five
Wczorajszy wolontariat był mimo wszystko bardzo przyjemny. Po naszych głupkowatych rozmowach wyruszyliśmy całym kółkiem do pobliskiego przedszkola. Dzieciaków była niemiara, a Karl cały się trząsł, kiedy trzymał książkę, jednak jego głos ani nie drgnął. Ten brunet brzmiał mimo wszystko bardzo spokojnie i totalnie był opanowany. Jego głos nie był za głośny, ani za cichy - taki w sam raz. Bardzo miło się go słuchało przez te pół godziny. Teraz już chyba byłem w stanie pojąć, że dla takiego dzieciaka mogło być to ciekawe i fajne, bo dla mnie samego było super.
Teraz od jakiegoś czasu leżałem zwyczajnie na łóżku nic nie robiąc, jednak moja matka zawsze musi znajdować mi coś do roboty.
-Nick, proszę cię. Porządek to najważniejsze co może być, poukładaj te ubrania i włóż je ładnie do szafy.- krzątała mi się po całym pokoju sprawdzając każdy kąt, a ja leżałem i wpatrywałem się w sufit słuchając jej zrzędzenia. Po chwili podniosłem się do siadu i obmyślałem jak zacząć temat dzisiejszej imprezy.
-Mamo?- zacząłem niepewnie, a kobieta usiadła na krześle przede mną i podniosła brew do góry. -Mogę iść na imprezę?- spytałem, a ta głośno westchnęła.
-Jak posprzątasz to idź, nie chce tu widzieć żadnego syfu.- powiedziała i wyszła z pokoju jak gdyby nic. Nie do końca rozumiałem swojej mamy i teraz to była jedna z sytuacji, których nie kumałem za nic w świecie.
Wstałem z łóżka i wziąłem się za wciskaniem ubrań porozwalanych na ziemii do szafy. Oczywiście wcześniej je układając. Kiedy to zrobiłem, a chwilę to trwało, wziąłem się za zmywanie kurzy. Biurko, kilka półek, mała biblioteczka i kilka innych rzeczy do zmycia. Akurat mycie poszło szybciej niż samo wciskanie ubrań do szafy, ale raczej to nic dziwnego. Usiadłem na krześle i od dawna włączyłem laptop, którego też nie używam wcale dużo. Laptop bardziej jest dla mojej mamy, która czasami płaci jakieś rzeczy przez internet w banku.
-Nick!- usłyszałem nawoływania mojej mamy, więc wyszedłem i zacząłem poszukiwać mojej rodzicielki. Ta stała przed drzwiami wejściowymi, a kiedy podszedłem bliżej mogłem zobaczyć mojego przyjaciela.
-Clay przyszedł do ciebie.- powiedziała uśmiechając się w stronę blondyna i odeszła.
Zaprosiłem chłopaka do siebie do pokoju i tak siedzieliśmy chwile rozmawiając o głupotach.
-Jak wolontariat?- spytał, a ja poruszałem ramionami.
-Nie jest jakoś źle, ale czasami mnie tam zmęczenie dobija, bo wolałbym te dwie godziny czy tam godzinę wcześniej być już w domu.- wystękałem.
-A ludzie? Jest tam ktoś fajny?- spytał, spoglądając na swój zegarek, który wybijał już osiemnastą, a o dziewiętnastej mamy być na miejscu na imprezie.
-Jest taki chłopak, fajny gość i dużo z nim gadam. Jest też taka grupka trzech dziewczyn, które licytowały się o mnie, ale one maja ewidentnie siano w mózgu.- zaśmiałem się. -Jedna z nich chciała wyłudzić ode mnie kawę.- powiedziałem.
-Chłopie ty masz jakieś niesamowite branie...- powiedział śmiejąc się blondyn.
-Nie wiem czy się cieszyć z tego powodu czy płakać, ale obstawiałbym to drugie.-
-Chyba pora na zbieranie się do nich.- powiedział wstając i ruszając w stronę mojej szafy.
-Racja, ale nic nie pobije twojego wyglądu dzisiaj.- musiałem przyznać, iż mój przyjaciel jest bardzo przystojny i ma niezły gust.
-Ubrałem się jak szczur na otwarcie kanału. Z ciebie zrobimy prawdziwą gwiazdę.- powiedział otwierając moją szafę i napataczając się wzrokiem chcąc czy też nie na stado bluz.
-Dobra jednak będzie trudno.- westchnął i usiadł po turecku przed szafą.
-Dopiero w niej sprzątałem, więc nie rób syfu.- ostrzegłem chłopaka.
-Spokojnie nie jestem tobą.- zaśmiał się. Podszedłem do niego od tylu i kopnąłem go lekko w plecy za te słowa. Nie jestem bałaganiarzem.
-Czy ty nosisz coś innego niż bluzy?- spytał retorycznie, jednak ja nie mogłem się powstrzymać z idiotycznym komentarzem.
-Bluzy z zamkiem.- powiedziałem zaczynajac się powoli śmiać, jednak chłopak tylko parsknął na to.
Blondyn po chwili wyciągnął z szafy ubrania i rzucił nimi we mnie. Były to czarne spodnie z dziurami na kolanach i zwyczajna czarna bluza. Nic nadzwyczajnego. Zebrałem je i ruszyłem do łazienki je ubrać.
Kiedy tak stałem w łazience przed lustrem niewiele widziałem, więc wyszedłem z niej i ruszyłem do swojego pokoju do dużego lustra. Muszę przyznać, ale Clay ma naprawdę dobry gust.
-Wyglądasz świetnie chłopie, a teraz już chodźmy, bo mamy piętnaście minut.- powiedział, a ja wziąłem na wszelki wypadek telefon, papierosy i ruszyłem do przedpokoju, by ubrać buty. Po tym obaj wyszliśmy z mieszkania uprzednio żegnając się z moją mamą i kierowaliśmy się już w stronę domu Georga.
Nie znałem się jakoś szczególnie z Georgem i jakoś nigdy też nie widywałem się z nim w szkole. Zwyczajnie się mijaliśmy.
Szliśmy tak kilka minut, aż w końcu wylądowaliśmy pod domkiem jednorodzinnym z którego wydobywała się głośna muzyka. Na ganku stał George, który witał każdego z osobna gościa.
-Witam Panowie, jestem George.- powiedział i podał mi rękę na powitanie.
-Sapnap albo Nick, jak wolisz.- uśmiechnąłem się, a chłopak odwzajemnił ten mały uśmiech.
Weszliśmy z nim razem do mieszkania i nim się obejrzałem, stałem całkowicie sam bez nikogo wśród obcych ludzi. Wiedziałem od początku, że tak będzie, jednak nie myślałem że tak szybko.
Zacząłem przeciskać się między ludźmi, by wejść schodami na górę, gdzie jest trochę ciszy. Nie miałem zbytnio zamiaru pić czy też bawić się w jakieś ich pijackie gry, które nie bawią trzeźwych. Kiedy znalazłem się na górze domu lekko uchylałem każde drzwi koło jakich przechodziłem, by znaleźć jakieś pomieszczenie, gdzie nikt nawalony nie śpi, albo się obnaża przed kimś innym. Aż w końcu wszedłem do łazienki, a w niej znajdował się pewien chłopak.
-Ciebie się tu nie spodziewałem.- powiedział wyskakując z suchej wanny, by zaraz potem mnie przytulić.
Chłopak był trochę zimny, bo jednak w łazience nie było ciepło, a tym bardziej w suchej wannie. Przytuliłem go mocno i po kilku sekundach puściłem.
-Nie spodziewałem się tutaj ciebie Karl.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Jestem na każdej imprezie tych durniów. Jestem ich najlepszym przyjacielem.- pewnie w domyśle miał na myśli Georga, Meksykanina i jeszcze tych innych z tej całej „elity".
-Od kiedy tu jesteś?- spytał po chwili.
-Od jakiś pięciu minut, a mam trochę dość, bo jestem zmęczony.- powiedziałem siadając na rogu wanny.
-Ja siedzę tutaj, bo nie chce dzisiaj pić, a jakoś nie bawi mnie matkowanie nachalnym gościom cały wieczór i noc.- westchnął kładąc się do wanny.
To będziemy już teraz obaj.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top