Rozdział 32

Jeszcze tego samego wieczora Marisse znalazła się w powozie, który miał ją zawieźć do Astel.

W gruncie rzeczy wszystko potoczyło się bardzo szybko, o wiele szybciej niż zakładała. Po tym, jak zakończyła rozmowę z Fienem, wróciła do gospody, aby zabrał z niej wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Musiała się także pożegnać z ojcem, który w czasie jej nieobecności, zdążył się już pogodzić z myślą, że będzie chciała wrócić do zimowego pałacu. Spakował jej ubrania, a nawet zaoferował, że zostanie w mieście jeszcze kilka przez kilka kolejnych dni. Zależało mu na tym, aby wiedziała, że w razie potrzeby, będzie miała dokąd wrócić.

– Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie, rybko – wyszeptał, biorąc jej dłonie w swoje. Gdy to zrobił, poczuła na skórze delikatne muśnięcie. Dostrzegłszy pomiędzy palcami niewielki, zasuszony płatek, spojrzała na ojca bez zrozumienia. – Mama byłaby dumna, że wyrosłaś na tak niesamowitą kobietę.

– Czy to...? – zaczęła, czując, że w jej oczach zbierają się łzy.

– Płatek róży – wyznał, uśmiechając się z zakłopotaniem. – Tej, którą wysłałaś parę dni po wyjeździe z Villmar.

Roześmiała się przez łzy, po czym wpadła mu w ramiona, pilnując, aby delikatny płatek nie ucierpiał pod wpływem ich uścisku. Była wdzięczna za troskę, jaką jej okazywał, a także za to, że nie robił żadnych dodatkowych problemów. W tym momencie liczyła się każda minuta, mieli bowiem z Fienem zaledwie dwa dni, aby dotrzeć do Astel na czas. Owszem, z Fienem, bo ten wybierał się razem z nią. Uspokojony zapewnieniami Santre, że zajmie się Deilanem jak własnym synem, doszedł do wniosku, że także powinien wrócić.

Było zresztą jeszcze mnóstwo spraw, które wymagały wyjaśnień. Zwłaszcza, że bibliotekarz stwierdził, iż są sprawy, o których nie powinien mówić na głos.

– Wszystko ci wyjaśnię – obiecał, kiedy zbierała się do wyjścia. – Później. Gdy już będziemy w drodze i nikt... nie będzie nas słuchał.

Skinęła głową, chcąc wierzyć, że dotrzyma słowa, a co za tym idzie, po tylu miesiącach zawiłości i podchodów, w końcu dowie się całej prawdy. Była oszołomiona, wciąż nie docierało do niej, że za kilka godzin wyruszy w drogę powrotną do miejsca, z którego jeszcze nie tak dawno ją odesłano. Nie miała pewności, czy postępuje słusznie, ani czy Calden w ogóle zechce ją widzieć. Wiedziała jednak, że musi poznać odpowiedzi. Nie zamierzała pozwolić, aby Fien po raz kolejny ją zbył. Ryzykowała zbyt wiele, aby wciąż pozwalać sobie na trwanie w niewiedzy.

Po pożegnaniu się z ojcem, wróciła do miasta, gdzie miał na nią czekać Fien. Wcześniej poprosiła Santre o podanie mu czegoś na zmęczenie, obawiała się bowiem, że jeśli wyruszy w tym stanie, to przez kilka kolejnych dni nie będzie z niego żadnego pożytku. Na szczęście doświadczony medyk doskonale wiedział, co robić, bo kiedy ponownie ujrzała bibliotekarza, ten wyglądał już o wiele lepiej niż wcześniej. Przebrał się, ogolił i najwyraźniej został zmuszony do odbycia regeneracyjnej drzemki, ponieważ pozbył się spod oczu fioletowych sińców. Te nie zniknęły co prawda całkowicie, ale przynajmniej przestały straszyć. Fien nie wyglądał już, jakby dopiero co wstał z grobu.

– Nie zabrałaś zbyt wielu rzeczy – stwierdził, przyglądając się jej od stóp do głów.

Wzruszyła ramionami, także spoglądając w dół. Dla wygody pozostała w spodniach i golfie, nie omieszkała zapakować jednak do ojcowskiej torby podróżnej zapasowej bielizny, dwóch cienkich sukienek, dodatkowej pary spodni i jeszcze jednego swetra. Nie zapomniała także o ojcowskim płatku róży, który otoczyła magią, aby się nie zniszczył, a także bezcennym sztylecie Caldena, z którym nie rozstawała się nawet na krok. Chwilowo tkwił na dnie torby, uznała bowiem, że przypinanie go do uda, kiedy nie miała na sobie obszernej spódnicy, mogłoby zwrócić uwagę zbyt wielu postronnych osób.

– Mam wszystko, czego potrzebuję – stwierdziła, przyjmując jego dłoń podczas wsiadania do powozu. Był sporo mniejszy od tego, którym wracała z Astel, ale miało to swoje wytłumaczenie w tym, iż Fien nie chciał przemęczać koni, które w przeciwnym razie wymagałyby zbyt częstych postojów. Już i tak dołożył wszelkich starań, aby zwierzęta były dobrze odżywione i przyzwyczajone do pokonywania długich tras. Stangret, którego wynajął (zapewne za niemałe pieniądze), także został poinformowany, że powinien przygotować się co najwyżej na jeden, ewentualnie dwa krótkie przystanki. – Czy to wszystko nie wydaje ci się dziwnie znajome? – zagadnęła bibliotekarza, gdy ten zajął miejsce tuż obok. – Znów odbywamy wspólną podróż.

Mężczyzna skinął głową. Odkąd zostawił Deilana, nie był zbyt rozmowny. Być może miało to związek z tym, że wciąż martwił się o chorującego pomocnika kucharza, a może po prostu walczył z myślą, że jeśli się nie pośpieszą, nie dotrą do zimowego pałacu na czas. Bez względu na powód, przez kolejne minuty od wyjazdu, milczał i nerwowo poruszał nogami. Wciąż zerkał przy tym za okno, jakby ich podróż miała potrwać nie dwa dni, lecz góra dwa uderzenia serca.

– Jesteśmy sami – odezwała się po jakimś czasie Marisse, zmęczona wysłuchiwaniem tego ciągłego, rytmicznego uderzania nogami o podwozie. – Możemy w końcu otwarcie i szczerze porozmawiać?

Stukot ucichł. Fien przez dobrą chwilę siedział nieruchomo, rozważając, co jej odpowiedzieć. W końcu, gdy już sądziła, że znów uraczy ją jakąś niezbyt oryginalną wymówką, nareszcie się odezwał.

– Masz rację, przepraszam – odetchnął i sięgnął do okna, aby przysłonić je firanką. Marisse obróciła się, aby zrobić to samo z oknem po swojej stronie powozu. Na niewiele się to zdało, zważywszy że materiał nie tłumił dźwięków, ale zyskali dzięki temu choć pozorne poczucie prywatności. – Wystarczy tych sekretów. Po tym wszystkim... zasłużyłaś, aby dowiedzieć się całej prawdy.

Skinęła głową.

– No więc?

– Wiesz już, że srebrna klątwa nie jest w rzeczywistości żadną klątwą – zaczął, odchylając głowę. – Ma swoje wady, ale w rzeczywistości bliżej jej do daru niż przekleństwa. Z tym, że na tyle potężnego, że żaden, nawet najsilniejszy człowiek, nie jest w stanie go ujarzmić.

– Calden też tak mówił. – Zaczęła bawić się wisiorkiem z mchem. – Wspominał, że konsekwencje dotykają każdego, ale magia sama w sobie jest bardzo ograniczona. W rodzinie Hallvordów przechodzi wyłącznie z ojca na syna.

Przytaknął.

– Srebro domaga się królewskich potomków. Właśnie dlatego ten problem nigdy nie tyczył się wyłącznie księcia. W rzeczywistości żaden z jego przodków nie mógł zapanować nad srebrem. Z tego, co wiem, moc, której miałaś okazję doświadczyć, rozsadzała ich od środka. Atakowała tkanki, wysysała krew i łamała kości. Jednego po drugim, bez wyjątku. Pożerała ich tak samo, jak pożera obecnie Astelskie ziemie. Zamieniając ich w metal, a potem niszcząc od środka.

Zmarszczyła brwi.

– Przecież poprzedni władcy Breavien nie umierali w dniu, w którym stabilizowały się ich talenty. Sam król Deraan miał około pięćdziesięciu lat, gdy utonął.

– Zgadza się. – W zamyśleniu postukał palcami w kolana. – W tym miejscu wracamy do punktu wyjścia, czyli do tego, że srebrna magia nie jest w gruncie rzeczy zła. Nie dąży do tego, aby zabijać, szuka po prostu dość silnych nosicieli. To trochę tak jak z nasionami, które muszą paść na odpowiednią glebę, żeby zakwitnąć. Jeśli im się nie uda, uschną, albo wyrosną z nich chwasty. Jeśli natrafią na podatny grunt, wydadzą obfity plon.

– Calden nie jest odpowiednim nosicielem? – Zacisnęła dłoń na naszyjniku. Nie wyobrażała sobie, aby ktoś inny, choćby Araven, okazał się lepszym kandydatem do powierzenia mu tak potężnej magii. Nawet jeśli starszy z Hallvordów latami trenował, aby móc ją opanować, nigdy nie nauczył się, jak powstrzymać jej niszczycielskie działanie. Gdyby ją przejął... bogowie, miejcie Kedveh w swojej opiece.

– Calden jest najlepszym z możliwych nosicieli – odparł Fien. – Właśnie w tym tkwi problem. Srebro wybrało sobie za naczynie człowieka, który ma jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Musisz bowiem zrozumieć jedną rzecz, Marisse. Każdy władca, który dziedziczył moc, miał u swojego boku mniej lub bardziej zaufaną towarzyszkę. Tudzież towarzysza, jak to było w przypadku Vistera Hallvorda, ale on także wziął sobie później żonę, aby dać Breavien choć jednego następcę tronu, więc... nieważne, zbaczam z tematu.

Marisse zmarszczyła brwi.

– Próbuję powiedzieć – odchrząknął – że żaden z władców nie był sam. W momencie otrzymania srebrnego daru każdy miał już poukładane życie. Był koronowanym władcą, za którym podążała szlachetnie urodzona, utalentowana żona. Breavieńscy królowie od zawsze łączyli się wyłącznie z kobietami mającymi bogaty, magiczny rodowód. Musiały go mieć, ponieważ oczekiwano od nich, że wydadzą na świat zdrowych, równie utalentowanych synów. Z reguły takie małżeństwo planowano na ten sam rok, w którym pierworodny syn króla kończył dwadzieścia pięć lat. Miało to zapobiec sytuacji, z którą zmagamy się obecnie.

– Araven jest starszy, a wciąż nie ma żony.

– Jak widać zaniechał tradycji po tym, jak okazało się, że przez wieloletnie kłamstwa królowej, z dnia na dzień spieprzyły mu się wszystkie plany podbicia Koniczyny – wycedził, unosząc ręce w gwałtownym geście. Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie, że nieco za bardzo się uniósł, bo opuścił dłonie. – Przepraszam, ale naprawdę nie trawię tego człowieka. Nie masz pojęcia, ile wyrządził krzywd. Nie tylko Caldenowi i mnie, ale i wszystkim pozostałym.

– Mogę się domyślić. – Wzdrygnęła się na myśl o spotkaniu z królem. – Sprawia wrażenie bezdusznego okrutnika. Gdy na ciebie patrzy, masz wrażenie, że usiłuje wyciągnąć z twojej duszy wszystkie sekrety. Tylko po to, żeby później wepchnąć ci je do gardła i patrzeć, jak się nimi dusisz.

Fien zmarszczył brwi.

– Dość szczegółowy opis, jak na kogoś, kto nigdy... – zaczął, ale zaraz urwał. Odwrócił się do Marisse niemal całym ciałem, co było wyzwaniem, biorąc pod uwagę, jak mało wolnego miejsca mieli do dyspozycji w ciasnym powozie. – Poczekaj... chcesz powiedzieć, że Araven był w Idorze? Ale przecież... to nie ma żadnego sensu. To nie po drodze.

– Ludzie mówili, że wracał z Pogranicza – odparła, zaniepokojona jego gwałtowną reakcją. – Musiał obrać inną trasę, niż gdyby wyruszał ze stolicy.

Pobladł.

– Błagam, powiedz, że nie miałaś z nim żadnego kontaktu. Siedziałaś w gospodzie, albo tańczyłaś gdzieś w lesie, kompletnie nieświadoma jego obecności i tego, że będzie przejeżdżał przez Idorę.

Zacisnęła wargi.

– Marisse, jestem w tym momencie śmiertelnie poważny. – Chwycił ją za ramiona. – Miałaś z nim jakikolwiek kontakt?

– Ja... byłam na rynku, gdy przejeżdżał królewski pochód. Widziałam go.

Z płuc Fiena ulotniło się całe powietrze. Puścił jej ręce, ale tylko po to, aby zaraz przyłożyć je do własnego czoła.

– Musisz mi natychmiast wszystko opowiedzieć – wychrypiał, przesuwając dłonie wyżej i wczepiając je w potargane włosy. Usiłował zapanować nad emocjami, ale naprawdę kiepsko mu to szło, bo kiedy cofnął jedną z dłoni, pomiędzy palcami zostało mu kilka pojedynczych, złotych kosmyków. – Ze szczegółami.

Nie żartował, toteż powoli, starając się przypomnieć sobie wszystkie możliwe detale, streściła mu, jak wyglądały jej ostatnie dni. Opowiedziała o atmosferze oczekiwania, a także o tym, że nie było osoby, która nie chciałaby zobaczyć króla na własne oczy. W końcu wyznała również, iż pragnąc dowiedzieć się o nim czegoś więcej, wymknęła się skoro świt z gospody i poszła dołączyć do zbierającego się na rynku tłumu.

– On... wyczuł srebro – powiedziała, przyglądając się twarzy Fiena. Jej historia nie trwała długo, a jednak oblicze mężczyzny zdążyło zmienić kolor przynajmniej dziesięć razy. Istniała obawa, że z tego wszystkiego w końcu zwymiotuje. – Kazał zatrzymać karetę. Potem wysiadł, żeby ze mną porozmawiać.

– Poro...? – tylko tyle zdołał wydusić, po czym przycisnąć obie dłonie do zaciśniętych oczu. Wyglądał, jakby niejednokrotnie przeszło mu przez myśl, aby wyskoczyć z pędzącego powozu. – Pogawędka z Aravenem? Czyś ty, kurwa, do reszty postradała rozum?!

– Że to niby moja wina?!

– Nie! Tak się składa, że moja! – Przyłożył dłonie do twarzy. – Jestem skończonym idiotą, że kazałem ci zostać. Ja pierdole.

Tancerka chyba jeszcze nigdy nie słyszała, aby wypowiedział tyle wulgarnych słów. Nigdy nie zareagował też równie intensywnie na jakikolwiek z jej wybryków, toteż pojęła, że musi chodzić o coś więcej, aniżeli wyłącznie o fakt, że zwróciła na siebie uwagę władcy.

– Fien, o co chodzi? Dlaczego nie powinnam zbliżać się do króla?

– Niedobrze, bardzo niedobrze. – Mag w ogóle jej nie słuchał. Dobrą chwilę trwało, nim zdołał opanować się na tyle, by znów się odezwać. – W porządku, może... po prostu skupmy się na konkretach. Była z nim kobieta? Wysoka? Ubrana w czarną suknię?

Skinęła głową.

– Seviene Vertarth – wypluł nazwisko, niczym najgorszą obelgę, po czym oblizał w zdenerwowaniu wargę. – Przyjechała z nim do Astel. Nie została jeszcze oficjalnie wprowadzona na salony, ale podejrzewam, że to tylko kwestia czasu. Jeśli wszystko potoczy się po jego myśli, Araven będzie chciał z niej zrobić swoją królową. Ta kobieta ma równie potężny, co niebezpieczny talent. Jest w stanie wyczuć kłamstwo.

– Araven chciał, żeby sprawdziła, czy mówię prawdę – przyznała, ale nim zdążył znowu zacząć kląć lub panikować, dodała: – Nie masz się o co martwić, zdołałam ją oszukać. Ich oboje.

Spojrzał na nią, jak na naiwne dziecko, które powiedziało tak dużą głupotę, że aż szkoda mu było strzępić języka na tłumaczenie, dlaczego nie ma racji.

– Na pewno jej nie oszukałaś. – Pomasował się palcami po skroniach. – Seviene nie bez powodu jest nazywana w swoich kręgach Zwierciadłem. Jej talent jest niczym zaczarowane lustro, które dostrzega wyłącznie prawdę. Mogłaś wmówić jej wiele rzeczy, ale uwierz, na pewno nie udało ci się jej oszukać. Nie tak działa jej moc.

– Uwierzyła, że zostałam ściągnięta do pałacu wyłącznie po to, aby zaspokoić potrzeby księcia. To samo powtórzyła później królowi. Słyszałam na własne uszy, jak przyznaje, że mówię prawdę.

Fien odsunął ręce od twarzy. Przez chwilę intensywnie nad czymś myślał, po czym odchylił się do tyłu i przesunął zasłonę, aby wyjrzeć na zewnątrz.

– Założę się, że chciała, żebyś tak myślała. – Spojrzał najpierw na drogę, którą już pokonali, a potem na taką samą, pustą ścieżkę, która ciągnęła się przed powozem. Najwyraźniej widok nieco go uspokoił, bo wrócił na swoje miejsce. – Bez względu na to, co próbowałaś jej wmówić, Seviene na pewno zrelacjonowała Renowi, że usiłowałaś go zwieźć. To z kolei oznacza, że ten wie o całej reszcie.

– Niby o czym?

– O tym, że Calden wciąż ma szansę zapanować nad swoim darem. Właśnie to cały czas usiłuję ci powiedzieć, Marisse. Srebro da się ujarzmić, ale są do tego potrzebne dwie osoby. Nosiciel i ten, kto będzie go w tym wspierał. Właśnie na tym polega klątwa. Magia, którą ofiarowali Hallvordom pierwsi Utalentowani nigdy nie była przeznaczona dla jednostek. Powstała z nienawiści do egoizmu, toteż utkano ją w taki sposób, aby pozwalała nad sobą zapanować jedynie tym, którzy byli gotowi się nią dzielić.

Rozchyliła wargi.

– Skoro tak, dlaczego Calden nigdy tego nie zrobił? Nie jest samolubny, nie zależy mu na zatrzymaniu dla siebie całej tej mocy.

Fien, który nagle stracił cały entuzjazm, oparł łokcie o kolana. Gdy nachylił się i zapatrzył w przeciwległą ścianę powozu, Marisse zrozumiała, że popełniła błąd. Zadała pytanie, na które od wielu miesięcy znała odpowiedź.

Cały ten czas miała je przecież pod samym nosem.

– Chciał się nią podzielić. – Jasnowłosy ubrał w słowa jej galopujące myśli. – Znalazł nawet odpowiednią osobę. Utalentowaną i dość silną, aby przejęła część jego mocy.

– Belle.

Przytaknął.

– Wiedziała o wszystkim od samego początku. – Uśmiechnął się do wspomnień. – Sprowadziłem ją do pałacu jako jedną z pierwszych dziewczyn, więc miała okazję poznać najlepszą wersję Caldena. W przeciwieństwie do ciebie, ujrzała człowieka, który nie był zgorzkniały, ani ogarnięty smutkiem. Był najzwyklejszym młodym mężczyzną, któremu od lat nie doskwierało nic, prócz braku towarzystwa. W stolicy nigdy nie był sam, zawsze otaczała go służba albo szlachta. Dopiero po wyjeździe i przeprowadzce do Astel, poczuł, czym jest prawdziwa samotność. Wszyscy, którzy byli mu bliscy, momentalnie się od niego odwrócili, lgnęli do niego wyłącznie ci, których zdecydowanie nie powinien nazywać przyjaciółmi. Zostałem mu tylko ja i widmo okrutnej klątwy, która z roku na rok stopniowo doprowadzała go do coraz większego szaleństwa. Pomyślałem, że nim to nastąpi, znajdę kogoś, kto mu pomoże. Właśnie wtedy w jego... naszym życiu pojawiła się Belle.

– Ofiarowała mu swoją uwagę.

– Z czasem sam zaczął jej szukać. – Nie mogąc spojrzeć jej w oczy, uciekł wzrokiem za okno. Pomiędzy jego słowa wkradały się zbolałe nuty, na nim także śmierć Belle wywarła olbrzymi wpływ. – Organizował dla niej pikniki i konne przejażdżki, regularnie posyłał do miasta po najlepszych cukierników, krawców i piekarzy. Była cudowna, więc nikogo nie zdziwiło, że bardzo szybko się w niej zakochał. Tak naprawdę jego miłość ugruntowała się jednak w momencie, w którym pokazał jej bestię. Belle jako jedna z pierwszych poznała szczegóły klątwy i tego, z czym się wiążę. Wbrew obawom Caldena, wcale się nie wystraszyła. Kochała go tak samo, jak on kochał ją. Żadna magia nie mogła tego zmienić.

Marisse spuściła głowę. Już wcześniej zdawała sobie sprawę, jak silne uczucie łączyło niegdyś Caldena i piękną zjawę, ale dopiero opowieść Fiena uświadomiła ją, że to nie było zwyczajne zauroczenie. Książę nie miał prócz Belle nikogo innego. Zaakceptowała nie tylko jego, ale również tkwiącego w nim potwora.

– Miesiąc przed tragedią Calden wysłał do stolicy list z wiadomością, że zamierza oświadczyć się Belle – wyznał Fien. – Kazał stworzyć dla niej najpiękniejszy pierścionek zaręczynowy, jaki w życiu widziałem. Ze srebrnymi różami i mnóstwem maleńkich brylantów, które mieniły się na ich tle niczym rosa. Calden chciał, aby Belle miała pewność, że nie wiąże się z nią wyłącznie przez wzgląd na magię. Że pragnie podzielić się z nią swoim talentem nie z obowiązku, ale właśnie z miłości.

– Nie musisz mówić, jeśli nie...

– Muszę. – Oparł twarz na dłoniach. – W tym rzecz, że muszę, w przeciwnym razie nie zrozumiesz, dlaczego Araven zjawił się w zimowym pałacu. Dlaczego przyjechał właśnie teraz, na parę dni przed urodzinami Caldena.

– Zakłada, że nie da rady, prawda?

– Zakłada? – prychnął. – On „liczy", że tego nie zrobi. Latami czekał na okazję, aby zaatakować. Z jednej strony chciał zabić go jak najszybciej, z drugiej bał się, że przejmie po nim niewyobrażalny chaos. W swojej naiwności założył, że najlepiej będzie, jeśli poczeka do momentu, w którym moc Caldena zacznie się stabilizować. Dopiero co został królem, nie mógł z dnia na dzień zostać jeszcze bratobójcą.

– Władcą jest ten, za kim ludzie faktycznie chcą podążać – przyznała Marisse. – Kiedy tworzysz niewolników, ich nienawiść i przerażenie prędzej czy później okażą się silniejsze od każdej, nawet tej najtrwalszej pozycji.

Skinął głową.

– Ren wierzył, że zdoła kontrolować Caldena do dnia jego dwudziestych piątych urodzin. Nie przewidział tylko jednego: że Calden zawczasu pojmie jego zamiary i zdecyduje się na opuszczenie pałacu. Araven był wściekły, ale nie mógł temu przeciwdziałać. Przez parę lat trwał karmił się nienawiścią i myślą, że zaatakuje w ostatniej chwili, gdy Calden będzie najsłabszy. Możesz się chyba domyślać, jak zareagował, gdy nieoczekiwanie do pałacu dotarła wieść, że ten zamierza się oświadczyć. Pojął, że Srebrny blask wymyka mu się z rąk i niemal natychmiast znalazł ochotników, którzy wyruszyli do Astel, aby przeprowadzić zmasowany atak na pałac. Akurat nadeszła zima, Calden nie zmieniał się od długich tygodni, więc był na granicy fizycznej i psychicznej wytrzymałości. Gdy pojął, że dzieje się coś złego, było za późno na jakiekolwiek zaplanowane działania.

– Nie zdołał dłużej nad sobą zapanować – domyśliła się.

– Zawładnął nim strach, nie docierało do niego nic, prócz tego, że wszyscy jego ludzie, w tym także ja i Belle, znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wszedł w ciało potwora i z łatwością przepędził intruzów, który nie spodziewali się na swojej drodze tak przerażającej istoty. Wszystko potoczyło się tak szybko, że było po wszystkim jeszcze zanim śnieg zdążył zatrzeć jakiekolwiek ślady. Problem w tym, że Calden, który krążył pod pałacem, nie był w stanie wrócić do swojej ludzkiej postaci. Przybierał znajome kształty, po czym niemal natychmiast na powrót zmieniał się w bestię. Właśnie wtedy pojawiła się Belle. Domyślam się, że zaalarmował ją hałas. Sam słyszałem tej nocy bardzo wiele, ale nie mogłem zdobyć się na odwagę, żeby opuścić sypialnię. Calden niejednokrotnie przestrzegał mnie, żeby postępować w ten sposób zawsze, gdy się przemieni. Bał się, że bestia niechcący kogoś skrzywdzi. I w końcu to zrobiła... Odebrała mu nie tylko kobietę, którą kochał, ale także jedyną osobę, która mogła go ocalić. Dopóki żyła, Calden miał nadzieję. Po tym, jak umarła, sam także zaczął umierać. Nie tylko ciałem, ale i duchem. W tym rzecz, Marisse. Srebro zabijało go przez te wszystkie lata, ale dopiero w dniu, w którym odeszła Belle, dotarło do niego, że jest w stanie skrzywdzić także innych. Od tamtego momentu uparcie obstawał przy tym, że nigdy więcej nikomu nie zaufa. Zamiast powierzyć komuś opiekę nad srebrem, wolał doprowadzić się do ostatecznego upadku. Wymyślił sobie, że nim skończy dwadzieścia pięć zmieni się w bestię. W ten sposób nie umrze, a jego moc nie przejdzie w ręce brata.

Marisse zrobiło się niedobrze.

– Ale przecież... jeśli to zrobi... – Zaczęło brakować jej tchu. – Gdy jego talenty się ukształtują, nigdy nie zdoła wrócić do ludzkiej postaci. Magia pozostanie taką, jaką była w momencie nadania jej ostatecznego kształtu, a on już teraz nie radzi sobie z jej potęgą.

Fien skinął głową. Mówiąc jej to wszystko, chyba nie spodziewał się, że w odpowiedzi rzuci się do okna i jednym brutalnym ruchem szarpnie za firankę, aby wpuścić do wnętrza powozu jak najwięcej świeżego powietrza. Przycisnąwszy głowę do okna, zaczęła szybko oddychać.

– Ten dureń o niczym mi nie powiedział – wydyszała, przyciskając dłonie do oczu, aby uniemożliwić płynięcie łzom. Była wściekła, rozżalona i przerażona. Dlaczego musiała zakochać się w kimś tak... tak... – Gdybym wiedziała, mogłabym jakoś zareagować! Pomóc mu!

– Nic byś nie wskórała. – Przygnębiony Fien położył dłoń na jej ramieniu. Wyczuwając, że drży, przesunął rękę, aby potrzeć uspokajająco jej plecy. – Srebrna klątwa rządzi się swoimi prawami. Nie można zmusić nosiciela, aby podzielił się mocą. Musi zrobić to dobrowolnie i w pełni świadomie. Nie da się jej też w żaden sposób odebrać. Właśnie dlatego Araven zjawił się w Astel. Wie, że Calden wkrótce znowu straci kontrolę. Jeśli zrobi to w jego obecności, będzie miał prawo go zabić. W ten sposób zdoła przejąć od niego moc.

– Może to zrobić?

– W przypadku śmierci Caldena, Araven stanie się jedynym spadkobiercą spuścizny Hallvordów. Nawet jeśli nie za sprawą króla Deerana, to dzięki matce, która urodziła go tuż po tym, jak przejęła część srebrnej mocy. Poprzedni król nie miał braci, więc najpewniej padnie właśnie na niego.

Marisse ukryła twarz w dłoniach. W ciągu ostatnich paru godzin dowiedziała się więcej, niż przez jakikolwiek miesiąc spędzony w zimowym pałacu. Dzielenie talentów? Zawistny król? Fakt, że Calden nie tylko był blisko z Belle, ale wiązał z nią całą swoją przyszłość, bo chciał się jej oświadczyć? Niby jak miała sobie to wszystko poukładać?

Było tego po prostu zbyt wiele. Na domiar złego dotarło do niej, że zakochała się w mężczyźnie, który lada dzień miał umrzeć w strasznych męczarniach. Jeśli nie pod postacią człowieka, to w formie bezmyślnej bestii.

– Nie wiem, co powinnam zrobić, Fien – wyszeptała przez palce. – Jak mam pomóc komuś, kto wzbrania się przed ratunkiem?

Zsunął dłoń z jej ramienia.

– Nie wiem. Wiem za to, że do tej pory Calden miał więcej niż jeden powód, aby nie chcieć zdradzić nikomu swojej tajemnicy. Teraz na powrót zyskał coś, za co jest gotowy walczyć. Nie bez powodu odesłał cię z pałacu.

Uniosła głowę. W jej zaczerwienionych oczach błysnęła determinacja.

– Więc ja też o niego zawalczę. Jeśli nie będzie chciał mnie widzieć, wedrę się siłą do jego komnat. Przeszukam cały pałac, ale go odnajdę.

Fien się zawahał.

– Skoro już mówimy o pałacu. – Podrapał się po ramieniu. – Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinnaś wiedzieć. Astel... nie wygląda już tak, jak w dniu, w którym je opuściłaś.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top