Rozdział 12. Postępy w znajomości
Rozdział dedykowany@AlexSandraZoe 💗
Dziękuję Ci za wszystkie głosy, Twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy✨
_____
Castiel jęknął z rozkoszy. Mężczyzna pogłębił pocałunek, przesuwając powoli dłoń z jego kolana, przez udo, aż do krocza. Zaczął nieśpiesznie masować go przez materiał spodni, zatem Novak odwdzięczył się tym samym. Siedzieli, a właściwie półleżeli na kanapie – ich kończyny były ciasno splątane tak, że nie wiadomo było, która noga jest czyja.
Po kilku minutach Castiel poczuł, jak obca dłoń rozpina klamrę jego paska, guzik i rozporek.
Natychmiast przerwał pocałunek i znieruchomiał. Złapał nadgarstek drugiego mężczyzny i odrzucił jego dłoń.
— Serio? — sapnął zrezygnowany Nick. — Co znowu?
— Nie wiem. — Novak zapiął spodnie i ruszył do kuchni po szklankę zimnej wody. — Spanikowałem.
— Ostatnio też tak powiedziałeś.
— Nie wiesz, jak to jest — warknął Castiel nieco zbyt agresywnie. — Trudno jest mi się przełamać.
— Masz rację, nie wiem. Wiem jednak, że na pewno ci się spodoba. Musisz mi tylko pozwolić się dotknąć. — Nick podszedł bliżej i chciał położyć dłoń na ramieniu Castiela, jednak ten uchylił się przed gestem. — Jesteś pewien, że wszystko w porządku?
— Przepraszam, tak. Proszę, daj mi czas — uśmiechnął się blado. — Przecież nie umrę prawiczkiem.
Dlaczego to było takie trudne? Nick był przecież przystojny i taki cierpliwy – Castiel prawdopodobnie mógł po prostu rozluźnić się, leżeć tam i pozwalać, aby się nim zajął. Jeśli wierzyć temu, co wszyscy mówili, po kilku minutach byłoby już po wszystkim.
Niezależnie jednak od tego, ile razy starał się uspokoić samego siebie, nigdy nie przekroczył pewnej linii.
Utrata cnoty wiązała się z utratą kontroli, a na to Castiel zupełnie nie mógł sobie pozwolić. Sytuacja, w której miałby zawierzyć całego siebie innej osobie, była dla niego zupełnie niedopuszczalna. Dlatego wielokrotnie na przestrzeni lat, gdy tylko pomiędzy nim a innym chłopakiem czy facetem robiło się już gorąco, odchodził. Ile osób odtrącił już tak przez swoje dziwne obawy i dlaczego nikt inny zdawał się nie mieć z tym problemu?
— Dobra, dzieciaku — Nick często nazywał go pieszczotliwie dzieciakiem, mimo, że był od niego o kilka lat młodszy. — Uciekam. Mogę cię chociaż pocałować?
— Tak.
Znali się od jakichś trzech tygodni, a już Castiel czuł się z nim jak stare małżeństwo. Dobrze się dogadywali, było im zaskakująco wygodnie ze sobą. Ciemne usta Nicka na jego własnych były takie miękkie i ciepłe... Jedyne, czego mogło brakować, to uczucie fajerwerków czy jakichkolwiek motylków w brzuchu. Fascynacji. Namiętności głębszej niż mechaniczne pobudzenie ciała z kimś wystarczająco dobrym.
— Przemyśl to, co mi powiedziałeś — poprosił przy wyjściu. — Co powiesz na romantyczną randkę jutro po pracy? Mam kilka ciekawych pomysłów.
Jutro. W piątek. Oczywiście.
— Mam spotkanie z kimś z Sandover, przepraszam. — W końcu nie kłamał. — Może w sobotę?
— Z wielką przyjemnością.
Castiel uśmiechnął się, chociaż niemal od razu zaczął się denerwować na myśl o nadchodzącym weekendzie. Znając życie, Nick włoży strasznie dużo wysiłku w organizację miłego wieczoru ze spacerem, kinem i obiadem, aby rozluźnić go na tyle, żeby w końcu zrzucił spodnie.
Myśl o tym powodowała u niego ból głowy, postanowił więc zająć się tym problemem, kiedy do niego dojdzie.
Teraz miał inne rzeczy na głowie.
Po wyjściu Nicka, Castiel skierował się do garderoby. Zdjął z wieszaka koszulkę polo należącą do Deana i nie mógł jej nie powąchać. Początkowo traktował ją jako poszewkę na poduszkę, ale po ich kłótni element garderoby wylądował na dnie kosza na bieliznę. Nawet po praniu materiał wciąż pachniał delikatnie perfumami Toma Forda.
Novak złożył koszulkę i włożył ją do paczki. Już miał napisać na niej adres, ale coś go powstrzymało.
Co, jeśli koszulka jeszcze mu się przyda? Przecież był umówiony z nim na piątek – może powinien osobiście mu ją oddać? Spójrzmy prawdzie w oczy – mowa o Deanie Smith, który miał pewnie tysiąc podobnych ubrań. Skoro nie upominał się, z pewnością za nią nie tęsknił. Castiel zapakowany materiał umieścił więc w szufladzie, głęboko pod skarpetkami.
W międzyczasie zaczął myśleć o tym, gdzie powinien spotkać się z Deanem. Musiał wybrać neutralny grunt – nie bar Balthazara ani nie bar z zespołem grającym na żywo klasycznego rocka. Potrzebowali miejsca, którego żaden z nich nie znał, żeby żaden z nich nie czuł się w jakikolwiek sposób zagrożony.
W komputerze zaczął wyszukiwać bary w centrum, musiał jednak odrzucić dobre kilkanaście, zanim znalazł dokładnie to, o co mu chodziło.
Bunson's, bar w samym centrum dystryktu finansowego miasta, niedaleko Kapitolu wydawał się miejscem, gdzie biznes i networking łączyły się z prywatnymi spotkaniami. Jeśli wierzyć zdjęciom lokalu w internecie, nowoczesny, industrialny wystrój z pewnością sprosta wyrafinowanym gustom Deana.
O ile nie znał jeszcze tej knajpy.
Castiel bez wahania wysłał mu krótką wiadomość.
Cześć, spotkanie jutro aktualne? C.N.
Cześć, tak. Chyba, że zmieniłeś zdanie i wiesz już wszystko o zbrojeniach. D.S.
Wręcz przeciwnie – z każdym dniem czuję się coraz bardziej zagubiony. C.N.
W takim razie postaram się wyjaśnić Ci co nieco. D.S.
Co powiesz na Bunson's o 18:00? Znasz ten lokal? C.N.
Nie, ale chętnie poznam. Widzimy się w środku. Poznasz mnie po czerwonej róży. D.S.
Dean nie znał wielu odniesień do popularnych filmów czy muzyki, ale jednak znał motyw randek w ciemno i dawania sygnałów czerwoną różą, co mężczyzna przyjął z uznaniem.
Cieszył się, że oni nie musieli na pierwszą randkę przynosić żadnych kwiatów. Castiel zawsze uważał, że to strata roślin. Jasne, świetnie wyglądają w wazonie, ale czy nie lepiej by im było w ziemi?
Nazajutrz wyszedł z pracy nieco wcześniej, aby przygotować się na spotkanie z Deanem.
Wziął długą kąpiel, dokładnie się ogolił, a nawet przyłożył się do dokładnego wysuszenia i ułożenia krótkich włosów. Może powinien użyć też trochę żelu albo czegoś, co zapobiegłoby zmianie położenia poszczególnych kosmyków, ale to trochę za dużo.
Mimo wszystko chciał wyglądać jak najlepiej.
Wyjął z garderoby kilka garniturów i koszul i ułożył je na łóżku.
Wszystkie były czarne, uniwersalne i bardzo do siebie podobne. Jedna marynarka miała tylko drobne, ledwie zauważalne, grafitowe prążki, a druga – klapy pokryte satynową nicią. Jeden kupił za namową ekspedientki, a drugi – Balthazara. Ale sam nigdy nie przykładał zbyt wielkiej wagi do tego, co ma na sobie. Teraz jednak zaczynał zauważać, że może już czas rozszerzyć swoje horyzonty.
Ubrał się, zapiął guzik marynarki w prążki i przejrzał się w dużym lustrze. Nienajgorzej. Właściwie jak zwykle. Dean kilkukrotnie widział już ten garnitur, więc z pewnością nie zrobi na nim wrażenia.
Zaraz, zaraz.
Wrażenia?
Odbicie Castiela zmarszczyło brwi.
Dlaczego nagle chciał zrobić na Deanie wrażenie? Jak tylko to sobie uświadomił, szybko zrozumiał swoje podekscytowanie i nerwy. Był o wiele bardziej zdenerwowany niż przed pierwszą randką.
Chciał się postarać, żeby Smith widział, jak świetnie mu idzie w życiu. Oczywiście.
Nie miało to przecież związku z tym, że Dean po rezygnacji z pracy stał się jakoś dziwnie... atrakcyjniejszy. Wyluzowany. Seksownie nonszalancki.
Mężczyzna westchnął, kręcąc głową na swoje odbicie w lustrze.
Mogę się z nim spotkać. To nic wielkiego.
Już miał wyjść, kiedy nagle przystanął w progu.
Przecież jechał na spotkanie, żeby omówić projekt nowego budynku Eterny.
Wpadł do gabinetu i zabrał z biurka plik luźnych dokumentów w teczce.
Mógł tylko modlić się, żeby rzeczywiście papiery były związane z budową, jeśli Dean zechce je zobaczyć.
Spotkam się z nim ostatni raz, aby definitywnie zamknąć ten rozdział. To nic wielkiego.
Piątkowe wieczory w centrum Austin były dość gwarne, nic więc dziwnego, że Smith od kilku minut czekał na Castiela w Bunson's.
Zauważył go już od wejścia – mężczyzna siedział przy jednym z przepierzeń z nogami wyciągniętymi przed siebie. Taka poza była zupełnie nie w stylu Deana sprzed kilku tygodni. Całkiem w stylu Deana była zaś granatowa marynarka w dużą kratę i wielka, czerwona róża w butonierce.
— Przepraszam, nie spodziewałem się aż takich korków — wysapał Castiel, potrząsając dłoń mężczyzny przy powitaniu.
— Wiem, korki w centrum w piątkowy wieczór są niespotykane! — zawołał ironicznie Dean, wywołując śmiech Castiela. Ten nowy Dean Smith świetnie radził sobie z sarkazmem.
Novak nie chciał kazać mu dłużej czekać, więc szybko przejechał wzrokiem po karcie dań.
— Zamówiłeś już coś?
— Nie, ale wiem, na co mam ochotę — były marketingowiec spojrzał mu prosto w oczy.
Kelner nawet nie zdążył przywitać Castiela, bo Smith od razu złożył zamówienie.
— Poprosimy mojito i long island iced tea. Daj spokój, jest piątek — dodał, widząc zaskoczoną minę Novaka.
— Miejmy nadzieję, że zdążymy omówić kwestię zbrojeń i nowego budynku Eterny, zanim będę Cię musiał wyprowadzić na świeże powietrze.
— Spokojnie, nie jestem tu zmuszony do słuchania jakiejś kociej muzyki, więc nie muszę się znieczulać.
Mimo zawoalowanych obelg obydwaj szeroko się uśmiechali.
— No dobra, przyznaję, że ten zespół nie był najlepszy.
— A ja przyznaję, że wypiłem wtedy za dużo.
— Hej, czy tylko mi się tak wydaje, czy dzisiaj zrobiliśmy o wiele większe postępy w naszej znajomości niż kiedykolwiek wcześniej? — rzucił Castiel, wywołując śmiech Deana.
— Kamieniem milowym była na pewno kłótnia na parkingu. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o sobie.
Na chwilę zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza, ale kelner zjawił się z drinkami.
— Wykrzyczałeś mi wtedy, że traktuję cię, jakbyś był nikim — Novak, zadając pytanie, nie podnosił wzroku znad swojej szklanki. — Czy naprawdę tak sądzisz?
— Negocjacje w Sandover z tobą były cholernie trudne — przyznał Dean, biorąc wielki łyk napoju. — Twój ojciec zgadzał się na wszystkie nasze propozycje, a tutaj, nowy prezes — wskazał dłonią na Castiela — chce nas pospieszać, decydować o terminach i finansach... To mnie strasznie podburzało. Na szczęście nie muszę się już tym martwić.
— Przepraszam, Dean. Nigdy nie miałem głowy do interesów, a ojciec zbyt wiele mnie nie nauczył — wyjaśnił Novak. — Myślałem, że pojawiając się na wszystkich spotkaniach i negocjując twardo, zyskam szacunek pracowników. No i nieco się podszkolę.
— W porządku. Było, minęło — uśmiechnął się Smith. — Chociaż nie wiem, czy cię czegokolwiek nauczyłem.
Mówiąc o tym obydwaj byli zaskakująco spokojni, co byłoby nie do pomyślenia jeszcze dwa miesiące temu.
Mężczyzna wychylił szybko resztę ze swojej szklanki i ponownie zwrócił się do Castiela.
— Czy mogę cię o coś zapytać?
— Strzelaj.
— Dlaczego na pierwszej randce powiedziałeś, że udaję kogoś, kim nie jestem?
— No proszę, znam cię. Oczywiście, że tak jest. A właściwie było, dopóki nie zrezygnowałeś z pracy.
— Ach tak?
— Oczywiście. Masz klasyczne objawy typowego marketingowca w garniaku. Życie w korpo cię dobijało, dlatego teraz czujesz się o wiele lepiej.
— Skoro znasz mnie tak dobrze i wiesz, jak się czuję, to o czym teraz myślę? — Dean spuścił wzrok na swoją szklankę.
— Chcesz pojechać ze mną do mojego mieszkania — powiedział Castiel, zanim uświadomił sobie, co właśnie zaproponował drugiemu mężczyźnie.
Na jego słowa Dean uśmiechnął się zawadiacko, zachęcony.
— Po co?
— Wciąż mam twoją koszulkę, może w końcu zabierzesz swoje graty z mojej przestrzeni?
— No tak, masz przecież malutką kawalerkę, zapomniałem, że jedna koszulka może ci poważnie zabierać miejsce — Dean zaśmiał się ironicznie i położył dłoń na oparciu stołka Castiela, aż ten poczuł się otulony chmurką jego perfum.
Proszę, odsuń się trochę dalej, pomyślał, ale oczywiście nic nie zrobił.
— Chcesz, żebym ją wyrzucił? Nie ma sprawy. — Dean jakby nie zwrócił uwagi na jego słowa, tylko nachylił się w stronę Castiela.
Albo przysuń się jeszcze bliżej.
— Jesteś niezły w te gierki — twarz Smitha znajdowała się niemal przy jego własnej. — Rzeczywiście chcę pojechać do twojego mieszkania. Ale żeby zdejmować z ciebie ubrania, a nie zabierać swoje.
Novak jak zahipnotyzowany patrzył w zielone oczy mężczyzny. Mieniły się drobinkami złota i brązu, zupełnie jak las pod koniec lata.
— I co jeszcze? — zapytał głupio. Miał wrażenie, że bliskość przystojnego mężczyzny pozbawiała go tego filtra, który analizuje formujące się słowa, zanim wydobędą się z ust.
— Chodź ze mną, jeśli jesteś taki ciekawski.
Mimo zachęty żaden z nich się nie poruszył.
Castiel jak w zwolnionym tempie rozejrzał się dookoła, aby sprawdzić, czy nikt na nich nie patrzy i pocałował szybko Deana.
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Gorące pocałunki na chodniku. Tym razem nie padało.
Taksówka. Co chwilę zerkali na siebie, podekscytowani.
Winda. Napięta atmosfera. Serce Castiela biło jak szalone, a ciało pokrywała gęsia skórka.
Przechodząc przez drzwi do mieszkania, żaden z nich nie mógł się już powstrzymać.
Drżąc z niecierpliwości, przywarli do siebie ustami, jak tylko skrzydło się za nimi zamknęło.
Castiel wypuścił z rąk teczkę z losowymi papierami. Nie pomyślał o nich ani razu w barze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top