Rozdział 15

Tak jak postanowiłem wyjechaliśmy pierwszym możliwym lotem wprost do Irlandii. Co prawda Juliette nie mówiła ani jednego słowa, zaś jej niezwykle głośne myśli dręczyły mnie przez całą podróż. Wciąż poruszała w nich jeden temat. Nakazywała, bym wracał do ukochanej. Starałem się ignorować jej przemyślenia, jednak nie było to chyba możliwe.

-Mogłabyś już dać sobie spokój?-zapytałem ściszonym głosem, kiedy nasz lot dobiegał końca.

-Nie wiem o czym mówisz mój drogi- odparła sprawnie udając głupią.

-Myślę, że wiesz i to doskonale, a jeśli muszę to ci podpowiem. Masz bardzo głośne myśli-zasugerowałem, a ona spojrzała na mnie drwiąco.

-Jak każda inteligentna i rozsądnie myśląca istota. Pytanie brzmi dlaczego nie słyszę twoich? Przypadek?-zapytała dogryzając mi i ruszyła do wyjścia z samolotu jak reszta pasażerów. Nie pozostało mi nic innego jak się z tego śmiać.

Była na mnie zła, bo zostawiłem dziewczynę samą, bez ochrony, choć jak twierdziłem zrobiłem to, by była bezpieczna. Jej myśli coraz częściej budziły we mnie niepokój. Co jeśli ma rację i Bella nie jest ani trochę bezpieczna beze mnie? Co jeśli wróci Laurent, bądź Viktoria, której nie znaleźliśmy?

Czyżbym oszukiwał sam siebie? Gdyby nie fakt, że Jasper jest na mnie zły zadzwoniłbym do niego z prośbą o pomoc. Jasper...nagle zapragnąłem rozmowy z nim. Niepewnie wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem jego numer. Raz się żyje i to wiecznie. Po kilkunastu sygnałach, gdy już traciłem nadzieję ktoś odebrał.

-Jasper?-odezwałem się niepewny czy to aby napewno on. Usłyszałem jego ciche westchnienie i odetchnąłem głęboko.- Chciałbym Cię przeprosić. To co się wydarzyło nigdy nie było twoją winą. To ja zachowałem się nie fair. Doskonale wiedziałem w jakiej stawiam Cię sytuacji, a wypadek jaki miał miejsce...musiał Cię bardzo dotknąć. Proszę zapomnijmy o tym. Jesteś moim bratem i może rzadko to widać, ale teraz gdy jestem daleko brakuje mi naszych rozmów.

-W porządku- usłyszałem po dłuższej chwili ciszy.

-To znaczy, że jest już między nami okay?-zapytałem z niedowierzaniem.

-Można tak powiedzieć- przyznał.

-Wiesz, kiedy myślałem, że zginę z rąk Jane poczułem przez chwilę żal, że mogę nie zdążyć Cię za wszystko przeprosić-palnąłem bez zastanowienia.

-Coś ty powiedział?-usłyszałem jego podniesiony ton. -Jak to Jane? Co zrobiłeś?-jego pytania stawały się coraz bardziej dociekliwe.- Wszystko ci opowiem, ale obiecaj mi dyskrecję. Masz wiedzieć tylko ty, nawet Al ma się o tym nie dowiedzieć- nakazałem, a on jęknął cicho.

-Dużo ode mnie wymagasz bracie, ale w porządku słowo majora, że nic co teraz powiesz nie wyjdzie na jaw przed innymi- odparł, a ja zacząłem swoją opowieść. Kiedy skończyłem mówić Jazz jęknął cicho całkowicie przerażony tym jaką wiedzę mu podałem.

-Musisz na siebie uważać Edwardzie. Poza tym ta Juliett ma rację. Bella może nie być tak bezpieczna jak myślisz i od razu wyprzedzając twoje myśli, nie, nie zgadzam się, by sprawdzić co u niej. Nie ufam sobie na tyle, by zbliżyć się do niej, choćby na kilka metrów. Poza tym jeśli chcesz, by żyła bez Ciebie to możesz być gotowy na wszystko. W końcu ona jest tylko człowiekiem, a ludzie miewają wypadki, co w jej przypadku jest bardziej oczywistym zjawiskiem- odparł poważnie Jasper.

-Rozumiem bracie, nie będę ci zajmował więcej czasu. Odezwę się za parę dni. Pozdrów resztę i powiedz, że u mnie wszystko w porządku- odparłem, a po drugiej stronie na chwilę zapadła cisza.

-Tak...trzymaj się i uważaj na tą wampirzycę. Ograniczone zaufanie zawsze się przydaje- ostrzegł mnie i rozłączył się zanim zrobiłem to ja.

Poczułem namiastkę ulgi. Jazz mi wybaczył i wreszcie czułem, że może być jeszcze dobrze mimo tego, że moja Bella jest gdzieś tam daleko całkiem sama i bezbronna. Gdy tylko o tym pomyślałem zapragnąłem biec co sił, by do niej wrócić, ale szybko odrzuciłem ten szaleńczy i niebezpieczny plan. W końcu jej krew przyciągała mnie równie mocno jak magnes. Nie byłem blisko niej od dawna, a taka rozłąka mogła pobudzić na nowo moją rządzę mordu wobec niej.

Nigdy nie darowałbym sobie, gdybym stracił przy niej kontrolę. Wolałem dać jej spokój, by zakochała się w człowieku, miała z nim dzieci i założyła rodzinę, której ja nie mógłbym jej dać. Dogoniłem Juliettę i szliśmy obok siebie w ciszy pogrążeni w myślach. Ona wciąż złościła się na mnie. Gdy tylko pojawiłem się obok, jej myśli znów zaczęły natrętnie namawiać mnie do powrotu do Belli i odzyskania rozumu.

-Przemyślę to, dobrze? Tylko daj już spokój z tymi myślami. Nie mam na to siły- odparłem, a ona spojrzała na mnie zadowolona z siebie i uśmiechając się skinęła głową. Wziąłem ją pod rękę i ruszyliśmy ludzkim krokiem w stronę pierwszego, lepszego hotelu ciągnąc za sobą walizki.

Tym razem zajęliśmy jeden pokój. Miał oczywiście dwa łóżka. Między nami była wyłącznie przyjaźń i nic więcej. Oboje byliśmy zbyt pogmatwani, by do siebie pasować. Siedziałem wraz naprzeciw niej przy kominku w wygodnym, skórzanym fotelu i rozmyślając nad tym co wcześniej mi mówiła o Belli popijałem tutejszą whisky, któr tego wieczoru był wyjątkowo niedobra i bez jakiegokolwiek smaku.

-Myślisz znów o niej, prawda?-zapytała od razu odgadując moje myśli bez jakichkolwiek nadludzkich zdolności.

-Zadziwiające jak dobrze mnie poznałaś w tak krótkim czasie- odparłem próbując zmienić temat, który poruszyła.

-Większość czasu jesteś ponury i milczący, a ja umiem się przyglądać. Opowiedz, co takiego się wydarzyło, że postanowiłeś odejść?-poprosiła, a ja uśmiechnąłem się gorzko.

-Nic czego nie powinienem był przewidzieć. Były jej urodziny, skaleczyła się w palec przy rozpakowywaniu prezentu, mój brat omal jej nie ugryzł, a ja odpychając ją tylko pogorszyłem sprawę i pojawiło się jeszcze więcej krwi. Wszyscy prócz mojego ojca musieli wyjść na zewnątrz, by nie doszło do tragedii, a mój ojciec musiał założyć jej szwy. Nie umiałem postąpić inaczej jak tylko zakończyć nasz związek dla jej własnego dobra, zabrałem wszystko co mogłoby jej o mnie przypominać i obiecałem, że będzie tak, jakbym nigdy nie istniał, powiedziałem, że jej nie chcę, mimo, że wcale tak nie czułem, potem wyjechałem wraz z rodziną- odparłem jednym tchem, a ona po prostu milczała. Mogłem odczytać jej myśli, ale wolałem, by coś powiedziała. Czekałem na to. -Nic nie powiesz?-zapytałem w końcu.

Jej niezwykle złociste oczy uderzyły we mnie z wyrazem gniewu i niedowierzania. Przez chwilę karała mnie ciszą i tylko jej spojrzenie ostrzegało, bym nawet nie próbował zaglądać do jej umysłu.

-Co mogę ci powiedzieć Edwardzie? Zachowałeś się tak jak uważałeś, że powinieneś i nawet na chwilę nie zastanowiłeś co czuje twoja ukochana. Jak myślisz jak się poczuła, gdy niedługo po swoich urodzinach na których doszło do tego przykrego incydentu od tak zostawiłeś ją i zabrałeś wszystkie pamiątki. Przez Ciebie pewnie znienawidziła samą siebie i swoje urodziny. Zraniłeś ją, choć wciąż twierdzisz, że chcesz jej szczęścia. Nie zdziwiłabym się, gdyby miała przez Ciebie depresję. Zrobiłeś jej wiarę w siebie i złamałeś serce, a tego nie można tak po prostu posklejać. Zwłaszcza, że ona jest jeszcze bardzo młoda i wrażliwa. Jeśli chcesz mojej opinii to jesteś kompletnym idiotą- odparła i podniosła się z fotela.- A teraz pozwolisz, że udam, iż mogę spać i się położę, bo jakoś dziwnie zachciało mi się spać- odparła robiąc w powietrzu cudzysłów.

Zamknąłem oczy przełykając gorycz jej słów. Mówiła szczerze i prawda była taka, że nie chciała mnie teraz oglądać. Była na mnie zła. Wściekła się na to jak zakończyłem związek z Bellą i nie mogłem ukrywać, że sam miałem podobne zdanie na ten temat. Zachowałem się jak idiota, a co gorsza Bella we wszystko mi uwierzyła. Jej oczy...pamiętam tamten dzień, gdy patrzyła na mnie jakby miała właśnie utonąć, gdy tylko się od niej oddale. Mimo tego bólu w jej oczach potrafiłem ją porzucić.

Do rana zastanawiałem się co dalej. Juliett leżała z zamkniętymi oczami i słuchawkami wetkniętymi w uszy słuchając jakiejś wolnej piosenki. Miała prawo być zła. Mimo wszystko zyskała moje zaufanie. Była bezinteresowna i szczera. Prosto z mostu powiedziała mi co myśli i tego właśnie było mi trzeba. Podświadomie chciałem, by ktoś mnie ochrzanił i to tak mocno jak się da.

Juliette podchodziła jednak do tego wszystkiego bardzo osobiście. Być może kiedyś, gdy była jeszcze człowiekiem ktoś także ją porzucił?Nie miałem odwagi, by o to zapytać. Pomyślałem o Belli. Co jeśli Juliette ma rację i moja ukochana całkiem się załamała? Obiecała, że nie zrobi nic głupiego, ale właściwie marzeniem byłoby, gdyby dotrzymała słowa po tym jak ją potraktowałem. Nie mogłem sobie poradzić ze złością i poczuciem winy. To było jak powolne konanie. Rozwścieczony cisnąłem kieliszek w ogień i ruszyłem do wyjścia.

Słońce powoli wstawało do życia, a ja miałem tylko jedno marzenie, by miało ono moc, by spalić mnie na proch. Juliett dogoniła mnie, gdy byłem już prawie na rynku.

-Zwariowałeś?! Słońce wstaje, zaraz ktoś nas zobaczy- odparła z wyrzutem, a ja spojrzałem na nią i tylko wzruszyłem ramionami.

-Wszystko mi już jedno- odparłem, a ona stanęła mi ma drodze i zdzieliła w twarz.

-Możesz się ogarnąć?!!!-krzyknęła, a pierwszy promień słońca musnął jej twarz. Nim ktokolwiek to zobaczył wciągnąłem ją w ciemną uliczkę.

-Po co za mną idziesz? Nikt ci nie każe- odparłem. Spojrzała na mnie pełna żalu i gniewu.

-Idę za Tobą, bo jestem twoją przyjaciółką, a ty nie zachowujesz się racjonalnie- odparła, a wtedy dostrzegła starszego mężczyznę idącego chodnikiem.- Przepraszam pana?-zawołała po angielsku, a mężczyzna spojrzał na nią i podszedł bliżej. Dopiero wtedy dostrzegł też mnie. Cofnąłem się nieco, bo jego myśli krzyczały, że jeśli się zbliżę to tego pożałuję. Juliett spojrzała mężczyźnie głęboko w oczy. -Zachowaj spokój, tu masz pieniądze, pójdziesz do najbliższego sklepu z odzieżą i kupisz nam dwie duże bluzy z kapturem, a także chusty, rozumiesz?-zapytała, a mężczyzna skinął głową i ruszył szybkim krokiem w stronę rynku. Julie spojrzała na mnie z wyrazem wściekłości.- Widzisz co muszę przez Ciebie robić?!-krzyknęła popychając mnie na ścianę.

-Do niczego Cię nie zmuszam- odparłem chłodno. Wtedy wrócił zahipnotyzowany mężczyzna i wręczył Juliette zakupy.

-Zapomnij o wszystkim i zachowaj resztę pieniędzy, możesz odejść- odparła, a ten ruszył przed siebie chodnikiem. Juliette cisnęła we mnie bluzą z ogromnym kapturem i sama założyła drugą. - Wiesz ty co? Masz rację, do nieczego mnie nie zmuszasz, więc idź sobie gdzie chcesz, a ja zwiedzę miasto i może wreszcie poznam kogoś normalnego, bo jak na razie przebywam tylko z Tobą warknęła i wychodząc z ukrycia naciągnęła kaptur na głowę i szybkim krokiem przemierzała rynek.

Kiedy ochłonąłem uderzyło we mnie poczucie winy. Mimo, że była na mnie zła chciała mnie chronić, a ja co zrobiłem? Obraziłem ją i pozwoliłem pójść samej  w głąb obcego miasta. Niech to szlag...-mruknąłem pod nosem i naciągając na siebie obszerną bluzę, tak, by nie było widać nawet fragmentu mojej twarzy ruszyłem w stronę, gdzie zmierzała wcześniej Juliette. Błąkałem się po mieście do późnej nocy, ale nie znalazłem ani śladu jej obecności. Zeezygnowany ruszyłem do hotelu. Nie było jej tam, choć w duchu właśnie na to liczyłem. Czułem się za nią odpowiedzialny, a teraz umierałem ze strachu, że coś mogło jej się stać. Była dla mnie jak siostra i czasem tak bardzo przypominała mi Alice.

Nie było jej całą noc. Kiedy nad ranem drzwi się otworzyły poderwałem się z miejsca czekając, aż ją zobaczę. Spojrzała na mnie obojętnym wzrokiem. Nie była sama. Za jej plecami stał wysoki mężczyzna, wampir o oczach złotych tak bardzo jak u wilka. Sądziłem, że nic mnie już nie zdziwi, ale jak widać są jeszcze bardziej dziwne wampiry na świecie ode mnie.

-Kto to?- zapytałem, gdy minął pierwszy szok.

-Nie twoja sprawa, ale jeśli chcesz wiedzieć to jest to mój wybawiciel, ponieważ wczoraj dość mocno zabłądziłam i to on właśnie zaoferował mi swoją pomoc- odparła.

-Szukałem Cię wczoraj wszędzie, martwiłem się- odparłem, a ona przewróciła oczami.

-Martwiłeś się? O mnie? Coś nowego. Masz mi coś do powiedzenia?-zapytała poważnie, a ja spojrzałem na nią pełen żalu.

-Przepraszam- szepnąłem.

-Co powiedziałeś, nie dosłyszałam?-odparła z wrednym uśmiechem na ustach.

-Przepraszam- odparłem głośniej całkiem się poddając. Walka z nią nie miała sensu. Na jej twarzy wykwitł uśmiech.

-No dobrze, wybaczam ci, nie potrafię długo się na ciebie gniewać- odparła. -Poznaj mojego nowego kolegę, Ibrahima- odparła, a obcy mi wampir wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnąłem ją niepewnie. Podszedłem do kominka i chwyciłem za whyski.

-Masz ochotę?-zapytałem, a ten uśmiechnął się nieznacznie.

-Może innym razem, raczej nie pijam alkoholu- odparł, a ja tylko skinąłem głową ze zrozumieniem.

-Usiądź, nie będziemy przecież tak stali- odparłem, a on usiadł na łóżku Julietty. Ona natychmiast zajęła miejsce obok niego. Widziałem co się między nimi rodzi i w pewnym sensie byłem z tego zadowolony. Chciałem, by Julie kogoś miała i nie czuła się tak samotna jak ja. Nie byłem dla niej zbyt rozrywkowym towarzyszem.

-Cóż, nie chcę przeszkadzać, może jednak już pójdę?-odparł po krótkiej chwili Ibrahim.

-Ależ wcale nie przeszkadzasz. Chciałbym Cię lepiej poznać. Nie jesteś stąd, prawda? Ibrahim to raczej nie imię Irlandzkie- stwierdziłem, a on skinął głową.

-Nie, pochodzę ze Stambułu. Jednak jak wiesz to dość słoneczny kraj i nie mogłem tam zostać po przemianie- odparł, a ja skinąłem głową.

-To musiało być dla Ciebie trudne. Samotna wędrówka. Masz niezwykły kolor oczu. Dlaczego?-zapytałem, a on spojrzał najpierw na Juliett, a potem zmierzył mnie nieufnym spojrzeniem.

-Myślę, że to nie jest rozmowa na teraz- odparł i szybko podniósł się z miejsca.

-Ibo?- w głosie Juliette słychać było niezrozumienie i nutkę strachu.

-Odwiedzę Cię niebawem, moje hayat- odparł, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Znałem trochę turecki, by wiedzieć, że hayat oznacza życie. Najwyraźniej ci dwoje mieli się ku sobie, ale dopóki nie będę miał pewności co do czystych intencji tego całego Ibrahima, mógł on zapomnieć o byciu sam na sam z Juliette. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby ktoś przez moje zaniechanie sprawił jej przykrość. Kiedy wampir pochylił się, by ją pocałować odchrząknąłem głośno i to wystarczyło za ostrzeżenie. Nasze spojrzenia spotkały się w wrogim nastawieniu. Walka spojrzeń trwała dość długo. W końcu jednak to on jako pierwszy odwrócił wzrok.

-Do zobaczenia wkrótce, Julietto- odparł i wyszedł zamykając drzwi z przesadzonym trzaśnięciem.

-Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz?- zapytała jak tylko Ibrahim opuścił pokój.

-Nie wiem o czym mówisz- odparłem i rozsiadłem się zadowolony w swoim fotelu.

-Och, doskonale wiesz. Co to miało być? Przesłuchanie? W co się bawisz?!-zapytała wyraźnie rozgniewana.

-W nic się nie bawię. Nie ufam temu gościowi, a dopóki tak jest nie chcę, być przebywała sama w jego towarzystwie. Skoro nie jest gotowy na szczerość, to oznacza, że nie ma on dobrych zamiarów. Nie pozwolę, by ktoś Cię skrzywdził, koniec, kropka- odparłem poważnie.

-Za kogo ty się uważasz?!-warknęła, a ja spojrzałem na nią urażony i wystając podszedłem blisko niej.

-Za twojego przyjaciela, chyba, że ty uważasz inaczej?- odparłem, a ona spojrzała na mnie i odwróciła wzrok zmieszana.- Tak myślałem, więc proszę uspokój się i pozwól się chronić. Jeśli ten cały Ibrahim jest naprawdę Tobą zainteresowany to zniesie wszystko, a poza tym, jest takie stare powiedzenie, jak kocha to poczeka. Spraw, by trochę się najpierw o Ciebie postarał. Niech wie, że jesteś wiele warta i możesz mieć każdego- odparłem cicho, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.

-Naprawdę tak myślisz?-zapytała, a ja uśmiechnąłem się ciepło.

-Oczywiście, że tak. Juliette, spójrz tylko jaka jesteś piękna. Każdy mężczyzna chciałby stać u twego boku- odparłem.

-Każdy, poza Tobą- odparła ironicznie.

-Ja cieszę się z tego, że mam tę niespotykaną przyjemność, by się z Tobą przyjaźnić- odparłem, a ona przytuliła się do mnie.

-Też się z tego cieszę- odparła. Z jej myśli wyczytałem, jak bardzo cieszy się z tego, że kogoś poznała. To sprawiło, że mój niepokój stał się dużo ostrzejszy. Musiałem przypilnować, by ten cały Ibrahim zadbał o nią, kiedy ja ruszę dalej. Czułem, że mój czas spędzany z tą wampirzycą powoli dobiega końca.

_____________________________________________

Ach, kochani, nareszcie dokończyłam ten rozdział. Strasznie mi to ciężko ostatnio wychodzi. Jednak będzie jeszcze ciekawie. Wszyscy pewnie czekają na Bellę, ale niestety ten moment jest jeszcze bardzo odległy. Mimo to, przygoda Edwarda zacznie się rozkręcać coraz bardziej.

A co zajdzie między nim, a Ibrahimem? Mogę zdradzić, że będzie ,,gorąco" w lekko dosłownym tego słowa znaczeniu.

Czekam teraz na wasze gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top