𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟒𝟎

   Z nieba, które dotychczas było po prostu ponure, zaczął padać delikatny śnieg. Płatki osiadały na ziemi, jednak po chwili topniały z powodu dodatniej temperatury.

Patrząc na malutką karteczkę z zapisanym adresem, dziewczyna rozglądała się dookoła, aby dowiedzieć się, gdzie się znajduje.

—Przepraszam najmocniej, jak dojść na ulicę Marszałkowską? – zapytała przechodnia.

—Musisz, dziecko, pójść najpierw prosto, a następnie skręcić w lewo – odpowiedział mężczyzna, dodatkowo pokazując rękoma, aby lepiej go zrozumiała.

—Dziękuję – powiedziała uśmiechając się. Pewnym krokiem poszła we wskazanym kierunku.

   Niemieccy żołnierze patrzyli na nią z pogardą w oczach. Pogardą, nienawiścią i chęcią mordu, rozlewu polskiej krwi. Dla nich zawsze będzie nikim. Nawet nie zwykłą dziewczyną – nikim, kto w społeczeństwie mógłby zajmować nawet najniższe miejsce. Będzie najgorszym ścierwem, tak jak wszyscy Polacy, Żydzi...

Będąc na Marszałkowskiej, ponownie spojrzała na kartkę z zapisanym adresem. Starała się go zapamiętać, aby zniszczyć ten kawałek papieru. Wyjęła zapalniczkę i podpaliła kartkę wyrzucając ją na ulicę.

—Aśka! – usłyszała z góry. Podniosła głowę i w oknie jednej z kamienic zobaczyła swojego najlepszego przyjaciela. – Już do ciebie idę.

Chwilę później był na dole. Od ich ostatniego spotkania zmienił się. Wydoroślał, stał się bardziej... Przystojny.

—Och matko, jak my się dawno nie widzieliśmy! – powiedziała obejmując chłopaka.

—Nic się nie zmieniłaś, Asieńka. Nadal ta sama!

—Nie mogę tego samego powiedzieć o tobie. Ale uśmiech nadal ten sam. Boże, jak ja go kochałam! Nie wiem, czy wiesz, ale kiedyś się w tobie podkochiwałam – wspomniała ze śmiechem.

—Coś takiego... Chodź do mieszkania. Nie będziemy rozmawiać i wspominać dawnych czasów na ulicy. A i poznasz kogoś.

—Czyżby mój Jasieniek wreszcie się ustatkował? – zażartowała.

—Aśka, wiesz, że nienawidzę jak tak do mnie mówisz. Jasiek. Mam na imię Jasiek, kobieto.

Weszli do środka, gdzie czekała na nich Łucja. Bardzo się cieszyła, że będzie mogła poznać kogoś bliskiego dla Jaśka. Być może czuła przez to, że jest dla niego naprawdę ważna.

Do pokoju weszła wtedy piękna, młoda dziewczyna o włosach ciemnych, w kolorze gorzkiej czekolady, upięte w długi warkocz. Oczy także miała ciemne, brązowe.

—Łucja – przedstawiła się. – Ty pewnie jesteś Asia. Bardzo miło mi cię poznać – uśmiechnęła się.

—Właściwie to Kasia... Jasiek chyba źle cię poinformował – powiedziała. Łucja spojrzała na chłopaka pytającym wzrokiem oczekując odpowiedzi. – Żartowałam! Zgadza się, jestem Aśka. Za to ty jesteś bardzo piękna. Nie dziwię się, że Jasiek się zakochał, a uwierz, że on nigdy w nikim się nie zakochiwał. Jesteś pierwsza.

—Bardzo mi miło. Ty także jesteś bardzo ładna!

—Nasze dziecko będzie ładne po mamie, a sprytne po tacie – powiedział Jasiek przytulając Łucję.

—O mój Boże, jesteś w ciąży! Jasiek, no! Dlaczego się nie pochwaliłeś?

—To był dla nas ciężki miesiąc, Asia. Łucja rozstała się z mężem, pokłóciła się z przyjacielem... Do tego jeszcze mój ojciec... Ach, szkoda strzępić język na to wszystko. Na pewno jesteś zmęczona, odpocznij sobie.

—Nie jestem. Chcę poznać twoją dziewczynę. Musisz mi wszystko o sobie powiedzieć, koniecznie!

Kilka ulic dalej Alek bawił się ze swoją chrześniaczką. Uśmiechała się, gdy bujał ją w swoich ramionach, gdy robił śmieszne miny, aby rozśmieszyć dziewczynkę. Uwielbiał tą małą, jakby była jego własną córką.

—Chyba będziesz jej ulubionym wujkiem – zaśmiała się Paulina spoglądając na nich.

—Ona zdecyduje – uśmiechnął się nie odwracając wzroku od dziecka.

—Muszę ci coś powiedzieć, Alek – powiedziała ciszej i... smutniej? – Rozstałam się z Michałem. To nie był związek dla mnie. Kontrolował mnie, ciągle pytał, gdzie i z kim wychodzę. Nawet był zazdrosny o ciebie...

—Co teraz? Macie razem dziecko...

—Nie wiem. Chcę, żeby miał kontakty z Blanką, ale wtedy będzie próbował do mnie wrócić, a ja...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top