Rozdział 16
Mimo naszej rozmowy widziałem jak Juliett cieszy się z każdej wizyty Ibrahima. Pozwalałem na to, by wychodziła z nim do kina i na spacery. Sam byłem jednak ciekawy, kim tak naprawdę jest jej amant. Ibrahim wydawał się zbyt tajemniczy, a może po prostu nie umiał tak po prostu zaufać. Moim zadaniem, nim pozwolę mu zbliżyć się do Julie było sprawdzenie go z każdej strony.
Chciałem mieć pewność, że będzie dla niej dobry. Była dla mnie jak siostra. Kiedy, więc usłyszałem pukanie do drzwi uśmiechnąłem się w duchu, że oto i zjawił się ten tajemniczy. Irytowało mnie to, że jego myśli nie były dla mnie dostępne, jakby w magiczny sposób założył na umysł blokadę. Jednak potrafiłem sobie z tym radzić. W końcu nie pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Ibrahim posłał mi pełen radości uśmiech, a ja zaprosiłem go do środka licząc na to, że będę miał okazję zamienić z nim parę zdań.
Naturalnie, Juliette przywitała go pocałunkiem, a potem zaprosiła na wspólne polowanie.
-Polowanie? Nie żywicie się ludzką krwią?
-Nie, wolimy zwierzęcą- odparłem. Jego mina wyrażała mieszankę obrzydzenia z ciekawością, a w oczach było widać typowe zaskoczenie. Dziwne. Sądziłem, że Julia zdążyła mu o tym powiedzieć. Jednak, kiedy na nią spojrzałem wydała się zakłopotana.
-Wiecie, ja nie jestem fanem zabijania ludzi, ale nie mam tak silnej woli, by poradzić sobie bez ich krwi, więc nie gniewajcie się, ale muszę odmówić. Nie odważę się napić krwi sarny. To zbyt...
-Obrzydliwe?- podpowiedziałem, a on spojrzał przepraszająco na Juliettę i skinął głową.
-W porządku, to może wspólnie napijemy się whyski?- zaproponowałem, bo uczucie głodu potrafił na moment uśpić jedynie mocny trunek.
-Właściwie to chętnie- stwierdził i usiadł w fotelu przy kominku. Zająłem miejsce w drugim, a Juliett usiadła na oparciu trzeciego z foteli. Jej długie boskie nogi prezentowały się teraz niczym kolumny wyłaniające się spod czerwonej sukni, która na nasze szczęście ukrywała resztę jej cudownego ciała. Bałem się, że gdybym zobaczył ją w całej okazałości mógłbym przestać widzieć w niej jedynie siostrę czy przyjaciółkę. Ibrahim zaś nie miał takiego problemu jak ja. Po prostu rozbierał ją wzrokiem. Znów nie mogłem usłyszeć jego myśli.
-Jaki masz dar?- zapytałem wprost, a on spojrzał na mnie zaskoczony, jakbym właśnie spytał o której spotyka się z Harrym Potterem.
-Nie rozumiem- odparł najwidoczniej doskonale udając głupiego.
-Zadałem przecież proste pytanie. Jaki masz dar? Co potrafisz, czego nie umieją inne wampiry?- zapytałem. Julietta wpatrywała się w niego z taką samą ciekawością.
Ibrahim westchnął cicho. Spojrzał w stronę kominka i zamachnął się. Ogień rozszedł się po całym pomieszczeniu, a ja poczułem nagły strach. Juliett patrzyła na mnie z równie wielkim szokiem i strachem. Ibrahim klasnął i ogień po prostu zgasł.
-Piromania- odparł jakby pokazał nam zwyczajne fajerwerki.
-Przyznam, że robi to wrażenie, ale skoro tak, to dlaczego nie słyszę twoich myśli?- zapytałem, a on wzruszył ramionami.
-Bo nie chcę, żebyś je słyszał. Czyste wyparcie. Efekt tak zwanej tarczy- odparł, a ja patrzyłem na niego pełen uznania.
-Robi wrażenie- przyznałem, choć nie byłem pewien, jakie ma on wobec nas zamiary. -Dlaczego odnoszę wrażenie, że nie zaskoczyło Cię to, iż czytam w myślach?- zapytałem, a on usiadł w fotelu wygodniej.
-Cóż, mam swoje kontakty, a ty i Julietta jesteście na moim terytorium-odparł, a Julia nagle zerwała się z fotela.
-To znaczy, że przez cały czas chodziło ci o Edwarda? Wykorzystałeś moją naiwność?- zapytała, a ja czułem jej gniew i żal.
-Ależ skąd. Jesteś piękna. Poznanie Edwarda to tylko mały bonus.
-Jesteś obrzydliwy, a ja myślałam, że możemy...że może ty i ja...
-Jeśli będziesz chciała to owszem. Nigdy nie powiedziałem, że mnie nie pociągasz. Gdy Cię ujrzałem po raz pierwszy, oczu nie mogłem od ciebie oderwać i tak jest nadal. Teraz mam jednak wiadomość dla twojego przyjaciela- odparł i spojrzał na mnie. -Dołącz do mojego klanu- oznajmił.
-A jeśli odmówię to co?- zapytałem czując, że to nie jest niewinna propozycja.
-To Cię zabiję, chyba jest to proste rozwiązanie- odparł, a ja spojrzałem na Juliettę.
-Ibrahim jak możesz?
-Nie wtrącaj się aniołku. Jesteś słodziutka, ale w tej kwestii to dotyczy tylko Edwarda- oznajmił. Dostrzegłem wściekłość na jej ślicznej twarzy, a potem Ibrahim upadł na kolana wyginając się pod nienaturalnym kątem.
-Jesteś potworem. Może jestem naiwna, ale nie doceniłeś moich zdolności. Jeśli zechcę to spalisz się we własnym ogniu. Tylko tknij Edwarda, a się przekonasz- odparła, a potem po prostu wycofała swój atak i Ibrahim upadł na podłogę z wyrazem całkowitego zaskoczenia na twarzy.
-Jak to możliwe... Co to za dar..?
-Nie twoja sprawa. Wynoś się stąd i nie zbliżaj więcej do Julietty, zrozumiałeś? A jeśli Cię tutaj zobaczę, rozerwę Cię na strzępy albo zrobi to ona za pomocą twoich rąk- odparłem i Ibrahim wycofał się do drzwi.
Kiedy uciekł położyłem dłoń na ramieniu Julietty. Ta w jednej chwili znalazła się w moich ramionach drżąc w porywach płaczu. To było najgorsze. Nie mogłem sobie darować, że pozwoliłem, by ktoś ją zranił. Była taka drobna i delikatna.
Przez kolejne dni prawie nic nie mówiła. Siłą prowadziłem ją na polowania i zmuszałem do pożywiania się, bo nie mogła przecież się głodzić. Po dziesięciu dniach od całej sprawy, ktoś zapukał do drzwi, a że nie słyszałem myśli osobnika stojącego za drzwiami wiedziałem kto przyszedł. Otworzyłem drzwi i spojrzałem mu prosto w oczy.
-Czego tutaj szukasz?- zapytałem, a dopiero po chwili spostrzegłem, że jego ubranie jest porozdzierane od pazurów.
-Mój klan zaatakowały wilki. Nigdy wcześniej nie widziałem takich bestii. Zabiły przy przeobrażeniu się w bestię, naszą ludzką dziewczynę, która dopiero czekała na przemianę w wampira. Proszę, pomóżcie mi- odparł, a wtedy stanęła za mną Juliett. Spoglądając na Ibrahima nie okazywała żadnych uczuć.
-Niby jak mamy ci pomóc?- zapytałem.
-Julia, potrafisz kontrolować także inne istoty prócz wampirów? Nie mogę pozwolić, by ucierpiały inni członkowie mojego klanu. Mam tu tylko ich- odparł z przerażeniem, a ja przez ułamek sekundy mogłem usłyszeć jego myśli, a właściwie były tak wyraźne jak wizje. To co w nich zobaczyłem było jak scena z najgorszych koszmarów.
Spojrzałem na Juliettę, a moja mina musiała wyrażać wiele emocji, bo ta szybko skinęła głową.
-W porządku. Chodźmy- odparła i całą trójką ruszyliśmy w znanym tylko Ibrahomowi kierunku. Gdy dotarliśmy na miejsce większość wampirów ukrywała się w budynku, a wilki atakowały tych, którzy nie zdołali znaleźć schronienia. Masakra goniła masakrę. Ginęli nawet ludzie, którzy przez przypadek znaleźli się w tych stronach. Tego było za wiele. Zeskoczyłem z dachu zwracając na siebie całą ich uwagę, a zaraz po mnie zeskoczyła Juliett. Spojrzała im w oczy, a potem wyciągnęła przed siebie ręce i wyszeptała coś, czego z początku nie zrozumiałem. Nagle wielkie bestie zaczęły wracać do ludzkiej formy. Na ich twarzach malował się szok i wściekłość. Juliett kroczyła między nimi niczym królowa. Wilkołaki wstały i nie zważając na to, że są nadzy zaczęli kroczyć niczym szczenięta za matką w stronę, w którą prowadziła ich Juliett. Wampiry szybko zauważyły co się dzieje i zaczęły wychodzić z budynku. Wilkołaki ginęły jeden po drugim bez wyjątku.
Z jednej rzezi powstała druga. Na koniec wszyscy członkowie klanu Ibrahima uklękli na jedno kolano i ukłonili się przed moją niesamowitą przyjaciółką. Ruchem dłoni nakazała im wstać, a potem odwróciła się w moją stronę i spojrzała na osobę idącą całkiem z tyłu. Ibrahim znalazł się przy niej i również zamierzał uklęknąć, chcąc jej podziękować, a może i przeprosić. Juliett powstrzymała go przed tym i położyła dłoń na jego ramieniu.
-Twoja rodzina jest już bezpieczna. Mogę więc wracać do siebie- odparła, ale Ibrahim złapał ją za rękę nim ta zdążyła się oddalić.
-Zostań. To może być odtąd także twoja rodzina- odparł. Julia spojrzała na niego zszokowana, a potem zerknęła w moją stronę. Znowu usłyszałem myśli Ibrahima.
,,Jest taka niesamowita. Tajemnicza. Dzięki niej będę mógł zapanować nad sobą w chwili złości. Poza tym jest taka piękna i tak bardzo mi się podoba. Jak mam jej powiedzieć, że się w niej zakochałem??"
Ostatnie słowa wywołały mój uśmiech.
-Powiedz to wprost Ibrahimie- odparłem, a on spojrzał na mnie zszokowany, a potem dosłyszałem jeszcze kilka przekleństw z jego myśli i znów postawił tarczę, by chronić własny umysł.
-Gdyby to było takie proste...- westchnął i spojrzał po zebranych. -Juliett wiem jak to zabrzmi po tym co ostatnio chciałem zrobić, ale nie mogę o tobie przestać myśleć. Nie jestem pewny, ale prawdopodobnie się w tobie zakochałem- odparł, a Juliett patrząc mu w oczy próbowała znaleźć potwierdzenie tych uczuć.
-Mówisz tak, bo chcesz bym została z twoim klanem? Ze względu na mój dar, tak?
-Nie, wysłuchaj mnie proszę. Wiem, wszystko spieprzyłem ostatnim razem, ale byłem zdesperowany. Wilkołaki od tygodni zabijali członków naszego klanu i palili ich szczątki niczym pochodnie. Nie wiedziałem co robić. Jeśli mi nie wierzysz zapytaj resztę. Obiecuję, że będę Cię chronił. Zostań z nami. Oboje zostańcie, proszę- odparł i spojrzał także w moją stronę.
Julia również zerknęła na mnie szukając odpowiedzi. Chciała wiedzieć, czy ma zostać czy też nie. Uśmiechnąłem się do niej i podszedłem do nich ze spokojem.
-Zostaniemy- odparłem. Juliett uśmiechnęła się tak cudownie, że nie mogłem nie odwzajemnić się tym samym. Równocześnie jednak spojrzałem na Ibrahima.
-Pamiętaj mój drogi, że jeśli będziesz chciał ją wykorzystać lub skrzywdzić to Cię zabiję, bo ona jest dla mnie jak rodzona siostra, a rodzina jest dla mnie tak samo ważna jak dla Ciebie- odparłem.
-Możesz być spokojny. Nie zamierzam jej ranić- odparł, a ja skinąłem tylko głową. Obce mi wampiry zaprosiły nas do środka swojej rezydencji, która z zewnątrz wyglądała nieco jak stary blok, ale w środku przypominała tureckie pałace.
Ibrahim wspiął się na schody i spojrzał na wszystkich z góry.
-Powitajmy nowych członków naszej rodziny. Wtedy usłyszałem czyjeś myśli. Były bardzo głośne.
,,Zobaczymy czy przeżyjesz od tego".
Wszystko działo się bardzo szybko. Bez zastanowienia skoczyłem w stronę Ibrahima i pociągnąłem go w stronę tłumu, gdy kilka sekund później wylądował na nich granat i eksplozja przewróciła resztę mieszkańców. Leżąc na ziemi dostrzegłem jedną zszokowaną twarz. Mężczyzna miał ciemną karnację, a jego zielone włosy nadawały mu nietypowego wyglądu.
,,Nie...jak to? Przecież...miał zginąć"
Zerwałem się na równe nogi i w jednej chwili trzymałem go w surowym uścisku. Tłum wampirów podnosił się z podłogi. Ibrahim sprawdził najpierw czy nic nie stało się Julie, a potem podszedł do mnie i spojrzał w czerwone oczy zielonowłosego napastnika.
-Nazar jak mogłeś?- zapytał, a ten syknął w jego stronę, jednocześnie próbując wyrwać się z mojego uścisku.
-Mam dość twoich rządów!!! Najwyższa pora, by na czele klanu stanął ktoś taki jaj ja!-warknął.
-Zdajesz sobie sprawę, że taki wybuch mógł zranić, a nawet zabić nie tylko mnie, ale i niewinne osoby z naszego klanu?- zapytał Ibrahim co jakiś czas spoglądając na mnie z niedowierzaniem. Chyba jeszcze do niego nie dotarło, że to właśnie ja uratowałem mu życie.
-Droga do władzy wiedzie po trupach- mruknął, a Ibrahim spojrzał przepraszająco w stronę stojącego za nim tłumu i zwrócił się do mnie ze smutkiem.
-Zabij go Edwardzie- odparł, a ja nic nie mówiąc chwyciłem drugą dłonią za jego policzek i jednym szarpnięciem pozbawiłem go głowy. Juliett zasłoniła usta dłonią, ale Ibrahim szybko znalazł się przy niej i mocno ją przytulił.
Cały klan uznał mnie za bohatera. Kiedy spalono już zwłoki Nazara wskazano mi pokój, w którym odtąd będę mieszkał. Był zadbany i pełen książek, co bardzo mi się spodobało. Był jednak tak ogromny, że nie mogłem powstrzymać się przed zapytaniem o fortepian. Jak się okazało, w jednym z pomieszczeń był salon muzyczny, gdzie magazynowano różne instrumenty. Piętnaście minut później miałem w swoim pokoju piękny biały fortepian.
Właściwie, może i będę mógł zostać z tym klanem na dłużej. Przecież przez najbliższe sto lat i tak nie mam nic lepszego do roboty. Usiadłem przed klawiaturą i odsłaniając klawisze zamknąłem oczy i zacząłem grać. Pod powiekami znów widziałem cudownie orzechowe oczy mojej Belli.
_______________________________________________
Kolejny rozdział.
No wreszcie mi się udało z tym ruszyć. Matko co ja się namęczyłam.
Normalnie chyba wyszłam z wprawy.
Jednak takie pisanie innej wersji nie jest wcale proste.
Piszcie w komentarzach czy ten rozdział wam się podoba
Dawajcie gwiazdki
Pozdrawiam
Roxi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top