Chapter 16

Cała uwaga skupiła się na niej. Nie lubiła tego. Ostatni raz była w takiej sytuacji Pod Górą, gdy sprzeciwiła się Amarantcie i próbowała uratować Feyrze życie. Też wtedy kogoś zdradziła.

- Chciałam przeprosić za zaskoczenie was i niepoinformowanie o sytuacji. - zaczęła nieco oficjalnie. - Dosłownie oświadczyny odbyły się dzisiejszego ranka i nie miałam zbyt wiele czasu na powiedzenie temu komukolwiek. Przepraszam.

- Ale Eris Di? Naprawdę?! Przecież wiesz co mi zrobił!

- Mam tego pełną świadomość, Mor. - brunetka z trudem przełknęła siłę. - Ale znam też powód tej sytuacji, jeśli chcesz go poz...

- Nie! Jaki może być powód porzucenia mnie w lesie z gwoździem wbitym w brzuch!?

- To nie ja powinnam ci się z tego tłumaczyć. - starała się by jej głos był, jak najbardziej spokojny. 

- A jednak to ty bronisz cały czas tego potwora! Zdradziłaś nas, ty...

- Czy ja też nie mogę być szczęśliwa?! Choć raz?! - nie wytrzymała, z jej oczu po policzkach popłynęły gorzkie łzy, a krzyk uciszył obelgi Mor na dobre. - Od urodzenia ludzie mi rozkazują i nie krzywdzą! Najpierw mój ojciec, później rodzina Tamlina! Latami dochodziłam do siebie, a kiedy wreszcie czułam się gotowa Amarantha odebrała mi zdobytą wolność! W międzyczasie poznałam kogoś kto potrafił wywołać u mnie uśmiech, kogoś kto uczyniłby mnie szczęśliwą, ale tak bałam się waszej reakcji, że raz go straciłam, a teraz to wy mówicie, że was z tego powodu straciłam! Myślicie, że jest mi łatwo? Ukrywając wszystko, żeby was nie zranić, a jednocześnie dać wam, jak najlepsze życie! Przez to zgodziłam się na zaręczyny, bo one mogą wam uratować tyłki podczas wojny! - krzyknęła na koniec.

W pomieszczeniu zapanowała cisza. Myśli wirowały w głowie Dalii, jak szalone, czuła, ajk jej oddech staje się nierówny. Myślała, że znowu będzie czekać ją powtórka z Nocy Spadających Gwiazd, gdy nagle ktoś chwycił ją za rękę. 

To był Rhysand.

"Oddychaj, wdech i wydech." - przekazał jej brat w myślach, a na głos powiedział:

- Przepraszam. Nie powinienem cię osądzać, nikt z nas nie powinien. - uśmiechnął się do niej lekko, ścierając dłonią częściowo zaschnięte łzy z jej policzków. - Jeśli uważasz, że Eris jest ciebie godny i... i będziesz z nim szczęśliwa, macie moje bogosławieństwo.

- Nasze. - powiedziała Feyra, kładąc dłoń na jej ramieniu.

Dalia uniosła delikatnie kąciki ust, ścierając rękawem swetra resztę łez.

- Moje oczywiście też! - ogłosił donośnie Helion z kanapy. - Ale pamiętaj, jak ta ruda wiewiórka cię skrzywdzi...

- To zgłoszę się do ciebie, Thesana i Eosa...

- I nas. - dodał Kasjan. - Jeśli ten skurczybyk przeprawi cię o zmartwienie wyprujemy mu flaki i damy na pożarcie dzikim zwierzętom.

- Kas... - zaśmiała się lekko oburzona. - Kocham was.

- My ciebie też.

***

- Nie możecie sobiewyobrazić mojego zaskoczenia, kiedy okazało się, że Beron wyszedł o własnych siłach. - powiedział Helion.

– Moja towarzyszka zasugerowała, że pokazanie naszychprawdziwych twarzy może wyjść nam na korzyść. 

– Cóż, teraz ja wyglądam na równie paskudnego co Beron. –wyszczerzył zęby w stronę Azriela. – Tak przy okazji: to, jak skopałeś dupę Erisowi, będzie od dziśmoją nocną fantazją.-  Azriel nawet nie spojrzał przez ramię na nowo przybyłego księcia,ale Kasjan prychnął. 

– Zastanawiałem się już, kiedy zaczną się umizgi.  - Helion rzucił się na kanapę naprzeciw Mor i Kasjana. 

- Bogowie miejcie mnie w opiece. - powiedziała Dalia, popijając szklankę whisky.

– To już ile? Cztery stulecia? A wy wciąż nie przystaliście na mojąpropozycję.

Mor przekrzywiła głowę na bok. 

– Niestety nie lubię się dzielić – powiedziała. 

– Nigdy nie wiesz, póki nie spróbujesz – wymruczał Helion. Dalia o mało co się nie zadławiła piciem.

– Twoje siły są gotowe? – zapytał Heliona ilyryjski generał.Rozbawienie księcia Dworu Dnia rozwiało się, ustępująctwardemu kalkulującemu wyrazowi twarzy. 

– Tak. Spotkają się z waszymi w Myrmidonach. 

Pasmo górskie, które stanowiło granicę między ich Dworami ziemiami.Wcześniej nie chciał zdradzić tej informacji.

 – Dobrze – powiedział Kasjan, masując łuk stopy Mor. – Stamtądruszymy na południe. 

– Ostatni obóz planujemy gdzie? – chciała wiedzieć Mor,zabierając stopy z kolan Ilyra i zawijając obie nogi pod siebie. 

– Nasze siły spotkają się z ludźmi Thesana, potem razemrozbijemy się obozem na południowo-zachodniej granicy ziemKalliasa, blisko Dworu Lata. - Helion oderwał wzrok od Mor i zwrócił się do Rhysa. – Mieliście dzisiaj swoje pięć minut ze ślicznym Tarquinem.Sądzisz, że naprawdę do nas dołączy? 

– Jeśli masz na myśli: w łóżku, z pewnością nie – odparł Rhysz kpiącym uśmiechem, ponownie rozwalając się na poduszkach. –Jednak jeśli masz na myśli wojnę... Tak. Wierzę, że naprawdęzamierza ruszyć do walki. Beron z drugiej strony... - spojrzał na swoją siostrę.

- Eris robi co może by go przekonać, dlatego poszedł sam. - wytłumaczyła. - Jeśli podejmie decyzję poinformuję mnie, jak najszybciej, a ja was.

- Świetnie.

***

Następnego dnia wszyscy razem jedli śniadanie, dyskutując o planach wojennych. Przynajmniej było, tak do momentu, kiedy Nesta nie zwinęła się z bólu?

- Co się stało? - zapytał Kasjan, chwytając dziewczynę w pasie.

- Coś jest nie tak..., ale nie ze mną, nie ze mną.

A z Kotłem. 

Później nastąpiła cisza. Wszystko ucichło, jakby wstrzymując dech.

- Co jest? - dopytała Feyra patrząc to na swoją siostrę to na towarzysza.

– Muru już nie ma. Został zniszczony. – oznajmił Rhys, a Dalia poczuła się, jakby gruntusuwał się jej spod nóg. – Zarówno w Prythianie, jak i nakontynencie – dodał, jakby chciał przekonać samego siebie. –Spóźniliśmy się. Działaliśmy za wolno. Hybernijczycy właśniezniszczyli mur.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top