Rozdział 13
Wyszedłem spod wody i zdałem sobie sprawę z tego, że Juliet w obliczu takiej wściekłości i braku ludzkiej krwi w żyłach może być nieobliczalna. Ruszyłem za delikatnym szmerem jej mysli i znalazłem ją stojącą w czystej sukni i butach które jej wybrałem nad brzegiem morza. Westchnąłem. Może przesadziłem z ocenianiem jej od tak.
Była smutna. Nie chciałem podsłuchiwać jej myśli. Nie musiałem. Wyczuwałem jej samotność. Mimo, że była piękna i w tej czerwonej sukni wyglądała niczym anioł nie mogłem, nie umiałem się do niej zbliżyć. Wciąż byłem zakochany w Belli. Chciałem mieć w Juliet przyjaciółkę, a ona najpewniej wcale nie widziała we mnie obiektu westchnień, a kogoś dzięki komu nie zostanie sama.
-Przepraszam- wyszeptałem kładąc delikatnie dłonie na jej ramionach. Skinęła delikatnie głową.
-W porządku. Pospieszyłam się. Dawno już nie miałam kogoś przy kim nie czułam się samotna. To ja przepraszam. W końcu znamy się tylko kilka dni- odparła, a ja równocześnie z nią westchnąłem ciężko.
-Czyli co, po prostu zapominamy o sprawie?- zapytałem niepewnie, a ona nie patrząc mi w oczy skinęła głową.
-Chodź ślicznotko, napijemy się czegoś mocnego, z procentami- zaproponowałem, a ona uśmiechnęła się do mnie promiennie. Co prawda alkohol nie był dla nas smaczny, ale także nie był czymś ochydnym. Po prostu czasem dobrze było wypić lampkę wina i zapomnieć o tym, że na co dzień pijamy wyłącznie krew. Juliet wydawała się spokojna. Jednak wśród ludzi pragnienie nieco zaczęło jej doskwierać. Nie skupiała się na niczym. Rozglądała, a czasem i wąchała delikatnie powietrze niczym drapieżnik wpatrujący ofiar.
Położyłem jej dłoń na jej dłoni i ścisnąłem mocno. Spojrzała na mnie zaskoczona, a ja nie uśmiechając się wyszeptałem.
-Oddychaj...powoli,dasz sobie radę- odparłem, a ona niepewnie skinęła mi głową. -Pamiętaj, nie chcesz nikogo skrzywdzić- odparłem, a ona zacisnęła dłonie na krawędzi stołu i usłyszałem jak ten cicho pęka. Szarpnąłem ją za rękę i trzymając jej dłonie w uścisku dużo mocniejszym niż ludzki czekałem jak się dalej zachowa.
-Edward ja muszę stąd wyjść-odparła przez zaciśnięte zęby.-Nie dam rady, przepraszam- odparła i wyrywając się od stołu wybiegła frontowymi drzwiami na ulicę. Nie czekając ani chwili ruszyłem za nią. Pomyślałem, że jeżeli raz kogoś teraz zabije to się nie zatrzyma. Wpadnie w amok, jak przy tej zwierzynie w lesie. Dogoniłem ją w ostatniej chwili. Właśnie pochylała się nad przerażonym chłopcem.
-Juliet zastanów się...chcesz zostać sama?- zapytałem mając nadzieję, że to przemówi jej do rozsądku.
-Wszystko mi już jedno- odparła i wgryzła się w szyję tamtego chłopca. Próbowałem ją powstrzymać, ale ona była przebiegła. Spojrzała na mnie gniewnie i nakazała- Nie ruszaj się- wykorzystała swój dar przeciw mnie. To mnie trochę zabolało.
-Wiesz dlaczego wciąż jesteś sama? Bo nikogo nie powinno się atakować swoim darem. Zmuszać do czegoś czego sam nie chce, oszukiwać i bawić się innymi jak lalkami- odparłem rozwścieczony. -Zaufałem ci, chciałem się z Tobą zaprzyjaźnić, a ty od tak to przekreślasz?-postawiłem na najmocniejszy argument. Juliet odsunęła się od chłopca i spojrzała mu głęboko w jego rozszerzone ze strachu źrenice. -Zaatakowało Cię zwierze, nie widziałeś dokładnie jakie, ale było dzikie- odparła, a chłopak skinął głową.
-Zwierzę, dzikie...dobrze- powtórzył i wstając ruszył przed siebie chodnikiem. Juliet stała chwilę w bezruchu. Jej twarz wyrażała smutek i zagubienie.
-Juliet uwolnij mnie od swojego wpływu- nakazałem, a siła która mnie trzymała po prostu puściła.
Dziewczyna opadła na kolana i zaczęła płakać.
- Przepraszam- jęknęła ukrywając twarz w dłoniach.- Zawiodłam...nie chcę zostać sama- szlochała nawet na mnie nie patrząc. Uklękłem obok niej i obejmując ramieniem przyciągnąłem do siebie, mocno ją przytulając.
- Ciii...początki zawsze są trudne, ale udało ci się powstrzymać, a to nie lada wyzwanie. Każdy wampir, który poczuje w ustach ludzką krew nie umie się zahamować, a ty tego dokonałaś to wymagało ogromnej siły woli- pochwaliłem ją, a ona spojrzała mi głęboko w oczy.
-Przysięgam, że już nigdy nie użyję wobec Ciebie daru- odparła, a ja uśmiechnąłem się delikatnie.
-Postaram się zadbać o to, byś nie zabiła połowy miasta w szaleńczym głodzie, to może być moja obietnica- odparłem, a ona uśmiechnęła się do mnie słodko.
-To znaczy, że zostaniesz ze mną? Że mnie nie zostawisz?-zapytała, a ja skinąłem głową.
-Jak na razie nie mam zapełnionego grafiku- odparłem, a ona uwiesiła mi się na szyi i śmiejąc się wtulała w moje ramiona. Może naprawdę znalazłem przyjaciółkę? Chyba właśnie tego potrzebowałem. Odwrócenia własnej uwagi od bolesnych tematów. Zaprowadziłem Juliet do jej pokoju, a potem wchodząc do swojego zasiadłem przy fortepianie. Kompozycja jaka przyszła mi do głowy skojarzyła mi się właśnie z Juliet.
Grałem przez całą noc obserwując piękny krajobraz jaki miałem widoczny za oknem. Wszystko ostatnio cieszyło mnie nieco bardziej odkąd zacząłem zaprzyjaźniać się z Juliettą. Ból stawał się mniej odczuwalny, a tęsknota mniej głęboka. Po prostu za wszelką cenę starałem się wymazać Bellę z mojej pamięci.
__________________________________________
Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Juliet na długo zagości w rozdziałach i mam nadzieję, że ją polubicie.
Dawajcie gwiazdki i piszcie w komentarzach co sądzicie
Pozdrawiam
Roxi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top