P. VI - RODZINNY WEEKEND

"Wolę wycofać się i porzucić relację przy pierwszych oznakach, że coś jest nie tak zamiast zignorować drobnostkę i dać się zranić". Te słowa pobrzmiewały w głowie Lance'a przez kilka godzin i towarzyszyły mu, gdy kładł się spać, bo tymi właśnie słowami Keith wytłumaczył swoją szybką ucieczkę z polany. McClain nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Niby sam próbował wyciągnąć od Kogane jakąkolwiek satysfakcjonującą odpowiedź, gdy stali w środku nocy na środku oświetlanej lampami, pustej ulicy, ale zdecydowanie nie tego się spodziewał. Była to najprawdopodobniej szczera i ukazująca ukryte pokłady słabości i wrażliwości, jaką uzyskał od czarnowłosego. Taka, która pokazywała, że za murem i skorupą wyobcowanego outsidera kryla się ta część jego duszy, która była więcej niż podatna na zranienie.

Lance naprawdę nie wiedział, co miał wtedy zrobić. Na chwilę oniemiał. Zrozumiał, wtedy lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej, jak łatwo można kogoś stracić i mimo, że znał Keitha raptem tydzień, nie wyobrażał sobie takiej możliwości. Miał wrażenie, że gdyby tak się stało, gdzieś w jego sercu zostałaby niewielka pustka, której nigdy by nie zapełnił. Wtedy jednak, gdy stali na ulicy i obserwował jak zmienia się kolor oczu Keitha w zależności od otaczającego światła i gdy widział jak jego włosy niesfornie wymykają się spod narzuconego na głowę kaptura, zrobił to, co robił najlepiej przez całe swoje życie. Zmienił sytuację, która była zbyt poważna w absolutny żart. Kątem oka zauważył, że zadziałało, gdy powiedział coś głupiego, a Keith uśmiechnął się pod nosem i oboje udali, że zapomnieli o całej sprawie.

Jakimś cudem ich wieczór się na tym nie skończył. Obaj uznali, że powrót na polanę byłby nietrafiony, więc jedynie chodzili po mieście przez najbliższych kilka godzin, gadając na najróżniejsze tematy, śmiejąc się do rozpuku i włamując się na tereny placów zabaw żeby posiedzieć na zdecydowanie za małych huśtawkach i uciekając z nich, gdy zaniepokojeni sąsiedzi zaczynali wychodzić z klatek i na nich wrzeszczeć. Świt przywitali siedząc na mokrej od rosy trawie nad jeziorem w parku, niedaleko Starbucksa, w którym pracował Lance. Gdy obaj zaczęli przysypiać, Keith odprowadził Lance'a pod samą klatkę i wykorzystując ostatnie procenty baterii w telefonie włączył GPSa i odnalazł najkrótszą trasę do domu. 

Lance obiecał, że będzie do Keitha pisał dopóki ten nie dotrze do domu, ale padł, jak tylko dotarł do łóżka. Nie zdążył nawet przebrać się w piżamę, ba nawet wejść pod kołdrę, a już spał. W sumie na dobre im to wyszło, bo bateria w telefonie Keitha i tak zbyt długo nie wytrzymała. Spacer zrobił Keithowi naprawdę dobrze. Zdążył przemyśleć cały wieczór, który przeżył, w głębi duszy ciesząc się, że znalazł się wtedy w tej kawiarni i lekko uśmiechając się do siebie pod nosem. Mimo to starał się wejść do mieszkania najciszej, jak się tylko dało, unikając jakichkolwiek drzwi. Cieszył się, że jak zwykle, na wszelki wypadek, zostawił uchylone okno w pokoju i że przywykł do wchodzenia po niezbyt stromym dachu garażu, a później po rynnie do swojego pokoju na strychu. Pokoju, który w dużej mierze wybrał właśnie dzięki tej cudownej lokalizacji.

Nie zdziwił się, gdy po wtaszczaniu się do pokoju, zauważył śpiącą na jego łóżku Mię. Narzeczona Shiro zawsze była dla niego niczym starsza siostra. Dbała o niego od pierwszego dnia, dawała mu poczucie, że gdzieś przynależy, czasami też reprymendy, które były przerażające, mimo że dziewczyna nigdy nie podniosła na niego głosu. I zawsze, gdy późno wracał, albo gdy uciekał, czekała na niego w jego pokoju, zawsze z kubkiem herbaty. Czasami Keithowi udawało się załapać w takim momencie, że któryś robiony z rzędu napój był jeszcze ciepły, choć zdecydowanie nie był to ten moment. Uśmiechnął się tylko nieco szerzej i delikatnie przykrył Mię kocem, który zdecydowanie uwziął się żeby z niej spaść, po czym odłożył wszystkie swoje rzeczy na podłogę i zwinąwszy się w kulkę, zasnął na fotelu.

Mia obudziła go kilka godzin później, gdy słońce wysoko stało już na niebie. Była co najmniej  pora obiadowa, a mimo to Keith czuł, że nijak się nie wyspał i niewygodna pozycja była jego najmniejszym problemem. Cóż, takie wady, gdy kładzie się spać koło dziesiątej. Niemniej pobudka była jedną z tych przyjemniejszych, gdy chłopak poczuł, jak Mia wciska mu w dłonie kubek gorącej kawy. Dokładnie to, czego potrzebował, choć niezależnie od tego, jak bardzo był zmęczony, za nic nie zmieniłby wydarzeń z wieczora. Podłączył telefon do ładowania i choć nie spodziewał się znaleźć na nim żadnych nowych wiadomości, zaskoczyła go cicha wibracja. Natychmiast odblokował ekran i przeczytał, co napisał do niego Lance. Jedno słowo, "dobranoc", a i tak Keithowi zrobiło się jakoś tak cieplej na sercu.

- Keith, jedziemy dzisiaj do rodziców - przypomniała mu dziewczyna, zatrzymując się na chwilę w drzwiach.

- Chyba spasuję - odparł chłopak delikatnie, nie chcąc urazić przyjaciółki. Nie żeby nie lubił rodziny Mii, ale zawsze miał wrażenie, że się narzuca i pomimo tego, że Shiro zawsze mówił, że są pakietem wiązanym, Keith wymigiwał się od rodzinnych spotkań, gdy tylko mógł. - Odeśpię w domu, a Wy pobawicie się jak dorośli - dodał z uśmiechem.

- Wiesz, nie będę Cię zmuszać - zaczęła Mia. - Szkoda tylko, że zmarnuje się pieczeń, którą przygotowałam z Shiro.

- Twoja magiczna pieczeń? - dopytał Keith z jakimś nowym zainteresowaniem, a Mia wiedziała, że ziarno zostało zasiane. 

Jasne, zostawiłaby kawałek dla chłopaka w lodówce, nawet spory znając jego żołądkowe możliwości i wiedziała, że chłopak był tego tak samo świadomy, jak ona. Równie dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo Keith potrzebuje choć wrażenia, że ma całą rodzinę, a jej bliscy, po krótkiej rozmowie, postanowili, że staną na wysokości zadania. Pierwsze wyciągnięcie Keitha na taką eskapadę było ukartowane i wzięli go absolutnie z zaskoczenia, co później przypłacili kilkoma tygodniami wymykania się chłopaka z domu i praktycznie zerowym kontaktem. Kolejne wypady, już omówione, choć rzadkie i tak wiele dla Kogane znaczyły.

Atmosfera przy stole była więcej niż rodzinna, gdy Shiro zaczął niezbyt wybrednie żartować z późnej godziny powrotu przyjaciela, a Mia delikatnie pacnęła go w tył głowy za bycie idiotą. Kogane, choć absolutnie zażenowany, doceniał jednak każdą sekundę. Typ dnia, na który zdecydowanie nie mógł liczyć Lance, który mieszkanie dzielił z prawdziwą rodziną, która nie przywykła do jego tak późnych powrotów. Tak więc, gdy pozwolono mu się wyspać i w końcu wyczłapał się z własnego pokoju, czekał go niemalże pluton egzekucyjny. Siedząc przy kuchennym stole próbował się wytłumaczyć, że rozładował mu się telefon, że się zapomniał. Nie uratowało go to jednak przed szlabanem, ale nawet wizja braku możliwości wyjścia nie była tak straszna, gdy miał świadomość, że wszystkich ludzi, na których mu zależało, spotka przecież w szkole.

Dom Shiro był ogromny, ale w sytuacjach, w których wszystkim się spieszyło, wydawał się jakiś taki zbyt mały. Takashi wciąż wpadał do łazienki, bo czegoś z niej zapomniał, co zirytowało Mię, która po prostu wzięła w pewnym momencie kosmetyczkę i poszła usiąść przed lustrem w przedpokoju. Kogane wcisnął się nawet w koszulę w czarno-czerwoną kratę i spróbował ułożyć włosy by jakkolwiek porządniej wyglądać. Niemniej jakimś cudem wszyscy wyrobili się idealnie na czas i znaleźli się przy aucie w niemal tym samym momencie. Shiro klasycznie zajął miejsce za kółkiem, Mia przy pomocy Keitha zapakowała jedzenie do bagażnika, a później zasiadła jako nawigator, gdy Kogane wślizgiwał się na tylne siedzenia.

Mia zaproponowała, że włączy mapy google, ot, na wszelki wypadek, ale Shiro zarzekał się, że zna drogę. Dziewczyna poddała się z cichym westchnieniem i pod nieuwagę Takashiego wymieniła się z Keithem pełnymi porozumienia i wspólnego niewymownego bólu spojrzeniami. Doskonale wiedzieli, że Shiro się zgubi. Zawsze się gubił. Przejedzie odpowiedni zjazd, skręci w złą stronę i będzie narzekał, że drogi są beznadziejnie oznaczone i że znaki są zdecydowanie zbyt blisko konkretnych zjazdów i kierowca nie ma nawet chwili spokoju żeby się zastanowić. I na nic zdadzą się komentarze Mii wypowiedziane uspokajającym tonem, że może gdyby jechał względnie zgodnie z przepisami to miałby ten czas, na którego brak tak narzeka. Shiro jednak zbywał to wzruszeniem ramion i nie zmieniał swojego tempa jazdy, a Mia tak naprawdę nigdy nie narzekała. Jasne, gdyby tylko przestała czuć się bezpiecznie, od razu dałaby mu znać a Shiro natychmiast by zwolnił i to nie podlegało żadnej wątpliwości, ale dopóki taka sytuacja nie miała miejsca to student lubił wcisnąć pedał gazu. A że najwidoczniej jakaś niewidzialna siła nad nim czuwała i nigdy nie złapał żadnego mandatu za przekroczenie prędkości to nie zmieniał swoich nawyków.

Keith poprosił tylko Mię żeby go obudziła, gdy dojadą, po czym położył się względnie wygodnie na siedzeniach z tyłu i wciskając sobie bluzę Shiro pod głowę i przykrywając własną, był niemal gotowy do snu. Napisał jeszcze tylko wiadomość na Messengerze do Lance'a z pytaniem, czy narobił mu kłopotów i czy wszystko w porządku. Mia odwróciła się na chwilkę, słysząc cichą wibrację oznaczającą otrzymaną odpowiedź, ale Keith dawno już wtedy spał ze słuchawkami w uszach i cicho puszczoną muzyką. Nie minął też kwadrans, a Shiro zdołał znaleźć taką stację, której dało się słuchać i do której on i Mia mogli sobie cicho pośpiewać. Chyba po raz pierwszy aż tak poczuli brak Kogane, który zawsze przecież śpiewał z nimi, no ale aż tak żeby śpiewać przez sen, utalentowany chłopak nie był. Fakt faktem Keith miał cudny głos i Mia bardzo żałowała, że nie dane jest jej tego słuchać częściej.

Do tej pory pamiętała, jak usłyszała go po raz pierwszy. Keith siedział trzy dni z rzędu przed komputerem, w słuchawkach i praktycznie nie spał. Bogom dziękować, że trwały wtedy wakacje, bo o obowiązkach chłopak nie myślał wtedy wcale. I gdy wreszcie wyczłapał się ze swojej pieczary z telefonem w dłoni i najszczerszym uśmiechem świata, Mia i Shiro porzucili wszystko, co robili, by zobaczyć efekt jego działań. Kogane wykorzystał nagrania z prób, które wyczyściła z szumów Pidge, a potem zmiksował i dołożył krótkie wstawki ze swoim głosem. W pierwszej chwili Takashi próbował go wypytać, skąd ściągnął głos, który tak pasował, ale coś w postawie Keitha dało mu do zrozumienia, kto jest właścicielem głosu. Nieważne jednak, ile by go nie chwalili, chłopak nie potrafił śpiewać przed tłumami. Ledwo dawał radę przed Pidge, o Takim nawet nie wspominając. To było jedno z ich pierwszych ustaleń. Kogane wymusił na Shiro, że to student będzie wokalem, a nie on. I jakoś powoli działali w ten sposób, ale gdzieś w sercu Takashiego tkwiło ziarnko nadziei, podbudowywane każdym „domowym" występem Keitha.

Mia obudziła go dopiero, gdy zatrzymali się na stacji benzynowej, gdy Shiro przyznał, że się zgubił. Kogane skoczył wszystkim szybko po picie i hot- dogi, a Mia wyciągnęła telefon i włączyła nawigację. Keith sam nie potrafił się nadziwić, jak łatwo przychodzi mu wymienianie wiadomości z Lancem. Gdy spotkali się twarzą w twarz wychodził na debila za każdym konkretnym razem, mimo że nie robił tego celowo i zdawał sobie z tego sprawę dopiero po fakcie, ale gdy po prostu pisali ze sobą, nie było między nimi żadnej bariery. Kogane z pewnością to doceniał.

Shiro zaparkował wreszcie na podjeździe przed działką, na której mieszkała najbliższa rodzina Mii i odetchnął z ulgą, rzucając ukochanej zmęczone spojrzenie, które sugerowało, że jakiekolwiek komentarze na temat ich zgubienia będą niemile widziane. Mia rozumiała to, oczywiście, że to rozumiała. Dlatego zamierzała dać mu kilka godzin spokoju, ale wieczorem, zgodnie z ich niepisaną tradycją, tak czy siak żarty miały się posypać. Keith jak zwykle trzymał się z tyłu. O ile doceniał to z jaką łatwością został nieomal adoptowany do rodziny, o tyle wciąż nie był pewien, na ile może sobie przy tych ludziach pozwolić. Mimo że bliscy to jednak nie aż tak, jak Shiro czy Mia. A przecież nie mógł sobie pozwolić na zepsucie u nich opinii.

No i to też nie tak, że nie miał własnej rodziny. Miał zarówno starszą siostrę, jak i matkę, ale relacja z nimi była więcej niż trudna, a Keith w pewnym momencie miał wrażenie, że po prostu toksyczna. Zwłaszcza, że jego siostra wybrała w życiu zupełnie inną drogę niż on i gdyby pozostał w rodzinie, postawiłby matkę w sytuacji tak trudnej, że mogłaby ją dosłownie zabić. I, o ile zazwyczaj był naprawdę wdzięczny, że Mia i Shiro go przygarnęli, zwykłą praktycznie znajdę, że traktowali go jak młodszego brata, którego uwielbiali, o tyle czasami ich widok i rodzinna atmosfera łamała Keithowi serce, bo nie potrafił nie myśleć o tym, że w innych okolicznościach może jego najbliżsi też by się tak zachowywali. Tylko, że Keith wiedział, że łatwiej było mu udawać, że nienawidzi własnej rodziny. Liczył, że kiedyś nawet w to uwierzy. Gdy tak naprawdę, w głębi duszy, nienawidził tylko i wyłącznie siebie za to, że ich porzucił. I na nic zdały się godziny przegadane z Shiro, przed którym też nie otworzył się przecież od razu. Na nic zdały się słowa starszego, że Keith musiał ratować siebie, bo kto wie czy zostając z rodziną w ogóle dożyłby trzeciej liceum. Poczucie winy zawsze jakoś tak wygrywało w jego duszy.

Dlatego, gdy tak stał, dosłownie dwa kroki za nimi, nie potrafił się przełamać, by przywitać się jakoś cieplej. Zawsze miał z tym niewymowny problem i choć martwiło to rodzinę Mii, Shiro nigdy się nie wygadał. Keith czuł, jak w gardle rośnie mu gula, a w kącikach oczu zaczynają zbierać się łzy, gdy matka Mii przytuliła ją wśród ogólnego śmiechu i gdy jej ojciec przywitał się z Shiro. Dosłownie wmurowało go na chwilkę, ale nie potrafił powstrzymać niewielkiego uśmiechu, gdy przez zebranych przepchnęła się babcia Mii i natychmiast porwała go w objęcia, z góry odgrażając mu się, że tym razem wygra w szachy. Keith przestał być aż tak spięty i pozwolił zaciągnąć się do altanki w ogródku, gdzie czekała już rozstawiona plansza. Shiro w tym czasie zajął się przeniesieniem wszelkich toreb pełnych jedzenia do kuchni, a Mia dawała rodzicom krótki update na temat ostatnich ważniejszych wydarzeń w jej życiu i przy okazji komentowała zachowanie Kogane.

- Znowu mama go pokona. Że jemu się to nie nudzi - westchnął ojciec Mii wyglądając za okno. Mia podążyła wzrokiem w tym samym kierunku i uśmiechnęła się lekko, widząc rozpromienionego i pełnego spokoju Keitha. Zdecydowanie rzadki widok, nawet u nich w domu, ale przy Nannie po prostu nie dało się inaczej.

- Tato proszę Cię. Przecież on pozwala Nannie wygrywać - uświadomiła go dziewczyna, za co otrzymała pełne wątpliwości spojrzenie od ojca. - Jego mózg działa zupełnie inaczej, niż Twój czy mój. On z każdym ruchem Nanny tworzy nowy scenariusz do gry. Mógłby ją pewnie skończyć w kilku ruchach, ale lawiruje i wybiera tak, by Nanna nie miała wrażenia, że Keith pozwala jej wygrać, ale żeby i tak wygrała. I żeby rozgrywka trwała najdłużej, jak się tylko da.

- Skoro tak twierdzisz - odparł mężczyzna, wciąż niezbyt przekonany, jednak później już tego w żaden sposób nie komentował, a Mia przez chwilę stała i delikatnie odsuwając firankę obserwowała Keitha. 

Jasne, widziała go wiele razy w rodzinnych sytuacjach, ale za każdym razem nie mogła niemal uwierzyć w to, ile oblicz ma chłopak. Jak zupełnie inny jest przy niej i Shiro, jak przy zespole, jak w szkole, jak na ulicy i jak przy jej rodzinie. Zupełnie jakby dane jej było patrzeć na zupełnie różne osoby. A trzeba było przyznać, że szczery uśmiech Keitha był więcej, niż zaraźliwy i powodował, że w sercu Mii rozlewało się jakieś takie przyjemne ciepło. Dziewczyna czasami podejrzewała, jak blisko chłopak był od utracenia wszystkiego, choć Shiro nigdy nie potwierdził jej wątpliwości. Intuicja świeciła jej jednak jaśniej, niż latarnia morska, więc, mimo że nie drążyła tematu, zawsze z tyłu głowy miała świadomość, że powinna cieszyć ją każda chwila, w której osoba, którą uznała za niemal młodszego brata, jest szczerze szczęśliwa.

Czas spędzony u rodziny mijał jakoś tak szybciej i nikt nawet nie zauważył, że powoli zaczęło się ściemniać, mimo że dawno już skończyli obiad, a Keith jako pierwszy rzucił się do pomocy przy załadowaniu zmywarki. Shiro tylko po drodze spytał go, czy Kogane jest w stanie prowadzić i czarnowłosy zapewnił, że nie ma najmniejszego problemu. Mia zrobiła się przez to jakaś podejrzliwa, ale zanim zdołała o cokolwiek spytać, Takashi chwycił najbliższe piwo i haustem wypił połowę, w ten sposób uświadamiając ukochanej, kto będzie siedział za kółkiem w tę stronę. Dziewczyna spojrzała tylko na niego, jak na skończonego idiotę, ale nie skomentowała tylko z drobnym uśmiechem dolała sobie wina.

Lance też nie zamierzał narzekać na to, jak minął mu dzień, choć zdecydowanie nie była to tak przyjemna opcja, jak ta u Keitha. Ze starszą siostrą nie dane było mu się spotkać, bo wyszła do pracy jeszcze nim on wrócił w ogóle do domu. Wstał akurat tak, by zdążyć nim mama opuści dom, więc załapał się jeszcze na opiernicz, ale później kobieta musiała niestety wybiec z mieszkania, całując go w czubek głowy i prosząc o opiekę nad młodszą siostrą. Zupełnie, jakby Lance miał jakikolwiek wybór. Przywykł jednak do tego, że tak wygląda ich życie, od kiedy opłaty za wszystko poszły cholernie w górę i wiedział, że nie mógł winić nikogo za taki stan rzeczy. Ich matka radziła sobie najlepiej, jak tylko mogła od rozwodu z ojcem, kiedy to ojciec uznał, że ma ciekawsze sprawy w życiu, niż trójka dzieci i kredyt. Nie zmieniało to jednak faktu, że czasami, po prostu czasami, Lance chciałby zjeść wspólnie obiad, pośmiać się i pożartować.

Nie miał jednak jak zmienić rzeczywistości, więc oglądał z młodszą siostrą bajki Disneya, grał w jengę i robił wszystko, czego ten mały, kochany szatan sobie zażyczył, przy okazji znajdując gdzieś tam miejsce do rzucenia na stolik podręczników i odrobienia pracy domowej i nie odkładając nigdzie dalej telefonu, który wyciągał z kieszeni za każdym razem jak poparzony, gdy tylko poczuł najmniejszą wibrację. Pisał z Keithem ile tylko dał radę i nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy tylko patrzył na ekran do tego stopnia, że nawet jego siostra stała się podejrzliwa.

- Allurę masz w szkole - oznajmiła w końcu marudnym tonem, zupełnie ignorując Mauiego w tle.

Lance'a na chwilę zamurowało. Zastanawiał się, kiedy ostatnio z taką niecierpliwością czekał na wiadomość od własnej dziewczyny i szczerze nie potrafił sobie tego przypomnieć.

- To nie Allura - odpowiedział szeptem, jakby zdradzał siostrze największą tajemnicę świata. - To taki jeden chłopak, którego ostatnio poznałem.

- Twój nowy przyjaciel? - odparła nagle radosna dziewczynka, zupełnie zapominając, że miała udawać obrażoną, że brat nie poświęca jej całej swojej uwagi.

- Mam taką nadzieję młoda, mam taką nadzieję - oświadczył Lance z lekkim uśmiechem.

I w głębi serca naprawdę ją miał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top