«Rozdział 5»

«calm down, it's a car chase, not an apocalypse»

Martha Hudson wyglądała niezwykle spokojnie pijąc swoją herbatę, pomimo iż w rzeczywistości odchodziła od zmysłów.

Kiedy Mycroft Holmes znalazł się w zasięgu jej wzroku, natychmiast podniosła się z wygodnego fotela, gotowa rzucić w niego porcelanową filiżanką. Od wykonania tego czynu powstrzymała ją jedynie niechęć do marnowania dobrego napoju oraz drogiej porcelany. Zamiast tego wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze ustami, przybierając najbardziej złowrogą mimikę, na jaką było ją stać.

Polityk był najwyraźniej odporny na takie rzeczy, bo odpowiedział jej jedynie uniesiem brwi, po czym stanął na przeciwko kobiety.

— Od razu ostrzegam, że ta sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana niż się to wydaje — oznajmił, utrzymując obojętny wyraz twarzy.

— Zdążyłam się domyślić — fuknęła nie-gospodyni i gwałtownym ruchem odstawiła filiżankę na spodek. Naczynie cudem nie roztrzaskało się pod wpływem tak dużej siły. — Natychmiast wytłumacz mi, co się tutaj dzieje! Kim była ta dziewczyna?

— Dziewczyny — poprawił ją pracownik rządu, przechadzając się po pokoju.

— Słucham? — Hudson zmarszczyła brwi.

— Były dwie dziewczyny: ta, która panią uwolniła i kierowca.

— Oh, świetnie! Dwie psychopatki zamiast jednej! — krzyknęła kobieta, wyrzucając ręce w powietrze.

— Te "psychopatki" to najprawdopodobniej najlepiej wyszkolone agentki w kraju. Znają wszystkie możliwe techniki manipulacji, są wytrenowane w wielu sztukach walki i potrafią posługiwać się niezliczoną ilością rodzajów broni, nie tylko palnej. Zapewniam panią, że Sherlock i Watson są pod odpowiednią... opieką.

Martha westchnęła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Nie wyglądała na przekonaną. Zauważając to, Mycroft kontynuował:

— Podjąłem współpracę z — zawahał się na chwilę — pewną osobą, dla której pracują te kobiety. Ja i ta osoba mamy ten sam cel – utrzymać Sherlocka przy życiu, aczkolwiek nie wiem, jakie on może mieć ku temu powody. Jego agenci są znacznie lepsi od rządowych, więc zawarliśmy układ: on dba o bezpieczeństwo mojego brata i jego przyjaciela, a ja zacieram ślady skutków ubocznych.

— Poprzez "skutki uboczne" mam rozumieć martwe ciała, tak? — sarknęła staruszka, opadając ciężko na czerwoną kanapę.

— Nie tylko — mruknął Holmes.

— Kim jest ta osoba? — zapytała kobieta.

— To akurat jedna z najbardziej strzeżonych informacji w tej sprawie — odparł mężczyzna.

"Nie dziwię się", pomyślała Alexandra i wyłączyła nagranie, które do tej pory oglądała na swoim telefonie. Wyjęła z ucha słuchawkę i kątem oka spojrzała na lusterko, w którym mogła doskonale widzieć zdenerwowaną minę Watsona oraz chłodny wyraz twarzy Holmesa.

Dziewczyna przygryzła wargę, nie spuszczając wzroku z drogi. Melanie już na początku planowania misji zasugerowała mało uczęszczaną drogę prowadzącą przez niewielki las. Wybór okazał się być trafny, ponieważ w ciągu dwóch godzin jazdy minęły jedynie dziesięć samochodów.

Ray była pewna, że ich wróg numer jeden już zdążył wysłać za nimi pościg. Szanse, że zdoła im się ich zgubić były marne, żeby nie powiedzieć "zerowe".

Sherlock nie otwierał ust przez całą drogę. Szybko wywnioskował, że udzielanie większości informacji, które chciałby poznać, zostało kategorycznie zabronione młodym kobietom, toteż od razu uznał słowa za zbyteczne. O wiele więcej mógł się dowiedzieć poprzez obserwację. Na przykład to, jak niebieskowłosa co chwilę spoglądała w lusterka, sprawdzała godzinę oraz ich aktualne położenie świadczyło o tym, że czegoś się spodziewała, a raczej kogoś.

Detektyw od razu wykluczył policję i agentów rządowych ze względu na udział Mycrofta. Musiali więc być to ci sami ludzie stojący za fałszywą eksplozją oraz włamaniem na Baker Street.

Te kobiety nie porwały ich bez powodu, ich misją jest chronić ich przed kolejnymi atakami.

Holmes spojrzał z politowaniem na swojego przyjaciela, który jak zwykle patrzył zamiast obserwować. Jego twarz była koloru zbliżonego do bieli, a serce biło tak szybko, że było to słyszalne dla pozostałych pasażerów. Siedzących z przodu kobiet zdawał się  zupełnie nie obchodzić ten fakt. Miały ważniejsze sprawy na głowie, dla przykładu to, że za chwilę mogą znaleźć się w samym środku pościgu.

Watson spojrzał kątem oka na spokojną minę Holmesa, po czym delikatnie szturchnął go w ramię. Sherlock nie odrywał wzroku od drogi, lecz odpowiedział mu tym samym gestem. John wziął głęboki wdech i zapytał najciszej, jak potrafił:

— Masz coś?

— Niewiele — oparł brunet. Doktor musiał się porządnie skupić i nadstawić uszu, aby słowa detektywa były dla niego słyszalne i zrozumiałe. — Ale z moich obserwacji wynika, że za chwilę...

— Cisza. — Damski głos był jak huk piorunu. Nie był on podniesiony, ale skutecznie skłonił mężczyzn do wyprostowania się na siedzeniach i zaprzestania mówienia. Dziewczyna kierująca pojazdem nie odzywała się do tej pory, ale teraz wiadome było, iż była równie przerażająca, co jej towarzyszka.

Część komunikatora Alexandry będąca małą słuchawką dała o sobie znać subtelnym sygnałem, słyszalnym tylko dla niej. Młoda kobieta prędko przyłożyła swoją bransoletkę do ust i wcisnęła na niej mały przycisk, uruchamiając mikrofon.

— Słucham — odezwała się przyciszonym głosem.

— Szykujcie się, są około dwóch kilometrów za wami. Cztery samochody i dwa motocykle — oznajmiła Cheryl "Lucy" Williams.

— Cholera jasna... Dobra, dzięki. Odezwę się później — odparła Ray i rozłączyła się.

— Dobra, panie i panowie — powiedziała, zwracając na siebie uwagę pozostałej trójki. — Akcja!

— Świetnie, pościg! Tego mi było trzeba! — krzyknęła sarkastycznie szatynka i dodała gazu, zwiększając prędkość do stu dwudziestu kilometrów na godzinę, po czym rzuciła okiem na nawigację. — Em, mamy problem...

— Jaki? — zawołali jednocześnie Alexandra i Sherlock.

— Tamta droga jest bardzo wąska, będzie mi trudno manewrować...

— A to oznacza, że?

— Musimy zjechać na autostradę.

Volta zamarła, po czym przełknęła ślinę. Musiała podjąć szybką decyzję, w końcu to ona prowadziła tę misję.
"Raz kozie śmierć", pomyślała, po czym odparła pewnym głosem:

— W porządku.

Melanie spojrzała na nią niepewnie.

— Na pewno?

— Dawaj.

Fierce skręciła w lewo, kierując się w stronę autostrady. Alexandra naciągnęła maskę na usta, w międzyczasie upewniając się, że całą potrzebną broń ma przymocowaną do paska i butów.

Kiedy przeniosła wzrok na jezdnię, jechali już drogą szybkiego ruchu. Melanie zręcznie wyprzedzała pozostałych kierowców, podczas gdy John nieudolnie usiłował maskować targające nim emocje.

Detektywowi szło to znacznie lepiej, jednak dało się u niego zauważyć irytację. Nie miał kontroli nad sytuacją i wcale go to nie cieszyło. Za to Watson... cóż, wyglądał na bliskiego zawału.

— Zginiemy, prawda? — zapytał głosem będącym mieszanką strachu i złości.

— Uspokój się, to pościg, a nie apokalipsa — otrzymał w odpowiedzi od brązowowłosej dziewczyny.

Doktor otworzył usta, by coś jeszcze dopowiedzieć, lecz w tej samej chwili cała czwórka usłyszała warkot silników. Melanie zerknęła na tylnią szybę przez lusterko. Byli tuż za nimi, jadąc z ogromną prędkością. Kobieta przełknęła ślinę, próbując uspokoić swój oddech. Robiła to już tyle razy, więc dlaczego teraz tak bardzo się stresowała?

Ach, no tak. Dlatego, że metr za nią siedział Sherlock Holmes.

— Przyspiesz — głos Alexandry wybudził ją z chwilowego transu. Spojrzała lekko spanikowana na prędkościomierz. Fierce była genialnym kierowcą, potrafiła świetnie manewrować i utrzymywać kontrolę nad pojazdem, jednak ogromne prędkości wciąż wzbudzały u niej strach.

— Jane — odezwała się ponownie druga z kobiet, używając jej pseudonimu. — Zaufaj mi. Ja ci ufam. Przyspiesz.

Zaufaj mi. Ja ci ufam.

"Sentymenty są kluczem do przegranej. Nigdy nie obdarzajcie nikogo żadnym uczuciem. Miłość, nienawiść, zaufanie – one wszystkie są zgubne. Możecie liczyć tylko na siebie", głos Moriarty'ego rozbrzmiał w jej głowie. Nie mianowałby on Alexandry Voltą, gdyby zauważył w niej choćby zalążek któregoś z tych uczuć. Czy była aż tak dobra, aby przechytrzyć kryminalnego geniusza?

Albo właśnie skłamała.

Oczywiście, że skłamała. Manipulacja. Nie to, żeby ją to w jakikolwiek sposób ruszyło. Przecież Alex manipuluje każdym, nawet...

"Stop!", krzyknęła sama do siebie. Wzięła głęboki wdech i jeszcze raz spojrzała na Ray, którego patrzyła na nią wyczekująco. To jest ważna misja. Moriarty miał rację – emocje i uczucia są zgubne. Ten pościg był walką.
A one musiały wygrać.

Szatynka dodała gazu, obserwując, jak prędkość powoli wzrasta do stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Zaraz potem rozległy się pierwsze strzały.

Z opóźnieniem, ale jest! Dajcie znać, co myślicie o najnowszym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top