●Rozdział II●
Do: Daniel
Będę w Gdyni dopiero od 18 sierpnia, chyba do 22. Przyjedziesz?
- Z kim ty tak piszesz? - blondynka wychyliła się zza swojego miejsca. - Kto to jest? Znam go?
- Znasz, poznaliśmy się na Eurowizji.
- A o kim mówimy? - Thomas zajrzał mi w telefon przez moje oparcie.
- O chłopaku Chiary. - krzyknęła dziewczyna, trochę za głośno.
- Czy my o czymś nie wiemy? - przypatrzył mi się Damiano, zajmujący miejsce obok Vic.
- O wszystkim wiecie.
- Gdzieś ty go znalazła?
- Czekał w Rotterdamie.
- Jak czekał? - zdziwił się Raggi.
- Normalnie. Stał przy drzwiach do hali i mówi na Ciebie czekałem.
- Naprawdę?
- Tony, przecież ona Cię wkręca. - David posłał mu znaczące spojrzenie. - Ile ma lat?
- To jakieś przesłuchanie? - oburzyłam się.
- No, powiedz.
- W sierpniu 25.
- Czekaj, to ten tancerz z Polski? Zgadłem? - głos zabrał Torchio.
- Zgadłeś. Ale to nie mój chłopak. Od wczoraj jeszcze się nie oswoiłam z tym, że jestem singielką. - zaprzeczyłam włączając tryb samolotowy. - Teraz zajmujemy miejsca, proszę bardzo.
Jak zazwyczaj w samolocie sama zajmowałam miejsce. Za mną siedzieli Thomas i Ethan, przede mną Vic i Damiano. Za chwilę z głośników usłyszeliśmy komunikat proszący o zapięcie pasów.
- Boże Święty, ja nie przeżyję! Jeśli nie dolecę do Włoch, powiedzcie moim rodzicom, Jacopo i Giorgi, że ich kocham. I zaopiekujcie się kotami. I-i Chiara ma zająć miejsce w zespole. - panikował wokalista.
- Ja nie umiem śpiewać Damiano! - zaprotestowałam.
- Umiesz. - basistka wtrąciła się do rozmowy.
- Nie umiem. Sidem dasz radę.
- Pewnie, że da. - Vincenzo położyła dłoń na jego ramieniu.
Przystawiłam twarz do okna, oglądając widoki za nim. Zawsze fascynowało mnie kiedy mogłam w jakiś sposób wzbić się w powietrze, to zdecydowanie jedno z najlepszych uczuć. Słyszałam rozemocjowanego Sidem'a tym, że już niedługo zobaczy swoje koty. Z basistką już dzisiaj przy śniadaniu ustaliłyśmy szczegóły wyjazdu do domku letniskowego moich rodziców. Chłopcy i koty przyjeżdżają dopiero we wtorek rano, więc obie będziemy miały więcej czasu dla siebie wzajemnie. Przygotowywałam się mentalnie na moje możliwe spotkanie z Mori'm.
- O której jutro jedziemy do Twojego mieszkania? - szturchnął mnie gitarzysta.
- 9:00?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
- Teraz odpowiadam na twierdzenie. Może być?
- Ja się nie wyśpię. - zaprotestował David.
- Pozwalam na Twoje przybycie o 10:00.
- Dzięki Chiar.
- A ja mogę być później? - zapytał Ethan.
- Nie ma opcji?
- Czemu? To nie sprawiedliwe!
- Starszy ode mnie o miesiąc, a zachowuje się jak dziecko. Ty i tak wstaniesz o 7:00, i będziesz u moich rodziców o 8:30. Po co masz być później?
- Punkt dla Chiary. - podniosła rękę dziewczyna.
- Wiesz co Victoria, nie lubię Cię.
- Do póki nie będziesz czegoś ode mnie chciał.
- Żebyś się nie zdziwiła.
- Uwaga, przedstawiam plan na resztę dnia.
- Oho, starszyzna przemawia. - spiorunował go wzrokiem. - Damiano nie bierz tego do siebie, naprawdę. - bronił się Thomas.
- Masz szczęście, że nie siedzisz ze mną. - burknął. - Czyli tak idziemy po walizki, pakujemy się do samochodu, rozwozimy walizki ale zostawiamy rzeczy w których będziemy i jedziemy do mnie. - powiedział szybko, widząc chęć zadania pytania przez Ethana. - Później się przebieramy i spadamy do państwa Luciano na kolację. Życzę miłej podróży. - włożył słuchawki do uszu.
Za chwilę blondynka siedząca przede mną położyła głowę na poduszce, próbując zasnąć, jestem w stanie uciąć sobie rękę, że to samo zrobił Tony. Torchio skorzystał z tego, że siedzi obok przejścia wymknął się do łazienki. Wzięłam się za czytanie zaległej książki, którą wożę ze sobą od czasu wyjazdu na Eurowizję.
- Przeszkadzam? - usłyszałam obok.
- Ty nigdy.
- Lizuska.
- Nie prawda, mówię jak jest.
- Słodzisz mi.
- Nie Edgar, nie okłamuję Cię.
- Wierzę Ci.
- Nie kłamałabym, chwila, co?
- Wiem Chiara. A czy ty o czymś nie zapomniałaś?
- Nie, chyba nie. Wszystko wzięłam z pokoju. Cholera!
- Co się stało?
- Zostawiłam błyszczyk w łazience. To nie jest śmieszne, takich już nie produkują.
- Znajdziemy inny, lepszy i ładniejszy. - objął mnie.
- Obiecujesz?
- Pewnie słońce. - pocałował mnie we włosy, przypominając mi, że to on jest wyższy. - Jak się czujesz?
- Mogło być lepiej.
- Ale jest lepiej niż wczoraj?
- To na pewno. Chcę Ci podziękować.
- Za co?
- Mogłeś mi wczoraj powiedzieć, że to nie twoja sprawa.
- Nie mógłbym. Jesteś mi zbyt bliska, żebym potrafił patrzeć jak cierpisz.
- Nie wiem co mam powiedzieć.
- Po prostu się przytul. - objął mnie mocniej, kiedy wtulałam się w niego, uprzednio rozpinając pasy.
- Dziękuję Ethan. Naprawdę bardzo Ci dziękuję.
- Nie musisz. Będę wracał na miejsce.
- A możesz nie? Tak mi ciepło.
- Jak to? Jest prawie początek lipca. - zaśmiał się.
- Ale mi zawsze jest zimno.
- To prawda. Idę do Thomasa, masz wołać kiedy będziesz czegoś potrzebować. - pogładził mnie po plecach.
- A to obowiązuje od teraz?
- Może być od teraz. Potrzebujesz już czegoś? - pokiwałam głową. - To mów Chiara.
- Jak będziesz wracał do Tony'ego to zostawisz mi swoje ręce, żebym mogła się dalej przytulać?
- To chyba nie będzie konieczne.
- Nawet tyle mi nie zostawisz. - burknęłam próbując wyplątać się z jego ramion.
- Nie o to mi chodzi, pani obrażalska. - przyciągnął mi znów do siebie.
- Zostaw mnie, ja się teraz wściekam. - popatrzyłam na niego z poważną miną.
- Raggi śpi i rozłożył się na obu fotelach. Zobacz. - podniósł mnie delikatnie, żebym mogła sprawdzić czy ma rację.
- Masz rację, przepraszam.
- Nie masz za co. Jesteś za niziutka, żebyś mogła to zauważyć.
- Bardzo śmieszne. - sarknęłam. - To znaczy, że zostajesz tutaj na miejscu ze mną?
- Jeśli chcesz. - wzruszył ramionami.
- Chcę. Będę czytać. - wskazałam na moją książkę.
- Okej, ja obiecałem Damiano, że popracuję nad nową muzyką. - przytaknęłam dalej opierając się o ramię bruneta, po którym mnie gładził. To było dla mnie jak gwóźdź do trumny. - Prześpij się Chiari. Obudzę Cię jak będziemy. - posłuchałam chłopaka, zamykając oczy.
●●●●●●●●●●●●
- Chiara wstawaj, za piętnaście minut lądujemy. - poczułam jak Torchio, delikatnie mną potrząsa.
- Już wstaję, już. - przetarłam oczy. - Długo spałam?
- Nie mam pojęcia, sam poszedłem spać. - zaśmiałam się. - To nie jest zabawne. Nic nie napisałem, a muszę to jutro zanieść do Sidem'a.
- Mogę Ci pomóc.
- No coś ty, naciesz się rodzicami. Dam radę.
- Na pewno? Nie chcę, żebyś przeze mnie dostał bęcki od Davida.
- To nie będzie twoja wina.
- Jak to nie? Mogłeś siedzieć i pisać, zamiast słuchać mojego żalenia.
- Gdybym nie chciał Ci pomóc i z tobą porozmawiać, nie przyszedłbym tutaj. - poprawił kosmyk włosów, które wślizgnęły mu się z koka.
- Wiesz, że masz... .
- Tak wiem, że mam przyjść jeśli będę potrzebował pomocy z muzą.
- Nie tylko z muzyką. - poprawiłam go. - Ogólnie.
- Będę pamiętał.
- Osz ty, czy ja mam zwidy, czy ty tu nie siedziałeś. - wychyliła się zza oparcia blondynka.
- Nie masz, Thomas rozłożył się na całych siedzeniach. - oburzył się brunet.
- Wiesz jak to się nazywa? - krzyknął Raggi.
- No dajesz.
- Karma, jak lecieliśmy do Amsterdamu zrobiłeś mi tak samo. - Edgar tylko przewrócił oczami. - I jak gdyby nigdy nic powiedziałeś "Oj nie mogłeś usiąść?".
- Zapinajcie pasy, i trzeba obudzić Damiano. - rzuciłam pakując rzeczy do torby.
- Czyli zostało najgorsze. - skwitowała basistka.
Za chwilę samolot wylądował na płycie a my zabraliśmy się za budzenie najstarszego z Nas. To nie było łatwe zadanie, ale jedyne co nam mogło pomóc to nasz as w rękawie. Mianowicie pani Desimone, nasza jedyna nauczycielka fizyki w liceum do którego chodziliśmy. Szatyn zdecydowanie nienawidził tego przedmiotu tak samo jak fizyczki.
- W końcu! - krzyknął Thomas. - Jestem już głodny.
- Dopiero jadłeś. - zwrócił mu uwagę Torchio.
- Ale to była jedna, biedna kanapka. (Brilliant_yech)
- Jaka biedna?
- Normalnie, był tylko chleb, szynka jakaś taka dziwna i ogórek. To była biedna. Bogata miałaby masło i może jakąś sałatę.
- Taka polityka, i tak jej nie łapię. - wyszeptał wokalista.
- Choć tu Tony, powiem Ci tajemnicę. - podszedł bliżej mnie gdy już wysiadaliśmy z samolotu.
- Jaką?
- Muszę Cię ostrzec. - spojrzałam na niego. - W kurczaku czai się dorsz.
- A ja jadłem kanapkę z szynką z kurczaka. - przeraził się.
- Przecież to nie możliwe. - powiedziała Victoria. - Coś ty robi na biologii?
- Tak się składa, że akurat wtedy spałem.
- Widać. Podasz moje rzeczy?
Zabraliśmy nasze walizki i obładowani ruszyliśmy do wyjścia z lotniska, gdzie przywitał Nas pisk zebranych osób.
Ochrona przejęła walizki zespołu i włożyliśmy je do bagażnika, a następnie wróciłam do znajomych którzy stali już że zgromadzonymi fanami. Grupki nie stanowiło dużo osób, tylko 12 istot cieszących się na widok Måneskin. Dowiedziałam się, że czekają tutaj od trzech godzin, tym bardziej cieszę się z decyzji dotyczącej pozostania z nimi. Nie obyło się bez pytań czy jestem w związku z kimś z zespołowych mężczyzn, czemu zaprzeczałam. Po pół godziny wsiedliśmy do samochodu machając fanom.
- To co odwozimy walizki i szykujemy się u mnie? - zaczął Damiano, na co przytaknęliśmy.
Wszyscy wcześniej spakowaliśmy sobie osobno rzeczy w których zaprezentujemy się na kolacji. Cieszę się z powrotu do Włoch, chociaż ta trasa po Europie była dla mnie najlepszą okazją do zwiedzenia różnych miejsc. Jestem raczej typem domatora, który woli nie ruszać się z Rzymu. Mimo wszystko jestem wdzięczna Victorii, że zaproponowała mi ten wypad. Mogłam spędzić więcej czasu z moim przyjaciółmi, którzy zaczęli coraz dłużej siedzieć w swoim studio. Nie miałam im tego za złe, to jest ich praca i w pełni to rozumiem. Natomiast często wspominam nasze liceum, mnóstwo czasu spędzaliśmy na plaży śmiejąc się i gadając o głupotach. Nie lubiliśmy kiedy ktoś na siłę wpychał się w nasze towarzystwo, próbując Nas skłócić co niestety się zdarzało. Dzięki tym sytuacją zdecydowanie zbliżaliśmy się do siebie, zważając na to, że jedna osoba kiedyś rozbiła naszą paczkę - Alessia De Luca. Moja nienawiść do niej dalej sięga maksymalnej granicy. Mam ochotę udusić ją gołymi rękoma kiedy widzę ją na ulicy, nie odzywałam się z zespołem pół roku. Przez jedną głupią plotkę. Zachowujemy się jak rodzeństwo, z czego jedna z osób woli stać w cieniu, żeby uniknąć zranienia i niepotrzebnego zawodu na kimś ważnym. Czułam się jak laleczka z porcelany, którą można zepsuć jednym dmuchnięciem. Oni to rozumieli, starali się mnie chronić z myślą jak łatwo trafić w mój czuły punkt. Nie lubię pakować się w coś w czym nie czuję się dobrze, tak samo nie pcham się w towarzystwo gdzie wiem, że mnie nie chcą. Wolę stać z tyłu kiedy dziennikarze biegną w stronę zespołu. Nie lubię "wchodzić na plecy" Måneskin jak stoją z fanami, wtedy jest czas dla nich, ja mam ich na co dzień. Jeśli zostaję poproszona o pomoc w wykonaniu zdjęcia lub bezpośrednio o zdjęcie ze mną, chętnie przychodzę. Nie stoję na przykład za moją przyjaciółką i nie opowiadam jej kiedy będą wyprzedaże w jakim sklepie, o co parę razy byłam posądzona.
- Hej, Chiara. Żyjesz jeszcze? - Sidem pomachał mi ręką przed oczami.
- Nie, odleciałam na Wenus.
- Czyli jaki z tego morał?
- A musi być morał? Co ja Umberto Eco jestem?
- Powiem Ci, że jakbyś się postarała to może byś mogła być.
- Fizjoterapia chyba jest mi bliższa. - westchnęłam wspominając o moich studiach.
- Dalej nie wiem gdzie w takim maluchu mieści się tyle siły, żeby ustawić tych ludzi. - spojrzał na mnie Torchio.
- Piję sok z gumijagód przed zajęciami. - wybuchneli śmiechem przez moją poważną minę.
Pół godziny później byliśmy już pod domem państwa David, moje walizki są już w bagażniku samochodu najstarszego z Nas. Od razu po wejściu łazienkę na dole zajęła blondynka, górną natomiast Damiano. Wiem, że najlepszą opcją będzie zrobienie komitetu kolejkowego do pomieszczenia. Pierwsza jestem ja, ponieważ jestem dziewczyną i z założenia powinnam tam siedzieć najdłużej, później idzie Thomas a naszą kolejkę kończy Edgar. Stałam z fioletową sukienką z lekko bufiastymi rękawami i kosmetyczką.
- Mogę się pomalować? - przyszedł do mnie szatyn jednocześnie zwalniając mi łazienkę.
- Macie się czuć komfortowo. Nie ważne czy jesteście pomalowani czy nie, w co jesteście ubrani i tak moi rodzice Was uwielbiają. - uśmiechnęłam się.
- Zobaczysz później czy mogę tak iść?
- Jasne, jeśli ma Ci to poprawić humor to pewnie.
- Jesteś najlepsza. - przytulił mnie.
- Czy ja wiem. Nie powiedziałabym tak o sobie.
- Pewnie, że byś tak nie powiedziała. Jesteś zbyt samokrytyczna w stosunku do siebie. A tak nie można. - poczochrał mnie po włosach. - Leć do łazienki.
- Dzięki Damiano! - krzyknęłam za nim odszedł.
- Nie masz za co, maluchu.
Pognałam do środka, żeby mimo zakładów chłopaków nie siedzieć tutaj długo. Po dziesięciu minutach byłam już w sukience, natomiast po pięciu stałam już umalowana. Z włosami nie robiłam nic specjalnego, po prostu je rozpuściłam. Wyszłam ze swoimi rzeczami wpuszczając Ethana do środka.
- No powiem Ci, że Bella Hadid może się przy tobie chować. -basistka oparła się o moje ramię gdy przeglądałam się w lustrze.
- Oj tam, gadasz głupoty. Wyglądasz cudnie Vic.
- Ty dopiero pierdzielisz kocopoły. A w ogóle co się stało, że Edgar siedział z tobą w samolocie? - przypatrzyła mi się.
- A wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- To już nie stanowi dużej różnicy. Powiedz mi no.
- Był w łazience i jak wracał przyszedł się o coś zapytać.
- Choć na kanapę. - pociągnęła mnie za rękę. - O co Cię pytał?
- Tego już Ci nie powiem.
- Oj Chiar powiedz.
- Jeśli przysięgniesz na paluszek, to nie ma problemu. - wyciągnęłam do niej mały palec.
- Obietnicy na paluszek się nie zrywa. - złączyła nasze ręce. - Teraz mów.
- Pamiętasz jak wczoraj wieczorem poszłaś do łazienki a do mnie przyszedł Ethan? - przytaknęła. - No i porozmawialiśmy.
- No, kontynuuj.
- To też chcesz wiedzieć?
- Chcę wiedzieć wszystko.
- Jedziemy! - usłyszałyśmy krzyk Thomasa, co spotkało się z niezadowoleniem dziewczyny.
- To chyba nici z naszych pogaduch. - westchnęłam, na co blondynka zrobiła obrażoną minę. - Ale jutro wszystko Ci opowiem Victoria, dobrze?
- No ja myślę. - przytuliła mnie. - Nie bój się, obietnica już obowiązuje. - stwierdziła kiedy zauważyła, że chcę coś powiedzieć.
- Dziękuję, a teraz choć zbieramy się zanim będą pluć ogniem.
Poszłyśmy na korytarz, gdzie czekała na naszą dwójkę męska część naszych przyjaciół. Byli ubrani w swoim stylu, jak zwykle pasując do siebie. Każdy w innym garniturze, Damiano w białym, Tony w błękitnym, Ethan w jasnobrązowym a Vincent w różowym.
- No powiem Wam, skradniecie show. - uśmiechnęłam się zakładając białe sandały na słupku.
- My skradniemy. - poprawił mnie David. - Jest okej?
- Jest bardzo okej.
- Zbieramy się? - spytał Raggi na co przytaknęliśmy.
Zajęliśmy miejsca w samochodzie najstarszego z Nas, który oczywiście był za kierownicą. Do mojego domu rodzinnego nie było daleko, piętnaście minut przy dobrych wiatrach. Zdecydowanie często tutaj przesiadywaliśmy. Uwielbiam ciepło oraz wsparcie, które otrzymuję od rodziców i pozytywną energię przekazywaną od Pauli. Zespół zawsze był tu mile widziany, nieważne o której godzinie. Wokalista zaparkował przed na chodniku przed bramą, za chwilę znaleźliśmy się przed drzwiami, czekając aż rodzice otworzą nam drzwi.
- Wchodźcie dzieciaki, zapraszamy. - przywitała Nas moja mama, którą od razu przywitałam, puszczając moje walizki.
- Dobry wieczór. - powiedzieli grzecznie wchodząc do środka,
- Dzięki Ethan. - szepnęłam do chłopaka kiedy ten w ostatnim momencie je złapał i postawił w domu.
- Nie ma za co.
- W końcu jedzenie! -krzyknął gitarzysta.
- Gdzie ty to mieścisz? - stanęłam przed nim.
- Pod poduszką, pod poduszką Chiara. A teraz się przesuń bo chcę już iść do stołu. - wykonałam polecenie.
- Delegacja Włoch w Europie wróciła. - podszedł do naszej grupy mój tato.
- Dobry wieczór!
- Cześć córa. - przytulił mnie.
- Trochę mocno. - wydukałam. - Dusisz.
- Luciano nabierz powietrza, jeszcze nam się przydasz. - zabrał głos nasz dzisiejszy kierowca.
- Dzięki David za troskę.
- Już do środka, nie będziemy stać na wejściu. - mama zagoniła Nas do salono-jadalni.
- A pani gdzie tak pędzi i siostry nie widzi? - złapałam brunetkę za ramię. - No dzień dobry wieczór.
- W końcu wróciłaś. - przytuliła mnie. - Nie miałam z kim się kłócić.
- Miałaś rodziców, a zawsze mogłaś zadzwonić.
Usiadłam na kanapie wcześniej pytając się rodzicielki czy mam jej w czymś pomóc, jak zwykle jej odpowiedź brzmiała "Chiari wszystko jest już prawie gotowe.". Moi towarzysze broni za chwilę siedli obok mnie, tocząc już zaciętą rozmowę z moim ojcem. Zaczęliśmy opowiadać nasze wrażenia z trasy, wtedy jak zwykle najwięcej do powiedzenia miał Thomas. Byłam zdziwiona, że nie siedzi jeszcze przy blacie, który ugina się pod ciężarem różnych sałatek i ciast.
- Do stołu podano. - mama postawiła na stole wielki półmisek spaghetti. - Marco, chyba naszykowałeś za dużo miejsc. - spojrzała pytająco na swojego męża.
- Nie, wszystko się zgadza! - krzyknął, kiedy szedł otworzyć drzwi, byłam bardzo ciekawa kto o tej porze zdecydował się odwiedzić rodziców. - Giovanni miło Cię widzieć!
- Damiano zamień się ze mną miejscami. Proszę Cię. - popatrzyłam na niezajęte krzesło obok mnie a za chwilę na chłopaka, który siedział dość daleko. Spanikowałam, mentalnie byłam przygotowana na spotkanie, ale dopiero na to które miało odbyć się jutro.
- Nie ma sprawy, siadaj Chiar. - wstał z krzesła, które za chwilę zajęłam. Podziękowałam wysyłając mu blady uśmiech.
- Dobry wieczór pani Eleno. - stał z bukietem czerwonych tulipanów na środku pomieszczenia. Jego czarne włosy jak zwykle nienagannie ułożone, zaczesane na żel. Turkusowa koszula w tukany i palmy rzucała się w oczy nie pasując do pomarańczowych spodni w kratę. - Cześć słoneczko. To dla Ciebie. - chciał pocałować mnie w policzek na co automatycznie się odwróciłam, miałam ochotę pociąć się gumką myszką i udusić go kwiatami które mi wręczył.
- Co za tupet? Jak tak można? - oburzył się szepcząc brunet, siedzący na miejscu obok. - Damy radę Chiari. - pogładził mnie uspokajająco po wierzchu dłoni, na co pokiwałam niepewnie głową. - Jestem zawsze obok, tak?
- Mhm, ale się boję Ethan.
- Nie masz czego, posiedzimy godzinę i zwijamy się na górę.
- Dziecko, a co ty nie siadasz koło Vanni'ego? - zagadał do mnie najstarszy z towarzystwa.
- Nie, zostanę tu gdzie jestem. - powiedziałam nakładając sobie makaron na talerz, starałam się być miła.
Reszta zgromadzonych rozmawiała na różnorodne tematy, natomiast ja nie odezwałam się ani słowem. Zastanawiałam się jak mógł zachować się tak bezczelnie i skorzystać z zaproszenia taty. Po części jest to też moja wina, bo nic nie powiedziałam mu o naszym zerwaniu, wiedząc jak bardzo lubi Mori'ego. Desperacko próbowałam sobie przypomnieć komu zawiniłam, że los zdecydował się zesłać mi go tutaj dzisiaj.
- Mamo przestań ich paść! To nie gęsi, nie robimy z nich smalcu. - popatrzyłam błagalnie na kobietę która znów dokładała sałatki moim przyjaciołom.
- Pewnie mało jedli w tej Europie.
- Nie byłaś nigdzie z Thomasem, z nim nie da się nie jeść krócej niż trzy godziny. To jest niemożliwe.
- Kłamiesz Chiara, co cztery godziny coś jedliśmy. Było dobre, ale jedzenie twojej mamy jest jeszcze lepsze. - gitarzysta wziął się za jedzenie piątej porcji sałatki.
- Zobaczycie, nie zmieścicie się w ciuchy na przymiarkach. - ostrzegłam zespół.
- Oj tam przesadzasz.
- Chyba nie Damiano, masz brudną całą koszulę. - wskazałam na materiał.
- Przepraszam na chwilę. - wstał podążając do łazienki.
- Upiekłam struclę jabłkową, przyniesiesz ją córciu? - mama przypatrzyła mi się na co przytaknęłam. Musiałam w końcu puścić dłoń Ethana, którą chłopak przez czas kolacji uspokajająco gładził.
- Pomogę jej. - usłyszałam głos Giovanni'ego, na co westchnęłam ciężko kiedy podeszłam do szuflady aby sięgnąć nóż. - Daj, ja pokroję. - chciał objąć mnie w talii.
- Nie dotykaj mnie.
- Co Cię ugryzło kochanie?
- Mnie coś ugryzło?! - zaśmiałam się szorstko. - Ty od zawsze byłeś taki głupi? - podniosłam głos.
- O czym ty mówisz? Pamiętasz, jesteśmy razem i mówimy sobie wszystko.
- Dowcip subtelny jak armia radziecka.
- Chiari o co Ci chodzi?
- Nie wieżę, mam mini wylew. Przecież wczoraj zrównałeś mnie z ziemią a dzisiaj jest cukierkowo, tęczowo i jednorożcowo aż można się porzygać! - krzyknęłam. - Jesteś największym hipokrytką jakiego znam. To się nazywa dwubiegunowość, to się leczy.
- Bałaś się tu dzisiaj przyjść, że przyprowadziłaś ochronę? Myślisz, że oni coś Ci pomogą? Nie rozbawiaj mnie. Oni Cię nienawidzą jak wszyscy. Po co nam taka idiotka? Nie oszukujmy się jesteś tylko przeszkodą. - podchodził do mnie coraz bliżej szepcząc, a za moment poczułam, że opieram się o blat.
- Nie mów tak. - warknęłam.
- Skarbie, wiesz, że ja Cię nigdy nie okłamię. Jesteś bezużyteczna. Dobrze, że moje dzieci mają inną matkę, niż coś tak niepotrzebnego. - oczy wyszły mi z orbit. - Siostrzyczka Ci się nie pochwaliła? - do kuchni zawitały osoby które przed chwilą siedziały przy stole, podszedł do brunetki a ja próbowałam ją zakryć swoim ciałem
- Nie mieszaj jej w to.
- Francesca nic Ci nie powiedziała? - nastolatka niepewnie pokiwała głową. - Angela jest w ciąży, a ja jestem ojcem. - uśmiechnął się dumnie, patrząc mi w oczy. - Ona przynajmniej jakoś wygląda, a nie taka wywłoka jak ty.
- Mamo, tato powiedzcie coś. - wydukałam błagalnie patrząc na nich, to w końcu ich dom, nie chcę się tu rządzić. - Proszę Was. - łzy zaczęły lecieć ciurkiem, znów rozmazując mój tusz. - Proszę. - nie odezwali się.
- Choć Chiara idziemy. - Damiano i Tony podeszli do mnie powoli obejmując mnie ramieniem. - Idziemy, nie płacz już. Vincent idź po jej torebkę. - blondynka pobiegła do salonu.
Czuję się bezradna, płacząc przez tego kretyna. Pozwoliłam im się prowadzić, przez czas spotkania miałam na sobie maskę, nie chciałam pokazać co się działo. On wiedział co zrobić, żeby zniszczyć mnie od środka. Wyszłam z pomieszczenia dalej opierając się o moich przyjaciół. Nagle usłyszeliśmy krzyk, plask i kolejny krzyk. Odwróciłam się widząc trzymającego się za nos prawnika i idącego w jego stronę Edgara. Krew błyszczała po między palcami adwokata. Wyrwałam się z objęć chłopaków biegnąc w stronę długowłosego.
- Ethan choć proszę Cię nie warto. - pociągnęłam go za rękę, kiedy ten znów chciał uderzyć. - Proszę. - wziął mnie na ręce i wyniósł na korytarz.
- Przepraszam, że musiałaś to widzieć. - szepnął dalej mnie trzymając, kiedy Raggi zakładał mu buty, moje natomiast trzymała basistka.
Wyszliśmy z domu kierując się do samochodu, chciałam zniknąć, wyblaknąć i nigdy nie wracać. Brunet posadził mnie z tyłu obok dziewczyny.
- Już wszystko będzie dobrze, nie martw się. - głos jej się łamał.
- Nie płacz Vincenzo, proszę Cię.
- Nienawidzę mojej empatii. - burknęła.
David odwoził moje towarzystwo do domów, pierwszy wysiadł Tony żegnając się z nami, następnie basistka. Kiedy zaparkował pod domem państwa Torchio, chłopak otworzył drzwi od mojej strony i podał mi rękę, żebym wysiadła. Dziękowałam sobie w myślach, że założyłam już buty. Pożegnałam się z wokalistą i udałam się za perkusistą. To, że przyjdę do niego nie było planowane. Jest mi strasznie miło, że o mnie pomyślał. Pociągnął mnie za rękę i przekroczyliśmy próg domu Edgara.
- Cześć mamo! - krzyknął kiedy zdjęliśmy buty. - Prowadzę gościa.
- Doby wieczór proszę pani. - uśmiechnęłam się słabo.
- Chiari dzisiaj u Nas zostanie. - czułam się niekomfortowo, że przeze nie postawił swoją rodzicielkę przed faktem dokonanym.
- Nie ma problemu, zawsze jest u Nas mile widziana. - wtedy ścisnęłam nerwowo dłoń bruneta na co syknął.
- Co się dzieję? - podniosłam jego rękę po światło. - Nic nie powiedziałeś. Czemu? - spojrzałam na niego z wyrzutem dotykając jego zadrapań na kostkach.
- To nie boli tak bardzo. Choć idziemy na górę. - popchnął mnie delikatnie w stronę schodów. - Dam Ci moją koszulkę, dobrze? - przytaknęłam.
Weszliśmy do jego pokoju, jak zwykle posprzątanego, podszedł do szafy i podał mi zwykły, biały t-shirt. Zostawiłam torebkę na biurku, a następnie pognałam do łazienki. Nie ukrywam, przeraziłam się kiedy przejrzałam się w lustrze. Zastanawiam się czemu mama chłopaka nie krzyknęła na mój widok. Ogarnęłam się szybko, chcąc być już w pokoju obok Edgara gdzie czuje się bezpiecznie. W sypialni bruneta nie było nikogo, kiedy weszłam. Usiadłam na łóżku aby odblokować telefon, od razu zasypała mnie masa wiadomości od rodziców, Pauli i moich znajomych. Odpisałam tylko reszcie paczki i mojej siostrze. Dziwnie czułam się z myślą, że dwoje ludzi którzy mnie wychowali nic nie powiedzieli. Rozważałam leżąc na wielkim łożu chłopaka, który za chwilę pojawił się w środku, gotowy do spania i z zabandażowaną prawą ręką.
- Już lepiej się czujesz Chiara? - położył się obok mnie.
- Jak twoja ręka?
- Nie zmieniaj tematu.
- Jak ktoś by mnie włożył do pralki, wywirował i zapomniał oddać emocji.
- Jest mi tak bardzo głupio, że musiałaś to widzieć. Przecież jestem na co dzień spokojny, czuję się z tym okropnie, że przez takiego idiotę puściły mi nerwy.
- Stanąłeś w mojej obronie. Dziękuję Ci. - zaczęliśmy milczeć, to była mniej przyjemna cisza.
- O czym myślisz? - zmarszczyłam brwi.
- Ja naprawdę Wam przeszkadzam?
- Czyś ty zgupła? - popukał mnie w czoło. - Jesteś jak taki promyczek najmniejszy na świecie. Jeszcze jak się uśmiechasz to już w ogóle. - poczułam jak się rumienię. - Słodko Ci w rumieńcach. Nie zakrywaj tego włosami.
- Nasza rozmowa schodzi na złą stronę.
- Wcale nie, mówię jak jest.
- Nie wątpię, że nie kłamiesz ale ...
- Poczekaj chwilę. - wziął telefon i wyszedł z pokoju. Sama chwyciłam swoje urządzenie, żeby odpisać na wiadomość.
Do: Victoria
Na pewno wszystko dobrze. Nie martw się, jestem u Ethana. I tak najgorsze przede mną, muszę jechać do mieszkania po rzeczy.
Uśmiechnęłam się widząc wiadomość od Borzewskiego. Dobrze czułam się w jego towarzystwie.
Od: Daniel
Super, to widzimy się w Gdyni. Biorę Marcina i Bartka, czekamy na miejscu. ❤
- Z kim piszesz? - Ethan spojrzał mi przez ramię, szczerze nie zauważyłam kiedy wszedł.
- Z Victorią. Jedziesz jutro ze mną?
- Do mieszkania?
- Mhm, związujesz włosy?
- Oczywiście, że jadę z tobą. Trochę mi niewygodne.
- Ładniej wyglądasz w rozpuszczonych. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ale do spania wygodniej w związanych. - zrobił sobie koczka.
- Chcesz to zrobię Ci dobieranego.
- Serio?
- No pewnie, tylko daj mi gumkę do włosów i szczotkę.
Od: Victoria
Pchasz się w gips, że nie przyszłaś do mnie. Jak to u Ethana? Ja nie chcę być jeszcze ciocią. Możecie w przyszłym roku, ciociunia będzie bawić. Jestem jutro po Ciebie.
Zaczęłam śmiać się jak głupia, ale wystukałam odpowiedź dziewczynie.
Do: Victoria
Chciałam pojechać do Damiano I stamtąd wrócić z buta do domu. To nawet nie wiem jak wyszło. Nie mam pojęcia czym się sztachłaś, ale proponuję tego mniej. Kocham Cię Vic, tak po naszemu.
- Już wszystko mam. - położył rzeczy przede mną.
- Super, siadaj na podłodze. - położyłam telefon na szafce odwracając się do miejsca wskazanego chłopakowi.
- I niby jestem u siebie. - przyjęłam frotkę.
- Nie marudź i nie kręć się.
Rozczesałam włosy chłopaka, uważając, żeby go nie pociągnąć. Zaczęłam podbierać pasma, zaplatając warkocza. Całe szczęście loki jutrzejszego dnia nie grożą Edgarowi, ponieważ ma włosy mało podatne nawet podczas spania w zaplecionych włosach. Zakończyłam pracę zawiązaniem grubej, czarnej gumki.
- Skończone. - uśmiechnęłam się.
- O wow, świetnie to wygląda. Mamo! - zbiegł po schodach uprzednio wychodząc z pomieszczenia, a ja pobiegłam zaraz po nim. - Cześć tato. Zobaczcie co zrobiła mi Chiar.
- Dobry wieczór. - przywitałam się z Panem Torchio.
- Cześć Chiara.
- Powiem Ci synu, jesteś jeszcze przystojniejszy.
- Nic nowego mi nie powiedziałaś. - popatrzył na kobietę.
- Powiem Ci Ethan skromność to twoje drugie imię.
- Od zawsze. Co ty, nie wiedziałaś?
- Tak się składa, że nie miałam o tym pojęcia.
- Dzieciaki, chcecie herbaty? - piękna, czarnowłosa kobieta oparła się o kuchenny blat.
- Chętnie? - spojrzałam pytająco na chłopaka. - Chętnie.
- Już szykujemy. Jak było w trasie? Bo Ethan nie miał chwili żeby zadzwonić.
- Nie wiem mamo czy poprawię Ci tym humor, ale wszystkie zdjęcia które masz wysyłała Chiara.
- Oj, to nie wiesz jak poprawiłeś. Od mojego syna usłyszałam, że było jak zwykle. A jak się tobie podobało? To twoja pierwsza trasa, tak?
- Pierwsza, ale było cudownie. Jeszcze nigdy tyle nie jadłam.
- Nie widać tego, jesteś taka chudziutka, że wiatr mógłby Cię zdmuchnąć. - spojrzał na mnie tata chłopaka.
- Jadłam mnóstwo, w końcu był tam Thomas.
- Proszę bardzo. - Pani Beatrice postawiła przed nami dwa kubki z parującą cieczą, uśmiechnęłam się w podziękowaniu.
- Pijemy i idziemy spać. Bez protestów. Miałaś ciężki dzień, a jutro masz cięższy.
- Co się stało? Bo ja jak zwykle nic nie wiem. - popatrzyła wymownie na chłopaka.
- Jutro zabieram rzeczy z mieszkania.
- Przeprowadzacie się?
- Nie, wczoraj Giovanni się ze mną rozstał.
- Przykro mi skarbie. - przejrzała mi się.
- Coś się stało dzisiaj u twoich rodziców?
- Powiedział mi parę przykrych słów. - brunet ścisnął nerwowo ręce, na co pogładziłam go delikatnie po ramieniu.
- Dlatego Cię bandażowałam? - spojrzała na niego.
- Tak, wiem, że nie powinienem ale nie mogłem stać i patrzeć jak Chiara przez niego płacze. Wiem, że nie tak mnie uczyliście, to po prostu była obrona.
- Wiem synu. Powiem Ci szczerze, sama chciałabym mu spuścić łomot i to porządny. - uśmiechnęła się pogodnie.
- Jestem z Ciebie dumny, Ethan. - pogratulował mu ojciec, na co uśmiechnął się dumnie.
- Dziękuję bardzo za herbatę, życzę miłego wieczoru. Ethan idę już nie spać. - uśmiechnęłam się i poszłam do pokoju.
Wczołgałam się pod kołdrę, odpisując na kolejną wiadomość od mojej przyjaciółki. Ona taka jest, będzie pisać mi o wszystkim co tylko możliwe, żeby poprawić mi humor. Tylko czy tak się da? Victoria większości osób wydaje się wyniosła i zimna, ona jest inna. Martwi się o Nas, staje na głowie kiedy któremuś z paczki coś się dzieje. Potrafi radzić najlepiej na świecie, a nie chce za to nic w zamian. To cała Vic, jest moją drugą siostrą.
Od: Victoria
Ej ty serio nie wiedziałaś, że jedziesz do Ethana? To jest ultra dziwne. Też Cię kocham.
Do: Victoria
No właśnie nie wiedziałam. Ty nie maczałaś w tym palcy? Jakoś w to nie wierzę.
Wyciszyłam wszystkie, możliwe dzwonki i budziki, wtulając się w poduszkę. Chłopaka dalej nie było, ale rozumiem to. Chce spędzić czas z rodzicami, tyle samo czasu nie było Nas w domach, tylko spotkanie z moimi przebiegło nie tak jak sobie wyobrażałam. Chciałabym zapomnieć o dzisiejszym dniu, zostawiając tylko te najlepsze momenty. Zamknęłam oczy wspominając nasz wyjazd, to był zdecydowanie dobry czas. Za chwilę poczułam jak materac obok mnie się ugina, nie spojrzałam. Jak zazwyczaj kiedy jesteśmy na wyjazdach lub nocujemy u siebie, dostałam buziaka w czoło. Próbowałam zasnąć, ale czułam się źle.
- Czy ja naprawdę Wam przeszkadzam? - odwróciłam się w stronę chłopaka.
- No coś ty, nigdy. A teraz już śpij. - powiedział na pół śpiochu.
Wtuliłam się w Ethana czując się spokojnie. Mam wrażenie, że brak szczęścia w ostatnim czasie jest moim najlepszym przyjacielem. Nawet jeśli Ci realni są obok, moje nieszczęście się mnie trzyma. Z czasem moje szczęście wróci. Mam nadzieję.
————————
Cóż nie jestem zadowolona z tego rozdziału, następne już będą lepsze, I promise. Ten oddaję w wasze ręce. Miłego dnia.
Volley_fan
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top