«Rozdział 2»
stay low, go fast
kill first, die last
one shot, one kill
no luck, all skill
Londyn, 2013
Skupiony wzrok dziewczyny przebiegł po pomieszczeniu, w którym znajdowała się razem z sześcioma wysokimi, umięśnionymi mężczyznami. Jej nadgarstki i kostki były przytwierdzone do drewnianego krzesła za pomocą lin, które mocno wrzynały się w jej skórę. Mimo tego jej wyraz twarzy był obojętny i spokojny. Kątem oka spojrzała na stojąca za sporej wielkości szybą kobietę, czekając na jej sygnał.
— Start!
Z początku blondynka nie poruszyła się nawet o milimetr, sprawiając wrażenie, jakby krzyk rudowłosej ściskającej w ręku stoper w ogóle do niej nie dotarł.
Po upływie równo siedmiu sekund, gwałtownie i bez żadnego ostrzeżenia przechyliła się do przodu, stając na czubkach palców w wyjątkowo niewygodnej pozycji.
Odskoczyła w bok i jedną nogą krzesła trafiła w podbrzusze jednego z mężczyzn, którzy do tej pory stali nad nią niczym kaci. Postawiła mebel z powrotem na jasnych panelach, jego tylnymi nogami przygważdżając stopy drugiego z przeciwników do podłogi. Tyłem głowy uderzyła go w nos i razem z krzesłem przeturlała się po podłodze. W porę schyliła się, unikając tym samym ciosu wymierzonego w jej twarz. Silnym kopniakiem zwaliła atakującego z nóg i wyskoczyła w górę, robiąc salto. Wylądowała na plecach, a krzesło roztrzaskało się o podłogę. Po odzyskaniu pełnej swobody ruchów, nie zwlekając ruszyła do dalszego ataku.
Jedyny na świecie kryminalista-konsultant stał za szybą w niedalekiej odległości od rudowłosej i obserwował całe widowisko z zagadkowym wyrazem twarzy. Dało się słyszeć jeszcze kilka odgłosów uderzeń, po których zapanowała cisza. Roxanne Parker zatrzymała stoper i zanotowała wynik dziewczyny.
— Następna!
Drzwi zostały otwarte i nastolatka opuściła pomieszczenie. Zgarnęła kosmyk jasnych włosów za ucho i zamarła, zauważywszy postać towarzyszącą rudowłosej.
Oczywiste jest, że była przerażona, jednak podczas ośmiu lat szkolenia nauczono ją, by nie okazywać emocji, które mogłyby zostać wykorzystane przeciwko nim. Zdecydowanie nie chciała być postrzegana jako tchórz, a już na pewno nie przez samego Moriarty'ego, toteż szybko uspokoiła minimalnie przyspieszony oddech i odeszła wyprostowana. Po drodze minęła się z Melanie Fierce – kiedyś słabą i strachliwą, teraz odważną i pewną siebie. Kiwnęła lekko głową w kierunku dziewczyny, a ta odpowiedziała jej tym samym, idąc w kierunku pomieszczenia.
Strzał. Raz, drugi, trzeci. Prawą ręką, później lewą. Pociągnęła za spust, po raz kolejny trafiając w wyznaczony cel. Sebastian Moran uważnie obserwował jej ruchy, notując wyniki na kartce. Opuściła rękę, czekając na dalsze polecenia. Snajper stanął tuż za nią i w kilku szybkich ruchach zawiązał jej oczy ciemnym materiałem. Wrócił na swoje miejsce i dał sygnał.
Strzeliła. Pocisk przebił tarczę strzelecką pół centymetra od celu. Za drugim razem trafiła idealnie.
— Następna! — oznajmił sucho Moran. Alexandra odwiązała sobie oczy i oddała mu przepaskę razem z zabezpieczonym pistoletem. Potem wyszła.
Przeszła przez szereg innych testów. Wygrała pojedynek z Eve Parker i Jane Ross, włamała się do systemu i przechwyciła odpowiednie dane, dała radę siedmiu uzbrojonym mężczyznom. O godzinie dwudziestej siedziała na fotelu w zaciemnionym korytarzu, kiedy grobową ciszę przerwał odgłos czyichś kroków.
Bez wątpienia należały one do mężczyzny. Pomieszczenie częściowo rozjaśniło słabe światło lampy ściennej. Dziewczyna poczuła zapach mocnych, drogich perfum, charakterystycznych dla pewnej dobrze jej znanej osoby. Z każdą sekundą była coraz bardziej zaniepokojona.
James Moriarty wyłonił się z mroku i stanął na przeciwko osiemnastolatki. Ray natychmiast podniosła się z fotela i spojrzała mu prosto w oczy. Ten nie odezwał się ani słowem. Zbliżył się do niej i zmierzył wzrokiem jej sylwetkę, wyglądając przy tym na zamyślonego. W końcu odezwał się jednym krótkim słowem:
— Chodź.
W milczeniu dotarli do windy, którą wjechali na ostatnie piętro. Alexandra poczuła się niezwykle nieswojo. Nikt oprócz Roxanne Parker, Morana i Moriarty'ego nigdy tu nie wchodził. Prawdę mówiąc, do tej pory nie wiedziała nawet, co się tam znajduję. Nie doznała wielkiego zaskoczenia – jedynie trzy pary drzwi, każde zamykane na kartę elektroniczną.
James wyciągnął rzeczony przedmiot z kieszeni marynarki i za jego pomocą otworzył jedno z wrot. Ruchem ręki nakazał młodej kobiecie wejść do środka, co też od razu uczyniła. Pokój okazał się być gabinetem. Pod ścianami ustawione były wysokie regały, a na środku stało ciemne biurko. Kryminalista zajął miejsce za nim, a dziewczynie polecił usiąść na krześle na przeciw.
Jasnowłosa założyła nogę na nogę i zagryzła dolną wargę. Podświadomie przeczuwała, z jakiego powodu się tu znajduje i może to właśnie ten fakt wywoływał u niej taki ból brzucha.
— Jaka twoim zdaniem powinna być idealna agentka? — zapytał, patrząc na nią w skupieniu i czekając na odpowiedź. Alexandra odkaszlnęła i zaczęła wymieniać:
— Powinna być wygimnastykowana, silna i wytrzymała, powinna umieć kłamać, udawać kogoś, kim nie jest, wtapiać się w tłum i manipulować ludźmi. Wiadomo też, że musi dobrze strzelać i walczyć.
— Której z wymienionych cech nie posiadasz?
Pytanie całkowicie zbiło ją z tropu. Zastanowiła się przez moment. Osiem lat morderczych treningów zrobiło z niej profesjonalnego szpiega, mistrzynię sztuk walki i świetną manipulatorkę. Strzelała prawie tak dobrze jak Moran, co oznacza, że mogła być klasyfikowana jako snajperka. Zdziwiona stwierdziła, iż nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie.
— Zabrzmi to narcystycznie, ale posiadam wszystkie — powiedziała i wzruszyła ramionami.
Moriarty przestudiował wzrokiem jej twarz i odchylił się w swoim fotelu, obracając w dłoni czarny długopis. Dziewczyna wstrzymała oddech, oczekując, aż mężczyzna się odezwie.
— I właśnie tym argumentem wygrywasz ze wszystkimi pozostałymi. One są jak maszynki, robią, co muszą. Są dobre, ale nie ma w nich wewnętrznej siły. Jesteś najlepsza. Chyba wiesz, co to oznacza.
Zamarła i z trudem pokiwała głową. Najlepsza z całej dziesiątki, najlepsza ze wszystkich Tancerek, jak nazywano je w sieci Jamesa.
"Chyba wiesz, co to oznacza". Oczywiście, że wiedziała. Od teraz nie będzie już Tancerką, częścią jakiejś grupy, a osobną jednostką, wyróżnioną na tle innych.
Wyszła z gabinetu kryminalisty-konsultanta i stanęła na przeciwko drzwi obok, do których była przytwierdzona metalowa blaszka z wygrawerowanym napisem.
Alexandra "Volta" Ray
Nacisnęła klamkę i zniknęła w pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top