spacer. - Wystawił dłoń. - Pod twój blok. - Oddała mu torbę i pozwoliła się prowadzić.
- To co robiłeś, gdy cię nie było?
- Nic godnego opowiadania - westchnął.
- Czyli mam zgadywać? Hmm... - Posłała mu pojedyncze spojrzenie. - Piłeś, spałeś, olewałeś wszystkie obowiązki i zarywałeś do innych, żeby udowodnić sobie to, co chciałeś.
- Skąd ty... Katherina, tak?
- Nie - Uniosła kąciki ust. - Zrobiłabym to samo.
- Słucham?
- Mam jedno pytanie, tylko nie wiem czy odpowiesz na nie szczerze.
- Alice. - Zatrzymał ją i popatrzył prosto w oczy. - Czy kiedykolwiek cię okłamałem?
- Przespałeś się wtedy z kimś? - Nie odrywał spojrzenia od jej ciemnych tęczówek.
- Tak - powiedział i zobaczył jak ucieka wzrokiem. - Alice... - Przyłożył jej dłoń do policzka.
- I jak było?
- Naprawdę mam odpowiadać?
- A chcesz do tego wracać przy kolejnym spotkaniu?
- Używasz moich zagrywek - powiedział lekko niezadowolony.
- Czekam na odpowiedź. - Odetchnął, widząc że nie ustąpi.
- Nijak... Było bo było, ale... Nie czułem nic. Przy tobie jest inaczej. Pragnę, żeby noc trwała jak najdłużej, a poranek nie nadchodził.
- Wiesz jak poznać, że ci zależy? - spytała, wtulając się w jego dłoń. - Boli cię słuchając takich rzeczy - dodała, a Candy puścił jej torbę i objął ją.
- Teraz to widzę... W twoich oczach - szepnął i musnął jej usta. Nie odepchnęła go, a on nie odpuścił. Pocałował ją namiętnie, czując jak zaciska pięści na jego koszulce.
- Mam ochotę dać ci liścia i po prostu odejść - powiedziała cicho, a mężczyzna uniósł kąciki ust.
- Na to pierwsze ci pozwolę, ale nie puszczę cię, choćbyś biła raz za razem.
- Masochista - stwierdziła, a Candy uniósł kąciki ust.
- Tylko twój na wyłączność.
- Czyżby? - Uniosła brew.
- Jeśli będzie trzeba, podpisze taki traktat krwią. - Poczuł jej dłoń, która popłynęła po jego piersi. - Alice... - Walczył z pragnieniem, a ona go jeszcze kusiła.
- Nadal chcesz poznać Sophie? - spytała, a mężczyzna zdziwił się.
- Oczywiście, że tak.
- Przyjedź jutro po mnie o piętnastej. - Odsunęła się i sięgnęła po torbę, zanim on to zrobił. - Dziś nie chce niczego żałować, więc lepiej będzie jak się rozejdziemy. - Niebieskowłosy przełknął ciężko ślinę. Czemu drugie spotkanie wydawało mu się cięższe od pierwszego? Choć przyznała, że jej zależy... Ale czego nie chciała żałować?
Brunetka weszła do mieszkania i rzuciła torbę. Cisza, która panowała w mieszkaniu zaczęła ją przytłaczać. Przeszła do sypialni i otworzyła laptopa, żeby włączyć muzykę. Usiadła na łóżku i zacisnęła pięści. Serce ją bolało, mimo gorączki palącej jej ciało. Skuliła się, opierając łokcie o nogi i skrywając w dłoniach twarz. Krzyknęła, czując jak emocje buzują w niej. Czym on różnił się od innych? Czemu tak bardzo pragnęła mieć go obok, mimo bólu, który jej zadał? Była naiwna... I głupia. Traktował kobiety jak zabawki do tej pory. Dlaczego nagle miał się zmienić? To nie był film, tylko jej pieprzone życie. U niej nigdy nic nie kończyło się happy endem.
Alice wsiadła do samochodu i popatrzyła na mężczyznę. Nim zdążył coś zrobić, oparła się dłonią o jego udo i pocałowała go. Złapał ją za kark, gdy chciała się odsunąć i przedłużył pocałunek. Popatrzyli sobie w oczy, a brunetka uniosła kącik ust.
- Naprawdę się boisz, że cię pogryzę - powiedziała, a mężczyzna puścił ją z uśmiechem.
- Wiem, że tym razem gryzłabyś mocno.
- Czyli będziesz grzeczny przy Sophie?
- Zero głupich i zboczonych tekstów - powiedział poważnie, a kobieta zaczęła się śmiać.
- Nie pasuje ci bycie Jasonem - stwierdziła, a mężczyzna nachylił się do niej.
- W końcu jestem błaznem. - Uśmiechnął się, a brunetka uniosła kąciki ust.
- Nie wychodź - powiedziała, gdy tylko auto stanęło.
- Dlaczego?
- Później ci wytłumaczę. - Wyszła z auta, a Candy nie spuszczał z nie spojrzenia. Cofnęła się o krok, gdy drzwi otworzył jej mężczyzna. Nie mógł być nikim innym niż ojcem Sophie. Czekała dłuższą chwilę nim dziewczynka stanęła w drzwiach, choć to słowo coraz mniej do niej pasowało. Dawał jej koło dwunastu lat. Dziewczyny w tym wieku potrafiły przychodzić do sklepu, udając dorosłe i wypinając przy nim swoje niewyrośnięte jeszcze piersi. Aż się lekko skrzywił na tą myśl. Dzieci to były dzieci. Daleko im było do dorosłych kobiet.
- To nie jest auto Logana - zwróciła uwagę blondynka, gdy tylko wsiadła.
- Nie. Dowiesz się wszystkiego na miejscu - odpowiedziała jej Alice, a niebieskowłosy nie odezwał się słowem. Chciał zrobić wszystko dokładnie tak, jak chciała.
Wysiedli z auta, a Sophie złapała się siostry niezadowolona.
- Powiesz wreszcie o co chodzi? - spytała, a Candy stanął przed nią.
- Miło mi cię wreszcie poznać, Sophie - powiedział, a blondynka speszyła się.
- Ten głos... To ty rozdawałeś balony pod sklepem. - Zakryła usta ręką.
- To mój chłopak, Candy - szepnęła jej Alice do ucha, a ta uśmiechnęła się.
- Czyli w złym momencie wypaliłam z pytaniem?
- W idealnym. Gdyby nie ty, nie wiedziałbym, że twoja siostra jest wolna. - Dziewczynka zaśmiała się.
- Dobrze wiedzieć, że ktoś dba o moją siostrę.
- Ciężko rywalizować z Loganem. On wie, czego ona potrzebuje, zanim ona to wie.
- Alice wie, czego chce. Tylko nigdy nie mówi tego na głos.
- Ej!
- Wszelkie podpowiedzi mi się przydadzą - dodał z lekkim uśmiechem.
- Mieliście się poznać, a nie mieć wspólną linię frontu - powiedziała niezadowolona brunetka.
- To co robimy? - spytała niewinnie blondynka.
- A co chciałbyś? - dopytał Candy i zobaczył jak się zastanawia.
- Na pewno lody i chce cię zobaczyć.
- Zobaczyć? - zdziwił się.
- Zrozumiesz w kawiarni - odpowiedziała mu brunetka.
Blondynka dostała swojego ulubiony deser lodowy i zaczęła się zajadać z uśmiechem. Ku zdziwieniu Alice, Sophie była naturalna przy Candym. Potrafił ją zagadać i rozśmieszyć, a ona traktowała go niczym Logana.
- Alice. - Jego głos wybił ją z zamyślenia.
- Gdzie odpłynęłaś? - spytała dziewczynka.
- Niedaleko - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- Candy, mogę cię zobaczyć? - spytała, a mężczyzna przeniósł spojrzenie na brunetkę. Przytaknęła głową.
- Oczywiście, tylko nie wiem, co robić.
- Daj moje dłonie, na swoją twarz. - Candy przysunął się do niej i obrócił lekko jej krzesło. Wziął jej dłonie i przyłożył do swoich policzków, zamykając oczy. Czuł jak delikatnie bada każdy centymetr jego twarzy. Potem wplotła ręce w jego włosy i przejechała w dół.
Otworzył oczy i spojrzał na brunetkę, która posłała mu uśmiech.
- Jesteś przystojny, prawda?
- Nie chwaląc się, tak. W końcu... - Pochylił się do niej. - Jakoś udało mi się zainteresować twoją siostrę, a to nie jest proste - szepnął jej do ucha, a blondynka zaśmiała się.
- Wiem. Jest strasznie uparta - odpowiedziała równie cicho. - Masz zaskakująco długie włosy.
- Jak na mężczyznę? - dopytał, a dziewczynka przytaknęła. - Dzięki temu też się wyróżniam i w krótkich nie wyglądałabym tak dobrze.
- A ja jestem ładna? - dopytała, a niebieskowłosy mruknął cicho, robiąc minę jakby się zastanawiał.
- Masz jeszcze dziecięce rysy, ale jesteś podobna do Alice. - Przejechał palcem po jej policzku. - Teraz jesteś ładną dziewczynką, ale za kilka lat pewnie staniesz się piękną kobietą. - Sophie zawstydziła się, lekko uśmiechając. Candy przeniósł spojrzenie na Alice. Brunetka wstała i przytuliła go od tyłu muskając policzek.
- Lizus - szepnęła mu do ucha, a mężczyzna przejechał dłonią po jej nodze. - To może jeszcze spacer? - zaproponowała, mówiąc w stronę siostry. Ta przytaknęła z uśmiechem.
Alice popatrzyła w jego różowe tęczówki. Udało jej się odprowadzić Sophie bez komplikacji, bo otworzyła matka. Oczywiście Greg nie byłby sobą, gdyby nie przyczepiłby się do niej, ale wystarczyło, że Candy wysiadł i oparł się o samochód, a ten od razu odpuścił.
- Wejdziesz? - spytała i zobaczyła zdziwienie na jego twarzy.
- Czekałem na to pytanie - odpowiedział łapiąc ją za podbródek. Wysiadła z auta, zanim zdążył coś zrobić. Niemal od razu znalazł się przy niej i objął jej talię. Zobaczył jej delikatny uśmiech, ale nie liczył na zbyt wiele. To wyglądało, jakby chciała go sprawdzić. Tylko jak miał się powstrzymać, gdy będą sami w mieszkaniu? Przecież to było niemożliwe.
Brunetka weszła do mieszkania i spojrzała na niebieskowłosego. Była ciekawa, co zrobi dalej. Przeszła do sypialni i usiadła na brzegu łóżka. Stanął przed nią i uniósł jej głowę, żeby złączyć ich usta.
- Pozwól mi się sobą zająć - szepnął i zobaczył jej lisi uśmiech.
- Połóż się - szepnęła, a mężczyzna zrobił to. Usiadła na jego kroku i położyła się opierając dłońmi o poduszkę przy jego głowie. - Wiesz, że to jest nawet urocze - powiedziała i musnęła jego usta. - Jak starasz się i powstrzymujesz. - Popatrzyła mu prosto w oczy. - Ale wolę wcześniejsza wersję Candy Popa. - Zobaczyła błysk w jego oczach i podgryzła jego szyję. Niemal od razu po tych słowach poczuła dłonie na tali. - Kiedy brałeś to na co miałeś ochotę. - Przejechała językiem po jego szyi. - A twój narcyzm dodawał ci pewności siebie. - Znalazła się na łóżku i zaśmiała widząc jego drapieżne spojrzenie.
- Czekałem na twoje pozwolenie - odpowiedział i sam zaczął pieścić jej szyję.
- Nie zabroniłam ci tego - odpowiedziała, a jego dłoń zacisnęła się na jej piersi. - Sam sobie to narzuciłeś.
- Nie chciałem, żebyś pomyślała... - Urwał widząc jej spojrzenie. - Chce cię mieć obok siebie, Alice. - Musnął jej usta. - Wiem, że spieprzyłem, ale chce to naprawić.
- Więc spraw, żebym poczuła się przy tobie tak jak kiedyś. - Candy złączył ich usta, a dłoń podążyła do jej kroku. Czuł gorączkę jej ciała i miał zamiar ją zgasić. Chciał słyszeć jej słodki jęk. Pogryzł jej szyję, starając się skupić na niej. Jedyne o czym myślał, to żeby ją posiąść.
- Candy... - Zawisł nad nią i spojrzał prosto w oczy. Złączyła ich usta i złapała go za krok. Miał ochotę jęknąć. Czuł się jak jakiś szczeniak, który pierwszy raz dobiera się do kobiety.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top