𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟒𝟐

—Co się stało? – zapytała dziewczyna.

—Ja od dawna ją kochałem... Nawet, gdy byłem z tobą, to zawsze kochałem ją. Przepraszam.

   Ku jemu zdziwieniu Łucja go przytuliła. Z początku nie rozumiał dlaczego, ale oddał uścisk.

—Wiem. Wiem o tym wszystkim. Widziałam to w twoich oczach, kiedy wypowiadałeś słowa przysięgi małżeńskiej. I dziękuję ci, Alek. Naprawdę dziękuję. Wiesz, gdyby nie ty, gdyby nie nasze małżeństwo, pewnie nie byłabym z Jaśkiem, wszystko pewnie potoczyłoby się zupełnie inaczej, a tak, jestem ci wdzięczna. Przeżyłam z tobą moje najlepsze chwile, ty mnie ratowałeś, kiedy potrzebowałam. Mam nadzieję, że ona także cię kocha i że będziecie razem szczęśliwi.

—Wiedziałaś, i nadal przy mnie byłaś?

—Na tym polega miłość. Kochałam cię, ale... Ale pojawił się Jasiek i całkiem zawrócił mi w głowie. A kochać cię będę nadal, ale jako przyjaciela – uśmiechnęła się. – Powiedz jej, co czujesz. Zasługujesz na szczęście.

—A... A ty jak się czujesz?

—Dobrze, wszystko jest w porządku. Miło, że pytasz. Eh, przepraszam, ale muszę wracać... Mamy gościa i...

—Rozumiem. Dziękuję, że zgodziłaś się porozmawiać i... Przepraszam.

—Nie masz za co. Powodzenia z Pauliną, serwus!

Oddaliła się od niego, zgrabnie wchodząc po schodach do mieszkania. Naprawdę cieszyła się, że jej dawny ukochany będzie mógł być szczęśliwy. Cieszyła się.

—Kim był ten przystojny chłopak? – zapytała zaciekawiona Asia, gdy Łucja wróciła do nich.

—To Alek, mój, eee, były mąż. Ale przykro mi, Asiu, ale jest zajęty...

—Eh, szkoda. Ale nie on jeden jest w Warszawie.

—Na pewno kogoś znajdziesz! Z twoją urodą poleci na ciebie każdy – uśmiechnęła się blondynka. – Nie mogę się doczekać, aż poznasz mojego najlepszego przyjaciela! Jeśli chcesz, oczywiście.

—Oczywiście, że chcę! – krzyknęła zadowolona szatynka. – Kiedy?

Łucji spodobało się w niej to, że wszędzie było jej pełno. Przypominało jej to trochę ją samą, kiedy była dużo młodsza. Trochę tęskniła za tamtymi latami, kiedy miała osiemnaście lat, nie było wojny, przeżywała swoje pierwsze miłości. Brakowało jej tej ciekawej świata niebieskookiej nastolatki z długim, złotym warkoczem. Z tamtej Łucji nic nie zostało. Zupełnie nic. Wojna zmieniła ją doszczętnie, zniszczyła ją.

—Niedługo – uśmiechnęła się. – Kiedy wracasz do Poznania?

—Właściwie... Nie chcę tam wracać. Kocham to miasto, ale potrzebuję zmian! Chcę zobaczyć jak wygląda życie na własną rękę! Od ponad dwudziestu lat mieszkam z rodzicami, mam ich już dość. Jestem dorosła, więc pora tej dorosłości zasmakować – wyjaśniła. – Ale spokojnie! Na Zeusa, nie będę wam przecież zajmować przez całe życie mieszkania! Zwłaszcza, że kiedy mój najdroższy Jasieniek zostanie tatą, będziecie potrzebować miejsca.

—Aśka, do cholery! Powiedz tak do mnie jeszcze raz, a wrócisz do Poznania w jednej ósmej sekundy!

—Już się tak nie denerwuj, bo złość piękności szkodzi, a ty nie masz za bardzo czym szastać, no chyba że pieniędzmi, w co też wątpię, więc uważaj, amigo.

Vaffanculo, amore* – powiedział z zadziornym uśmiecham.

—Pojechałabym do Italii... Kiedy wojna się skończy, ciocia Asia zabierze waszego malucha gdzie tylko będzie chciał. I wszystko mu pokażę!

—Tylko niech ta wojna się skończy...

_____________________________________________

Vaffanculo, amore - pieprz się, kochanie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top