XXXVII. Faye wpada w tarapaty
Przez całą noc nie mogłam się na niczym skupić. Myślałam tylko o tym, jak powinnam postąpić. Nie chciałam nigdzie wyjeżdżać i się ukrywać. To Los Angeles było moim miejscem na ziemi. Tu miałam dom, przyjaciół, cały swój świat. Rozstanie z tym życiem jawiło mi się jako okropna męka. Nie chciałam porzucać tego, co tu miałam.
Ale chyba nie miałam innego wyjścia. Istniały tylko dwie rzeczy, na które nigdy bym się nie poważyła — rozwód i aborcja. Nie potrafiłabym z premedytacją wywołać poronienia, dziecko więc musiało się urodzić. Nawet mimo moich ogromnych lęków.
Obawiałam się, że przez to wszystko będę musiała rozstać się z Willem i Jamesem. Jeśli coś w życiu naprawdę się dla mnie liczyło prócz kariery, był to mój syn. Nawet jeśli dla jego ojca nie żywiłam zbyt wielu ciepłych uczuć, Willa kochałam bezwarunkowo. Był moją dumą. Uroczy, mądry, kochany syn, o jakim marzy każda matka.
A może powinnam zabrać go ze sobą? John raczej nie wróciłby z wojny w ciągu roku, a ja nie musiałabym płacić za opiekunkę. Mógłby się przenieść na rok do innej szkoły... Nie chciałam mu tego robić, ale wolałam, żeby był ze mną.
Nie miałam tylko pojęcia, co ze mną i Jamesem. Ja najchętniej pojechałabym z nim, ale nie miałam pojęcia, czy on nie będzie wolał zostać tutaj, by móc rozwijać karierę. W końcu dopiero co zyskał rozpoznawalność w świecie filmu, a już miałby zniknąć na rok...
To jednak można było jeszcze ustalić. Jedno było natomiast pewne. Musiałam wyjechać.
Zadzwoniłam do studia, by umówiono mnie na spotkanie z wujkiem Miltonem. Potem zatelefonowałam do Jamesa, który moim zdaniem również musiał być przy wszystkim obecny.
Spotkaliśmy się tuż przed biurem Miltona. James był wyraźnie zdenerwowany, ja zaś zadziwiająco spokojna. Wiedziałam już, czego chcę, i chyba byłam gotowa na zmierzenie się z konsekwencjami moich działań. James zerkał na mnie nerwowo, lecz nic nie mówił. Posyłałam mu ciepłe uśmiechy, mające dać mu do zrozumienia, że sytuacja jest pod kontrolą, lecz chyba niewiele zdziałałam, bo wciąż był spięty.
Po chwili zostaliśmy wpuszczeni do pomieszczenia. Wujek Greg już na nas czekał.
— Co postanowiliście? — zapytał bez zbędnych wstępów.
Nie zdziwiło mnie to. Zawsze był bardzo bezpośredni.
— Ja... Urodzę to dziecko, nie ma nawet cienia szansy, że zdecydowałabym się na zabieg... Gdyby tata się dowiedział... Nie, nie mogłabym.
— Co więc masz zamiar z tym wszystkim zrobić? Nie pozwolę, żebyś narażała dobre imię mojego studia. Mam ci załatwić wyjazd na Alaskę? — zakpił.
Chyba myślał, że wybiorę aborcję, a moja decyzja bardzo go zaskoczyła. Niemal na pewno tak było, ale... nie obchodziło mnie to. Studio nie liczyło się dla mnie tak bardzo jak moje dziecko.
— Pomyślałam, że mógłbyś mnie wysłać gdzieś daleko, nie wiem, do Michigan na przykład... Pod pozorem leczenia mojej kontuzji z zeszłego roku. Pamiętasz jeszcze, jak nie mogłam tańczyć?
— Tak. Twoja kontuzja się odnowiła, a że kłopoczesz się o swoją nogę, postanowiłaś wyjechać na długie leczenie, żebyś znów mogła tańczyć, tak?
— Widzę, że doskonale się rozumiemy, wujku. — Uśmiechnęłam się do niego. — A co z Jamesem? Chciałabym, żeby był ze mną, kiedy dziecko pojawi się na świecie...
Milton zmarszczył brwi.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, jakie to może wzbudzić podejrzenia?
— Oczywiście, wujku. Ale gdyby... Gdyby James przyjechał za dwa czy trzy miesiące? On też może udawać, że ma kontuzję, a wtedy wysłanie go do tego samego ośrodka, co mnie, miałoby sens. James mógłby powiedzieć w mediach o tym, że to najlepszy taki ośrodek w Ameryce, że ufa tamtejszym lekarzom, gdyż pomogli i mnie, coś takiego...
— Przepraszam bardzo, ale ja tu jestem i mam swoje zdanie — odezwał się nagle James.
Spojrzeliśmy na niego ze zdumieniem. Myślałam, że James podporządkuje się ustaleniom moim i Miltona.
— I jak ono brzmi? — Milton spojrzał na niego ze znudzeniem.
— Nie jadę do żadnej dziury. Mogę pojechać do Nowego Jorku, jeśli tego trzeba — rzekł ostro. — Ale tylko tam. Najwyżej przyjadę do Faye na kilka dni tuż przed porodem.
— James... Nie możesz...
— Myślę, że propozycja Jamesa ma sens, Faye. Nie ma się co spierać, zrobimy w ten sposób. Ward, inteligentny z ciebie chłop, coś z ciebie będzie. A teraz możecie już iść, do widzenia.
— Dziękujemy, panie Milton — odezwał się James. — Mam nadzieję, że to wszystko skończy się dobrze.
— Oczywiście, że tak. Zadbam o to — odparł pewnie Milton. — A teraz idźcie. Mam was dosyć od kilku dni.
— Oczywiście... — jęknęłam.
Ledwo mogłam się podnieść z miejsca. Miałam wrażenie, że wszystkie moje mięśnie stężały. James podał mi ramię i pomógł mi wyjść na korytarz. Tam odetchnęłam ciężko. Że też dopuściłam do takiej sytuacji...
— Chyba wyszło całkiem nieźle, prawda? — zapytałam.
— Cóż, zgaduję, że nie jest najgorzej. Tylko co zrobimy po narodzinach dziecka?
— Cóż, wspominałeś, że nie chcesz się nim zajmować, więc chyba ci to wszystko obojętne.
— Zmieniłem zdanie. Wcześniej nie chciałem się przywiązywać, bo byłem pewien, że będziesz chciała się go pozbyć, ale skoro tak... W końcu to moje dziecko, zapewne jedyne, a przynajmniej jedyne, o którym wiem. Nie mogę go zostawić na łaskę jakiegoś Johna...
— Skończ. Nie możemy tego zrobić. Gdybyśmy byli małżeństwem, to co innego, ale wplątaliśmy się w romans i teraz musimy za to zapłacić. A ja nie oddam ci mojego dziecka, żebyś je sam wychowywał, zresztą jesteś kawalerem. Ja muszę je zatrzymać.
James prychnął, lecz nie odrzekł już nic.
Wyszłam z budynku sama. Czułam, że rozmowa z Jamesem w tej chwili nie miała sensu, nie zamierzałam słuchać jego zrzędzenia. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu i położyć się. To wszystko było dla mnie zbyt trudne.
James był naprawdę idiotą, skoro chciał wychowywać nasze dziecko. Nie byliśmy i nie mogliśmy zostać małżeństwem, więc tylko jedno z nas mogło być dla niego prawdziwym rodzicem. A ja nie zamierzałam mu oddać mojego dziecka.
Co się w ogóle z nim stało, że nagle zachciało mu się być ojcem? To było dla mnie tak dziwne, że nie potrafiłam tego pojąć. Przecież zawsze powtarzał, że nie jest z tych mężczyzn, którzy się żenią i mają dzieci. Doskonale wiedział, że nie wezmę dla niego rozwodu, więc wspólne wychowywanie dziecka nie miało szans. Mógłby je odwiedzać, ale na tym by się wszystko skończyło. Bo przecież dobre imię studia i nasza reputacja były najważniejsze, nie mógł ich narażać.
Gdy w drodze powrotnej wstąpiłam do sklepu, przez przypadek podsłuchałam rozmowy dwóch kobiet w średnim wieku. Stały w alejce ze słodyczami i rozmawiały tak głośno, że chyba każdy musiał je słyszeć.
— Czytałaś w dzisiejszej gazecie o Faye Lloyd? — zapytała jedna.
— Tej aktorce?
— No, ta, co grała kiedyś z tym ładnym takim, co to umarł parę lat temu, Carter mu było, a z miesiąc temu był z nią w kinach film z tym nowym aktorem... Ward? Chyba tak.
— Ach, to nie czytałam. Co tam napisali?
Byłam tego nie mniej ciekawa niż kobieta, która zadała pytanie. Stężałam w oczekiwaniu na słowa drugiej damy, o ile mogłam ją w ogóle tak nazwać.
— Dużo o jej relacji z tym panem Wardem. Podobno miała z nim romans w młodości, kiedy grała na Broadwayu, a była wtedy nastolatką! A teraz... — Kobieta nachyliła się konspiracyjnie do przyjaciółki. — Teraz jest z nim w ciąży...
Serce zaczęło mi szybciej bić. Skąd ktoś mógł o tym wiedzieć? Przecież tylko ja, James i wujek Greg mieliśmy na ten temat pojęcie, chyba że powiedział komuś ważnemu ze studia. To musiały być tylko plotki. Ale skoro było o tym napisane w gazecie... Nie, studio na pewno by do tego nie dopuściło! Nie mogło.
Szybko zrobiłam zakupy i z bijącym sercem udałam się do kiosku. Przejrzałam rubryki o życiu towarzyskim Hollywood w niemal każdej gazecie. Aż w końcu znalazłam to, czego szukałam.
Magazyn filmowy „Moviegoer", choć filmowy jedynie z nazwy, bowiem bardziej niż role filmowe aktorów zajmowało go ich życie prywatne, już z okładki grzmiał o moich sekretach.
W artykule, reklamowanym jako hit wydania, pojawiły się nasze wspólne zdjęcia z Jamesem. Z tamtego dnia, kiedy byliśmy w klubie, z planu filmowego, a nawet jedno jeszcze z lat dwudziestych, przedstawiające mnie i Jamesa całujących się po premierze spektaklu. Wielki, krzykliwy nagłówek głosił: „Upadły anioł Hollywood zwiedziony przez diabła z Broadwayu". Pod spodem mnóstwo było insynuacji na temat naszego romansu, z których nawet połowa nie była prawdą.
Nie mogłam uwierzyć w to, że ktoś był w stanie napisać tak okropny artykuł. Najgorsze było jednak to, że jego autor musiał mieć jakiegoś informatora. A tym kimś był ktoś z naszego studia. Tylko kto?
Tego rozdziału też szczególnie nie lubię, ale chyba jest w miarę okej. Pomysł z wyjazdem Faye, który padł już w poprzednim rozdziale, jest inspirowany historią Loretty Young. W ogóle postać Faye była nią w dużej mierze inspirowana. Loretta była bardzo znana ze swojej pobożności i katolickości, co nie przeszkadzało jej w romansach. Joan Crawford niejednokrotnie drwiła z niej z tego powodu. W 1935 roku Loretta grała z Clarkiem Gable w The Call Of The Wild. Większość literatury przedstawia ich relację jako gorący romans bogów ekranu, piękny i romantyczny, ale ja ostatnio trafiłam na informacje, że to wcale nie był romans, a gwałt. Sama nie wiem, w którą wersję wierzyć, bo o Gable'u też krążą różne dziwne historie - z jednej strony ponoć był bardzo czułym mężem dla Carole Lombard i ostatniej żony, dla której zrobił nawet przerwę w karierze, żeby się nią opiekować, bardzo chciał też mieć dziecko. Z drugiej ponoć Lombard zdecydowała się lecieć samolotem zamiast podróży lądem, bo dobiegły ją plotki, że kiedy ona sprzedaje bony wojenne, Gable romansuje z Laną Turner. Jest też sprawa wypadku, w którym Clark rzekomo kogoś śmiertelnie potrącił, ale sprawa ta została zatuszowana i do dziś nie wiadomo, jaka była prawda. Więc osobiście uważam, że wersja z gwałtem jest prawdopodobna, ale osądu nie wydaję. W każdym razie skończyło się ciążą Loretty. Z powodu religii bardzo nie chciała aborcji, więc po uzgodnieniu ze studiem wyjechała na jakiś czas do Anglii, gdzie urodziła dziecko, a potem przez rok robiła jakieś cyrki, żeby ostatecznie oficjalnie adoptować swoją córkę Judy. Dziewczynka miała ponoć bardzo odstające uszy jak Clark, więc zrobiono jej operację, o ile dobrze pamiętam, a prawdę poznała już po śmierci Gable'a.
Niestety Hollywood i jego okrutne zasady wymusiły na Lorettcie takie kombinowanie, byle tylko mogła urodzić własne dziecko :(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top