Chapter 5
- Witaj ponownie, Erisie - powiedział leniwie Rhys. - Minęło... ile... pięć stuleci, odkąd tu ostatnio byłeś?
Mor spojrzała na Rhysa. Potworne rozgoryczenie i... żal. To właśnie biło z jej oczu. Dalia za to była całkowicie opanowana, na szczęście między nią, a rudowłosym nie było już zbyt wielu spięć, dzięki czemu mogła się w pełni skupić na spotkaniu. Tymczasem Eris zajął wolne miejsce, nie pozdrawiając przyglądającego mu się podejrzliwie Keira nawet zdawkowym skinieniem.
- Kiedyś chciałeś nawiązać stosunki z Dworem Jesieni, Keirze - powiedział Rhys, odstawiając swój puchar. - Cóż, teraz masz po temu okazję. Eris jest gotowy zaoferować formalne przymierze... w zamian za twoje usługi na tej wojnie. - Keir oparł się wygodniej w krześle.
- To nie wystarczy. - Eris parsknął i nalał sobie wina ze stojącego na środku stołu dzbana.
"Coś czuje, że specjalnie przygotowałeś teksty na dzisiejszy dzień. - powiedziała w myślach do ukochanego.
Dopiero się rozkręcam. - usłyszała w odpowiedz."
- Zapomniałem już, dlaczego czułem taką ulgę, kiedy nasza umowa nie doszła do skutku poprzednim razem. - Rhys posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Eris jedynie upił solidny łyk i kontem oka spojrzał Dalię. Dziewczyna w jego oczach zobaczyła błysk rozbawienia. Odstawiła swoje wino, wiedząc, że przy jej słabej do alkoholu głowie procenty szybko przejmą kontrolę.
- Czego zatem chcesz, Keirze? - zapytał szyderczo łagodnym głosem Rhys.
- Chcę się stąd wydostać. Chcę przestrzeni. Chcę uwolnić mój lud od tej góry.
- Masz wszelkie wygody - odezwała się Feyra. - I to ci nie wystarcza? - Keir zignorował ją.
- Utrzymywałeś wiele rzeczy w tajemnicy, mój książę - powiedział z odrażającym uśmiechem Keir, splatając dłonie i opierając je na uszkodzonym blacie stołu, tuż przy najbliższej mu szramie. - Zawsze się zastanawiałem, dokąd się wszyscy udajecie, kiedy nie ma was tutaj. Hybernijczycy w końcu dali mi odpowiedź na to pytanie... swoim atakiem na... jak brzmiała ta nazwa? Velaris. Tak. Na Velaris.
Miasto Blasku Gwiazd. Mor całkowicie zamarła.
"Jakim cudem mnie jeszcze tam nie zabrałaś najdroższa? - zapytał ze smutkiem.
Domyśl się. - przewróciła niezauważalnie oczami. - Kiedyś to zrobię. - brunetka wyczuła uśmiech mężczyzny."
- Chcę mieć dostęp do tego miasta - zażądał Keir. - Dla mnie i mojego dworu.
- Nie - zaprotestowała Mor. Słowo odbiło się echem od kolumn, szkła, skały.
Rhys nie odmówił. Nie odrzucił od razu jego żądania.
- Będą obowiązywały pewne warunki - zwrócił się do Keira. Mor już otwierała usta, ale Azriel położył pobliźnioną dłoń na jej ręce. Wyrwała ją, tak jakby ją oparzył - tak jak jego skóra była poparzona. Mimo tak gwałtownego odtrącenia chłodna maska Azriela nawet nie drgnęła. Ale Eris zachichotał cicho. To wystarczyło, by oczy Azriela zapłonęły wściekłością, gdy skierował je na książęcego syna. Ten jednak jedynie skinął głową pieśniarzowi cieni. Dalia spojrzała na niego z ostrzeżeniem co spowodowało, że rudowłosy się wycofał.
- Chcę nieograniczonego dostępu - zwrócił się Keir do Rhysa.
- Nie dostaniesz go - odparł książę. - Będą ograniczenia co do dni i liczby odwiedzających. Do ustalenia w późniejszym terminie.
- Zgoda - powiedział Keir. Rhys nawet się nie uśmiechnął. Mor tylko patrzyła na niego i patrzyła, choć błagalny wyraz powoli opadał z jej twarzy.
- Jest jeszcze jedna rzecz - dodała Feyra, prostując plecy. - Jeszcze jedna prośba
- Tak?
- Potrzebuję lustra, Uroborosa - powiedziała, starając się zachować lodowaty spokój. - Natychmiast.
W brązowych oczach Keira - identycznych jak u Mor − błysnęły zainteresowanie i zdziwienie.
- Kto ci powiedział, że je mam? - zapytał cicho.
- To bez znaczenia. Chcę go.
- Zatem jest twoje, jeśli odważysz się stawić mu czoła. - oznajmił Keir - Lord Tanatos ma... znów problemy z córką. Wymaga mojej pomocy - zwrócił się do księcia. Rhys jedynie machnął dłonią, tak jakby nie oddał Keirowi właśnie ich miasta. Rządca wskazał skinięciem głowy Erisa. - Będę pragnął pomówić z tobą... wkrótce.
Keir wyszedł. I zostawił ich samych z Erisem. Następca tronu Dworu Jesieni spokojnie sączył wino, starając się ukryć zadowolony uśmiech.
- Dobrze wyglądasz, Mor - odezwał się syn Berona.
No i zaczął się teatrzyk. - pomyślała sobie Dalia. Wiedziała, że Eris robi to tylko po to by zakryć pozory, ale tym razem jakoś chciała to powstrzymać.
- Nie odzywaj się do niej - powiedział cicho Azriel. Eris uśmiechnął się gorzko.
- Widzę, że wciąż żywicie urazę.
- Ten układ, Erisie - wtrącił się Rhys - zależy wyłącznie od twojej umiejętności trzymania języka za zębami.
Eris stłumił śmiech.
- Czyż nie spisałem się śpiewająco? Nawet mój ojciec nie podejrzewa, dokąd się dziś udałem.
- Jak do tego doszło? - zapytała Feyra. Eris przyjrzał się jej uważnie. Zatrzymał na chwilę wzrok na koronie, na sukni.
- Nie sądziłaś, że będę się spodziewał waszego pieśniarza cieni, który węszył, by się dowiedzieć, czy powiedziałem ojcu o twoich... mocach? Zwłaszcza po tym, gdy moi bracia dziwnym trafem o nich zapomnieli. Wiedziałem, że pozostaje tylko kwestią czasu, aż jedno z was pojawi się, by wymazać także moją pamięć. - Eris postukał długim palcem w skroń. - Nieszczęśliwie dla was nauczyłem się paru rzeczy o daemati. - Dalia starała się powstrzymać jakąkolwiek reakcję jej organizmu na głos mężczyzny. - I nieszczęśliwie dla moich braci nigdy nie uznałem za stosowne ich tego nauczyć. Oczywiście nie powiedziałem mojemu ojcu - kontynuował Eris, upiwszy kolejny łyk wina. - Po co marnować tego rodzaju informacje na tego drania? Nakazałby tylko wyśledzić cię i zabić... Nie dostrzegłby, w jak głębokich tkwimy kłopotach z Hybernią i że ty możesz odegrać kluczową rolę w powstrzymaniu wroga.
- Zatem twój ojciec zamierza się do nas przyłączyć - wtrącił Rhys.
- Nie zrobi tego, jeśli odkryje twój mały sekret - odparł z szyderczym uśmieszkiem Eris.
- Czego zatem żądasz w zamian, Erisie? - zapytała Mor, opierając nagie ramiona na ciemnym szkle. - Kolejnej narzeczonej, którą mógłbyś torturować? - Coś błysnęło w oczach następcy tronu Dworu Jesieni.
- Nie wiem, kto naopowiadał ci tych kłamstw, Morrigan - powiedział ze złowrogim spokojem. - Zapewne bękarty, którymi się otaczasz. - Spojrzał z paskudnym grymasem na Azriela. Mor warknęła, brzęknął przesunięty gwałtownie puchar.
- Nigdy nie udowodniłeś niczego przeciwnego. Z pewnością nie wówczas, gdy pozostawiłeś mnie w tym lesie.
- Działają tu siły, których nigdy nawet nie wzięłaś pod uwagę - odparł chłodno Eris. - A ja nie mam zamiaru marnować czasu na klarowanie ci tego. Możesz roić sobie na mój temat, co tylko zechcesz.
- Goniłeś mnie jak zwierzynę na polowaniu - wcięła się Feyra. - Chyba uznamy za stosowne wierzyć w najgorsze.
- Otrzymałem polecenie. Wysłano mnie z konkretnym zadaniem. Mnie i dwójkę moich... braci.
- A co z bratem, który był ze mną, którego też ścigałeś? Tym, którego ukochaną pomogłeś zamordować na jego oczach? Eris położył dłoń płasko na stole.
- Nie masz bladego pojęcia o tym, co się wydarzyło tamtego dnia. Najmniejszego.
- To mnie oświeć - odparowała. Eris wbił we nią gniewne spojrzenie, a Feyra odpowiedziała tym samym.
- Jak myślisz, jak zdołał dotrzeć do granicy Dworu Wiosny? - zapytał cicho. - Nie było mnie tam, kiedy to zrobili. Zapytaj go. Odmówiłem. To był pierwszy i jedyny raz, kiedy odmówiłem czegokolwiek mojemu ojcu. Ukarał mnie. A gdy odzyskałem wolność... Jego też chcieli zabić. Dopilnowałem, żeby tak się nie stało. Żeby Tamlin dowiedział się, z anonimowego źródła, że powinien jak najszybciej stanąć na swojej granicy. - Gdzie dwóch braci Erisa zginęło z rąk Luciena i Tamlina. Eris skubnął odstającą nitkę na swoim kaftanie. - Nie wszyscy mieliśmy tyle szczęścia w kwestii przyjaciół i rodziny co ty, Rhysandzie.
- Na to wygląda.
- Jaka jest cena? - spytała niepewnie Dalia, która podczas pierwszy zabrała głos w tej rozmowie.
- Taka, jaką przedstawiłem Azrielowi, kiedy znalazłem go wczoraj węszącego w lasach mego ojca.
- Kiedy przyjdzie czas... mamy poprzeć Erisa jako pretendenta do tronu. - pomimo spokoju w głosie twarz Azriela wykrzywiał zimny gniew. A Eris okazał się dość mądry, by w końcu spuścić z tonu.
- Moja propozycja, Rhysandzie - powiedział Eris, odzyskując rezon - by zwyczajnie zabić mojego ojca i pozbyć się kłopotów, pozostaje otwarta. Mogę ci przyrzec nasze wojska tu i teraz.
- Kuszące, ale pociąga za sobą zbytnie komplikacje - odparł Rhys. - Beron stanął po naszej stronie podczas wojny. Mam nadzieję, że teraz dokona podobnego wyboru.
- Tak zrobi - przyrzekł, przesuwając palcem przez jedną ze szram w blacie stołu. - I pozostanie w błogiej niewiedzy w kwestii... darów Feyry. Tron... w zamian za jego milczenie. I przychylność.
- Nie obiecuj Keirowi niczego, na czym ci nie zależy - rzucił Rhys i odprawił książęcego syna machnięciem ręki. Eris wstał.
- Zobaczymy.
- Uważaj - ostrzegł Azriel. Eris uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na jedno i na drugie. Tak jakby wiedział coś, czego Azriel nie był świadom.
- Nie tknąłbym cię - zwrócił się do Mor, która ponownie pobladła. - Ale kiedy się pieprzyłaś z tym drugim bękartem...
Z gardła Rhysa dobiegł gardłowy warkot.
- Wiem, dlaczego to zrobiłaś. Zatem zwróciłem ci wolność, zerwałem zaręczyny w taki sposób, by nie było co do tego wątpliwości.
- A co się stało później? - warknął Azriel. Cień przemknął przez twarz Beronowego syna.
- Niewielu rzeczy żałuję. To jest jedna z nich. Ale... może któregoś dnia, skoro jesteśmy już sojusznikami, powiem ci, dlaczego to zrobiłem. I jaką zapłaciłem za to cenę.
- Gówno mnie to obchodzi - powiedziała cicho Mor i wskazała drzwi.
- Wynoś się. - Eris ukłonił się szyderczo przed nią. Przed nimi wszystkimi.
- Do zobaczenia na spotkaniu za dwanaście dni. - powiedział i znikł.
- A powinno cię to obchodzić Mor. - odezwała się niespodziewanie Dalia i wstała z miejsca. - On nie jest taki zły za jakiego go uważacie. - dodała i udała się w stronę drzwi. Mor i Azriel patrzyli na nią w szoku, kiedy wychodziła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top