Chapter 13

Thesan odchrząknął i zwrócił się do Heliona.

– Powiedziałeś, że po przeanalizowaniu informacji masz dwie sugestie. - Helion wzruszył ramionami. Słońce zatańczyło na złotej nici, którą haftowana była jego tunika.

– To prawda, choć Tamlin już mnie ubiegł. Trzeba ewakuować Dwór Wiosny. – Spojrzenie jego bursztynowych oczu przeskakiwało między Tarquinem a Beronem. – Z pewnością ich północni sąsiedzi zechcą ich przyjąć.

– Nie mamy środków na takie przedsięwzięcie. – Beron wykrzywił usta.

– Pewnie – zakpiła Viviane. – Bo wszyscy są zajęci polerowaniem klejnotów w twoim skarbcu. - Beron rzucił jej spojrzenie, na które Kallias zesztywniał.

– Żony zostały zaproszone dla towarzystwa, nie żeby zabierały głos. - W szafirowych oczach Viviane pojawiły się błyskawice.

– Jeśli ta wojna nie pójdzie po naszej myśli, będziemy się wykrwawiać razem z wami, więc sądzę, że powinnyśmy mieć coś do powiedzenia.

– Hybernijczycy zrobią coś o wiele gorszego niż zabicie was – odrzekł Beron chłodno. – Zwłaszcza takim młodym i ładnym jak ty. - Z gardła Kalliasa wydobył się groźny warkot, któremu zawtórowała Mor, aż wody sadzawki wzburzyły się lekko od drgań powietrza. Beron uśmiechnął się lekko. – Tylko troje z nas walczyło w poprzedniej wojnie. – Skinął głową w stronę Rhysa i Heliona, którego twarz pociemniała. – Nie jest łatwo zapomnieć, co Hybernijczycy i lojaliści robili w swoich obozach pojmanym kobietom. Co czekało kobiety fae wysokiego rodu, które walczyły po stronie ludzi lub miały rodziny, które to robiły. – Położył dłoń ciężko na zbyt chudym ramieniu żony. – Jej dwie siostry kupiły jej trochę czasu na ucieczkę, gdy siły Hybernii zaskoczyły je na ich ziemiach. Niestety one nie wyszły już z tego obozu. - Helion przyglądał się uważnie Beronowi, wzrok kipiał mu wyrzutem. Żona księcia Dworu Jesieni wpatrywała się uparcie w sadzawkę. Z jej twarzy odpłynęła ostatnia kropelka krwi.

– Ja przyjmę twoich ludzi. – Tarquin skierował te ciche słowa do Tamlina. – Niezależnie od tego, jakie są twoje układy z Hybernią... twój lud jest niewinny. Na moich ziemiach jest dość miejsca. Jeśli trzeba, przyjmiemy ich wszystkich. - Lekkie skinięcie głową było jedynym wyrazem potwierdzenia i wdzięczności ze strony Tamlina.

– A więc dwory pór roku mają stać się grobowcami i hotelami – rzucił Beron – podczas gdy dwory słoneczne pozostaną nienaruszone na północy?

– Hybernia skupiła swoje ataki na południu – wtrącił Rhys. – Blisko muru... i krain śmiertelników. Po co przedzierać się przez nieprzyjazne północne krainy... przez terytoria fae na kontynencie... skoro można zająć południe i użyć go jako bezpośredniej bazy do podboju ludzkich ziem za morzem?

– Sądzisz, że ludzkie armie uklękną przed Hybernią?

– Królowe nas sprzedały – wtrąciła Nesta i uniosła dumnie głowę. – W zamian za dar nieśmiertelności ludzkie królowe wpuszczą armie Hybernii, by pozbyły się jakichkolwiek sił oporu. Równie dobrze mogłyby od razu oddać im władzę. – Nesta spojrzała na swoją siostrę i na Rhysa. – Dokąd udadzą się ludzie na naszej wyspie? Nie możemy ewakuować ich na kontynent, a póki mur wciąż stoi... Zresztą wielu i tak może wybrać ryzyko pozostania niż podejmować wyprawę za mur.

– Los ludzi po drugiej stronie muru nie jest naszym problemem – wciął się Beron. – Zwłaszcza skrawka ziemi bez królowej ani armii.

– Jest moim problemem – odrzekła Feyra. – W porównaniu z nami ludzie są praktycznie bezbronni.

– To proszę, marnuj swoich żołnierzy na ich obronę – rzucił Beron. – Nie zamierzam wysyłać swoich sił, żeby broniły ruchomości.

– Jesteś tchórzem – powiedziała cicho do księcia Jesieni. Nawet Rhys zesztywniał.

– To samo można powiedzieć o tobie. – odpowiedział.

– Nie muszę się przed tobą tłumaczyć.

– Nie przede mną, ale może przed rodziną tej dziewczyny... ale oni też nie żyją, prawda? Zostali zarżnięci i spaleni we własnych łóżkach. Zabawne, że teraz chcesz bronić ludzi, podczas gdy przedtem nie miałaś oporów przed poświęceniem ich, by ocalić samą siebie

– Jak powiedziała moja pani – wycedził leniwie Rhys – nie musi ci się z niczego tłumaczyć. - Beron odchylił się w krześle.

– W takim razie ja również nie muszę wyjaśniać swoich motywacji. - Rhys uniósł brew.

– Pomijając twoją zapierającą dech w piersi hojność, czy dołączysz do naszej koalicji?

– Jeszcze nie zdecydowałem.

Eris posunął się do rzucenia ojcu spojrzenia graniczącego z wyrzutem. Dalia położyła mu dłoń na udzie, starając się go nieco uspokoić. Mężczyzna chwycił jej bladą dłoń i zaczął masować jej powierzchnie. Można było to nazwać tikiem nerwowym, który mógłby mu pomóc się nieco zrelaksować.

– Mobilizacja armii trwa – powiedział Kasjan. – Nie możesz sobie pozwolić na siedzenie na tyłku i czekanie. Musisz zacząć zwoływać żołnierzy już teraz.

– Nie przyjmuję rozkazów od bękartów dziwek pomniejszych fae.

– Ten bękart – skwitowała Nesta całkowicie chłodno, choć oczy jej płonęły – może być wszystkim, co stanie pomiędzy siłami Hybernii a twoim ludem.

– Jeśli nie masz zamiaru pomagać, to zabieraj się stąd – wypaliła Feyra Beronowi.

Eris miał na tyle rozumu, by wyglądać na autentycznie zaniepokojonego. Jednak Beron wciąż ignorował natarczywe spojrzenie najstarszego syna.

– Czy wiedziałaś, że gdy twój towarzysz wygrzewał łoże Amaranthy – wysyczał do niej – większość z nas była uwięziona pod tą górą? Czy wiedziałaś, że kiedy on wsadzał jej głowę między nogi, większość z nas walczyła, by nasze rodziny nie stały się kolejną rozrywką wieczoru?

– Dość tego, Beronie – mruknął Tarquin. - Jednak Beron go zignorował.

– Jego „martwa" siostra zrobiła wtedy więcej, ryzykował więcej, pomagając wszystkim, którym mogła. Mówię to z bólem, ale ona zasługuje na większe zaufanie niż ktokolwiek z was. – wskazał cały Dwór Nocy. – Z pewnością będzie moją ulubiona synową. – powiedział na co wszyscy zaniemówili. Ich spojrzenie przeszły na dłoń dziewczyny, gdzie lśnił pierścionek. Dalia usilnie starała się zignorować piętnujące spojrzenia ze strony jej rodziny. - A teraz Rhysand chce zgrywać bohatera. Dziwka Amaranthy chce zostać Niszczycielem Hybernii. Ale jeśli sprawy pójdą źle... – Wykrzywił twarz w zimnym okrutnym uśmiechu. – Czy padnie na kolana przed królem, czy tylko rozłoży...

Wtedy biały, lśniący ogień popędził w stronę księcia Dworu Jesieni. Beron ledwie zdołał na czas podnieść tarczę, by to zablokować, ale rozbryzg poparzył ramię Erisa – przez warstwy ubrania – i bladą delikatną rękę jego matki. Pozostali zerwali się na równie nogi i zaczęli krzyczeć.

– Udowodniłaś już wagę swojego zdania, kochanie – powiedział Rhys do rozkręcającej się Feyry. – Jeśli go zabijesz, to okropny Eris zajmie jego miejsce.

– To tak przedostałaś się przez moje bariery – wymruczał Tarquin. Beron dyszał tak ciężko, jakby miał zacząć za chwilę zionąć ogniem. Helion potarł brodę, siadając z powrotem.

– Zastanawiałem się, gdzie się podziała... ta okruszyna. Taka maleńka... jakby rybie brakło jednej łuski. Ale mimo to ją czułem, kiedykolwiek coś otarło się o to puste miejsce... – Rzucił Rhysowi krzywy uśmiech. – Nic dziwnego, że zrobiłeś ją księżną.

– Zrobiłem ją księżną – odpowiedział zwięźle Rhys, odejmując dłonie od mojej twarzy, nie ruszając się z miejsca – ponieważ ją kocham. Jej moc była ostatnią rzeczą, jaką brałem pod uwagę.

Helion zwrócił się do Tamlina: – Wiedziałeś o jej mocach?

– To nie twój interes – odparł burkliwie Helionowi i wszystkim pozostałym Tamlin.

– Ta moc należy do nas, myślę więc, że tak – wysyczał Beron.

Żona księcia Dworu Jesieni ściskała swoje ramię pokryte żywo czerwonymi plamami odcinającymi się od mlecznobiałej skóry. Na jej twarzy nie było jednak nawet śladu bólu. Dalia już za pomocą magii próbowała załagodzić jej obrażenia, otrzymane od księżnej.

– Przepraszam – odezwała się do niej, zajmując z powrotem swoje miejsce. Jej oczy podniosły się ku mnie okrągłe jak spodki.

– Nie odzywaj się do niej, brudna człeczyno. - Rhys przebił się przez tarczę Berona. Chwilę później samo krzesło rozpadło się w migoczący pył. Książę zaś rąbnął na tyłek. Połyskujący czarny pył płynął na widmowym wietrze, brudząc karmazynowy kaftan Berona i osiadając płatami na jego włosach.

– Nigdy – powiedział Rhys, wsuwając dłonie do kieszeni – nie odzywaj się tak do mojej towarzyszki.

Beron zerwał się na równe nogi, nawet nie otrzepując się z pokrywającego go pyłu, i rzucił do zebranych:

– To koniec tego spotkania. Mam nadzieję, że Hybernia wyrżnie was wszystkich. - Na to wstała ze swojego miejsca Nesta.

– To nie koniec tego spotkania. - Nawet Beron zatrzymał się, słysząc ton jej głosu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top