𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟗

W mediach jest piosenka Fleurie pt. "Hurts like hell". Nie wiem czy w jakiś sposób pasuje do tego rozdziału, przekonacie się po przeczytaniu. Myślę jednak, że w jakimś małym procenciku pasuje haha. Także zapraszam do słuchania i czytania!
_________________________________________
Kwiecień 1940

Rany zaczęły się goić. Nie jest ich może jakoś dużo, ale są. Na dodatek są bardzo bolesne i widoczne. Na szczęście nie zawitałam na Szucha na długo.

Nie wiem, co by było, gdyby nie moi przyjaciele.

Pewnie dawno już by mnie zabili. Leżałaby już w jakiejś zbiorowej mogile albo przysypana ziemią w jakimś lesie, Bóg wie gdzie.

Ale nadal jestem w Warszawie. U boku mam przyjaciół i chłopaka, w skrócie - najcudowniejszych ludzi na świecie. Chociaż, kiedy tak obchodzą się ze mną jak z niemowlęciem, to staje się to trochę irytujące. Przecież nic mi nie jest! Ale nie, bo oni wiedzą lepiej!

Nie ufasz im.

Ależ, oczywiście, że ufam. Po prostu jestem w stanie o siebie zadbać. Dość już dla mnie zrobili. Najpierw ta akcja z uwolnieniem mnie, teraz jeszcze szukają dla mnie mieszkania. Jakbym sama nie mogła tego zrobić!

Powoli ta ich nadopiekuńczość staje się nie do wytrzymania. Wiem, wiem. Nie powinnam tak myśleć, widzę jak się starają, ale mam tego już dość. Przecież ci Niemcy nie odcięli mi nóg ani rąk, nie wydłubali oczu. Nie jestem niepełnosprawna, mogę sama się sobą zająć. Nie cierpię, kiedy muszę być od kogoś zależna. To przecież tak jakby ktoś trzymał cię na smyczy i nie puszczał. Najchętniej pewnie zamknęli by mnie w domu na cztery spusty i nie wypuszczali bez specjalnej obstawy.

Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo jest to egoistyczne.

Jeszcze do tego ta podświadomość. Życie bez niej byłoby o stokroć łatwiejsze.

Chociaż może rzeczywiście postępuje egoistycznie?

Nie chcę tego robić, nie chcę, ale co jeśli naprawdę...

To wszystko jest takie trudne i... i skomplikowane!

A ktoś ci powiedział, że będzie łatwo?

-Zamknij się wreszcie! - krzyknęłam sama do siebie. Albo może powinnam powiedzieć, że do mojej podświadomości?

Zupełnie zapomniałam, że przecież chwilowo nie mieszkam sama. Już się przyzwyczaiłam, że mieszkając samemu, nikt nie będzie zwracał uwagi na krzyki, wrzaski czy piski. A teraz z powrotem muszę się nauczyć, aby trzymać nerwy na wodzy.

-Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony chłopak, wchodząc do pokoju, w którym obecnie się znajdowałam.

-Dlaczego pytasz? - odpowiedziałam.

Głupia. On się martwi, a ty tego nie widzisz? Widzisz tylko czubek własnego nosa, ale myślisz, że jesteś taką dobrą duszyczką, która każdemu pomoże. A tymczasem jesteś zwykłą egoistką.

-Martwię się o ciebie.

-Zupełnie niepotrzebnie. Wszystko jest w porządku.

Po co go okłamujesz, głupia? On ci ufa, zawsze jest z tobą szczery, a ty? Nie zasługujesz na niego.

Nie zasługujesz na niego, rozumiesz?

-Och, nic nie jest w porządku. Nie mogę zebrać myśli, cały czas jestem ciałem tutaj, ale moja dusza błąka się gdzieś, nawet nie wiem gdzie.

-Chciałbym ci powiedzieć, że będzie dobrze. Ale doskonale wiesz, że jest wojna, nic nie jest pewne. Mogę ci tylko obiecać, że będziemy przy tobie. Ja, Tadeusz, Janek i Paulina.

Stałam przy oknie, oparta rękami o parapet. Na ramionach poczułam dotyk, na co wzdrygnęłam się lekko. Nie wiem czy z bólu czy przez coś innego. Zdjęłam dłonie chłopaka z barków i obróciłam się, aby stać twarzą w twarz.

Zatopiłam się w jego oczach. Były tak bardzo niebieskie, a spojrzenie tak przenikliwe. Kiedyś pewnie bym się uśmiechnęła, cała byłabym w skowronkach, a teraz? Jedyne co czułam to... nic. Bo nie czułam nic. Jakbym została pozbawiona ludzkich uczuć.

A może nigdy ich nie miałaś?

Niemożliwe. Gdybym ich nie miała, przecież nie umiałabym kogoś pokochać, a pokochałam. Chłopaka tak bardzo idealnego, bez skazy.

Tu masz rację. Jego serce jest czyste, niczym łza.

Westchnęłam lekko i ponownie odwróciłam głowę w stronę okna. Znowu poczułam na ramionach dotyk Alka, więc znowu delikatnie zabrałam jego dłonie. Potrzebowałam bliskości, to prawda, ale kiedy już ktoś mi ją dawał i otaczał swoją miłością, nie potrafiłam tego przyjąć.

-Przepraszam - powiedział smutny.

-Nie przepraszaj, nie masz za co. Za to, ja powinnam przeprosić ciebie. I powinnam zrobić to już dawno. Nie zasługuję na ciebie.

-Oczywiście, że zasługujesz. Nie masz za co przepraszać, nie jesteś mieczem winna, księżniczko.

-Proszę, nie mów tak do mnie. Jest tyle innych dziewczyn w Polsce. Mógłbyś mieć każdą, więc dlaczego akurat we mnie musiałeś się zakochać?

Spojrzał na mnie, jakbym była conajmniej duchem. Jeszcze niedawno zaczęłabym się zastanawiać dlaczego w ogóle tak powiedziałam, ale teraz doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co mówię.

Ale chyba nie do końca z tego jak go ranisz.

Sumienie podpowiadało mi, abym przeprosiła chłopaka, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Nie chciało mnie słuchać.

Alek objął mnie delikatnie. W głowie mignęło mi, aby go odepchnąć, ale całe szczęście, powstrzymałam się.

-Zostaw - powiedziałam tylko, a chłopak zrobił to, o co poprosiłam.

-Jak będę mógł ci jakoś pomóc, to przyjdź. Zawsze będę cię wspierał - rzucił na koniec i wyszedł z pokoju.

Dziewczyno, wiesz, że on pewnie teraz myśli, że go nie kochasz?

Właściwie to tak jest. Nie kochasz go. Marnujesz jego czas, tak samo jak swój. I jeszcze go krzywdzisz.

Zerwij z nim, skoro nic do niego nie czujesz.

Ale... przecież ja go kocham. Nie wyobrażam sobie spędzić życia z innym mężczyzną. Ale, patrząc na to z drugiej strony, to naprawdę go krzywdzę. Zważam tylko na swoje uczucia, robię wszystko, tylko po to, abym ja czuła się dobrze. Alek nazwał mnie księżniczką, a powienien raczej nazwać mnie egoistką.

Znowu zostałam sama ze sobą. Na własne, głupie życzenie. Teraz moim jedynym zajęciem będzie rozmowa między mną a moją podświadomością. Sam na sam, bez nikogo u boku. Ale jedyną osobą, którą mogę za to winić, jestem ja. Gdybym nie powiedziała Alkowi, aby zostawił mnie w spokoju, siedzielibyśmy tutaj teraz razem, rozmawiając albo 
po prostu ciesząc się swoją obecnością.

Ale nie, bo zawsze muszę palnąć coś głupiego, a zarazem krzywdzącego!

Zastanawiam się, dlaczego to mnie tak boli, skoro sama to powiedziałam. Powinnam czasem trzymać język za zębami!

***

Minęło już trochę czasu. Na dworze zaczęło się powoli ściemniać. Przez te kilka godzin nie wychodziłam z pokoju, a kiedy ktoś o coś pytał, odpowiadałam krótko. Nic nie jadłam. Najzwyczajniej w świecie nie byłam głodna. Tłumaczyłam się jakimś zatruciem pokarmowym. Nie jestem do końca przekonana, czy wszyscy, którym wcisnęłam ten kit w niego uwierzyli, ale trudno.

Nieprzerwanie od tych kilku godzin siedziałam na parapecie. Okno było otwarte. Na ulicy było dzisiaj dużo Niemców. Co i rusz sprawdzali przechodniów, była też łapanka. Nie zabili tych złapanych ludzi od razu, tylko gdzieś ich wywieźli. Pewnie do obozu albo na roboty do Rzeszy. W końcu Polacy nadają się tylko do katorżniczej pracy.

Pogrążona w moich myślach, nawet nie zauważyłam kiedy Alek wszedł do pokoju. Usiadł na fotelu obok okna i również wyjrzał przez okno.

-Ładne dzisiaj niebo, nie uważasz? - zapytał nagle.

-Tak, bardzo - odpowiedziałam. Nie odwróciłam wzroku, nawet na sekundę. Nie umiałam spojrzeć mu w oczy - Przepraszam.

Zdziwiło go to. Nie patrząc na niego umiałam to stwierdzić.

-Za moje wcześniejsze zachowanie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło - dodałam.

-Nie musisz przepraszać. Nie jesteś niczemu winna.

Wstałam i podeszłam do chłopaka. Niepewnie go przytuliłam. Na początku tylko ja to zrobiłam, ale po chwili odwzajemnił mój gest. Trwaliśmy tak dobre pare minut. Niby nie dużo, ale dla mnie trwało wieczność i mogło tak trwać nadal. Do końca świata i o jeden dzień dłużej.

Jaka ty jesteś głupia...

Byłam zmęczona. Tylko czym? Można się zmęczyć nic nie robieniem?

Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Miałam nadzieję, że może dzisiaj zasnę szybciej, bo ostatnio bezsenność to moja codzienność.

I dzisiaj nie było inaczej.

Aleksy jeszcze robił coś przy biurku. Patrzyłam na niego chwilę. Wyglądał na mocno skupionego na swoim zajęciu. Po chwili jednak skończył i obrócił się w moją stronę.

-Nie śpisz jeszcze? - zapytał.

-Nie mogę. Jak codziennie - westchnęłam i opadłam na poduszki - Ja już tak nie mogę. Nie wytrzymam tego dłużej.

-Będzie dobrze, niunia - powiedział, kładąc się obok mnie. Pocałował mnie delikatnie w czoło, bo tylko na takie pocałunki ostatnio pozwalałam. Ale nie uśmiechnęłam się, tak jak zrobiłabym to kiedyś.

Następny dzień

Nie wiem jakim cudem wczoraj zasnęłam. Może to głos Alka podziałał na mnie jak kołysanka na małe dziecko. Kiedy się obudziłam, było w pół do dziewiątej. Aleksy nadal spał. Wstałam po cichu, wzięłam ubranie i ubrałam się. Potem usiadłam przy biurku i zaczęłam szukać jakiejś kartki i czegoś do pisania.

Idę się przejść. Nie wiem kiedy wrócę. Nie martw się o mnie.
Łucja

Położyłam kawałek papieru z moją wiadomością w widocznym miejscu. Wyszłam z pokoju, modląc się, aby nie stanąć na skrzypiącą deskę na podłodze, a tym samym, aby nie obudzić chłopaka. Śniadania nie jadłam. Nie byłam głodna. Po prostu wzięłam swoją kurtkę, założyłam buty i wyszłam.

Wiał lekki wiatr, ale nie przeszkadzał mi on. Szczerze powiedziawszy, nawet było to miłe uczucie, kiedy te zimne powietrze uderzało w twarz. Nawet nie czułam tego zimna.

Niemców było, jak zwykle, dużo. Była wczesna godzina, a już słyszałam niemieckie krzyki, łączące się z polskim przerażeniem, kiedy sprawdzali dokumenty i coś im nie pasowało. Buzowały we mnie różne emocje. Miałam ochotę iść tam, gdzie jakiś pierwszy lepszy Niemiec będzie kogoś sprawdzał i napluć mu prosto w twarz. Ale to byłoby równoznaczne z próbą samobójstwa. Na dodatek ucierpiałaby też ta druga osoba.

Ale za to kiedy mijałam efekty małego sabotażu, moje serce się radowało. Te wszystkie ulotki, napisy. Naprawdę, bardzo miłe uczucie. Tylko świadomość, że to wszystko robią najczęściej dzieci, mnie przytłacza. Przecież to jest prawie tak samo ryzykowne, jak walka na froncie! A te dzieci powinny się uczyć, chodzić do szkoły, bawić się, cieszyć życiem!

Idąc tak, doszłam nad Bulwary Wiślane. Usiadłam na ławce i zaczęłam myśleć. O wszystkim i o niczym. Tak po prostu. O ile tak w ogóle się da. Myślałam o tym, kiedy wojna się skończy, jak się skończy, co będzie potem. Czy wygramy my, Polacy czy Niemcy, a może nawet ZSRR. Pewnie gdyby Niemcy wygrali, cały czas byłoby tak, jak jest teraz. Nic by się pewnie nie zmieniło. Jeśli wygrałby Stalin, wprowadziłby pewnie komunizm. A jeżeli Polacy, bylibyśmy nareszcie wolni. Może nawet na dłużej niż dwadzieścia lat.

***

Nie wiem ile dokładnie czasu mnie nie było. Wiem, że nie było mnie długo. Zaczęłam iść z powrotem. Aleksy się pewnie martwi, chociaż pisałam mu, aby tego nie robił.

Martwi się, bo cię kocha, idiotko.

Właśnie. Kocha mnie, a ja jestem dla niego ostatnio taka oschła i nieczuła. Z resztą jak dla wszystkich. Nie potrafię okazywać uczuć jak dawniej i źle się z tym czuje. Bardzo źle. To nieuczciwe. Oni wszyscy się tak starają, a ja nie potrafię im podziękować jak należy.

Bo nie umiesz już kochać.

Nie umiem, to prawda. Ale się nauczę od nowa. Muszę to zrobić, jeżeli do końca mego życia nie chcę pozostać tą bezuczuciową dziewczyną. A może powinnam powiedzieć tym bezuczuciowym potworem?

-Nareszcie! - Alek powitał mnie krzykiem - Gdzie byłaś? Nie mogłaś mnie obudzić? Co ci strzeliło do głowy?

-Zostawiłam ci kartkę. Miałeś się nie martwić - westchnęłam.

-A jak ty to sobie wyobrażasz? Wstaję rano, ciebie nie ma, tylko jakaś kartka na stole. Mama i Maryla nic nie wiedzą. Nawet śniadania nie zjadłaś! I jak mam się nie martwić?

-Potrzebowałam się przejść. Sama.

-Mogłaś mnie obudzić! Byłbym bardziej spokojniejszy. Równie dobrze, ktoś mógł cię porwać i kazać napisać taką wiadomość!

-Przepraszam.

-Następnym razem nie przepraszaj, a pomyśl najpierw!

-Nawet nie wiesz, ile ja ostatnio myślę... - pomyślałam.

-Zjedz coś. Nic nie jadłaś, a jest trzynasta - powiedział, będąc już bardziej spokojnym.

Nie chcąc większej afery, zrobiłam to, o co poprosił. Poszłam do kuchni i bez słowa zaczęłam robić jakąś kanapkę. Małą, bo małą, ale zawsze coś. Zjadłam ją szybko i postprzątałam po sobie.

Nie uśmiechało mi się znowu siedzieć w pokoju. Nie wiedziałam zupełnie, co ze sobą zrobić. Bo co? Znowu iść się włóczyć? Jakoś to jedyny pomysł, który w jakikolwiek sposób do mnie przemawia.

-Znowu gdzieś wychodzisz? - zapytał Alek, widocznie poirytowany tym faktem.

-A co? Będziesz mnie teraz kontrolował? - zakpiłam.

Zaskoczyło go moje zagranie. Z resztą mu się nie dziwię. Mnie też zaskoczyło. Nie planowałam tego. Co się ze mną dzieje?

-Nie poznaję cię, dziewczyno. Nie byłaś taka. Nie taką Łucję pokochałem - westchnął.

-Wiem... - powiedziałam po cichu i wyszłam z mieszkania.

Kiedyś można było o mnie powiedzieć, że bardziej przejmowałam się innymi, niż sobą. To mógł być zwykły przechodzień, a dla mnie i tak liczyłby się bardziej. Z pogodnej, pomocnej dziewczyny, stałam się kimś, kto nie umie okazywać ludzkich uczuć. Nie wiem, może jeszcze kiedyś znowu będę taka jak kiedyś. Ale to na pewno nie będzie łatwym zadaniem, aby nauczyć się znowu kochać.

Kilka dni później

-Jak zwykle to moja wina, tak?! - krzyknęłam.

-Nie zawsze jest twoja wina, ale tym razem jest twoja! - on też podniósł głos.

-To skoro tak ci ze mną źle, to zerwij ze mną!

Znowu go dobiłam. A kłótnie, takie na przykład, jak ta, to ostatnio nasza codzienność.

-Może tak byłoby lepiej! Dla ciebie i dla mnie - odpłacił mi się pięknym za nadobne.

A teraz to on dobił mnie. Nie mówiłam tego na poważnie. Nie przemyślałam tego, co mówiłam, ale on chyba za to, jak najbardziej mówił poważnie. Właśnie w tamtym momencie nasz związek się rozpadł, a dla nas nie było ratunku.

W furii wyrzuciłam z szafy wszystkie moje ubrania, wyciągnęłam walizkę i zaczęłam to wszystko tam wpychać. Jak to się mówi, robiłam to na odwal. A łzy lały się strumieniami. Już nawet tego nie kontrolowałam.

Kiedy skończyłam się pakować, wyszłam z pokoju z hukiem. Skierowałam się w stronę drzwi, ale w połowie drogi się zatrzymałam. Spojrzałam do drugiego pokoju. Przy oknie stał Aleksy, podparty dłońmi o parapet. Z uporem maniaka, patrzył przez okno, jakby chciał się doszukać czegoś niezwykłego w nim. Spoglądałam na niego w ciszy. Ale widocznie wyczuł mój wzrok na sobie, chociaż nawet się do mnie nie odwrócił.

-Ciekawe, gdzie teraz pójdziesz! - zakpił.

-Poradzę sobie, z tobą albo bez ciebie! - odpowiedziałam i poszłam do wyjścia. Wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami.

A moim celem była kamienica Pauliny. Miałam gdzieś, że będzie tam Julia, dzięki której to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Ważne było dla mnie, aby była tam przede wszystkim moja najdroższa przyjaciółka. Jeżeli jej tam nie będzie, jest jeszcze opcja druga. Pójdę do Tadeusza.

Jeszcze żeby moich problemów było mało, zatrzymali mnie Niemcy.

-Was hast du in deinem Koffer? (co masz w walizce?) - zapytał.

-Persönliche Dinge (rzeczy osobiste) - odpowiedziałam - Was können Sie sonst noch in einem Koffer haben? (co innego można mieć w walizce?) - dodałam, jakbym nie wiedziała, jak to się skończy.

I tak się właśnie skończyło. Dostałam w twarz. Z całej siły.

-Wie dumm sind diese polnischen Frauen, findest du nicht? (jakie te Polki są głupie, nie uważasz?) - Niemiec, zwrócił się do swojego towarzysza.

Czułam jak po moim policzku cieknie strużka krwi. Mimowolnie dotknęłam palcem rany na mojej twarzy. Na dłoni rzeczywiście zobaczyłam tą ciemną ciecz.

-Ja, ja (tak, tak) - odpowiedział ten drugi, na co zaśmiali się oboje.

Po chwili rzucił we mnie moją kenkartą, którą mu wcześniej dałam i kazał odejść. Z chęcią to uczyniłam.

Już potem poszło gładko jak po maśle. Niemcy mnie nie sprawdzali, nie trafiłam na żadną łapankę. Prosto do domu Pauliny.

Zatrzymałam się przed wejściem do kamienicy brunetki. Zawahałam się, czy aby na pewno tam wchodzić. Może źle postąpiłam, tak się kłócąc z Alkiem? Nawet nie może, a na pewno. Ale nie mam pewności, czy on też tak sądzi. Może on potrzebował tego zerwania?

Zawsze myślisz tylko o sobie.

Opamiętałam się po chwili. Weszłam chwiejnym krokiem po schodach i zapukałam do drzwi mieszkania. Otworzył mi Tadeusz. Od razu mocno go objęłam.

-Co tu robisz? - zapytał cicho.

Cisza. Nie umiałam wydusić słowa. Jakby mi języka w buzi zabrakło.

-Tadeusz, kto przyszedł? - usłyszałam głos brunetki, która właśnie weszła do przedpokoju. Spojrzałam na nią. Była szczęśliwa z jakiegoś powodu.

Odsunęłam się od chłopaka. Chciałam przejść do innego pokoju, żeby nie stać w progu, ale zaczęło kręcić mi się w głowie. Na szczęście Tadeusz szybko mnie złapał. Podniósł mnie i przeniósł do salonu.

-Dałabym sobie radę sama - westchnęłam.

-Przewrócić się na pewno - zakpiła Paulina.

Weszliśmy do pokoju, gdzie był też Janek. Również wyglądał na zmartwionego, ale i zdezorientowanego. Zaczął się rozglądać po mieszkaniu. Pewnie szukał wzrokiem Alka.

Tadeusz posadził mnie na fotelu, a Paulina poszła do kuchni zrobić herbatę.

-Zadzwonię do Alka, pewnie się martwi - oznajmił Rudy, kierując się w stronę telefonu.

-Nie dzwoń. Daj mu spokój, i tak tu nie przyjdzie - powiedziałam z kamiennym wyrazem twarzy.

Wszyscy wyglądali na zdziwionych. Tadeusz spojrzał na Janka, Janek na Paulinę, która właśnie wróciła z filiżankami, a Paulina na mnie.

-Znowu się pokłóciliśmy - wyjaśniłam - tylko tym razem każde z nas chyba dodało o dwa grosze za dużo. Nie jesteśmy już razem.

-Mówiliście to w przypływie chwili, na pewno ani ty ani on nie mieliście tego na myśli. Wszystko się ułoży - Paulina próbowała mnie uspokoić, widząc, że cała się trzęsę - masz wypij, poczujesz się lepiej.

Podała mi filiżankę z herbatą, a potem odeszła na chwilę i wróciła z kocem, którym mnie nakryła.

-Mam rozumieć, że ta walizka przy wejściu oznacza, że się spakowałaś i wyprowadziłaś, tak? - dopytała jeszcze, a ja skinęłam głową - narazie zostaniesz u mnie. Potem się coś wymyśli - uśmiechnęła się.

***

Julia, po powrocie do domu, była zaskoczona moją obecnością tutaj. Nie cieszyła się, ale za to kiedy jakimś cudem dowiedziała się o tym, że to koniec mojego związku, stała się jakoś bardziej szczęśliwa. Przecież teraz nikt nie będzie stał jej na przeszkodzie, aby zdobyć serce Alka, prawda?

Trochę boli. Co ja mówię, boli jak cholera, ale to przecież też poniekąd moja wina. Gdybym nie powiedziała, że lepiej byłoby mu beze mnie, może nie zerwałaby ze mną teraz? Nie mówię, że nigdy, bo ten koniec był nieunikniony, ale może przeciągnęłoby się to trochę w czasie.

Teraz, kiedy już poukładałam sobie w głowie większość myśli, zapragnęłam porozmawiać z moim byłym już chłopakiem. Tylko teraz tak na spokojnie, bez nerwów i krzyków. Jak dorośli ludzie, a nie dzieci.

Tylko pytanie, czy on tego chce...

~Halo? - odezwał się głos w słuchawce.

-Dobry wieczór, możemy porozmawiać? - zapytałam - uprzedzając twoje pytanie, nie teraz. Moglibyśmy się spotkać, na przykład jutro?

~Dobrze, niech będzie. Dwunasta w Łazienkach ci pasuje?

-Oczywiście. Do zobaczenia - pożegnałam się, uśmiechając lekko sama do siebie, bo wiedziałam, że tego nie zobaczy. Nie był to szczery uśmiech, wręcz wymuszony. Od miesiąca nie potrafię się uśmiechnąć, tak jak kiedyś.

Poszłam do kuchni pomóc Paulinie z kolacją. Jej rodzice pojechali na kilka dni na wieś, a ona została sama z Julką.

-Coś się stało? - zapytała.

-Chciałam ci pomóc. Mogę?

-Siadaj - rzuciła, a ja zrobiłam to o co prosiła - i siedź tak, dopóki nie skończę. Masz odpoczywać. W ogóle, co ty masz na policzku?

-Nic takiego. Przecięłam się kartką.

-Kartką po policzku? Dobre sobie! Nie mi wciskaj takie kity! Znowu podpadłaś jakiemuś Niemcowi?

-Tak jakby...

-Lucy, jak matkę kocham, ty wpadniesz kiedyś w takie kłopoty, że my cię w życiu z nich nie wyciągniemy!

-Wiem, przepraszam. Muszę nauczyć się używać narządu zwanego mózgiem - westchnęłam. Dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła.

***

Znowu nie mogłam spać. Tylko tym razem zasnęłam nawet szybko, ale za to obudziłam się jakieś dwadzieścia minut temu i od tamtej pory nie śpię. Cały czas mam przed oczami jakieś wspomnienia związane z Alkiem. Jedno jest takie, które teraz boli bardziej niż wtedy.

Było lato, tuż po zakończeniu roku szkolnego 1937/38, a ja wracałam z tej uroczystości z najlepszym przyjacielem.

-Alek już ci mówił? - zapytał mnie Tadeusz, kiedy wracaliśmy do domów.

-Ten Alek, który ostatnio wylał na mnie herbatę? - zakpiłam.

-Tak ten - zaśmiał się.

-Nie rozmawiamy za często, ale chętnie się dowiem, co miałby mi powiedzieć.

-Jakaś dziewczyna wpadła mu w oko. Ale nie chce powiedzieć jej imienia. Spotkał ją już jakiś czas temu i dopiero teraz nam o tym mówi.

-Oh, cudownie. Bardzo się cieszę...

Poczułam się jakoś dziwnie. Niby nie cierpię chłopaka, ale jakoś nie mogę wyobrazić sobie jego widoku z inną dziewczyną u boku. Poniekąd chyba chciałam, abym to ja była na miejscu tej szczęściary.

-Łucja jest zazdrosna! - zaśmiał się mój przyjaciel.

-Że ja jestem co?

-Przecież to widać. Nawet jakby nie było, to ja cię za dobrze znam!

-Tadeusz, wypraszam sobie, ja wcale nie jestem zazdrosna. A już na pewno nie na gościa, który wylał na mnie gorąca herbatę!

No może troszeczkę jednak jestem. Ale tylko troszeczkę, przysięgam.

Niedawno się dowiedziałam, że to ja byłam tą dziewczyną, która wpadła Alkowi w oko. Całe półtora roku zajęło nam uświadomienie sobie tego. Właściwie to mi, zapewne on wiedział to już wcześniej. A teraz to wszystko nieodwracalnie legło w gruzach.

Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że tęsknie za tym. Dziwne jest to uczucie, bo to nie tęsknota, ale też nie ulga, że nas już nie ma. Jakby to wszystko się ze sobą zmieszało.

Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Otworzyłam szuflady. W pierwszej nie było nic ostrego. W drugiej też. Dopiero w trzeciej znalazłam jakiś scyzoryk. Dotknęłam opuszkami palców ostrza. Nóż nie był tępy, ale nie przeciął też skóry. Nigdy nie pomyślałam, że zrobię coś takiego. Może nie chciałam się zabijać, ale na pewno chciałam zadać sobie ból.

Przycisnęłam scyzoryk do jednego nadgarstka. Tym razem mocniej. Zobaczyłam, że kilka kropel krwi zaczęło wypływać spod ostrza. Docisnęłam więc jeszcze mocniej. Tym razem zabolało tak bardzo, że z bólu syknęłam. Bez blizn się nie obejdzie, ale po wizycie na Szucha, kilka blizn w tę czy we w tę, nie zrobi żadnej różnicy.

Chwilę później w pomieszczeniu zapaliło się światło i weszła Paulina. Podeszła do mnie i widząc co robię, wyrwała mi z ręki nóż.

-Czyś ty do reszty zgłupiała?! Życie ci niemiłe?! - zaczęła krzyczeć.

-Cicho bądź, godzina policyjna nadal obowiązuje, a nie przypominam sobie, żeby cię z niej zwolniono.

-Nie będę cicho, kiedy moja przyjaciółka się tnie. Od kiedy?

-Tylko dzisiaj. Przysięgam.

Była zła, ale też zawiedziona moim zachowaniem. Znowu pokazałam się z tej egoistycznej strony. Nie pomyślałam co będą czuć, jakbym się zabiła. Po raz kolejny.

Dziewczyna zabandażowała mój nadgarstek i zrobiła nam obu herbatę. Usiadła przy stole, naprzeciwko mnie i kazała mówić wszystko, co leży mi na sercu. Jak na spowiedzi.

-Ale, że wszystko? Tak, wszystko, wszystko? - zapytałam zniechęcona.

-Wszystko, wszystko - uśmiechnęła się.

Co miałam zrobić? Musiałam jej wszystko powiedzieć. Tak więc, zaczęłam jej wszystko mówić, począwszy od tego jak zamknęłam się w sobie, przez to jaka byłam w stosunku do Alka i wszystkich pozostałych, skończywszy na tym, co stało się teraz. Dziewczyna słuchała bardzo uważnie.

-Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji - powiedziała, kiedy skończyłam mówić.

-Nic nie mów. Po prostu mi obiecaj, że zawsze będziemy się wspierać, dobrze? Na dobre i na złe - odpowiedziałam.

-Obiecuję - uśmiechnęła się - chcesz jeszcze herbaty?

-Chyba nie wiesz, czym by się to skończyło - zaśmiałam się lekko.

***

Kiedy zaczęła się zbliżać jedenasta, zaczęłam się trochę ogarniać, aby wyglądać w miarę normalnie. Założyłam czerwoną sukienkę w czarne kropki. Z przodu była zapinana na guziki, a w talii założyłam pasek. Włosy spięłam w niskiego kucyka. Takiego przy samym karku. Do torebki schowałam dokumenty i jakieś pieniądze.

Chwilę przed dwunastą wyszłam z domu i skierowałam się na miejsce spotkania.

Co czułam, idąc tam?

Bałam się, a z drugiej strony byłam ciekawa, o czym będziemy rozmawiać. Miałam też nadzieję, że ta rozmowa potoczy się bardziej spokojnie, niż ta wczorajsza.

Po kilku minutowym spacerze doszłam na miejsce. Alek już tam był. Stał tyłem, oparty o barierki przy stawie. Podeszłam do niego i stanęłam obok.

-Cześć - przywitałam się. Chciałam się uśmiechnąć, ale jakoś ciężko mi było to zrobić - Dziękuje, że zgodziłeś się na spotkanie.

-Nie ma sprawy - uśmiechnął się - twój nadgarstek - powiedział i wskazał na niego.

-Och, to nic takiego. Nie przejmuj się.

-No dobrze, w takim razie... Łucja, posłuchaj mnie, proszę.

-Nie, to ty posłuchaj. Przepraszam, że byłam dla ciebie taka oschła i nieczuła. Nie powinnam, nie jesteś niczemu winien. A do wczoraj, nie powinnam była tak mówić.

-Nie udawajmy, że ja nie mam niczego za uszami. Nie powinienem był tak reagować.

-A czy.. czy ty mówiłeś poważnie? O tym, że byłoby lepiej gdybyśmy nie byli razem? - zapytałam nieśmiało.

-Lucy, przykro mi. Naprawdę, jesteś wspaniała, ale my nie pasujemy do siebie. Jestem pewny, że znajdziesz kogoś, kto będzie tym jedynym.

-Jasne, rozumiem - powiedziałam. Poczułam łzy w oczach, ale nie chciałam ich pokazywać. Dla mnie płacz był oznaką słabości, a ja nie chciałam być słaba.

-Hej, przecież nadal możemy być przyjaciółmi. Dla mnie to też jest ciężkie, te miesiące z tobą były jednymi z lepszych, ale to po prostu nie wyszło - uśmiechnął się.

-Obyś był szczęśliwy z inną. Jeszcze raz przepraszam - powiedziałam na koniec i odbiegłam od niego.

Kiedy tak biegłam przypomniał mi się jeden z ulubionych wierszy mojej mamy. Dokładnie to jego fragment.

A kie­dy przyj­dzie go­dzi­na roz­sta­nia,
Po­pa­trz­my so­bie w oczy dłu­go, dłu­go
I bez jed­ne­go sło­wa po­że­gna­nia
Idź­my - ja w jed­ną stro­nę, a ty w dru­gą.

Bo taka nam już pi­sa­na jest dola,
Że ni­g­dy dla nas ju­tro się nie zi­ści,
Wiecz­nie nam w po­przek sta­nie taj­na Wola,
Co tkli­wość mie­ni w po­dmuch nie­na­wi­ści.*

Teraz ten fragment wydawał się taki bardziej prawdziwy. Stał się idealnym odzwierciedleniem mojej teraźniejszej sytuacji. I chociaż moje oczy zaszkliły się, to nie potrafiłam płakać. Jakbym wyczerpała już limit łez.

Dlaczego życie jest takie trudne?

_________________________________________

* - fragment wiersza Tadeusza Boya - Żeleńskiego "A kiedy przyjdzie"

Dobry wieczór! Dzisiaj kolejny długi rozdział, który powiem Wam, że powstał, a właściwie pomysł na niego - pod wpływem chwili. Stwierdziłam, że nie mogę Wam tak przedstawić późniejszych wątków bez grama wyjaśnienia, co, jak i dlaczego, więc o to jest!

Mam nadzieję, że chociaż długi i może niezbyt miły, to się Wam podoba. Plus jeżeli słuchaliście to dajcie znać czy piosenka z mediów pasuje i również czy Wam się podoba. Ja się przyznaję, że się w niej zakochałam!

Love you all! 💗💗💗

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top