|11|

 - Hej, wszystko dobrze? - spytał, podchodząc do mnie Dylan.
 - T-tak - wydukałam osuwając się po ścianie.

  Schowałam twarz w dłoniach.

 - Znowu ktoś chce mnie zabić - szepnęłam.
 - Ciebie? - schylił się. - Jak to?
 - Tak to - odpowiedziałam. - Już trzeci raz ktoś chce mnie zabić.
 - Yyy - zatkało go. Pewnie nie wiedział co powiedzieć. W sumie to też bym nie wiedziała. - Nie rozumiem.
 - Bo nie zrozumiesz! - krzyknęłam wstając i wybiegając z łazienki.
 - Madeline! - usłyszałam za sobą zdziwiony krzyk O'briena.

 *Dylan*

 - Co się z nią stało? Czego nie rozumiem? - powiedziałem na głos.

  Postanowiłem iść za nią.

***

 - Made! Co jest? - uderzyłem pięściami w drzwi dziewczyny.
 - Odejdź! - krzyknęła.
 - Chodzi o tego chłopaka? Nie skrzywdzi cię! Nie pozwolę na to - powiedziałem kojącym głosem.
 - Nie o to chodzi! - usłyszałem stłumiony głos szatynki.
 - Too co!? - zirytowałem się.

  Usłyszałem kilka kroków, a potem przekręcenie klucza w drzwiach. Ujrzałem zapłakaną Madeline. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Znałem ją jako niezależnej, pewniej siebie dziewczyny... Znowu podbiegła do łóżka i rzuciła się na nie. Wszedłem powoli do pokoju. Na łożu leżało pełno chusteczek. Usiadłem koło niej.
 - Chcą mnie zabić... - szepnęła.
 - Jak to? Przecież z tym chłopakiem sobie poradzę - oznajmiłem.

  Podniosła się z łóżka po czym ciężko westchnęła. 

 - Od pewnego momentu cały czas przytrafiają mi się śmiertelne sytuacje... prawie spaliłam się żywcem... ledwo co spadła by mi na głowę cegła... i jeszcze ten chłopak... widziałam, że z kieszeni wystawał mu nóż - mówiła z ciężkim sercem przecierając oczy.

  Widziałem, że bardzo się boi. Normalnie jak nie Made. Wtuliła głowę w poduszkę cicho płacząc.

 - Przytulić ją czy nie? - pomyślałem.

  Po chwili namysłu postanowiłem ją objąć. Ona zdziwiona moim zachowaniem podniosła się wybuchając płaczem. Po chwili wtuliła się we mnie.

  Zacząłem ją głaskać po głowie.

 - Nikomu nie dam cię skrzywdzić - szepnąłem jej do ucha.

  Odsunęła się ode mnie. Uśmiechnęła się.

 - D-dzięk-kuję - wydukała przez łzy.

  Ponownie ją przytuliłem.

 *Madeline*

  Czułam się przy nim... dobrze. Przez te wszystkie lata spędzone w samotności brakowało mi tak prostej rzeczy... zwykłego przytulenia.

  Zaczęłam się uspokajać. Po około 20 minutach wszystko było już dobrze. Westchnęłam.

 - Przepraszam cię - powiedziałam przecierając oczy. - To wszystko trochę mnie przerosło.
 - Rozumiem - odpowiedział niepewnie się uśmiechając. - I nie masz za co przepraszać.

  Po chwili niezręcznej ciszy przyszła mi na myśl bardzo śmieszna rzecz.

 - Nie mogę sobie ciebie znowu wyobrazić w tych przyklapniętych włosach - parsknęłam.

 - A ja ciebie w grzyweczce i dwóch kitkach - zaśmiał się.

 - Ejj no co... kiedyś było mi w nich do twarzy - spojrzałam na niego.
 - Wyglądałaś w nich ślicznie - powiedział, po chwili szybko zakrywając usta.

  Wybuchłam śmiechem. Zauważyłam, że Dylan lekko się zaczerwienił *buraczek hihi*, ale po chwili również zaczął się ze mną śmiać.

 - Ehh - zasmuciłam się znowu kładąc na łóżku. - A jak ktoś mnie jednak zabije? *to umrzesz hahaha by BetterWorldInMyHead*
 - Nie dopuszczę do tego - oznajmił pewny siebie.
 - Kiedyś ta pewność doprowadzi cię do zguby - powiedziałam bez uczuć. - Ale dzięki. Hmm... nie wiem, pouczyć cię?
 - Woow! - wytrzeszczył oczy. - Made pyta się czy może mnie pouczyć. Coś niebywałego!
 - Lepiej się zdecyduj, bo zegar tyka, tik tak - wywróciłam oczami, podkreślając ostatnie dwa słowa.
 - Tak, poucz mnie, bo egzamin za pasem - oznajmił.
 - To idź po swoje książki i po coś do jedzenia - przekręciłam się na prawy bok, aby lepiej widzieć bruneta.
 - Niech ci będzie - prychnął wychodząc z pokoju. Zamykając drzwi spojrzał na mnie tymi maślanymi oczami. Zaśmiałam się.

  Kiedy wyszedł przewróciłam się na wznak. Uśmiechnęłam się do siebie.














Szkoła to zuo!!! Przez nią rozdział się baardzo opóźnił za co przepraszam ;'( Nie wiem co ile teraz będą się pojawiać rozdziały, bo nauka zabiera mi bardzo dużo czasu :( Piszcie jak wam się podobał ten rozdział hihi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top