23
~Sehun
Było już grubo po trzeciej, a Luhana wciąż nie było w hotelu. Byłem spokojny, może nawet za spokojny. Wiedziałem, że dzieje się z nim coś złego, że znowu przechodzi trudniejszy okres, ale miałem do niego zaufanie i czułem, że nic głupiego nie zrobi poza szwendaniem się w trybie emo. Nie zadzwoniłem ani razu, chciałem dać mu tę swobodę bycia przez chwilę samemu. Potrzebował tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jego płomień przygasał, znowu wypalał się emocjonalnie. I kto by pomyślał, przecież niedawno wszystko było z nim dobrze. Jedyne o co bałem się najbardziej, to nawrót jego choroby.
Usłyszałem skrzypnięcie drzwi wejściowych, spojrzałem w tamtą stronę uważnie przyglądając się osobie wchodzącej do pokoju. To mógł być tylko on, a ja pomimo tego i tak wyczekiwałem nieznanego. Przyjrzałem się uważnie jego zgarbionej postawie, zbolałej minie i napuchniętym oczom. Nie był sobą.
– Odwołałem wszystkie pozostałe zlecenia, wracamy do kraju – odezwałem się delikatnym szeptem. Jedyne na co było go stać, to kiwnięcie głową. Bez słowa pocieszenia podszedłem do niego, zamykając go w szczelnym uścisku. Tego potrzebował najbardziej. Nie ruszył się nawet o milimetr, nie podniósł nawet rąk, aby odwzajemnić uścisk.
– Nie wiem co się ze mną dzieje, Sehun... – załkał.
– Jesteś przygnębiony i zmęczony, to wszystko.
– Jeszcze niedawno nie byłem – odburknął –To wszystko przez to miasto!
– Nie obwiniaj miasta za swoje złe samopoczucie – upomniałem go żartobliwie.
– Kiedy to ono mnie tak dołuje, chcę do Seulu!
– Czasem kaprysisz jak dziecko, kiedy indziej wściekasz się jak szalony, a jeszcze kiedy indziej płaczesz, jakby Ci nogi poucinali. Jednak pomimo tego wszystkiego dalej jesteś uroczy, dlaczego? –zapytałem.
– Jestem uroczy?
– Oczywiście, mój słodki, Lu - odpowiedziałem pewnie.
– Dziękuję, Sehun. Za podniesienie mnie na duchu – powiedział, w końcu się uśmiechając. Później tylko pomogłem mu spakować rzeczy i poszliśmy spać. Samolot mieliśmy dopiero popołudniu, a więc mogliśmy nareszcie się wyspać. Oboje.
~Baekhyun
Było już późne popołudnie, kiedy zdecydowaliśmy się w końcu opuścić łóżko. Otuleni zapachem naleśników z późnego śniadania, leżeliśmy wśród poduszek, rozmawiając na wszystkie, możliwe tematy. Ostatnimi czasu nie mieliśmy możliwości, aby pobyć tylko we dwóch, bez pracy za plecami, czy osobami trzecimi. Chanyeol co raz bardziej przekonywał się co do naszej bliskości i widać było, że bardzo ją polubił. Nie był już taki nieśmiały jak na początku. Można powiedzieć nawet, że był czasami śmielszy ode mnie. Nawet teraz, podczas kąpieli, jego dłonie bardzo pewnie mnie myły, kiedy ja byłem cały czerwony i onieśmielony.
– Jeszcze wczoraj w nocy byłeś gotów robić rzeczy dla dorosłych, a teraz rumienisz się jak cholera podczas wspólnej kąpieli –usłyszałem, rozweselony głos Chanyeola.
– To nie tak –mruknąłem, patrząc gdzieś w bok.
– A jak?
– Ugh! Nie wiem... po prostu czuję się zawstydzony - powiedziałem, obserwując jego reakcję. Uśmiechał się szeroko, tak jak zawsze, kiedy czymś go rozczuliłem.
– To przestań, widziałem Cię chyba już we wszystkich możliwych momentach –powiedział pewnie. Złapał mój policzek i ucałował delikatnie moje wargi. Oddałem pocałunek, następnie go pogłębiając. Przysunąłem się do niego i oplotłem go nogami w pasie, mocno przywierając do niego. Dobrze, że wanna była duża, bo nie wiem czy dali byśmy radę stworzyć tu taką pozycję. Wplotłem dłoń w jego mokre włosy, nieco je ciągnąc. Całowanie go było naprawdę przyjemne. Uwielbiałem, kiedy nasze wargi stykały się ze sobą. To uczucie miękkości było dla mnie bardzo cenne. Oderwałem się od niego, uśmiechając delikatnie pod nosem. Sięgnąłem po żel do mycia ciała i nałożywszy go na dłoń, zacząłem myć Parka. Nie sprzeciwiał się, za to ja robiłem to naprawdę bardzo wolno. Umyci i ubrani wyszliśmy z pokoju, kierując się na obiad. Chcieliśmy zjeść w jakiejś knajpce położonej nad wodą i takową znaleźliśmy. W oczekiwaniu na posiłek postanowiłem włączyć telefon, w celu zrobienia Chanyeolowi zdjęcia. Wyglądał bardzo przystojnie, kiedy zamyślony wpatrywał się w fale. Jednak zanim zrobiłem mu zdjęcie, na mój telefon przyszło mnóstwo powiadomień. Zły chciałem cisnąć telefonem najdalej jak się tylko da, ale zrezygnowałem z tego.
– Co Ty wyprawiasz? - zapytał Chanyeol, który zauważając moje poczynania, zaprzestał wpatrywania się w fale.
– Ani chwili spokoju –powiedziałem,wskazując na aparat do dzwonienia.
– Zostaw to na razie, jedzenie idzie –powiedział. Skinąłem głową i po chwili zajadałem się tutejszym specjałem. Jedzenie posiłku w ciszy miało swoją zaletę tylko w takim miejscu. Jednak nawet to musiały mi przerwać wibrację mojego telefonu.
– Wyłącz go –poprosił mnie Park.
– Dobrze - odpowiedziałem, jednak moją uwagę przykuł numer wyświetlany na ekranie –To Twoja praca, Chanyeol.
– Co?–zapytał zdziwiony –Przecież było ustalone, że wszystkim zajmuje się Minseok, kiedy mnie nie ma.
Dłużej go nie słuchając, odebrałem telefon.
– Halo?
– Panie Byun! Jak dobrze, że Pan w końcu odebrał – usłyszałem głos sekretarki.
– Co się stało?
– Chodzi o Pana Kima. Dwa dni temu miał wypadek samochodowy, nie wiemy co robić, od kiedy go nie ma. Pan Wu stara się nam pomóc za wszelką cenę, jednak on nie ma praktycznie pojęcia o szyciu. Potrzebny jest nam... - nie dałem jej do kończyć.
– Jak to? Jaki wypadek? –zapytałem tylko to rejestrując w swojej głowie – Wiadomo co z nim?
– Niestety, ja nie posiadam takich informacji - odpowiedziała potulnie. Jednak zanim zdążyłem jej coś odpowiedzieć, Park zabrał mi telefon. Rozmawiał z nią chwilę, potem obydwoje zerwaliśmy się z zajmowanych miejsc. Chanyeol zapłacił za rachunek i szybkim krokiem kierowaliśmy się do hotelu. Rozumiałem sytuacje i wiedziałem, że tak trzeba, jednak byłem zły, że ktoś przeszkodził nam w wakacjach. To nie była wina Minseoka, jednak obwiniałem za to chyba każdego. Spojrzałem w bok na ocean, który był niezwykle obiecujący. Wszedłem do niego tylko raz i teraz żałuję, że nie zrobiłem tego więcej razy. Chanyeol po tym, jak uruchomił swój telefon, wisiał nad nim bez przerwy. Ja sam nie miałem ochoty do nikogo dzwonić. Potrzebowałem przez chwilę pobyć egoistą. Z tego co usłyszałem, Park bukował bilety na najbliższy samolot, co oznaczało natychmiastowe pożegnanie z naszym własnym rajem. Tak jak przypuszczałem, zaraz po przebyciu progu pokoju, Chanyeol nakazał mi pakowanie. Robiłem to swoim tempem, kiedy Chanyeol rzucał wszystkim jak popadnie. Było to całkowicie bez sensu, bo na bramkach i tak będzie musiał wszystko przepakować. Odsunąłem go od jego walizki i po ogarnięciu jego rzeczy, wróciłem do swoich. Z tego, co mi przekazał, lot miał być za siedem godzin. Akurat żeby dojechać na lotnisko i udać się do odprawy. Sprawdzałem dokładnie każdą szafkę i łazienkę, czy, aby na pewno czegoś nie zostawiliśmy. Ciężko było patrzeć mi na ten pamiętny pokój. Zostawialiśmy tu nasze igraszki i każde wyznanie miłosne. Jeszcze raz podszedłem do łóżka i zajrzałem pod nie. Jednak i tam nic nie znalazłem. Z ociąganiem wyszedłem za obsługą hotelową, która zabrała nasze bagaże. Wychodząc przed hotel, spojrzałem jeszcze raz na ocean, który uspokoił się nieco i teraz pozostawał gładką taflą wody. Byłem jak ten ocean. Spokojny i tajemniczy.
– Żegnaj, Santa Monica.
~Chen
Biel ścian była niezwykle rażąca i denerwująca, szczególnie w takich okolicznościach. Nie mogłem uwierzyć, że nikt mi nie powiedziało czymś tak ważnym. Nie mogłem też uwierzyć w to, że tylko mnie spotyka taki życiowy pech. Tylko mnie spotykało takie nieszczęście, że traciłem osoby te najbliższe memu sercu. Co prawda, Minseok żyje, ale jest w śpiączce farmakologicznej. O wypadku dowiedziałem się dzisiejszego ranka, kiedy wpadłem z niezapowiedzianą wizytą do domu mody Park. Dopiero tam dowiedziałem się, że Xiumin miał wypadek i dowiedziałem się o tym dopiero dwa dni po zdarzeniu! Nie wiedzieć czemu, byłem zły na siebie, zły i bardzo bezsilny. Była noc, nikt nie chciał wpuścić mnie do pokoju chłopaka. Nie dziwiłem się, w końcu wstęp miała tylko rodzina. Może to głupio zabrzmi, ale spotykając się z nim, nie miałem pojęcia o jego rodzinie. Sekretarka zapewniała mnie, że została powiadomiona jego rodzina, ale od samego rana nie widziałem nikogo takiego. Byłem tutaj sam. Baekhyun nie odbierał telefonów, jak mniemam, Chanyeol robił to samo. Teraz jedyne co mi pozostało, to czekać.
A/N
Hej, haj, heloł :) Mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętacie :) Wiem, że jesteście źli, wkurzeni na mnie za to, że tak długo nie było rozdziału. Brak mi usprawiedliwienia, bo w połowie było to moje lenistwo, no i brak weny :c Trochę też szkoła mi pokrzyżowała plany :P Rozdział naprawdę krótki, ale obiecuje, że następne będą odrobinę dłuższe! Druga sprawa to taka, że zbliżamy się do końca. Pozostało nam już tylko parę rozdziałów.
Proszę o pozostawienie komentarza. Nawet tego z opieprzem! :D Wiadomo, wtedy wena szybciej przychodzi.
Kocham Was! Buziaki :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top