6. Nie masz nic do gadania
WILLIAM
Wchodzę do pomieszczenia, gdzie podobno czeka na mnie Elizabeth. Nie mam pojęcia, co ją sprowadza do miasta, jednak wiem, że nie będzie to miła wizyta. Dziewczyna nie należy do miłych panienek, z którymi aż chce się przebywać.
– William. – Dziewczyna nawet nie wstaje z fotela, by się ze mną przywitać, dlatego ja również nie mam zamiaru się męczyć i kiwam jedynie głową w jej kierunku.
– Elizabeth – mówię, a ona parska teatralnie.
– Z tamtą suką żegnałeś się w bardziej cywilizowany sposób.
Unoszę brew, słysząc, w jaki sposób się do mnie odzywa.
– Dlatego, że ona żegnała się ze mną w bardziej cywilizowany sposób. – Uśmiecham się sztucznie, a następnie podchodzę do barku pełnego alkoholu.
Już wiem, że zaraz zacznie się wykład, a ja nie mam zamiaru wysłuchiwać jej na trzeźwo. Muszę przyznać, że dziewczyna robi dobre pierwsze wrażenie. Jest zgrabną, dumną kobietą o długich blond włosach i niebieskich oczach. Owszem jest ładna, jednak nie tak samo, jak Elaine.
Jasna cholera, William skup się.
Zaczynam nalewać sobie whisky, a ona fuka głośno. Przewracam oczami, a następnie zasiadam na swoim ulubionym fotelu.
– Zakładam, że nie przyszłaś tu by obrzucać moją nową znajomą błotem?
– To tylko przy okazji. – Dziewczyna wyprostowuje się. – Jako twoja przyszła żona nie mogę pozwolić ci, abyś przy innych ludziach flirtował z dziewczynami.
– Skąd masz tę pewność, że zostaniesz moją żoną? – Unoszę brew. – Nie znalazłem jeszcze pierścionka.
– Ale jesteś jedynym, który rozpoczął poszukiwania na taką skalę. – Robi mi się słabo. – Mojemu ojcu bardzo się to spodobało. Trzymaj tak dalej, a nawet gdy go nie znajdziesz, to wyda mnie za ciebie za mąż.
– Jednak co z chęciami jak efektu nie ma – prycham.
Elizabeth wzrusza ramionami.
– Jestem pewna, że znajdziesz sposób, aby go odnaleźć. – Dziewczyna podchodzi do mnie i przybliża swoją twarz do mojej. – W końcu od tego zależy sytuacja twojego państwa.
– Właśnie Elizabeth – zaczynam tracić cierpliwość jej wybujałym ego. – Moim państwem. Moim i zawsze moim państwem, dlatego nie masz prawa wjeżdżać na moje tereny bez ówczesnego poinformowania mnie o tym.
– Po to byś mógł posuwać takie dziewczyny jak ta na dole? – Unosi brew, a ja nie wytrzymując, wstaję z fotelu.
– A nawet jeśli to co? – Uśmiecham się arogancko. – Nie będziesz miała nic do gadania, a wiesz dlaczego? – Unoszę brew, a w jej oczach dostrzegam strach. – Bo to mężczyźni rządzą w monarchii. Twoje państwo stanie się moim państwem, ale moje nie będzie twoje. Jak mnie zdenerwujesz, będę mógł skazać cię na śmierć, a ty nie będziesz miała prawa głosu, a wiesz dlaczego? Bo będziesz jedynie marionetką, która będzie miała za zadanie urodzić mi dzieci.
– Mylisz się. – Elizabeth próbuje grać twardą, jednak jej mimika twarzy mówi zupełnie co innego.
– Ach tak? – Unoszę brew. – Czy zostałaś wpuszczona na jakąkolwiek radę? A może twoja matka? Kojarzysz w ogóle jakąkolwiek sytuację, by twój ojciec liczył się z twoim zdaniem na temat państwa? – Nie słysząc od niej odpowiedzi, prycham. – No właśnie.
Odsuwam się, patrząc się na nią krzywo. Nie dając jej szansy na odpowiedź, dopijam swoje whisky, a następnie wychodzę z pokoju, zostawiając ją samą. Elizabeth działa mi na nerwy i jedyny sposób, aby ją uciszyć to uświadomienie jej kim będzie, gdy zostanie moją żoną. Milczy przez parę ładnych dni, a potem cyrk zaczyna się od początku.
To nie jest tak, że nie liczę się ze zdaniem dziewczyny, a nawet wręcz przeciwnie. Pragnę, aby moja przyszła żona wiedziała przynajmniej cokolwiek o polityce i żeby wraz ze mną rozmawiała o problemach państwa, jednak wiem, że z Elizabeth nigdy by się to nie udało. Dziewczyna jest typową lalką salonową, która jedyne co potrafi to ładnie się uśmiechać. Prawda jest taka, że nie ma ona pojęcia o prostych sprawach politycznych i nawet nie ma zamiaru się tym interesować. Na całe szczęście jej ojciec o tym wie i nawet nie chce na siłę wtrącać ją w te sprawy.
– Will! – słyszę za sobą krzyk Caspera, dlatego odwracam się w tamtym kierunku.
Chłopak dogania mnie, a po jego minę domyślam się, że nie znalazł tego, czego szukał.
– Ojciec mnie zabije – wyjękuje, a ja prycham cicho. – W dodatku zgubiłem pierścień po dziadku. Ten dzień to tragedia.
– Nie bądź takim pesymistą – mówię i kieruję się w stronę pokoju.
– Szukałem dosłownie wszędzie.
– Może zostawiłeś w pokoju? – sugeruję.
– Tam też byłem. – Kręci głową. – Jakby zapadł się pod ziemię.
– Gdy wszyscy goście wyjdą, poszukamy go wspólnie, dobrze?
Casper przytakuje smutno głową. Jest mi go żal, ponieważ doskonale znam jego ojca. Jeśli chłopak mówi, że „ojciec go zabije", to oznacza, że naprawdę może to zrobić.
– William. – Chłopak natychmiast się zatrzymuje, przyglądając mi się uważnie. Staję, nie rozumiejąc, o co może mu chodzić. – A ty przypadkiem nie miałeś na sobie zegarka oraz tych spinek do garnituru?
Moja dłoń natychmiast wędruje do nadgarstka, a gdy nie napotykam żadnego chłodnego metalu, moje serce przyśpiesza. Rozglądam się nerwowo, myśląc, że zegarek mógł mi wypaść dosłownie przed chwilą, jednak nic nie znajduję.
– Cholera jasna – klnę. – Jak to możliwe?
– Ja chyba wiem – Casper burka cicho. – Tańczyliśmy z jedną i tą samą kobietą.
– To niemożliwe – zaprzeczam, przypominając sobie o niewinnej twarzy Elaine. – Ona nie mogłaby...
– Wiem, że wpadła ci w oko, ale pomyśl logicznie.
Zaciskam dłonie w pięści, zdając sobie sprawę z tego, kim może być Elaine.
– Sądziłem, że w tej bandzie są tylko mężczyźni. – Jestem wściekły. Wściekły na nią, na siebie i na cały świat. Spoglądam na Caspera, który wydaje się tak samo zły, jak ja. – Złapcie ich i przyprowadźcie do mnie.
ELAINE
– Trzy zegarki, spinki do garnituru, siedem pierścionków i cztery naszyjniki – wylicza Tia, a po jej wyrazie twarzy, wiem, że jest to najbardziej udany wieczór. – Jasna cholera wszystko jest ze szczerego złota, a ten pierścionek ma różowy diament wiecie, co to oznacza?
– Oświeć nas. – Jarvis rozsiada się wygodnie na krześle i rozwiązuje krawat.
– To najdroższy diament na świecie. Kobiety wprost się o niego biją! – Dotyka zegarka, który ukradłam księciu. – A to jeden z najnowszych zegarków. Na rynek dopiero teraz wprowadzane są zegarki na nadgarstek. Elaine do kogo on należał?
– Do księcia – odpowiadam od niechcenia, a Colin, słysząc to, o mało nie zachłysnął się herbatą.
– Co?! – Jarvis zrywa się z krzesła. – Zostawiłem cię dosłownie na godzinę, a ty okradłaś samego księcia?! Jak?!
– Powiedzmy, że nie docenił mnie. – Uśmiecham się tajemniczo, a wszyscy patrzą na mnie z uznaniem.
Prawdopodobnie każdy spodziewał się, że książę nie zwróci na żadnego z nas uwagi, a nawet jeśli to będzie czujny, zważając na sytuacje rozgrywającą się w stolicy. W końcu nie tylko on wie, że tutejsi złodzieje są dosłownie wszędzie.
– No cóż – wzdycha Colin i spogląda na Tię. – Jutro ty, Noah i Jarvis pójdziecie sprzedać te cudeńka, a my wszyscy będziemy ustawieni do końca życia.
– Sugerujesz, że po sprzedaniu tego kończymy z tym?
– Prędzej czy później książę William zrozumie, co się wydarzyło – zaczynam przed Colinem. – Będzie wściekły i rozpocznie poszukiwania. Zacznie od czarnego rynku, gdzie za odpowiednią cenę te cyganki powiedzą dosłownie wszystko.
– A gdy powiedzą, jak wyglądamy, będziemy skończeni – dokończa Tia, prawdopodobnie rozumiejąc powagę sytuacji. – Załatwione. Jutro z rana idziemy to sprzedać i kończymy to.
– Przynajmniej tutaj. – Colin uśmiecha się tajemniczo.
Spoglądam na Noah, który wygląda, jakby rozumiał, co mężczyzna ma na myśli.
– Bardziej precyzyjnie? – Jarvis zaczyna się niecierpliwić.
– Zobaczysz, jak wrócisz obładowany pieniędzmi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top