Rozdział 12

Spędzanie czasu z Juliet sprawiało, że zapominałem o Belli, a ból rozstania stawał się lżejszy. Przypominała mi w niektórych momentach Alice. Może i trochę Rose, a bliskość kogoś kto choćby odrobinę przypominał moją rodzinę dodawała mi otuchy. Nie musiałem też niczego udawać, ukrywać ani zachowywać ostrożności, bo ona tak jak ja była wampirem.

Nadszedł jednak trudny moment naszej znajomości. Juliet wciąż nie wiedziała czym jest picie zwierzęcej krwi. Miałem nadzieję, że zdołam ją upilnować i nikt z ludzi przy tym eksperymencie nie ucierpi. Wyjechaliśmy więc poza miasto. Musiałem zaciągnąć ją w miejsce,choć pozornie oddalone od ludzi. Lasy za górą Sandviksfjellet dawały mi drobną nadzieję. Jenak nie miałem pewności czy gdzieś dalej nie ma choćby noclegowni. Liczyłem na szczęście, a właściwie tylko się łudziłem.

Juliet nie była przekonana do tego, by rzucić się z kłami na wilka czy niedźwiedzia. Sama myśl o ich futrze, zapachu i nieprzyjemnym smaku krwi sprawiała, że dziewczyna szukała jakiejkolwiek drogi awaryjnej.

-Naprawdę musimy to robić? Przecież mogę się ograniczać co do ludzi, zlituj się to ochydne- odparła jęcząc jakbym zmuszał ją do kąpieli w robakach albo marszu przez zwierzęce odchody. Westchnąłem. Mój moment buntu trwał sporo, sporo czasu, a ona ma równie ogromny dar i gdy się zdenerwuje nie będzie obiektywna.

-Jeśli chcesz ze mną podróżować to innej opcji nie uznaję. No chyba,że wolisz wędrować sama, wtedy dam ci spokój- odparłem stanowczo, a ona natychmiast spoważniała.

-No dobra już dobra. Spróbuję. To nie może być takie trudne- mruknęła i gdy wypatrzyła ofiarę jaką stał się mały renifer rzuciła się do ataku. Patrzyłem jak się pożywia i z niedowierzaniem dostrzegłem  jak bardzo jest zachłanna. Nie będzie jej łatwo się przestawić- pomyślałem, a ona w tym czasie zdążyła osuszyć kolejne zwierzę. Kiedy się najadła w różnych miejscach lasu leżało około tuzina reniferów. Stado. Tyle jej trzeba, by zaspokoić pragnienie. Obawiałem się ilu byłaby w stanie zabić ludzi, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Po dłuższym zastanowieniu uznałem, że lepiej nie wiedzieć.

Kiedy podchodziła do mnie, jej mina nie wyrażała zadowolenia. Bardziej obrzydzenie. Nie wiedziałem czy da sobie radę z pragnieniem, jakie wciąż będzie ją dręczyć. Wszystko zależało od jej silnej woli.

-Zadowolony?-zapytała, a ja spojrzałem na jej ubrania wręcz ociekające z krwi i włosy pozlepiane ze sobą od posoki i nie zdołałem się uśmiechnąć.

-Musisz nauczyć się czystego pożywiania, ale jak na pierwszy raz było dobrze, tylko nie wiedziałem, że masz tak ogromne pragnienie-stwierdziłem, a ona westchnęła spuszczając głowę.

-To jest mój problem. Kiedy wgryzam się w ludzką szyję nie umiem nad sobą zapanować. Jak widać w przypadku zwierząt nie jest lepiej- wyznała. Uśmiechnąłem się do niej pocieszająco i objąłem ją ramieniem nie zwracając uwagi na krew.

-Chodź wariatko, musimy Cię wykąpać- odparłem i obraliśmy za cel najbliższe jezioro. Wbiegając z nią pod wodę przypomniałem sobie dawne czasy. Poczułem nieco młodszy. Na kilka chwil nie liczyło się nic poza tym, by Juliet znów była czysta. Pod wodą znaleźliśmy jakąś grotę. Nie było w niej wody, więc mogliśmy tam chwilę posiedzieć i nacieszyć się spokojem.

-Moje ciuchy są do niczego- odparła, a ja zaśmiałem się.

-Pod siedzeniem motocykla mam dla Ciebie sukienkę i buty. Przewidziałem taką sytuację. Sam też nie zaczynałem zbyt schludnie- przyznałem, a ona przyłożyła dłoń do ust udając zaskoczoną.

-Nie, niemożliwe...ty? Nie byłeś idealny? Mój świat właśnie legł w gruzach. Nie wiem czy się po tym pozbieram- odparła, a ja spojrzałem na nią spode łba.

-Hahaha...bardzo śmieszne- odparłem. Całą grotę wypełnił jej uroczy śmiech. Czułem się w jej towarzystwie tak swobodnie i dotarło do mnie, że przy niej poczucie winy i tęsknota za Bellą znika. Po prostu cichnie. Juliet doskonale zapełniała lukę w mojej duszy. Czułem, że jest jeszcze nadzieja, na to, że znów zacznę żyć. Bez niej...bez ryzyka i pomimo wszystkiemu co wraca, gdy zostaję sam...

Z zamyślenia w jakie wpadłem wyrwało mnie uderzenie czegoś miękkiego i nieco lepkiego o moją twarz. Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia, a Juliet rykła śmiechem. Spojrzałem na obiekt, który we mnie uderzył i okazał się nim dość spory, choć martwy dorsz.

Samo moje spojrzenie w jej stronę sprawiło, że przewróciła się ze śmiechu. Doskoczyłem do niej i zacząłem łaskotać.

-Och ty wredna, mała...- syczałem torturując ją łaskotkami. Jej śmiech sprawiał, że ja sam zacząłem się uśmiechać. Nie wiedzieć, kiedy przygwoździła mnie do podłogi. Patrzyłem w jej oczy w kolorze szkarłatu nagle zbyt bolesnie odczuwając bliskość jej ciała. Pochyliła się, by mnie pocałować, ale szybko uwolniłem jedną z dłoni i przyłożyłem swoje palce do jej ust.

-Nie, proszę...nie rób tego- odparłem, a ona natychmiast ode mnie odskoczyła. Wyszła z groty i ruszyła na powrót w stronę wyjścia na brzeg. Słyszałem jej rozgniewane myśli. Długo będzie się na mnie za to gniewać, ale nie chciałem kolejnego związku. Poza tym chyba już nie byłem na to gotowy, a może po prostu nie chciałem być.

_______________________________________________________

Kolejny rozdział. Sądzę, że nowa znajomość Edwarda was zainteresowała, prawda? Jak sądzicie czy Ed znajdzie sobie zastępstwo za Bellę? Czy może po prostu się zaprzyjaźni?

Dawajcie komentarze i gwiazdki

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top