«Rozdział 3»
«sentiment is a chemical defect found in a losing side»
Londyn, 2018
William Sherlock Scott Holmes przemierzał chodnik szybkim krokiem, aby uniknąć natrętnych dziennikarzy oraz ich idiotycznych pytań. Jego przyjaciel Watson dotrzymywał mu kroku, co sprawiało mu niemały wysiłek, zważywszy na jego niski wzrost. Na przeciwko mężczyzn szła kobieta. Jej buty na około ośmiocentymetrowym obcasie stukały na oblodzonej powierzchni, przez ramię miała przewieszoną elegancką czerwoną torebkę, która ładnie pasowała do beżowego płaszcza.
Detektyw nie zwrócił na nią większej uwagi, zamierzając wyminąć ją, tak jak to robił z innymi przechodniami. Jednakże nieznajoma zamiast pójść dalej w przeciwnym kierunku, odwróciła się i zrównała swój krok z konsultantem oraz doktorem.
— Panie Holmes — odezwała się głośno i wyraźnie, aby mieć pewność, że brunet ją usłyszy. Wspomniany rzeczywiście usłyszał, lecz nie uraczył jej nawet pojedynczym spojrzeniem.
— Tak? — parsknął nieprzyjemnie, co nie wydawało się zrazić kobiety.
— Carmen Davis, pracuję dla "The Times" i chciałabym zadać kilka pytań — przedstawiła się, wyciągając odzianą w skórzaną rękawiczkę dłoń w jego stronę.
Dziennikarka, pomyślał Sherlock z małym grymasem zgorszenia i przewrócił oczami. John posłał mu karcące spojrzenie, którego ten najwyraźniej nie zauważył (albo po prostu miał je gdzieś), ponieważ zignorował rękę kobiety oczekującą na uścisk i przyspieszył, rzucając pod nosem:
— Nie mam czasu.
— To nie zajmie długo — otrzymał w odpowiedzi. Dziennikarka poprawiła torbę, która zsunęła jej się z ramienia i również przyspieszyła.
— Musi być pani taka namolna? — sarknął Holmes z miną wyrażającą irytację.
— To moja praca — odparła spokojnie. Doktor, mając dość dziecinnego zachowania swojego przyjaciela, nachylił mu się do ucha i mruknął:
— Co ci zależy...
Detektyw westchnął, szukając w głowie jakiejś ciętej riposty, którą mógłby skutecznie spławić natrętną dziewczynę. Po kilku sekundach uśmiechnął się do siebie złośliwie i odpyskował:
— Nie będę marnować czasu na kogoś, kto po raz setny będzie mnie wypytywał o stanowisko wobec śmierci Moriarty'ego, czy też usilnie będzie mi wmawiać związek z Johnem, Molly, Irene, czy Bóg wie jeszcze kim.
Był pewien, że po jego wypowiedzi kobieta da sobie spokój. Zamiast tego poczuł silny, zręczny chwyt na swoim przedramieniu, który zmusił go do zatrzymania się i zwrócenia w kierunku dziennikarki. Rzeczona postać patrzyła mu odważnie prosto w oczy, w dalszym ciągu przytrzymując konsultanta.
— Nie zamierzam nic panu wmawiać, panie Holmes. Chcę tylko zadać kilka pytań — wyjaśniła ponownie, tym razem powoli i bardziej stanowczo, po czym puściła rękę bruneta.
Sherlock zmrużył lekko brwi i po raze pierwszy postanowił dokładniej przyjrzeć się kobiecie. Jego wzrok powoli przesunął się po jej sylwetce, szukając jakiejś wskazówki, na podstawie której mógłby coś wydedukować – zagniecenia na ubraniu, elementu biżuterii nie pasującego do reszty stroju, świadczącego o dawnym sentymencie.
Nic w wyglądzie ani zachowaniu nieznajomej nie zwróciło jego uwagi, a trzy znaki zapytania wystrzeliły obok jej twarzy. Taka sytuacja miała miejsce jedynie z Irene Adler oraz Moriarty'm, obydwoje okazali się być niezwykle niebezpieczni. W głowie detektywa doradczego zapaliła się mała czerwona lampeczka.
Jedyne, co zdołał wyczytać z jej twarzy, to determinacja. Koniecznie chciała przeprowadzić z nim ten wywiad, do tego stopnia, iż użyła siły fizycznej, aby go zatrzymać. Ten fakt odrobinę go zainteresował. Dlaczego tak bardzo jej na tym zależało?
— Słucham — mruknął, wciskając ręce w kieszenie płaszcza i uciekając wzrokiem w stronę najbliższego budynku. Pomyślał, iż może zadane przez nią pytania dadzą mu więcej do myślenia.
Dziennikarka posłała mu usatysfakcjonowane spojrzenie i przystawiła dyktafon do swoich ust, po czym odezwała się:
— Ostatnia sprawa dotyczyła morderstwa małego chłopca, zabójcą okazała się być dziewczynka, siostra jego przyjaciela. Sytuacja uderzająco podobna do incydentu z pańskiego dzieciństwa. Czy prowadzenie tej sprawy było dla pana ciężkie?
Spojrzał jej w oczy zaintrygowany. Nie spodziewał się takiego pytania. Naturalnie, ostatnia sprawa przypomniała mu o przykrych wspomnieniach, lecz nie zamierzał dzielić się tym z obcą kobietą.
Potrząsnął głową i odparował:
— Nonsens. Nie mieszam życia prywatnego z zawodowym. Kiedy prowadzę sprawę, nie myślę o sobie o swoich przeżyciach, tylko o tym, żeby rozwiązać zagadkę.
Kobieta kiwnęła głową i nie czekając ani sekundy, wystrzeliła z kolejnym pytaniem:
— Czy jest pan pewien, że siatka Moriarty'ego się rozpadła?
— Pewien nigdy nie będę, ale mam nadzieję — odparł Sherlock. Skłamał – skrycie tęsknił za rozgrywkami z kryminalistą-konsultantem, wtedy przynajmniej było ciekawie.
— Podobno rząd brytyjski coś ukrywa, coś dużego. Takie chodzą plotki, wie pan coś o tym?
Detektyw zmarszczył brwi, wodząc wzrokiem po sylwetce kobiety. Zbiła go z tropu, na ogół nie interesował się plotkami, więc nie wiedział, co odpowiedzieć. Po dłuższej chwili zastanowienia odparł:
— Nic a nic. Mycroft nie dzieli się ze mną takimi rzeczami.
— To wszystko. Dziękuję panie Holmes — powiedziała i schowała dyktafon do torebki.
— Proszę — mruknął i w tym samym momencie ogłuszył go huk wybuchu.
Niecałe pół kilometra od nich miała miejsce eksplozja. Mały sklep spożywczy wyleciał w powietrze. Ludzie wpadli w panikę, po niecałej minucie w oddali rozległo się wycie syren policyjnych oraz straży pożarnej.
Holmes odsunął dłonie od uszu i podniósł wzrok na Johna. Lekarz wyglądał na równie zdezorientowanego, co sam detektyw. Obydwoje przenieśli wzrok na dziennikarkę. Podobnie jak oni, kucała na chodniku z rękoma przy głowie. Jej dłonie się trzęsły, a spojrzenie było niespokojne i rozbiegane. Na zmianę przełykała nerwowo ślinę i zagryzała wargę. Wyglądała na przerażoną.
I w tym momencie Sherlocka olśniło. Serce omal nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej, Pałac Pamięci zatrząsł się, a kilka kartek poprzyczepianych do ścian spadło na podłogę.
Ona udawała.
Robiła to po mistrzowsku i żaden przeciętny zjadacz chleba by się nie zorientował, ale kiedy jest się Sherlockiem Holmesem, zwraca się uwagę na szczegóły. Brunet przypomniał sobie, jak po zadaniu drugiego pytania dyskretnie spojrzała na zegarek, a potem obróciła się delikatnie i kątem oka spojrzała za siebie. Wiedziała, że nastąpi wybuch.
— Nic pani nie jest? — Głos Watsona był lekko stłumiony przez falę myśli i dedukcji zalewającą umysł konsultanta. Oczywiście, John nie był detektywem, więc nabrał się bez problemu.
— Nie, dziękuję — odparła dziennikarka i z pomocą doktora, wstała.
Sherlock odwrócił się do lekarza, rzucając pytające spojrzenie w jego kierunku. Blondyn odpowiedział mu tym samym i wzruszył ramionami.
Holmes dalej łączył fakty w myślach. Gdyby kobieta ich nie zatrzymała, możliwe, że w momencie eksplozji byliby przy samym sklepie, a co za tym idzie, zginęliby. Skoro wiedziała, co się stanie, czy to możliwe, że właśnie dlatego była tak zdeterminowana, by przeprowadzić ten wywiad?
Ktoś chciał zabić Sherlocka Holmesa?
Detektyw przeniósł wzrok do miejsca, w którym przed chwilą stała kobieta, jednak nie było jej tam. Wydawało się, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Dwaj mężczyźni rozejrzeli się wokół, lecz nigdzie nie byli w stanie wyłapać jej sylwetki.
Wyższy z nich zmarszczył brwi, ponownie zagłębiając się w myślach.
Ona definitywnie nie była dziennikarką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top