𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟏𝟓
Wrzesień 1941
Mija już drugi rok tej wojny. Tego piekła na ziemi. Czy to się kiedyś skończy?
Nie wiem.
Czy chcę, żeby się skończyło?
Oczywiście. Nie znam osoby, która by nie chciała.
Ten miesiąc zaczął się tak inaczej. Teraz czuję się spełniona. Może jeszcze nie do końca, ale w jakimś stopniu na pewno. Mam obok siebie przyjaciół, narzeczonego i rodzinę. Nie myślałam, że jeszcze kiedyś to powiem, bo po śmierci rodziców zupełnie straciłam wiarę w tą wartość.
Czy może być lepiej?
Owszem, gdyby wojny nie było, byłoby o stokroć lepiej.
Ale czy się poddamy?
Nigdy.
Kiedy rodzice opowiadali mi o wojnie, wiedziałam, że ja też muszę walczyć w razie niebezpieczeństwa. To mój obowiązek, który teraz wypełniam. Rodzice byliby dumni, chociaż na pewno cholernie by się bali.
A wujek? Oczywiście nie powiedziałam mu o konspiracji. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie ufam mu aż tak bardzo, aby mu o tym powiedzieć. Niedawno poznałam też jego drugą córkę. Naprawdę miła z niej dziewczyna, ale jest przeciwieństwem swojej siostry. Anka jest zdecydowanie spokojniejsza, woli się nie wychylać.
Za to Basia... Jej jest zawsze wszędzie pełno. Chodzi na tajne komplety, chciałaby walczyć. Podziwiam ją za to. Ma dopiero szesnaście lat i się nie boi. Ale matka jej nie pozwala.
A co do samej cioci... Narazie jest do mnie sceptycznie nastawiona. Do moich przyjaciół i Alka jeszcze bardziej. Uważa, że jesteśmy nic nie wiedzącymi o życiu dzieciakami, że powinnismy skupić się na nauce, nie związkach i miłości. A jak się dowiedziała o zaręczynach, to myślałam, że łeb mi urwie. Dostałam taki wykład o tym, jacy to my jesteśmy nieodpowiedzialni, że aż uszy bolały. I nie pomogły argumenty, że jestem dorosła, to moje życie, a ślub będzie jak się wojna skończy. Ale po co się cieszyć naszym szczęściem, skoro można ponarzekać?
Na dzisiaj nie mam jakiś specjalnych planów, chyba oprócz tego, że mam pomóc Basi w nauce niemieckiego.
Szczerze to mam trochę obaw przed pójściem do niej, bo przy ostatnim spotkaniu z jej mamą...
No tak... Troszkę się z nią pokłóciłam o zaręczyny i moich przyjaciół, zresztą przy każdym spotkaniu z nią prędzej czy później wychodzi i robi się między nami kwas. Modlę się o to, żeby kiedyś zrozumiała, że po pierwsze nie jestem jej córką, a po drugie, że jestem już dorosła i mam prawo do własnego życia.
***
Weszłam do kamienicy i już miałam zmierzać na piętro, na którym mieszka mój wujek, kiedy zaliczyłam spotkanie z podłogą.
-Uważaj jak chodzisz - powiedziałam zdenerwowana, kiedy podniosłam się z ziemi - Michał? Co ty tu robisz? - zapytałam zaskoczona widokiem chłopaka przyjaciółki.
-Cześć Łucja, ciebie też bardzo miło widzieć - zaśmiał się - A odpowiadając na twoje pytanie. Mieszkam tu. A ty, co tu robisz?
-Przyszłam do siostry. Mam jej pomóc w niemieckim.
-Masz siostrę...?
-Tak, niedawno się dowiedziałam. Wiesz, muszę już iść. Cześć! - pożegnałam się i pobiegłam na górę.
Będąc już pod drzwiami, lekko zawahałam się, czy aby na pewno chcę tam iść i widzieć się z ciotką, ale obiecałam Basi, więc nie mogłam jej zawieść.
Zapukałam do drzwi, a moje serce zaczęło bić jak szalone.
Z każdą sekundą coraz bardziej.
Czego się tak bałam?
Konfrontacji z ciotką.
Zobaczyłam, że drzwi powoli zaczynają się uchylać.
Wzięłam trzy głębokie oddechy.
Otworzyła mi Ania, więc odetchnęłam z ulgą, że nie od samego progu muszę mierzyć się z ciotką.
-Cześć - przywitałam się.
-Proszę, wchodź. Baśka jest u siebie - powiedziała i gestem ręki zaprosiła mnie do środka.
-Aniu, kto przyszedł? - zapytał siedzący w kuchni wujek.
-Łucja - odpowiedziała.
-Dzień dobry! - zawołałam.
-Łucja przyszła? - zapytała wychodząca z pokoju Basia.
-W rzeczy samej - uśmiechnęłam się - Przygotowana?
-Oczywiście - odpowiedziała i pociągnęła mnie za rękę do swojego pokoju. - Od czego zaczniemy?
-Chciałabym, żebyś powiedziała mi co już umiesz - poleciłam jej, a ona zaczęła wymieniać wszystko co umie.
Siedziałyśmy tak chyba z półtorej godziny.
Albo może dwie?
Nie ważne.
W każdym razie, siedziałyśmy tak trochę długo, aż wspólnie doszłyśmy do wniosku, iż mamy dość niemieckiego jak na jeden dzień. Raz, że byłyśmy zmęczone, dwa, że byłyśmy głodne, a trzy, że jak chyba każdy Polak, czułyśmy obrzydzenie do niego. Ale język wroga trzeba znać.
-Zaprosisz nas na ślub? - wypaliła nagle dziewczyna.
-Jaki ślub?
-No twój i tego twojego Alka - zaśmiała się.
Miałam w tym momencie ochotę strzelić sobie "face palm'a", z mojej własnej głupoty.
Jaka narzeczona zapomina o własnym ślubie?
-Oczywiście, że was zaproszę. Jesteście moją rodziną, więc dlaczego miałabym was nie zaprosić?
-No wiesz, moja matka nie za bardzo jest ucieszona tym faktem.
-Ale to moje życie, moje decyzje i mój ślub. Więc z całym szacunkiem do twojej mamy, ale nie ona będzie decydowała co mi wolno, a czego mi nie wolno.
-Lubię twoje podejście do tego. Łucja, a czy ja mogłabym dołączyć do jakiejś organizacji? Ja wiem, że ty jesteś w konspiracji i na pewno masz jakieś kontakty. Mogłabyś z kimś porozmawiać, coś załatwić?
-Basiu, umówmy się, że nie wiem o czym mówisz, dobrze?
-Dlaczego niby?
-Bo jesteś za młoda. Masz całe życie przed sobą, a teraz twoim celem powinna być tylko i wyłącznie nauka.
-A ty powinnaś teraz szukać sukni ślubnej, szykować się do ślubu, a nie latać po mieście z bronią w ręku.
Ona ma rację. Powinnam teraz cieszyć się młodością, szykować do ślubu, dlatego nie pozwolę, żeby ją też ominęły te lata, skoro wojna i tak dużo jej zabrała.
-Ale ja jestem dorosła, a ty jesteś jeszcze dzieckiem. Powinnaś się bawić, nie walczyć. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś ci się stało. Twoi rodzice i siostra tym bardziej.
-Proszę cię, Łucja. Ja nie mogę tak bezczynnie siedzieć. Weźcie mnie na jakąś akcję.
-Porozmawiaj o tym z ojcem. A narazie uznajmy, że tej rozmowy nie było. Jasne?
-Jak słońce - odpowiedziała - Chodź, zjesz z nami kolację.
-No coś ty! Poza tym muszę iść już do domu.
-Nalegam. Rodzice, przynajmniej tata, i Ania też na pewno chcieliby, żebyś została, chociaż raz. Łucja, jesteśmy rodziną. Dla wszystkich nas jest to nowe, ale musimy się z tym pogodzić.
-No dobrze, niech ci będzie - uśmiechnęłam się lekko.
-Poszłyśmy do salonu, gdzie siedzieli już wujek i ciocia, a Ania nakładała każdemu ziemniaki na talerz. Szesnastolatka pociągnęła mnie za rękę i usiadła, po czym wskazała na miejsce obok siebie.
-Mam nadzieję, że to nie problem, że Łucja z nami zje - powiedziała dziewczyna.
-Ależ oczywiście, że to nie problem. Łucja jest teraz częścią naszej rodziny, więc nie widzę przeszkód, dlaczego by nie mogła - odpowiedział jej ojciec, a następnie pokazał gestem ręki, aby zacząć jeść.
Atmosfera była naprawdę cudowna. Dzięki Bogu nikt nie zaczął tematu moich znajomych czy związków, więc nie było kolejnej kłótni między mną a ciocią.
Chyba powoli dochodzi do niej, że nie może kontrolować mojego życia. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Po kolacji pomogłam gospodarzom w sprzątaniu po posiłku i oznajmiłam, że będę się powoli zbierać , aby wrócić do domu przed godziną policyjną, która zbliżała się wielkimi krokami. Na dworze również zaczęło się ściemniać, a Niemców też nie było mało.
Powstrzymał mnie jednak wujek, nalegając, abym została na noc.
To bardzo miłe z jego strony, że tak się o mnie troszczy.
Oczywiście odmawiałam, ale on nalegał, a jeszcze kiedy dowiedziała się o tej propozycji jego młodsza córka, nie miałam wyjścia, dlatego uległam.
A ta dziewczyna chyba bardzo mnie polubiła. Ja ją zresztą też.
Piżamę pożyczyła mi Ania. Byłyśmy podobnego wzrostu, więc nie było z tym problemu.
Basia zaproponowała oczywiście, żebym spała u niej. Miała duże łóżko, więc zmieściliśmy się na nim obie. Kiedy tak leżałyśmy, wysunął się temat, który będzie już chyba nieodłącznym tematem moich rozmów z rodziną.
Mianowicie ślub.
Jak mam być szczera, to pytania o to zaczynają mnie lekko irytować. Cieszę się, że wychodzę za mąż, nie mogę się już doczekać, aż wyjdę za mojego ukochanego, ale to zaczyna wyglądać tak, jakby nic innego miałoby się nie wydarzyć!
-Myśleliście już nad datą?
-Chcemy po wojnie.
-A nie myśleliście nad tym, żeby pobrać się jeszcze teraz?
-Nie rozmawialiśmy na ten temat, ale raczej nie. Wolimy, aby wszystko odbyło się na spokojnie i bez obaw, że Niemcy wpadną i wszystko szlag trafi.
-A świadkowie wybrani?
-Moja najlepsza przyjaciółka będzie świadkową. A co do świadka to... Alek ma delikatny dylemat w ten kwestii. Ale mamy jeszcze czas.
-Nie spieszy wam się?
Strzelała gradem pytań, niczym Ruscy na froncie.
-Nie, nie spieszy nam się, już ci to mówiłam - zaśmiałam się, a dziewczyna mi zawtórowała.
-Tak w ogóle, to która jest godzina?
-Za piętnaście jedenasta. Leżymy tak prawie trzy godziny. Chyba pora iść spać. Dobranoc.
-Dobranoc.
***
Obudził mnie deszcz. Głośny deszcz. Na dworze było szaro i zimno, ale nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie.
Takie dni w końcu też są potrzebne.
Okno było otwarte, dlatego zamknęłam je, aby w pokoju nie doskwierał chłód. Popatrzyłam chwilę przez szybę na krople wody. Lubiłam na nie patrzeć. Można powiedzieć, że mają w sobie coś, co mnie hipnotyzuje.
Basia jeszcze spała, więc nie chcąc jej obudzić, cicho wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Siedział tam już wujek i popijał poranną kawę oraz czytał gazetę.
-Dzień dobry - przywitał mnie.
-Dzień dobry, mogę trochę kawy?
-Ależ oczywiście. Czuj się jak u siebie - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego gest. - Kochasz tego chłopca?
-Alka?
-Tak, tego.
-Kocham szczerze. To bardzo dobry chłopak. Tylko proszę, nie rozmawiajmy o tym ślubie. Przynajmniej dopóki nie ustalimy dokładniej daty. A i czy mógłbyś porozmawiać o tym z ciocią? Ona chyba nie rozumie, że jesteśmy dorośli.
-Oczywiście, porozmawiam z nią o tym.
***
Niedawno wróciłam do siebie do domu. Deszcz nadal pada, chociaż może powinnam nazwać to już ulewą?
Tak czy siak, po powrocie musiałam się przebrać w suche ubranie, bo po drodze okropnie zmokłam i szczerze powiedziawszy, nie zdziwi mnie fakt, jeżeli będę chora.
Miałam plan, aby zakopać się z książką pod kołdrą, ale niestety mi on nie wyszedł, ponieważ ktoś postanowił wpaść w niezapowiedziane odwiedziny.
-Lepszej pory dnia nie mogli sobie wybrać? - powiedziałam sama do siebie, idąc w kierunku przedpokoju.
Byłam niemalże w stu procentach pewna, że to Janek, Tadeusz, Paulina i Aleksy, ewentualnie też Michał postanowili wpaść na herbatę, bo to było do nich podobne, tak przychodzić bez zapowiedzi.
Ale nigdy nie jest się do końca pewnym, choćby nie wiem co.
Tym razem się myliłam i w progu wcale nie zobaczyłam moich uśmiechniętych od ucha do ucha przyjaciół, ale jego. W drzwiach stał jeden z gorszych koszmarów mojego życia.
W drzwiach stał Aleksander. We własnej osobie.
Zamknęłam drzwi tak szybko, jak je otworzyłam, jednak nie do końca, bo chłopak złapał klamkę i wszedł do środka.
Serce zaczęło bić mi jak szalone. Ręce trzęsły się, jakbym była co najmniej na Syberii, bez grubych rękawic. Nie mogłam wydusić słowa. Stałam i bacznie obserwowałam każdy jego ruch.
-Czego chcesz? - zapytałam wreszcie.
Przyszło mi to z trudem, nie powiem.
-Porozmawiać - odparł.
-Nie mamy o czym.
-Owszem, mamy.
Podszedł do mnie i złapał moją dłoń. Podniósł do góry i wskazał na palec, na którym miałam założony pierścionek zaręczynowy.
-Gratuluję - zakpił.
-Nie dotykaj mnie - wycedziłam i wyrwałam się z uścisku jego ręki. - Wyjdź.
-Gdzie zgubiłaś swojego księcia z bajki? Myślałem, że pilnuje cię jak oka w głowie, a tu proszę. Taka niespodzianka.
-Powiedziałam wyjdź! Tam są drzwi!
Na nic były jednak me krzyki. Złapał mnie za oba nadgarstki i przyparł do ściany.
Drugą ręką, natomiast dotknął moich, na które spojrzał z widocznym pożądaniem. Wzdrygnęłam się lekko, czując jego dotyk na nich.
Już wiedziałam do czego zmierza.
Jego niedoczekanie. Nie pozwolę się tak zhańbić. Co to, to nie.
Wzięłam głęboki wdech i uderzyłam go kolanem w podbrzusze, po czym chciałam wybiec z mieszkania, ale nie zdążyłam.
Do środka wszedł Alek i był widocznie zdziwiony zaistniałą sytuacją.
-Co tu się dzieje? - zapytał.
-Przyszedł tu. Chciał "porozmawiać", ale chyba domyślasz się, jak to miało się wszystko potoczyć - odpowiedziałam.
Olek zaczął podnosić się z podłogi. Był zdenerwowany, a w jego oczach było widoczne rozczarowanie, że jednak nie udało mu się dopiąć swego.
-Książę się pojawił. Jak słodko. Cukrzycy można dostać. Tylko wiesz, współczuję ci, że związałeś się z dziewczyną jej pokroju - Aleksander zwrócił się do Alka.
-Nie w twoim interesie jest oceniać, jakiego pokroju jest moja narzeczona. A teraz, z łaski swojej zmiataj stąd, póki jestem jeszcze w miarę spokojny.
Przypatrywałam się tej rozmowie z boku. Olek, wychodząc posłał mi mordercze spojrzenie, w którym jednak była widoczna nutka pożądania.
-Nic ci nie jest? Nic ci nie zrobił? Wszystko w porządku? - z ust Alka wysypało się miliard pytań na jeden raz.
-Jest dobrze - odpowiedziałam - wiem jak sobie radzić w takich sytuacjach.
-Co, skąd?
-Ah, nieważne - machnęłam ręką.
Mimo to, czułam ulgę, że jednak zachciało mu się mnie odwiedzić. Nie chciałam tego pokazywać, bo tym samym pokazałabym, że się bałam.
Była słaba, choć w głębi duszy myślała, że jest na tyle silna, aby stawić czoła przeciwnościom losu i to dzięki temu mogła chociaż udawać, że ma wszystko pod kontrolą.
Jeszcze bardziej uspokajała mnie obecność Alka. To, że zawsze przy mnie był, że zawsze, o każdej porze dnia i nocy mogłam się do niego zwrócić w każdej sprawie. Starał się mi pomagać, nawet, jeśli to było niemożliwe.
Po prostu był.
Najzwyczajniej w świecie.
Był i uskrzydlał mnie na każdym kroku.
Według niej, on na początku widział w niej tylko przyjaciółkę, a według niego, ona na początku widziała w nim tylko przyjaciela.
A teraz są razem, szczęśliwi, nawet zaręczeni. Kto by pomyślał, że tak bardzo zawrócą sobie w głowach?
A gdyby nie wojna? Byłaby Łucja i byłby Alek, ale nie byłoby Łucji i Alka, nie byłoby ich. Gdyby nie wojna, nie tworzyliby jedności.
________________________________________
Dobry wieczór!
Jak tam ostatni tydzień w szkole się zaczął? Ja nadal nie wierzę, że to już ostatnie dni w szkole podstawowej. 🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺
Dzisiaj w rozdziale znowu Aleksander!! Wiem, że go po prostu uwielbiacie i wprost usychacie z miłości do niego, dlatego no musiał się pojawić. 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
Tak, wzięło mnie na żarty XDDDDD ale ja osobiście lubię Olusia, mimo że to czarny charakterek. Ale ja ogólnie lubię czarne charaktery hahaha!
Mam nadzieję, że się Wam podoba!
Życzę Wam miłego dnia/wieczorku, jeżeli idziecie jutro do szkoły (ale nawet jak nie idziecie hahaha) to się wyśpijcie, abyście byli jutro wypoczęci i pełni energii. ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Ja lecę pomagać mamie robić tartę z musicalu "Waitress", który miałam przyjemność wczoraj obejrzeć. Bardzo Wam go polecam, więc jak będziecie mieli okazję być w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie, to obejrzyjcie ten spektakl, bo naprawdę warto! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top