Chapter 9

Pisk.

Obie kobiety rzuciły się ku sobie. Piski Mor zmieniły się w ciche łkanie, gdy zarzuciła smukłej nieznajomej ramiona na szyję i przytuliła ją mocno. Ta również cała dygotała, ściskając Mor. Potem zaczęły się śmiać i płakać jednocześnie, tańczyć wokół siebie, zatrzymując się tylko na chwilę, by spojrzeć sobie w oczy, obetrzeć łzy i objąć się na nowo.

– Nic a nic się nie zmieniłaś – powiedziała nieznajoma, uśmiechając się promiennie od ucha do ucha. – Czy to ta sama sukienka, w której widziałam cię w...

– To ty się nic nie zmieniłaś! Futra w środku lata... jak stereotypowo...

– Widzę, że przyprowadziłaś tych co zwykle...

– Na szczęście towarzystwo ostatnio się poprawiło dzięki pewnym nowo przybyłym... – Mor wskazała ręką w moją stronę; dawno nie widziałam jej tak ożywionej i promieniejącej. – Viviane, poznaj Feyrę. Feyro, poznaj Viviane... małżonkę Kalliasa. - Rzuciłam okiem na Thesana i Kalliasa, który przyglądał się swojej żonie z uniesionymi brwiami.

– Próbowałem zasugerować, by została w domu – oznajmił sucho Kallias – ale zagroziła, że odmrozi mi jaja.

– Brzmi jakby znajomo – zaśmiał się ponuro Rhys.

Spiorunowałam go spojrzeniem znad migotliwego ramienia... akurat, by zobaczyć, jak z twarzy Kalliasa znika krzywy uśmieszek, gdy przyjrzał się na dobre Rhysowi. Tym razem nie tylko skrzydłom. Rozbawienie mojego towarzysza również przygasło. Między nim a Kalliasem można było wyczuć napięcie... Jednak wtedy właśnie dołączyłam do Mor i Viviane. Ścierając z twarzy wyraz ciekawości, uścisnęłam zaskakująco ciepłą dłoń żony księcia Dworu Zimy. Jej srebrne włosy lśniły w słońcu jak świeży śnieg. – Żona – powiedziała Viviane, kląskając językiem.

– To wciąż brzmi dla mnie dziwnie, wiecie. Za każdym razem, gdy ktoś tak mówi, spoglądam za siebie, jakby miał tam stać ktoś inny.

Ze swojego miejsca naprzeciwko Rhysa, wciąż sztywny jak struna, odezwał się Kallias:

– Wciąż nie wiem, czy mam się czuć urażony. Mówi to codziennie. - Viviane pokazała mu język, a Mor chwyciła ją za ramię i ścisnęła.

– Najwyższy czas. - Rumieniec oblał bladą twarz Viviane.

– Tak, cóż... po wydarzeniach pod Górą wszystko się zmieniło. – Jej szafirowe oczy odszukały moje i przekrzywiła lekko głowę. – Dziękuję... za zwrócenie mi mego towarzysza.

– Towarzysza? – syknęła Mor, spoglądając między nimi. – Małżeństwo i więź godowa?

– Zdajecie sobie sprawę z tego, że to poważne spotkanie? – rzucił Rhys.

– A ryby w tej sadzawce są bardzo wrażliwe na wysokie dźwięki – dodał Kallias. Viviane pokazała im obu dość wulgarny gest, co spowodowało, że poczułam do niej natychmiastową sympatię. Rhys rzucił Kalliasowi spojrzenie pełne czegoś, co można by nazwać męskim cierpieniem. Jednak książę Dworu Zimy nie odwzajemnił go. Wpatrywał się tylko w Rhysa, znów z poważną miną... na jego twarz powrócił lodowaty wyraz.

Stosunki z Dworem Zimy... były napięte, jak mi wyjaśniła Mor, kiedy uratowali mnie i Luciena na tamtym lodowcu. W związku z jakimś wydarzeniem pod Górą... Jednak w tym momencie z drugiej strony sadzawki podszedł do nich trzeci książę.

Dawno temu mój ojciec kupił, a potem odsprzedał złoty naszyjnik z lazurytu wydobyty z ruin pustynnego południowo-wschodniego kraju, gdzie fae rządzili jak bogowie w cieniu palm daktylowych i smaganych piaskiem pałaców. Fascynowały mnie kolory, mistrzostwo wykonania, ale jeszcze bardziej transport mirry i fig, z którym został przysłany... Kilka z nich ojciec cichaczem mi podsunął, kiedy myszkowałam po jego kantorze. Nawet teraz wciąż pamiętałam ich słodycz na języku, ziemisty zapach i z niewyjaśnionych przyczyn... kiedy zobaczyłam zbliżającego się księcia, przypomniały mi się ten starożytny naszyjnik i zamorskie smakołyki.

Jego strój wykonano z jednego kawałka białej tkaniny... nie była to szata, nie suknia, ale coś pomiędzy − plisowane i układane na muskularnym ciele. Ramię opasywała mu ozdoba w kształcie wijącego się w górę węża, a na głowie miał koronę z jaśniejących złotych kolców. Zauważyłam, że promienie słońca lśniły nawet na jego kruczoczarnych włosach. Uosobienie słońca. Potężny, z leniwą gracją, zdolny do wielkiej łagodności, ale też do gniewu. Niemal tak piękny jak Rhysand i w jakiś sposób jeszcze zimniejszy niż Kallias.

Jego świta była niemal równie duża jak nasza. Wszyscy ubrani byli w podobne szaty w różnych nasyconych kolorach... kobaltowe, karmazynowe i ametystowe... niektórzy mieli pięknie pociągnięte cieniem oczy, a wszyscy promienieli zdrowiem. Ale możliwe, że ich fizyczna siła... jego siła była tylko złudzeniem. Innym bowiem tytułem Heliona był Czaroniszcz, a tysiąc bibliotek jego krainy zawierać miało podobno całą wiedzę świata.

Być może to ta wiedza sprawiła, że zdawał się tak zdystansowany i taki zimny za tymi promiennymi oczami. A może pojawiło się to dopiero po tym, jak Amarantha złupiła część jego zbiorów. Zastanawiałam się, czy odzyskał to, co zabrała – czy do dziś opłakiwał te, które spaliła. Nawet Mor i Viviane przerwały swoją rozmowę, kiedy Helion zatrzymał się w pewnej odległości od nas. To dzięki jego mocy zdołałam wyrwać moich przyjaciół z Hybernii. To jego moc sprawiała, że zaczynałam świecić, kiedy Rhys i ja spleceni byliśmy ze sobą w radosnym uniesieniu.

Helion skinął na Rhysa kwadratowym podbródkiem. Tylko on zdawał się nie dziwić widokiem jego skrzydeł. Szybko przeniósł wzrok na mnie.

– Czy Tamlin wie, kim ona jest?

Nawet jego głos brzmiał chłodniej niż głos Kalliasa. I to pytanie... tak starannie wyważone.

– Jeśli masz na myśli: piękna i mądra, to tak... sądzę, że wie – odparł leniwie Rhys. Helios zmierzył go wzrokiem.

– Czy wie, że jest twoją towarzyszką i księżną?

– Księżną? – pisnęła Viviane, ale Mor uciszyła ją, odciągnęła na bok i zaczęła jej szeptać na ucho. Thesan i Kallias przyjrzeli mi się uważnie. Z namysłem. Kasjan i Azriel od niechcenia przysunęli się bliżej niczym dwa cienie.

– Jeśli przybędzie – odpowiedział spokojnie Rhys – wtedy się dowiemy, jak sądzę. - Helion parsknął ponurym śmiechem. Groźny... ten ozłocony słońcem książę był naprawdę śmiertelnie niebezpieczny.

– Zawsze lubiłem twoją rodzinę, Rhysandzie. - Thesan, jak przystało na dobrego gospodarza, podszedł bliżej. Ponieważ ten śmiech naprawdę brzmiał jak zapowiedź przemocy. Jego ukochany i pozostali peregryni przesunęli się na bardziej obronne pozycje... by strzec swego księcia lub by nam przypomnieć, że jesteśmy tu tylko gośćmi.

Uwagę Heliona przykuła teraz Nesta. Chwilę się jej przyglądał. Ona tylko patrzyła śmiało na niego. Kompletnie niewzruszona i chłodna.

– Kim jest twój gość? – spytał książę Dworu Dnia. Trochę za cicho, jak na mój gust. Kasjan nie dał nic po sobie poznać... nawet śladu tego, że znał Nestę. Jednak nie ruszył się również o cal ze swojej pozycji, gotowy do walki. Podobnie jak Azriel.

– To moja siostra i emisariuszka do krain śmiertelników – powiedziałam wreszcie, stając u jej boku. – Opowie tutaj swoją historię, kiedy tylko przybędą pozostali. – Ale ona jest fae. – No co ty... – mruknęła ironicznie Viviane.

Mor stłumiła parsknięcie, gdy Kallias spojrzał na nie z uniesionymi brwiami. Helion jednak je zignorował.

– Kto ją przemienił? – spytał grzecznie Thesan, przechylając głowę. Nesta zlustrowała go wzrokiem. Potem Heliona. Potem Kalliasa.

– Król Hybernii – odpowiedziała krótko. Głowę trzymała wysoko, a w jej oczach ani na chwilę nie pojawił się nawet cień strachu. Zaległa pełna zdumienia cisza. Ja miałam jednak dość gapienia się na moją siostrę. Wzięłam ją pod ramię i poprowadziłam do krzeseł o niskich oparciach, które – jak zrozumiałam – były przeznaczone dla nas.

– Zostały wrzucone do Kotła – powiedziałam. – Razem z moją młodszą siostrą Elainą. – Usiadłam, pociągając Nestę na miejsce obok siebie, i spojrzałam na trzech książąt bez cienia uprzejmości, dworności czy pochlebstwa. – Po tym jak wysoka kapłanka Iantha wraz z Tamlinem sprzedali Prythian i moją rodzinę Hybernii. Nesta w milczeniu pokiwała głową. Oczy Heliona zapłonęły jak wnętrze pieca.

– To dość poważne oskarżenia... zwłaszcza wobec byłego kochanka.

– To nie jest żadne oskarżenie – odparłam, składając dłonie na kolanach. – Wszyscy tam byliśmy. A teraz zamierzamy coś w tej sprawie zrobić.

- Po to właśnie jest to spotkanie nieprawdaż? – odparł dobrze mi znany głos.

Wszyscy zebrani odwrócili się w stronę wejścia, gdzie stała Dalia, ale nie była sama. Za brunetką stał Eris z grobową miną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top