Chaos
Zamknąłem oczy. W wyobraźni zobaczyłem fabrykę umeblowaną krwią pełną elfich zwłok i wypatroszonych yeti.
Otworzyłem oczy i odwróciłem się, tak samo zroboli Mikołaj i Jason. Widok który ujrzeliśmy był niewiele lepszy od mojej wizji.
Przy nas zostały tylko dziewczynki, a cała reszta wykorzystała okazję i rozbiegła się po fabryce tworząc chaos.
Taki Elska zaczął gonić jakąś elfkę, krzycząc coś o zaginionej miłości, Nick "oglądał" wartościowe zdobienia niektórych zabawek, obok niego Grinch pakował do wora jakieś prezenty.
Trochę dalej dało się dostrzec porzucony płaszcz, a obok cztery pingwiny jeździły zabawkowymi czołgami.
Kilka osób zaczęło gonić z bronią mniejsze elfy, które chyba nie chciały im pokazać prezentów i uciekać przed Yeti, a pod ścianą Nurse Ann pomagała tym elfom, które już zdąrzyły oberwać.
Gdzieś z boku był Rake, który wziął się niewiadomo skąd i rozrywał on pluszowe zabawki.
A trochę obok niego miś Yogi i Bubu okradali fabryczną stołówkę z zapasów.
Dało się też dostrzec Jack'a i Jill, którzy w swoich świątecznych kolorach biegali razem po fabryce i oglądali zabawki, albo podstwiali innym nogi (mam wyrażenie, że Jack na święta jakby łagodnieje).
- Oż ty w dzioba... - powiedział Święty.
- Ta... Czy przez to trafię na listę nigrzecznych? - zapytałem.
- Trudno powiedzieć... - zaczął święty, ale po chwili Jeff coś kopnął, a to poleciało w piramidę drewnianych zabawek, które pospadały, rozwaliły się i ubrudziły farbą. Następnie owe coś poleciało do maszyny robiącej cukierki i rozwaliło ją w małym wybuchu. Jego siła wysłała ów przedmiot w inna stronę, gdzie dalej czynił szkody.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top