II Księżyc



-Ciągle mają ciche dni? - pytam się Stilesa siadając koło niego na murku, chłopak mruczy potwierdzająco na co ja tylko cicho wzdycham załamana perspektywą następnych burzowych spotkań watahy. Ani troch nie dziwię się Peterowi, że zabunkrował się u mnie.

Alison stoi od nas w pewnym oddaleniu i cicho rozmawia o czymś z Lydią żywo gestykulując rękami. Z drugiej strony mamy Sccota który z miną zbitego psa wpatruje się w dziewczynę. Stojący obok Isaac stara się go pocieszyć zagajając go rozmową.

Minęło już przeszło dwa tygodnie od czasu ich pamiętnej kłótni w domu Dereka. O co poszło ? O zbyt wielką troskę Sccota, od czasu porwania chłopak stał się jeszcze bardziej nadopiekuńczy co nie spodobało się Alison, która stwierdziła że nie chce czuć się w związku jak w złotej klatce i że chłopak przesadza, przecież przeszła łowieckie przeszkolenie więc da sobie radę i nie jest bardziej narażona niż np. Stiles czy Lydia. Oczywiście Sccot jest głuchy na wszelkie argumenty i nie widzi w swoim zachowaniu nic złego. To i tak dziw że dziewczyna wytrzymała aż pół roku .W sumie nie dziwię się Alison, gdyby mnie Peter próbował chronić tak jak Sccot to nie wiem co bym mu zrobiła. Mechanicznie dotknęłam chusty wiszącej wokół mojej szyi, blizny zjaśniały ale dalej tam były, czułam je za każdym razem kiedy przejeżdżałam tam palcami. Palące, długie ślady które nie znikną. Przez długi czas nie chciałam się z nikim spotykać, wstydziłam się. Z jednej strony wiedziałam że to dowód mojej siły, że dałam rady, przetrwałam, ale z drugiej strony ... mojej słabości.

Peter rozumiał, w końcu on też posiadał blizny i chociaż fizyczne już dawno zniknęły, to zostały jeszcze te na psychice. Nie naciskał, nie wciskał kitu że wszystko będzie dobrze, po prostu był i pozwalał mi się wypłakać na ramieniu i chociaż czasami bywa gorzej, nie pozwala mi się złamać. Unoszę kąciki warg uśmiechając się sama do siebie.

-Trzeba albo nastukać Mccall'owi, albo spróbować pogadać z Alison - stwierdzam po chwili ciszy.

-Albo poczekać aż Derekowi puszczą nerwy, widziałaś ostatnio jego minę ? - Czy widziałam? Oczywiście! Derek wyglądał jakby mu miała zaraz pęknąć żyłka, a Peter swoją kąśliwą uwagą na temat bycia Alfą i przemianą zbuntowanych nastolatków dolał tylko oliwy do ognia.

-Jestem prawie pewien, że Derek planuje ich gdzieś zakopać, w końcu wychował się w tych lasach więc pewnie wie gdzie jest najlepsza gleba. Myślisz że jak zgłoszę to Ojcu potraktuje to poważnie? Parskam pod nosem, patrząc z niedowierzeniem na chłopaka który szczerzy się pod nosem.

-No pewnie, w końcu do trzech razy sztuka. No nie? -Dźwięk SMSa przykuł moją uwagę. Otworzyłam wiadomość i zmarszczyłam brwi. CO? Reszta także wyjęła swoje telefony, doskonale wiedziałam co dostali.

Zerknęłam z powrotem na ekran, niby krótkie czarne zdanie na białym tle a może spowodować nudności.

OD: Alfa

„Spotkanie watahy TERAZ! Mamy poważny problem, znaleziono ciało."

--------------------------------------

Peter poprawił po raz kolejny kołnierzyk swojej białej koszuli i przejrzał się w lustrze wiszącym w holu. Wolał swoje koszulki na które Rose tak krzywo się patrzyła, chociaż obydwoje wiedzieli że je woli niż TO co aktualnie miał na sobie. No ale cóż, pracodawca płacił, pracodawca wymagał.

-Pan Evans ?-

-Tak, to ja- obrócił się. Przed nim stała niewysoka kobieta, miała czarne włosy sięgające jej do żuchwy, małe niebieskie oczy które patrzyły się z zainteresowaniem zza szkieł w czarnej oprawie. Zwykła biała koszula zapięta pod samą szyję i nudne czarne spodnie, a jednak było w niej coś co Petera zainteresowało, może ten błysk w oku? Mężczyzna miał nosa do takich osób. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, wskazując ręką schody prowadzące na górne piętra.

-Pan Smith pana oczekuje -Mężczyzna nie czekając dłużej wszedł po schodach na górne piętro, słyszał kroki kobiety która ruszyła za nim. Drewniane schody co jakiś stopień wydawały nieprzyjemny wysoki dźwięk na który Peter miał ochotę zawarczeć. Znaleźli się na pierwszym piętrze, ściany były szare i odrapane a podłoga wyglądała jakby nie widziała miotły od dziesięcioleci. „Naprawdę nie mógł sobie znaleźć lepszego miejsca? Naoglądał się chyba za dużo filmów akcji" Kobieta zaprowadziła go na koniec korytarza do dużych białych drzwi i zastukała cztery razy czekając na sygnał.

-Wejść- Kobieta otworzyła drzwi, przepuszczając Petera przodem, który z kolei powolnym pewnym siebie krokiem wszedł do pokoju i usiadł na krześle naprzeciw ciemnego, potężnego biurka za którym siedział jego pracodawca. Zwykły mężczyzna o szczurowatej twarzy i zbyt wielkim nosie proporcjonalnie do twarzy. Jego ciemne oczy zamigotały widząc swojego gościa.

-Pan Evans jak dobrze pana widzieć! Widzie że już pan poznał moją współpracownicę, Sheve - Peter zerknął za siebie, Sheva stała oparta o ścianę w pobliżu drzwi i uważnie przyglądała się mężczyźnie.

-Tak poznałem. Moją część zadania wykonałem, teraz twoja kolej - mężczyzna uśmiechnął się nerwowo pod nosem, otworzył szufladę i wyjął z niej kopertę którą podał Peterowi.

-Chciałbym żeby pan wykonał dla mnie jeszcze jedno zlecenie. Oczywiście zapłacę extra - Peter schował kopertę do kieszeni nie spiesząc się z tym i spojrzał na swojego pracodawcę. Było mu cholernie nie w smak, wziąć kolejne zlecenie od tego człowieka, ale jednak wizja dodatkowych pieniędzy była ... kusząca. Mężczyzna pokręcił się nerwowo na fotelu pod czujnym spojrzeniem swojego gościa. Nie wiedział co go tak niepokoiło, może ten dziki błysk w tych zimnych niebieskich oczach? Jakby był jakimś zwierzęciem. Drapieżnikiem.

-Ile i kogo? - Mężczyzna zaskoczony na początku nie zrozumiał marszcząc dziwnie brwi, dopiero po chwili dotarło do niego o co chodziło. Dobrze, nie będę musiał nikogo znaleźć na jego miejsce. No i nie będę musiał tyle wydoić, ten drugi chciał niebotycznej kwoty.

Pomyślał i uśmiechnął się do siebie w myślach starając się przybrać jak najbardziej pokerową twarz przed swoim gościem, nie wiedział że ten widział o wiele więcej niż jego pracodawca chciał pokazać.

- Dziesięć tysięcy teraz i kolejne dziesięć kiedy ją odnajdziesz. Imię i nazwisko które znamy masz w tej kopercie- Zgniło zielona koperta wylądowała na biurku. Jego gość sięgnął po nią i bez wahania otworzył, wyjął z niej zwykłą białą kartkę.

Tyle czasu czekałem - pomyślał mężczyzna. Coś dziwnego przemknęło po twarzy jego gościa, mężczyzna usiadł sztywniej a całe jego zadowolenie wyparowało. Chyba się nie wycofa? Nie może się wycofać! Nie w tym momencie! Sheva widząc zmianę w zachowaniu swojego pracodawcy wystąpiła krok w przód, gotowa na każdą ewentualność.

-Czy coś się stało? - Zapytał się mężczyzna, Evans spojrzał na niego przez chwilę po czym schował kartkę z powrotem do koperty i schował ją do kieszenie.

-Nie, w zupełności nic się nie stało. Dostaniesz to czego chcesz ale najpierw zaliczka - Mężczyzna zawahał się na moment, zerkając w stronę swojej współpracownicy która tylko kiwnęła głową. Na stole wylądowała umówiona kwota, którą jego gość przeliczył po czym wstał i wyszedł nawet nie kłopocząc się pożegnaniem. Mężczyzna odetchnął z ulgą i odpiął górne guziki swojej koszuli. Kiwnął głową na kobietę, która wyszła w ślad za mężczyzną. Jest zdecydowanie za stary jak na takie zabawy, ale jeśli ten Evans spróbuje go wykiwać Sheva już się tym zajmie - pomyślał po czym wstał i wykonał jedno połączenie.

-Przesyłka w drodze-


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top