25


~Baekhyun

Siedziałem pośród pudeł, przeglądając wszystkie swoje rzeczy. Wszystkie pamiątki, jakie zebrałem wspólnie z Chanyeolem. Po mojej prawej stronie znajdowała się marynarka starszego, w którą jeszcze niedawno szlochałem. Z każdą chwilą wiedziałem, że podjąłem tę decyzję za szybko. Być może chciałem dać jeszcze szanse związkowi, który był na niższej pozycji niż kariera zawodowa. Chyba chciałem, żeby to Chanyeol zabronił mi jechać. Usłyszałem pukanie do drzwi, przetarłem twarz rękawem za dużej bluzy i spojrzałem na Kyungsoo, który uklęknął przy mnie.

– Zadzwoń do niego – powiedział po chwili ciszy.

– Nie, to on ma...– nie dokończyłem, ponieważ przerwał mi dzwonek do drzwi. Spojrzałem spod byka na chłopaka, nie wiedząc kto to. Obydwoje nie ruszyliśmy się z miejsca. W domu był jeszcze Kai, który pofatygował się otworzyć drzwi. Kogo mogło nieść o tej porze? Było grubo po pierwszej, wątpiłem, aby był to ktoś z domowników, bo każdy z nas posiadał klucze. Jakie było moje zdumienie, kiedy zobaczyłem w drzwiach, mężczyznę swojego życia. Odwróciłem twarz w poszukiwaniu chusteczek. Musiałem wyglądać naprawdę nędznie, cały zasmarkany, czerwony i spuchnięty. Wydmuchałem nos i wstałem, a kiedy się obróciłem, w pokoju byłem tylko ja i on. Kyungsoo musiał ulotnić się chwilę wcześniej. Usiadłem na łóżku i włożyłem dłonie między uda, spuszczając wzrok.

– Co tutaj robisz? – zapytałem z lekką chrypką.

– Przyszedłem porozmawiać – odpowiedział, siadając koło mnie. Wydostał jedną z moich dłoni na zewnątrz i mocno ją ścisnął – Czemu nic mi nie powiedziałeś?

– To i tak by nic nie zmieniło – odpowiedziałem, nadal na niego nie patrząc.

– Nie zmieniłoby Twojej decyzji? Czy nie zmieniłoby naszej sytuacji? – zapytał – Spójrz na mnie, Baekhyun.

– I tego, i tego – odpowiedziałem.

– Chcesz jechać? – zapytał, a ja miałem ochotę wybuchnąć szlochem, jednak tego nie zrobiłem.

– Tak – skłamałem.

– To nie znaczy, że ja chcę żebyś jechał – powiedział, spojrzałem na niego zdumiony – Kocham Cię i pomimo że wiem, że to wielka okazja, nie mogę Cię puścić.

– To nie fair. Dla Ciebie praca jest na pierwszym miejscu, a dla mnie nie może być? – zapytałem, wyrywając rękę z uścisku.

– Praca jest dla mnie ważna, ale ktoś uzmysłowił mi, że jeśli Cię stracę to i ona straci znaczenie. To dla Ciebie tworzę te ubrania, gdybyś odszedł, nie uszyłbym niczego co miałoby znaczenie.

– Kłamiesz – prychnąłem.

– Dlaczego miałbym kłamać? Wiesz dobrze, że Cię kocham.

– Tak, wiem, ale to niczego nie zmieni. Teraz tak mówisz, a później i tak zatracisz się w pracy, a mnie znowu zlejesz! – krzyknąłem.

– Uspokój się, wiem, że jesteś zły za te wakacje, ale wiesz, że nie mieliśmy wyboru – tłumaczył.

– Ty nigdy nie masz wyboru! – krzyknąłem – Zawsze masz cholerny wybór, ale z niego nie korzystasz!

– Baekhyun, proszę Cię, nie krzycz – powiedział, ciągnąc mnie z powrotem na posłanie.

– Kiedy, Chanyeol, zawsze tak jest! Teraz Ci wybaczę, przez tydzień będzie dobrze, a później powrót do rzeczywistości, bez Ciebie, bez Chanel, bez niczego! – warknąłem.

– Ograniczam Cię? – zapytał spokojnie, pomimo moich wybuchów.

– Nie, Chanyeol. Ograniczasz sam siebie, a przy okazji nasz związek. Jesteś skupiony tylko na jednej rzeczy, co nie jest dobre. Miało być inaczej – powiedziałem zrozpaczony.

– Nie chcę, żebyś jechał – powiedział stanowczo, a we mnie obudziły się motyle. Oczy zapiekły mnie, kiedy znowu zebrały się w nich łzy.

– Pojadę, Chanyeol. I ty nie zmienisz mojej decyzji – powiedziałem w końcu, siadając na łóżku.

– To tak się właśnie czułeś, kiedy wybierałem pracę, zamiast Ciebie? – zapytał skruszony.

– To znaczy jak?

– Jakby ktoś wydzierał Ci serce...

– Tak, dokładnie tak, Chanyeol. Jakby ktoś wydzierał mi serce i deptał je na moich oczach. Wiem, że szycie jest dla Ciebie ważne, ale nie może być tak, że ważniejsze ode mnie – powiedziałem stanowczo, wracając do pakowania rzeczy. Pudła porozrzucane były wszędzie, nie wiedziałem co pakować i jak się pakować, więc panował istny harmider. Chanyeol siedział w ciszy, obserwował mnie, a ja udawałem, że jego obecność wcale mi nie ulżyła. Dlaczego powiedziałem te wszystkie słowa, skoro czekałem na to, aby Chanyeol powiedział, że nie chce, żebym jechał. Sprzeczałem się sam ze sobą. Klęknąłem przy małej komodzie, gdzie znajdywały się wszystkie moje drobiazgi. Zacząłem je pakować. Chociaż nie wiem, czy wrzucanie wszystkiego jak popadnie można było nazwać pakowaniem.

– Skoro tak bardzo chcesz jechać, to dlaczego osmarkałeś mi całą marynarkę – usłyszałem po chwili ciszy. Odwróciłem się szybko w jego stronę, wciąż siedział na łóżku, ale teraz w jego rękach spoczywało ubranie, w które jeszcze nie tak dawno szlochałem.

– Nie całą – zaoponowałem. Spojrzał na mnie jak na debila, którym zresztą byłem. Wydymałem policzki, na co Chanyeol uśmiechnął się rozczulająco.

– Naprawdę nie chcę Cię stracić – mruknął, wstając i podchodząc do mnie. Spuściłem wzrok, jeszcze chwila, a kompletnie pęknę – Pójdźmy na kompromis – dopowiedział.

– Co? – zapytałem głupio.

– Ustalisz mi grafik pracy, a do Paryża pojedziesz tylko na 3 miesiące – zaproponował.

– To wciąż za mało. W moim towarzystwie nie odbierasz telefonów służbowych, nie robisz papierów, nie wybierasz modeli, wszystko, co związane jest z pracą. Jedyne co możesz przy mnie robić to tworzyć i szkicować nowe projekty. To jestem w stanie znieść.

– Nie wiem czy uda mi się spełnić Twoje prośby – odpowiedział.

– W takim razie nie mamy o czym rozmawiać – zakończyłem temat, wracając do pakowania.

– Baekhyun, zrozum, są nagłe wypadki – zagadnął, odwracając mnie do siebie. Podniósł mnie z klęczek, a ja z wrażenia poplątałem nogi. Spojrzałem na niego oburzony.

– Zastanawia mnie jeden fakt... Czy gdybym ja był na miejscu Minseoka, też nie pojawiłbyś się w szpitalu? Ponieważ praca byłaby ważniejsza? – zapytałem. Może to było podłe pytanie, jednak nie umiałem inaczej go zadać.

– Baekhyun, nie jesteś Minseokiem.

– Minseok to Twój przyjaciel, też jest ważny, a jednak nie pojawiłeś się ani razu. Do mnie zadzwoniłeś tylko raz, przez cały pieprzony tydzień! – wydarłem się – Kiedy ja wewnętrznie umierałem, Ty zajmowałeś się czymś innym! – mój głos znowu się załamał. Do tego chrypka, jaka ogarnęła moje gardło, utrudniała mi mówienie. Chanyeol w końcu się zdenerwował. Złapał mnie za ramiona i przytwierdził do ściany.

– Najpierw się uspokój – powiedział ściszonym głosem – Kiedy, kurwa, zrozumiesz, że próbuję ratować ten związek, a ty uparłeś się jak idiota z tym wyjazdem – otworzyłem buzię, kiedy usłyszałem z ust Chanyeola przekleństwo. Roześmiałem się.

– To ty jesteś idiotą! – powiedziałem śmiejąc się i płacząc. Zarzuciłem ręce na jego szyję i mocno się do niego przytuliłem. Chłopak odwzajemnił uścisk, również mocno się we mnie wtulając. Wiedział już, że mnie ma. Wiedział już, że przekabacił mnie na swoją stronę, ale jak mogłem inaczej, skoro kochałem go, jak szaleniec. Po mojej chorej szopce, nadal chciał nas ratować, nadal chciał ze mną być. Nie wiem, ile tak się przytulaliśmy, na pewno chwilę to trwało, jednak w końcu odsunąłem się od niego i uderzyłem delikatnie jego pierś. Udał oburzenie, a ja zaśmiałem się radośnie. Tak właśnie miało być.

– Kocham Cię, Chanyeol.

~Minseok

Ścisnąłem dłoń na tyle, ile potrafiłem. Chłopak koło mnie usnął chwilę temu ze zmęczenia. Z tego co mówiła pielęgniarka, siedział przy mnie codziennie od przeszło tygodnia. Cieszyło mnie to, ale z drugiej strony nie miałem powodów do radości. Lekarz wcale nie musiał mnie informować o moim stanie zdrowia, czułem doskonale niemoc w dolnych partiach. Zaraz po przebudzeniu, kiedy nie mogłem poruszyć nogami, wpadłem w histerię. Dopiero zastrzyk na uspokojenie zdołał stłumić moją panikę. Chen był przerażony, może nawet bardziej niż ja teraz, bo zaczynałem rozumieć, co tak naprawdę mnie czeka. Do sali weszła przełożona wszystkich pielęgniarek. Była kobietą po pięćdziesiątce, która wyglądała na maksymalnie trzydzieści pięć lat. Była miłą osóbką i pomimo że było już po godzinach odwiedzin, nie wygoniła stąd Chena, tylko przykryła go kocem, przyniesionym przez siebie.

– Dziękuję – wyszeptałem zachrypniętym głosem.

– Nie ma za co, dziecko. Jak się czujesz? – zapytała, biorąc moją kartę. Zmierzyła mi temperaturę i zapisała na karcie – Boli Cię głową? Masz nudności?

– Głowa boli, ale brak nudności – odpowiedziałem uprzejmie.

– Dobrze, podam Ci lek przeciwbólowy – powiedziawszy to, wstrzyknęła mi dożylnie środek przeciwbólowy. Podziękowałem jej, a następnie kobieta ulotniła się z sali, życząc mi dobrej nocy. To wszystko było trochę przytłaczające, nie chciałem nawet myśleć o wózku. Chciałem chodzić, w końcu Chen obiecał mi randkę przed wyjazdem. Nie mogłem sobie wyobrazić siebie, jako kalekę. Nikt, kto był sprawny przez całe życie, nie chciał być upośledzony. Ponownie ścisnąłem dłoń, wbijając paznokcie w dłoń, Chena. Chłopak poruszył się nieznacznie, jednak nie obudził się, zacisnął tylko dłoń mocniej. Gdyby go tutaj nie było, umierałbym teraz z rozpaczy nad swoim losem. Jego obecność wiele dla mnie znaczyła. Myślałem, że się odwróci, nie będzie chciał być z niepełnosprawnym, ale szczerze wiedziałem, że nigdy by tego nie zrobił. Nie był taką osobą.

~Luhan

Dzisiejszy dzień był niezwykle przytłaczający, dla wszystkich. Wiadomość o odejściu Baekhyuna wstrząsnęła całą agencją, z drugiej strony był Minseok, który miał zostać kaleką. Jak wszystko zaczynało się psuć, to naraz. Chodziłem wściekły i smutny, na sesji nie mogłem się skupić, a czekała mnie jeszcze reklama, którą swoim rozkojarzeniem pewnie zepsuję. Sehun już nawet nie odzywał się na moje głupie odzywki, tylko dzielnie je znosił. Byłem okropny, wiedziałem, że to nie jego wina, ale i tak on obrywał. Po skończonej sesji, złapałem swój telefon i zadzwoniłem do Baekhyuna, który tak, jak się spodziewałem, nie odbierał. Spróbowałem jeszcze trzy razy i kiedy nadal nie odbierał telefonu, wściekły rzuciłem nim w ścianę. Patrzyłem, jak niczemu winy telefon, rozlatuje się na części. Zaraz do pokoju wszedł Sehun, zaalarmowany niepokojącymi dźwiękami.

– Chyba potrzebuję nowego telefonu – obwieściłem swojemu partnerowi.

– Nie chyba, a na pewno – odpowiedział zrezygnowany – Co się z Tobą ostatnio dzieje? – zapytał poważnie. Jego twarz nie wykazywała żadnych emocji, czyli jak zawsze. W ogóle jego twarz była niczym głupi posąg.

– Nie wiem, okej? Wszystko mnie wkurwia, wszystko mnie drażni, po prostu jestem zmęczony – powiedziałem na jednym wydechu.

– Masz mdłości? – zapytał spokojnie.

– Nie, raczej nie – odpowiedziałem, nie wiedząc o co mu chodzi. Po kilku sekundach jednak zrozumiałem, wytrzeszczyłem oczy na niego i z wrażenia aż usiadłem – Sugerujesz, że jestem w ciąży?

– Cóż, zważając na Twoje ostatnie zachowanie, może być to możliwe – odpowiedział, całkowicie nieprzejęty.

– Nie, to niemożliwe – zaśmiałem się kpiąco – Przytyłem? Dlatego tak mówisz? – zapytałem ze łzami w oczach.

– Nie, kochanie – odpowiedział, przytulając mnie do swojego ciała. Oplotłem rękoma jego pas i wtuliłem twarz w jego umięśniony brzuch. Nie obchodziło mnie to, że ubrudzę jego piękną, białą koszulę. Rozpłakałem się, może w tym co mówił było jednak trochę prawdy? Ostatnio jadłem o wiele więcej, nie spałem za dużo i czułem się troszeczkę inaczej.

– Zróbmy badanie, Luhan – powiedział, wciąż głaszcząc mnie uspokajająco – Jeśli jesteś w ciąży, wezmę za was odpowiedzialność, przecież wiesz.

– A co z karierą i ogólnie z tym wszystkim? – zapytałem, spoglądając na niego.

– Zawsze będzie tu dla Ciebie miejsce, przecież o tym wiesz – odpowiedział – Odwołam grafik z reszty dnia i umówię Cię do lekarza.

– Okej.

– Przebierz się – mówiąc to, opuścił garderobę. Spojrzałem w swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnąłem się lekko, może ciąża wcale nie była taka zła. W końcu stworzyłbym rodzinę, taką, o jakiej zawsze marzyłem.

Denerwowałem się i to bardzo. Sehun nadal pozostawał niewzruszony, a ja wychodziłem po prostu z siebie. Zazdrościłem mu tego, że potrafił być aż taki opanowany. Zacisnąłem mocno dłoń na krześle, na którym siedziałem, oczy rozbiegały mi się w każdym kierunku, byleby tylko nie patrzeć na drzwi gabinetu, do którego zaraz musiałem wejść.

– Ja też się denerwuje – usłyszałem. Zdumiony spojrzałem w bok. Sehun patrzył na mnie uważnie i chociaż słyszałem, co powiedział, nie mogłem w to uwierzyć.

– Nie wyglądasz na takiego, co by się denerwował – szepnąłem.

– Jesteśmy w tym razem, a co najważniejsze, chcę mieć z Tobą dziecko – powiedział, przytulając mnie do siebie. Uśmiechnąłem się nikle, chyba chciałem to usłyszeć.

– Panie Lu, zapraszamy – słysząc swoje nazwisko, momentalnie oblał mnie zimny pot. Spojrzałem z przerażeniem na Sehuna, ale ten nic nie powiedział, złapał jedynie moją dłoń i ruszył do gabinetu.

– Witam, nazywam się Kim SeokJin, co państwa do mnie sprowadza?

– Ja i mój partner podejrzewamy, że jesteśmy w ciąży – powiedziałem głupio – Znaczy, że ja jestem w ciąży – sprostowałem.

– Oh, rozumiem – powiedział i zapisał coś na karcie pacjenta – Jakieś szczególne dolegliwości?

– Drażliwość, jestem strasznie rozchwiany emocjonalnie, do tego jem za dwudziestu, jak nie lepiej. I ostatnio po prostu czuję się dziwnie, a mój partner stwierdził, że przytyłem – wytłumaczyłem.

– Nic takiego nie powiedziałem – obronił się Sehun. Lekarz zaśmiał się uroczo.

– Kiedy ostatnio raz współżyliście ze sobą? – zapytał, ponownie coś zapisując.

– Ze dwa tygodnie temu? – bardziej zapytałem, niż stwierdziłem. Sehun skinął jedynie głową.

– Dobrze, w takim razie zrobimy badanie krwi i USG. Zapraszam do pomieszczenia obok – zwrócił się do mnie. Oddałem wszystkie swoje rzeczy Sehunowi i ruszyłem za doktorem. W pomieszczeniu znajdowała się kozetka, parę szafek i jakiś sprzęt. Położyłem się na łóżku, podwinąłem bluzkę i odpiąłem swoje spodnie. Po chwili na swoim brzuchu poczułem zimno, spowodowane specjalnym żelem do usg. Na moim brzuchu pojawiła się gęsia skórka.

– Stresuje się Pan? – usłyszałem pytanie.

– Bardzo, dziecko to wielka odpowiedzialność, w szczególności, kiedy w międzyczasie robi się karierę.

– Ah, no tak, już wiem skąd Pana kojarzyłem. Jest pan tym modelem z Roses Agency.

– Tak, dokładnie – odpowiedziałem.

– Proszę się tym nie przejmować, wszystko da się zrobić. Ja i mój mąż też byliśmy w trakcie naszych karier zawodowych, gdy byłem w pierwszej ciąży – wyznał.

– Naprawdę? Kim jest pański mąż? – zapytałem z ciekawości.

– To prezes Kim Corporation – powiedział, uważnie spoglądając w ekran ultrasonografu.

– Ah, kojarzę tę firmę – uśmiechnąłem się szeroko – Jak ma na imię dziecko?

– Jimin i Taehyung – odpowiedział, śmiejąc się cicho – To bliźniaki, mają już sześć lat.

– Muszą być oczkiem w głowie – stwierdziłem.

– Tak, Namjoona w szczególności, no i pozostałych wujków z korporacji – zaśmiał się – Suga, zastępca mojego męża, rozpieszcza ich najbardziej.

– Pewnie i oni pójdą w ślady ojca – zaśmiałem się, a razem ze mną, lekarz.

– Proszę spojrzeć tutaj – wskazał palcem na ekran – To pańskie dziecko, ale stwierdzając po jego wielkości, nie ma więcej niż półtora miesiąca.

Spojrzałem w ekran, momentalnie z moich oczu poleciały łzy, złapałem swoją twarz w dłonie, a z mojego gardła wydobył się cichy szloch. Lekarz wydrukował zdjęcie, po czym mi je wręczył. Podziękowałem cicho i wytarłem swój brzuch, a następnie przetarłem buzię i wysmarkałem nos. Po ogarnięciu się wróciłem do gabinetu i spojrzałem na Sehuna, który chyba jednak trochę się przejmował, bo w jego oczach czaiła się ta ciekawość. Uśmiechnąłem się delikatnie i podałem mu zdjęcie naszego dziecka. Przytulił mnie mocno do siebie, a doktor Kim pogratulował nam, w międzyczasie zaczął wypisywać mnóstwo skierowań na przeróżne badania. Ja go jednak nie słuchałem, tylko wciąż wpatrywałem się w zdjęcie mojego maleństwa.

~Chen

Śmiałem się do rozpuku, Tao i Kris kłócili się o jakąś mało ważną rzecz, jednak mnie i Minseoka bawiło to niezmiernie. Dzięki tej dwójce chłopak, chociaż trochę zapomniał o swojej nieciekawej sytuacji. Nawet jeśli wciąż byliśmy w szpitalu, to oni całkowicie zmienili atmosferę tego miejsca.

– Nie wkurwiaj mnie, Mr. Wu – usłyszałem z ust Tao, na co wybuchnąłem jeszcze większym śmiechem.

– Kiedy ja tego nie robię! To nie w moim stylu, do cholery. Nie mam nic lepszego do roboty, tylko zapieprzać pół miasta po jakieś buciki, możemy kupić inne – obronił się Kris.

– Po jakieś buciki, tak!? – warknął na niego – Chcesz, żeby nasze dziecko chodziło jak jakieś bezguście?! – ryknął.

– Jeśli zaraz po urodzeniu będzie chodzić, to pierwsze, co zrobi, to napisze swoje imię w książce rekordów Guinessa – zakpił mąż ciężarnego. Tao, o ile mógł bardziej się wkurzyć, tak teraz przypominał bombę atomową. W jednej chwili chwycił wszystko, co miał pod ręką i zaczął rzucać w swojego męża. Minseok ryknął jeszcze głośniejszym śmiechem, jednak nawet to nie przeszkodziło mężczyznom w walce, jaką prowadzili. Po chwili jednak pielęgniarka zainterweniowała i rozdzieliła parę, przypominając Tao o ciąży i o tym, że powinien o siebie dbać. Wraz z Kimem ocieraliśmy sobie łzy, dawno nie miałem tyle radości z tych głupków.

– No i na co się gapisz, Mr. Wu?

– Na nic.

– Wyglądasz jak ciota po klapsie, idioto – warknął na niego, a ja i Minseok ponownie ryknęliśmy śmiechem.

– To ja może pojadę po te buciki – powiedział zrezygnowany. Ucałował swojego partnera w czoło i po pożegnaniu z nami opuścił sale.

– Nigdy nie wychodźcie za lenia – ostrzegł nas Tao, bardzo poważnym tonem.

– A co tu tak wesoło? – usłyszeliśmy pytanie. Po chwili do pokoju wszedł Luhan wraz z Sehunem. Ten pierwszy wyglądał, jakby chwilę wcześniej jeszcze płakał.

– Tao z Krisem są świetnymi komikami – odpowiedział mu Minseok.

– O, chciałbym to zobaczyć – mruknął Sehun i podszedł do Kima, mocno go do siebie przytulając. Nie wiedziałem, że stać go na coś takiego.

– Uwierz mi, padłbyś ze śmiechu – tym razem ja się odezwałem.

– Coś się stało? – zapytał Tao, Luhana – Płakałeś.

– Uhm to... – zaciął się. Z kieszeni spodni wyciągnął małą karteczkę i wręczył Tao. Spojrzeliśmy zaciekawieni na ciemnowłosego i gdy ten pisnął zza chwytu i zaczął ściskać go bardzo mocno, dalej byliśmy oszołomieni. Spytałem Sehuna, o co chodzi, a ten dumnie obwieścił ciążę swojego ukochanego. Gratulacje trwały chyba z pięć minut.

– Luhannie jak urodzisz chłopczyka, to stworzymy piękną parkę! – wymyślił nagle Tao. Sehun zaśmiał się i stwierdził, że nieważne, co się urodzi i tak będą mogli stworzyć parę. Tao przystał na to z wielkim uśmiechem na twarzy.

– O, widzę, że pełna sala – nagle wszedł lekarz prowadzący Minniego – Dobrze, że są tak radosne nastroje, mam nadzieję, że polepszę je jeszcze bardziej. Panie Kim, otrzymałem przed chwilą wyniki i jak mniemam jest pan bardzo zdeterminowany, by znowu stać o własnych siłach. Przy codziennej rehabilitacji za pół roku powinien Pan móc chodzić o własnych siłach – powiedział, no co Minseok ucieszył się i nie tylko on. Może na zewnątrz wyglądał na spokojnego, jednak wiedziałem, że w środku dziękuje wszelkim bóstwom za zdrowie. Uścisnąłem jego dłoń, na co on spojrzał na mnie zaszklonymi oczami i mimowolnie popłakał się ze szczęścia. Czekała go bardzo długa droga, jednak wszyscy wiedzieliśmy, że z pomocą przyjaciół będzie w stanie dokonań niemożliwego. Uśmiechnąłem się nikle i ucałowałem jego czoło.

– Chanyeol mówił, że staniesz o własnych siłach, widzisz?– powiedziałem.

– Chanyeol tu był? – zapytał z ciekawości Sehun.

– Tak, razem z Baekhyunem. Konflikt zażegnany – odpowiedział Minseok. Lekarz jeszcze przebadał go i sprawdził nogi, po czym wyszedł do innych pacjentów.

– To znaczy, że Baekhyun nie wyjedzie? – zapytał radośnie, Luhan.

– Z tego co mi wiadomo, to nie – odpowiedziałem.

– Czy tylko ja mam wrażenie, że w końcu wszystko się układa? – zapytał Minnie.

– Nie tylko ty, jeszcze rano byłem przekonany o tym, że jestem śmiertelnie chory– stwierdził Luhan.

– Niby na jakiej podstawie? – zapytał ciekawy Tao.

– Pomylił ciążę z chorobą – stwierdził jego partner.

– Wiecie co, ja nie wiem, jak Kris wytrzyma dwóch ciężarnych w swojej agencji, wyłysieje – zaśmiał się Minnie, a wraz z nim reszta zebranych osób. Splotłem palce z tymi mojego ukochanego i przytknąłem do swoich ust. Ucałowałem je krótko i pomyślałem sobie, że kiedyś i my zrobimy sobie takie małe potworki, ale najpierw musiałem postawić swojego chłopaka na nogi.


A/N 

Cześć ludzie! Bardzo mnie zaskoczyły wasze poprzednie komentarze, dlatego mam nadzieję, że dzisiaj usatysfakcjonowałam was tym rozdziałem :) Moja beta bardzo poprawiła mi humor, więc mam nadzieję, że i wy mi go poprawicie :D Nie chce was zasmucać, ale zostały tylko dwa rozdziały do końca. Przygotowuje Was mentalnie na nadejście końca. Do tego mam pytanie, czy ktoś chciałby jakiegoś shota? O jakiejś konkretnej tematyce? Konkretny paring? Dajcie jakieś propozycje, a ja postaram się przed końcem Vogue, umilić wam czas :) Buziaki :****

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top