Chapter 14

– Jesteście wszystkim – zwróciła się do Berona i pozostałych. – Jesteście wszystkim, co stoi między Hybernią a zagładą tego, co dobre i zacne. – Skierowała teraz swój płomienny i niewzruszony wzrok prosto na Berona. – Walczyłeś przeciwko Hybernii w poprzedniej wojnie. Dlaczego odmawiasz stanięcia do walki teraz?

Książę Dworu Jesieni nie zaszczycił jej odpowiedzią. Ale też nie wyszedł. Eris dyskretnie polecił braciom usiąść. Nesta zauważyła ten gest... zawahała się, jakby zdając sobie sprawę z tego, że skupiła na sobie uwagę wszystkich zebranych, że każde jej słowo ma znaczenie.

– Możesz nas nienawidzić. Wszystko mi jedno, czy tak jest. Ale nie jest mi wszystko jedno, jeśli wydajesz niewinne istoty na śmierć. Przynajmniej ich broń. Swojego ludu. Ponieważ Hybernia przykładnie ich ukarze. Nas wszystkich.

– A skąd ty to wiesz? – zadrwił Beron.

– Weszłam do Kotła – odpowiedziała beznamiętnie Nesta. – Pokazał mi swoje serce. Zniszczy mur i wybije wszystkich po obu jego stronach.

Thesan odchrząknął.

– Choć przyznam, że cel jest szlachetny, treść Traktatu nie wymaga od nas, byśmy pomagali naszym ludzkim sąsiadom. Mieliśmy zostawić ich w spokoju. Tak też robimy. - Nesta wciąż stała.

– To wszystko przeszłość. Mnie interesuje rozciągająca się przed nami droga. Mnie interesuje, żeby żadne dziecko: fae czy ludzkie... nie doznało krzywdy. Została wam powierzona piecza nad tymi krainami. – Potoczyła wzrokiem po twarzach zebranych. – Jak możecie nie chcieć o nie walczyć?

Spojrzała na Berona i jego rodzinę. Tylko matka Luciena i sam Eris zdawali się rozważać jej słowa... Nawet jakby byli pod pewnym wrażeniem tej dziwnej ognistej kobiety stojącej przed nimi.

– Zastanowię się nad tym – powiedział krótko Beron, po czym spojrzał na swoją rodzinę i wszyscy zniknęli.

Eris został, wyszeptał tylko coś do Dalii i ucałował jej czoło, po czym przeskoczył. Dziewczyna podejrzewała jak potoczy się ta sytuacja, więc nie miała mu tego za złe. Negocjacje z jego ojcem od zawsze były trudne i czasochłonne, wymagające dużo wysiłku i cierpliwość. Beron był niemożliwy.

Nesta usiadła powoli, jej twarz znów stała się kamienną maską... jakby powstrzymywała wszystko, co burzyło się w niej na zniknięcie Berona.

– Czy opanowałaś również lód? – spytał cicho Kallias, Feyrę. Skinęła lekko głową.

– Tak, wszystko. - Kallias potarł głowę, a Viviane położyła mu rękę na ramieniu.

– Czy to ma znaczenie, Kal?

– Nie wiem – przyznał.

– Uratowałaś nas wszystkich pod Górą. Myślę, że utrata okruszyny mocy nie jest wygórowaną ceną. – odezwał się Tarquin.

– Wygląda na to, że wzięła znacznie więcej – nie zgadzał się Helion. – Jeśli była w stanie niemal utopić Berona pomimo jego barier.

– Co się stało, to się nie odstanie – oznajmił Thesan. – Poza zabiciem jej... – na te słowa moc Rhysa przetoczyła się po pomieszczeniu – ...nie ma nic, co moglibyśmy na to poradzić.

Feyra wstała i spojrzała Thesanowi prosto w oczy. Potem Helionowi, Tarquinowi i Kalliasowi. Zupełnie tak jak Nesta.

– Nie zabrałam waszych mocy. Daliście mi je razem z nowym, nieśmiertelnym życiem. Jestem wdzięczna za oba dary. Ale to, co mam, należy teraz do mnie. I zamierzam używać tego tak, jak uważam za stosowne. - Przyjaciele podnieśli się i ustawili za nią. – Zamierzam użyć tych mocy – powiedziała cichym, ale mocnym głosem – moich mocy... by rozbić Hybernię w pył. Będę ich palić, topić i zamrażać. Użyję magii, by leczyć rannych. By przebijać się przez bariery Hybernijczyków. Już raz to zrobiłam i zrobię to ponownie. Jeśli jednak uważacie, że posiadanie przeze mnie okruchów waszych mocy jest największym problemem, to naprawdę powinniście zastanowić się nad swoimi priorytetami.

Książęta i ich świty milczeli. To Viviane skinęła głową, po czym wstała, trzymając ją wysoko.

– Będę walczyć u twego boku. - Chwilę później dołączyła do niej Kresejda.

– Ja również. - Obie spojrzały wyczekująco na władców swoich dworów i ich świty. Tarquin i Kallias spojrzeli wyczekująco na Dalię, która wciąż siedział.

- Czy to nie oczywiste, że ja też. – machnęła ręką. Obaj wstali, potem Helion, posyłając wszystkim krzywy uśmieszek. Wreszcie Thesan – Thesan i Tamlin, który przez te kilka minut nawet nie zerknął w jej stronę, nie mówiąc już o poruszeniu czy odezwaniu się. Był to jednak ostatni z moich problemów, póki wszyscy stali.

Tak właśnie sześć na siedem dworów zgodziło się na współpracę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top