XXVI. Nieprzyjemny incydent

Kręcenie filmu szło nam opornie. Moja rola co prawda nieco różniła się od poprzednich, bo miałam być kimś w rodzaju Anny Kareniny Broadwayu, jak to sobie mówiłam, choć ze szczęśliwym zakończeniem, ale nie potrafiłam się zrosnąć z tą postacią. Problemem było to, że zbyt wiele razy wcielałam się już w panieneczki z biura, przez co teraz nie potrafiłam zagrać kogoś dojrzałego. 

Moje trudności nie były jednak najgorsze. Bardziej martwiło mnie to, że Joe zachowywał się coraz dziwniej. Nie podobało mi się to. Od zawsze go lubiłam, więcej, bardzo mnie pociągał, więc coraz bardziej się niepokoiłam. Czasem zjawiał się na planie zbyt wcześnie, lecz nie miał na nic sił, czasem nie przychodził wcale. 

Któregoś dnia siedziałam w swojej garderobie i czekałam na to, aż reżyser zawoła mnie na plan. Wiedziałam, że nie stanie się to rychło, skoro Joe wciąż się nie zjawiał, a przecież trzeba było go jeszcze umalować i ubrać w kostium. Leżałam więc na sofie, kartkując magazyn filmowy. 

Nigdy nie przepadałam za tymi wszystkimi gazetami dla fanów. Ludzie ekscytowali się tym, jakby ktoś podarował im nowy samochód na urodziny, a niemal wszystko, co tam pisano, było jednym wielkim kłamstwem. W gruncie rzeczy nie zmyślano tylko, kto jest czyim małżonkiem, resztę niemal zawsze ubarwiano i zmieniano, by wszyscy mieli nas za świątobliwych, przykładnych chrześcijan i patriotów, wiernych temu, kogo poślubiliśmy. Wuj Greg często wysyłał gazetom moje zdjęcia z synem, czasem też i z mężem, pod którymi umieszczano ckliwe teksty o tym, jak bardzo kocham swą rodzinę i jak mimo ogromu pracy znajduję czas, by o nią dbać. Podobnie robił z Joem. Niektóre gazety niemal co kolejne wydanie drukowały fotografie jego i Rity z ich dwoma córeczkami na kolanach i rozpisywały się o tym, jak cudownym ojcem jest Joe i jak wielce poświęciła się Rita, rezygnując z kariery dla dzieci. 

Nikt nie wiedział, że ja i John zupełnie się nie dogadywaliśmy, a Joe z Ritą ciągle mieli kolejne kryzysy. To zniszczyłoby nasze kariery, a na to sobie pozwolić nie mogliśmy. 

Nagle ktoś zapukał do moich drzwi. Wstałam, by je otworzyć, i wpuściłam do środka Joego. Jego widok sprawił, że żołądek ścisnął mi się w supeł. Miał dziwnie szarą cerę i spękane usta, a oczy przecinała gęsta siatka żyłek. Nie miałam pojęcia, co się z nim stało, ale czułam, że nie było to nic dobrego. 

Zamknął za sobą drzwi i podszedł tak blisko mnie, że czułam jego oddech na moim policzku. Patrzyłam mu w oczy, zastanawiając się, co mu się przydarzyło, i obserwując jego reakcję. Podchodził coraz bliżej, a jego spojrzenie płonęło. Coraz bardziej drżałam. Joe położył dłonie na moich biodrach i zbliżył usta do mej twarzy. Oblała mnie fala gorąca, która przeniknęła całe moje ciało. 

Już chciał mnie pocałować, kiedy otrzeźwiałam i odepchnęłam go. Nie, nie chciałam tego, a przynajmniej nie teraz. Może gdyby przyszedł po zdjęciach...

— Faye, co ci jest? — zapytał, spoglądając na mnie z wyrzutem. — Nie chcesz?

— Nie teraz... — odparłam, zniżając głos. 

— Jesteś pewna?

— Tak. 

— Ale na pewno? — Nie przestawał bombardować mnie pytaniami. 

Oczy mu się rozbiegały, a ręce zadrżały. Wyglądał, jakby się czymś odurzył. Jego ręce wciąż spoczywały na moich biodrach. Po chwili przesunął je na pośladki. Gdybym czuła, że jest absolutnie świadom tego, co robi, zapłonęłoby we mnie pożądanie, ale w tej chwili czułam się źle. 

— Brałeś coś, Joe? — zapytałam, przymykając oczy i próbując wyrwać się z jego uścisku. 

— Jestem czyściutki, moja droga Faye. A teraz daj mi buziaka — roześmiał się szaleńczo. 

Przypominał mi w tamtej chwili bohatera horroru, który stracił zmysły po spotkaniu z potworem. Oczy miał tak przerażające, że cała drżałam ze strachu. Nie miałam pojęcia, co się z nim działo, chciałam jedynie, by stąd jak najszybciej wyszedł. 

— Nie dam ci buziaka, bo powinniśmy iść kręcić — odparłam stanowczo. 

— Ale Faye... No proszę... — Wyciągnął ku mnie rękę, lecz odtrąciłam ją. 

Gdyby tylko był absolutnie trzeźwy, nie miałabym oporów, ale w obecnej sytuacji nie chciałam na to pozwolić. Nie wiedziałam przecież, czy gdyby się nie odurzył, wciąż by tego pragnął, a nie chciałam, by potem żałował albo przeklinał mnie, że wykorzystałam jego nieświadomość. 

— Nie. Pomyśl o Ricie. Zraniłbyś ją. 

W życiu nie posłużyłabym się tym argumentem, bo miałam Ritę absolutnie gdzieś, ale obecna sytuacja tego wymagała. Może chociaż wspomnienie żony byłoby w stanie go otrzeźwić. 

— Ach, Rita... — westchnął. 

Wtem do środka bezpardonowo wkroczył George Barry. Był tak wściekły, że zdawało mi się, że zaraz zabije nas spojrzeniem. Warczał jak stary, wściekły pies. 

— Joe, do cholery, gdzie ty się podziewałeś, co? — wrzasnął. 

— Ja...

— Na plan, już! Do cholery jasnej, osiwieję z wami! Faye, wbijaj tyłek w tę przeklętą kieckę, bo mnie tu zaraz szlag z wami trafi! Aktorzy! Zero profesjonalizmu, niewiele więcej talentu, a będą wystawiać nasze nerwy na próbę! 

Po tym monologu wyszedł, trzaskając drzwiami. Niemal wypchnęłam Joego z garderoby i szybko ubrałam się w sukienkę, w której miałam wystąpić w kolejnej scenie. Biały materiał ciasno przylegał do ciała, a ponad kolanami stawał się przezroczysty i rozszerzał się ku ziemi. Dekolt sięgał niebezpiecznie głęboko, ale nie miałam z tym najmniejszego problemu, tak samo jak z tym, że również plecy miałam niemal zupełnie nagie. Przód, zwłaszcza przy dekolcie, obszyto obficie błyszczącymi cyrkoniami. Wiedziałam, że na filmie będziemy wyglądali zjawisko. 

Wzięłam wachlarz z piór, który miał być moim rekwizytem, i wyszłam z przyczepy na plan. 

Uśmiechnęłam się, widząc Joego w eleganckim fraku. Wyglądał tak niebywale przystojnie. Jasne włosy miał gładko zaczesane, co dodawało mu szykowności i powagi. Posłałam mu uśmiech i zaczęłam ustawiać się wśród scenografii. Numer, który mieliśmy wykonać, był typową doklejką do filmu, niemającą nic wspólnego z fabułą, ale piękną i efektowną. Uwielbiałam takie numery. Wtedy wypełniała mnie bezbrzeżna miłość do tego, co robię. 

Kiedy muzyka zagrała, a wraz z nią zabrzmiał mój głos, zaczęłam tańczyć w rytm melodii, poruszając ustami i wywijając wachlarzem według ustalonego porządku. Wodziłam uwodzicielsko spojrzeniem za Joem, który po chwili sam wkroczył na scenę i zaczął udawać, że śpiewa, wdzięcząc się do mnie. 

Zazwyczaj w numerach muzycznych odznaczał się ogromną gracją i elegancją, ale dziś poruszał się niemrawo. Plątały mu się jego długie nogi, a głowa dziwnie poruszała się na boki. Nim do mnie dotarł, poślizgnął się i upadł na posadzkę z głośnym hukiem. 

Mój żołądek podskoczył gwałtownie. Podbiegłam do niego tak szybko, jak potrafiłam. Oddychał, nie stracił też przytomności, ale wyglądał tak, jakby miał zaraz umrzeć. Coraz bardziej się o niego bałam. 

— Czego on się nałykał? — Usłyszałam ostry głos reżysera. — Joe, słyszysz mnie?

— Tak, George... — wyjąkał. 

— Dasz radę dokończyć tę scenę? Zresztą po co ja pytam, widać, że nie da... Dzwońcie po Ritę, niech go zabierze. Sam nie da rady choćby dojść do garderoby. Z kim ja pracuję! 

— Przepraszam... Słabo mi... 

Zrobiło mi się go żal. Nie miałam pojęcia, co mógł zażyć i czy w ogóle jego zachowanie było wynikiem odurzenia, czy może jednak wyszło z niego przemęczenie, ale czułam się bardzo źle. Wiedziałam, że wujek nie toleruje takiego zachowania, i już głowiłam się nad tym, jak Joe zostanie ukarany. 

Siedziałam z nim aż do przybycia Rity. Kiedy zobaczyła mnie u boku swojego męża, zmarszczyła gniewnie brwi i wydała z siebie cichy pomruk. Przysiadła przy Joem i zaczęła gładzić go po włosach. Zawsze uważałam, że Rita wyszła za Joego tylko po to, by wciągnął ją za sobą na Broadway, a później do filmu, a broniła go tak zażarcie tylko dlatego, że bała się utracić swoją wartość, ale wtedy dojrzałam w jej oczach prawdziwą troskę i czułość. 

— Joe, co się dzieje, skarbie? — zapytała nadzwyczaj łagodnie, co ogromnie mnie zdumiało. 

Zazwyczaj miała przecież ostry, nieprzyjemny głos z bardzo wyraźnym hiszpańskim akcentem, który niezmiernie irytował. Ale dziś brzmiała naprawdę łagodnie i wręcz pięknie. 

— Niedobrze mi... I tak słabo, i kręci mi się w głowie... 

— Już idziemy do domu, kochanie. 

— Tak, zabierz mnie do dzieci, mój aniele. I przepraszam, że musisz się tak na mnie denerwować, jeszcze zaszkodzisz maleństwu.  

— Chodź, wstawaj — rzekła i podała mu rękę. 

Joe ledwo się podniósł. Wraz z Georgem zaprowadzili go do garderoby, by mógł się przebrać, a później Rita odwiozła go do domu. 

Ja zaś poszłam się przebrać i udałam się jeszcze na spacer. Musiałam sobie to wszystko ułożyć w głowie. Joe już kilka razy wcześniej miał problemy z koncentracją, czasem przychodził jakby podpity, ale nigdy jeszcze nie był tak nieprzytomny. Zastanawiałam się, czy nie upijał się już od dawna, a dziś po prostu przesadził. Może miał problemy w domu? Ale z drugiej strony Rita traktowała go naprawdę dobrze i czule, a przynajmniej tak wnioskowałam po tym, co stało się dzisiaj. Mogła oczywiście nie chcieć robić scen przy wszystkich, a w domu wywołać karczemną awanturę, ale nie sprawiała takiego wrażenia. Zresztą skoro mieli mieć kolejne dziecko, to chyba układało się między nimi nieźle. Gdyby go nie chcieli, zapewne studio załatwiłoby Ricie zabieg, a ona jednak się na to nie zdecydowała. Więc zapewne nie był to problem z Ritą. 

Co więc sprawiało, że sięgał po używki? I dlaczego jego zachowanie tak nagle się zmieniało? Czy jedynie osłabienie miało wpływ na to, że uszedł z niego ten demon, który chciał mnie uwieść, i stał się potulnym barankiem błagającym żonę, by zabrała go do domu? 

I czy w grę wchodził tu tylko alkohol?


Kolejny rozdział zupełnie od nowa. Mam nadzieję, że lubicie Joego, bo ja bardzo lubię pisać jego wątek, zasłużył chyba na coś większego dla siebie haha. 

Przy opisie sukienki Faye inspirowałam się mocno Ginger Rogers w Swing Time, na górze jest filmik. Nie mogę nigdy przestać się zachwycać tym, jak ta sukienka tam wiruje, wręcz zmienia długość, no cuda się z nią dzieją. 

Z ciekawostek to dziś o parze przyjaciół, Henrym Fondzie i Jamesie Stewarcie, którzy niedawno mieli urodziny, ale znalazłam inne ciekawostki, które bardziej pasowały do rozdziałów. Panów dzieliły trzy lata i cztery dni. We wczesnych latach swych karier mieszkali razem i urządzali u siebie wielkie balangi, randkowali z niezliczoną liczbą aktorek, no takie dwa playboye. Różnica była taka, że kiedy James się już wyszalał, ożenił się i do końca życia był wierny swojej żonie, a jego ostatnie słowa miały podobno dotyczyć właśnie jej (powiedział, że cieszy się, że się z nią spotka, bo umarła pierwsza). Henry za to miał pięć żon i był ponoć strasznie toksyczny, mówi się, że jego żona, matka Jane, na pewno lepiej Wam znanej niż jej tata, popełniła samobójstwo przez niego, ale nie jestem w stanie tego zweryfikować póki co. Trafiłam też na informację, że pierwsze małżeństwo Henry'ego, z aktorką Margaret Sullavan (mieli w ogóle urodziny w ten sam dzień), rozpadło się przez romans Margaret z Jamesem, ale tu znów nie potrafię tego zweryfikować, niestety ale Polska jest bardzo uboga w biografie z tego okresu, a zwłaszcza mężczyzn, bo o ile kobiet mam trochę, to z aktorów mam po jednej książce o Bogarcie i Johnie Wayne, kiepsko. A internetowi nie ufam na 100%, choć biografom też w sumie nie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top