XXXV. Spotkanie po latach

Adrien nie mógł przestać myśleć o swoim ojcu. Myśl, że zostało mu tylko kilka miesięcy życia, a on przez swoją głupotę tak zmarnował ostatnie lata, wypełniała jego serce gorzkim żalem. Mógł rozmówić się z nim poważnie wiele lat temu, wytłumaczyć, że nie chce zajmować się wytwórnią, że zależy mu tylko na malowaniu, ale dał się wciągnąć w przeklęte praktyki w studiu i wyżywał się na ojcu. Zmarnował w ten sposób tyle pięknych chwil...

Ale teraz to się miało zmienić. Chciał jak najlepiej wykorzystać czas, który został Victorowi. Musiał dać z siebie wszystko i sprawić, żeby ojciec czuł już tylko radość, żeby nie rozpamiętywał ciągle przeszłości, której nie dało się zmienić, żeby odszedł w spokoju i szczęściu.

Miał w zamyśle jeszcze dwie rzeczy, które zamierzał zrealizować za życia ojca. Jedną z nich było doprowadzenie do spotkania ojca z Louise. Nie wiedział jednak, jak tego dokonać.

Z pomocą przyszła mu Ann. Któregoś dnia, gdy po sesji malowania siedzieli wspólnie w jego saloniku, wzięła z półki grubą książkę telefoniczną, o której istnieniu Adrien zapomniał, i zaczęła ją przeglądać.

— Claire Arnaud, tak? — zapytała.

— Tak.

— Nie ma tu takiego nazwiska. Z którego roku jest ta książka?

— Z zeszłego. Dostałem ją od znajomego na gwiazdkę, miał dość tego, że wiecznie nie pamiętam jego numeru telefonu.

Ann zaśmiała się uroczo. Jej śmiech brzmiał niczym srebrzyste dzwoneczki, których dźwięk rozbrzmiewał w chłodną, zimową noc.

— Może wolała się tu znaleźć pod prawdziwym nazwiskiem, żeby zachować anonimowość? 

— Fakt, Ann, jesteś genialna! Na pewno tak było. Louise... Ale jak ona miała na nazwisko?

— Nie pamiętam... Jej mąż, on grał w filmie z moją matką, nie przypomnę sobie chyba. 

— Twoja mama grała w filmach? — zdumiała się Ann.

Adriena zdziwiła jej reakcja, zaraz jednak przypomniał sobie, że przecież nie rzekł jej o matce nic poza tym, że zostawiła go, gdy był bardzo mały. miała prawo się zdumieć. 

— Tak. Arlette Lavalle.

— O matko... — Ann otwarła szeroko oczy. — Ja wiem, że ona była dla ciebie okropna, ale kiedy byłam mała, zachwycałam się jej urodą... Och, piękna z niej kobieta! Chciałam być jak ona. 

— Dobrze, że się taka nie stałaś. Jesteś dużo lepsza — odparł czule i złożył pocałunek na jej czole. — Czy potrafisz przypomnieć sobie jakieś filmy mojej matki i nazwiska jej partnerów?

— Cóż... Był na pewno Renard, był jakiś Marais czy coś takiego, Charpentier...

— Charpentier, tak, to on! — wykrzyknął Adrien. 

Szybko odnalazł odpowiednią stronę w książce. Od razu natrafił na nazwisko Louise i pokazał je Ann. 

— Boję się... — westchnął. 

Nie miał pojęcia, jak Louise zareaguje na jego propozycję spotkania. Nie wiedział, co stało się między nią a jego ojcem, dlaczego się rozstali ani dlaczego Louise była teraz sama. Mogła się ucieszyć, ale równie prawdopodobne było, że na niego nakrzyczy i powie, że nie chce go znać. 

— Ja zadzwonię — odparła Ann. 

Podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę. Adrien patrzył na nią w skupieniu. Ze spokojem podała telefonistce odpowiedni numer i czekała na odpowiedź. Nie mógł powstrzymać się od spoglądania na kobietę i zachwycania się jej urodą. Była taka śliczna... Gdyby tylko miał pewność, że po skończeniu zlecenia będzie chciała tu zostać. 

— Dzień dobry, czy mówię z panią Arnaud? — zaczęła łagodnie. — Przykro mi, nie wiedziałam, że pani nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Jestem z Moviegoer, tak, tak, z Nowego Jorku. Mój przełożony wprost uwielbia pani filmy i dałby się pokroić za taki wywiad. Tak, w Ameryce uwielbiają europejskich aktorów! Gdyby się pani zgodziła, tylko ten jeden raz. 

Później słyszał już tylko ciche pomruki i potakiwania Ann. Coraz bardziej obawiał się, że Louise odmówi. Argumenty Ann co prawda brzmiały całkiem przekonująco, ale skoro Louise nie życzyła sobie rozmów z prasą, skłonienie jej do spotkania mogło stanowić spore wyzwanie... Ale... Ann była wyjątkowa. Musiało się jej udać. 

Wtem odłożyła słuchawkę. Chciał zerwać się z miejsca, ale jego mięśnie tak się spięły, że nie potrafił nimi poruszyć. Patrzył więc tylko na Ann z szeroko otwartymi ustami. 

— Zgodziła się. Jutro mam u niej być na szesnastą. 

— Jesteś cudowna — rzekł i wstał, by ją pocałować, po czym zatopił się w słodyczy pocałunków. 

*

Adrien chyba nigdy nie bał się niczego tak bardzo, jak wizyty u Louise. Jej elegancka kamienica sprawiła, że strach jeszcze się zwiększył. Nie przypuszczał, że będzie się tak lękał, jakby był małym chłopcem. 

— Co jeśli ona się dowie, że nie przyszliśmy tu na wywiad? — zapytał, patrząc z niepokojem na Ann. 

— To nas wyrzuci. Nie wymyślaj, chodź już. 

Pociągnęła go za rękę i poprowadziła na klatkę schodową. Gdy stanęli przed właściwymi drzwiami, zapukali. Adriena ogarnęło zwątpienie. Dlaczego wielka gwiazda filmowa mieszkała w kamienicy zamiast w wielkim domu?

Kiedy jednak drzwi się otwarły, a w progu stanęła zjawiskowo piękna, ciemnowłosa kobieta o kocim wyrazie twarzy, jego wątpliwości uleciały. To naprawdę była jego Lou. 

— Panna King, tak? — zapytała zmysłowym głosem. 

— Tak. 

— A ten pan to...?

— Mój asystent.

 — No dobrze, proszę wejść. 

To rzekłszy, wprowadziła ich do salonu. Adrien spodziewał się, że zastanie luksusowe wnętrza, lecz mieszkanie Louise było urządzone bardzo skromnie jak na gwiazdę takiego formatu. Nie było w nim złota ani chińskich wazonów, których się spodziewał, a proste meble i niemodne ozdoby sprzed piętnastu lat. Na regale dostrzegł zdjęcie przedstawiające Louise i jego ojca. Ścisnęło mu się serce. Czyli wciąż o nim pamiętała...

— Od czego więc chce pani zacząć? Mówiła pani, że chciałaby poznać historię mojego sukcesu, ale obawiam się, że nie nadaje się do purytańskich amerykańskich gazet. 

— Właściwie to wywiad był tylko przykrywką — odparła z wahaniem Ann. — W istocie jestem dziennikarką i mogę go przeprowadzić, jeśli pani chce, szef na pewno go wykorzysta, ale przyszliśmy tu po coś innego...

— Przepraszam, ale nie rozumiem. — Louise uniosła gniewnie brwi. 

— Nie pamiętasz mnie, prawda? — rzekł trzęsącym się głosem. 

Kobieta wbiła w niego pełne napięcia spojrzenie. Taksowała go bezlitośnie wzrokiem, dokładnie przyglądając się jego osobie. Po chwili jednak lico jakby jej złagodniało, a usta ułożyły się w łagodny uśmiech. 

— Adrien? — wyszeptała. — Czy to ty? 

— Tak. Przepraszam, że uciekłem się do takiego sposobu, nie wiedziałem, czy będziesz chciała mnie widzieć... — westchnął ciężko i wbił wzrok w swoje stopy. 

Po chwili poczuł, jak ramiona kobiety go oplatają. Wtulił się w nią chętnie i wciągnął w nozdrza zapach jej perfum. Nie zmieniły się od dwudziestu lat. Znów poczuł się jak wtedy, gdy był małym chłopcem, a Lou kochała go i tuliła, kiedy tego potrzebował. 

— Ależ ty wyrosłeś, przystojny młodzieniec z ciebie teraz! — zaśmiała się, odrywając się od Adriena. — Czy panna King i ty...

— Tak, kocham ją. 

— Bardzo się cieszę! Siadajcie, siadajcie, to nawet lepsze niż wywiad dla amerykańskiej gazety!

Zadbała o to, by wygodnie usiedli, i poszła do kuchni po ciastka i herbatę. Uśmiechała się co rusz i posyłała im rozpromienione spojrzenia. Adriena ogromnie to dziwiło. Sprawiała wrażenie babci, którą odwiedziły od dawna niewidziane wnuki, a przecież nie miała jeszcze czterdziestki. 

— Bardzo się cieszę, że przyszedłeś. Powiedz mi, co u ciebie? — zapytała, gdy już usadowiła się przy stole. 

— Jestem malarzem, choć na razie nie zdobyłem jeszcze uznania. 

— Czyli spełniasz swoje marzenia! Jestem z ciebie dumna. Pamiętam, jak byłeś maleńki i przychodziłeś do nie ze swoimi rysunkami. A co właściwie skłoniło cię do przyjścia tutaj? Czy może planujecie ślub i przyszliście z zaproszeniem? 

— Nie, jeszcze nie myślimy o ślubie. Niestety sprawa jest dużo smutniejsza. Chodzi o ojca. 

Z twarzy Louise w jednej chwili zniknął szeroki uśmiech, zastąpiony przez pełen smutku grymas, a błysk w jej oczach zgasnął. 

— Co z nim?

— Jest śmiertelnie chory. Powiedział mi, że marzy, by przed śmiercią choć raz cię zobaczyć. On bardzo cię kocha. Nigdy nie przestał. 

— O Boże...

Po twarzy Louise spłynęło kilka łez, które po chwili zmieniły się w dwa wartkie potoki. Nawet nie próbowała się kryć ze swoją rozpaczą. Sięgnęła na komódkę, wzięła z niej ramkę ze zdjęciem przedstawiającym ją i Victora i przycisnęła ją do piersi. Adrien nie mógł na to patrzeć. 

— Lou, proszę, nie płacz — szepnął, jednak jej ciało przeszywały kolejne fale szlochu. 

Podszedł do kobiety i wziął ją w ramiona. Ann przyglądała się im ze współczuciem. Wiedział już, że Louise kochała jego ojca, tak jak Victor miłował ją. Uderzyła go myśl, że mogli tyle lat spędzić razem, a tymczasem przez jakieś nieporozumienia z przeszłości obydwoje byli samotni i nieszczęśliwi przez niemal dwie dekady. Stracili tyle pięknych chwil, możliwość założenia rodziny, cieszenia się sobą... Nie potrafił sobie nawet wyobrazić skali bólu, który musiał ogarnąć Louise. 

— To wszystko moja wina. Mógł być szczęśliwy, a ja mu zniszczyłam życie — szlochała, na co serce Adriena coraz bardziej się ściskało. 

— Dlaczego? Co się stało?

Louise uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Zadrżał. 

— Znienawidzisz mnie, kiedy poznasz prawdę. 

— Nie, nie zrobię tego. Proszę, powiedz mi, dlaczego rozstałaś się z ojcem. 

— Byłam w ciąży, ale nie wiedziałam, czy z nim, czy z moim mężem — westchnęła smutno. — Rozwodziliśmy się, miałam wyjść za twojego ojca, ale zdarzył się taki wypadek i... i... Nie potrafiłabym zmusić Victora do wychowywania dziecka, które mogło nie być jego. Po prostu nie mogłam — załkała. 

Adrien przycisnął ją mocniej do siebie. Jego podziw i miłość do niej tylko wzrosły. Każda inna kobieta na jej miejscu wykorzystałaby dobroć i pozycję jego ojca, nie zważając na to, czy dziecko w istocie było jego, a Louise poświęciła swoje uczucie, byle tylko go nie skrzywdzić. 

— A co się stało z tym dzieckiem?

— Straciłam je. Victor zgodził się rozwiązać ze mną kontrakt, przeszłam do konkurencji i tak grałam w filmach. Kiedy wybuchła wojna, wyjechałam do Stanów, bo bałam się tu zostać, tam trochę pograłam, ale oni chyba nie lubią francuskich aktorów, więc wróciłam. 

— A twój mąż? Co z nim?

— Dałam mu rozwód. Ożenił się i tyle o nim słyszałam...

— Och...

— Adrienie, powiedz mi tylko, kiedy twój tata będzie chciał się ze mną spotkać, a ja przyjdę. Chcę z nim wszystko wyjaśnić, jeśli ma umrzeć... — załamała głos. 

Adrien ucałował ją w policzek. Nie mógłby być jej bardziej wdzięczny. Czas ani trochę jej nie zmienił. Wciąż pozostawała tą samą cudowną kobietą, co niegdyś. 


Tutaj zdradziłam trochę fabułę Dzieci grzechu, ale tylko trochę XD

Dziś krótka notka o francuskich aktorach w Hollywood. Większość z tych sporych nazwisk znanych przed wojną, zwłaszcza z młodszego pokolenia, w okresie wojny, czasem później, przewinęła się przez Hollywood. Z kobiet to choćby Simone Simon, Danielle Darrieux, Michele Morgan, z mężczyzn Jean-Pierre Aumont czy Jean Gabin. Żadne jednak nie osiągnęło statusu mega gwiazdy ani nie grało w szczególnie ambitnych filmach. Amerykańskie filmy Morgan i Darrieux poszły w totalne zapomnienie, Aumont i Gabin zagrali w paru lepszych, ale zdecydowanie lepsze role grali we Francji, podobnie jak Simon, choć jej akurat pobyt w USA pozwolił się zapisać w historii kina dzięki roli w Ludziach-kotach, która jest wspaniała, Simon samym spojrzeniem budzi niepokój. Za to we Francji wszyscy grali w genialnych filmach, u znakomitych reżyserów, zarówno przed, jak i po pobycie w Hollywood. Zawsze mi szkoda, że o ile reszty się z Ameryką jakoś nie kojarzy, to w kontekście Simon mówi się właśnie o Ludziach kotach, czasem o All That Money Can Buy (a ja poznałam ją w ogóle dzięki jakiemuś produkcyjniakowi klasy B, Mademoiselle Fiffi, który pokazywało TCM), a zapomina się o wspaniałych rolach w Lac aux dames (po którym wzięto ją do Hollywood), Bestii ludzkiej, Rondzie czy Domu pani Tellier. 

Byli też jednak aktorzy, którym w Hollywood powodziło się super. Był słynny śpiewak Maurice Chevalier, który łączył z powodzeniem występy w Hollywood i we Francji, była Simone Signoret, która głównie grała we Francji, ale w Hollywood też zagrała sporo dobrych ról i dostała Oscara. No i oczywiście Claudette Colbert i Charles Boyer, którzy kariery robili głównie w Hollywood i nawet zagrali tam parę ról razem. Colbert jednak nie nakręciła niczego we Francji, od razu zaczęła w USA, a krótko potem ściągnęła tam Boyera. On miał w latach 30 parę filmów nakręconych we Francji, jak Mayerling z Danielle Darrieux, ale przeważnie jednak grał w Hollywood, a Colbert w ojczystym języku zagrała dopiero w latach 50. Niestety importowanie aktorów, jak widać, średnio się opłacało im samym, bo studia nie miały na nich często pomysłów, a w domu było sporo ról, czego przykładem może choćby Simon. W połowie lat 30. pojechała do Hollywood, ale średnio był na nią pomysł, robili z niej lolitkę, a ona miała już 26, 27 lat, więc wróciła do Francji i od razu dostała rolę w Bestii ludzkiej, dla mnie jednym z najlepszych filmów lat 30. Potem znów wróciła do Hollywood, ale ostatecznie skończyła we Francji, gdzie grała m. in. u wielkiego Maxa Ophulsa. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top