21
~Sehun
Nie wiedziałem, na co byłem bardziej wściekły. Na siebie, że jak zwykle go nie przypilnowałem, czy na niego, bo jak zwykle przesadził z alkoholem i durnymi pomysłami. Krążyłem wokół łóżka czekając, aż jaśnie Pan w końcu wyjdzie z łazienki. Na dworze nie było może za zimno, ale dłuższe paradowanie w wilgotnych ubraniach na pewno zwiastowałoby u niego późniejszą chorobę. Mogłem się tylko domyślać jaką atrakcje zaserwował gościom, mój chłopak. Nie mówiąc tutaj o samym Jonginie, który miał jazdę bez trzymanki. Jako menadżer Luhana powinienem go pilnować, a nie bawić się, chociaż z drugiej strony to ślub mojego najlepszego kumpla, dlaczego więc mam odmawiać sobie przyjemności? Smycz dla Luhana byłaby chyba najodpowiedniejszym rozwiązaniem. Drzwi do łazienki otworzyły się, a z nich wyszedł przebrany i ogarnięty chłopak, który pod wpływem mojego ostrego wzroku, skulił się w sobie.
-Jak bardzo jesteś zły? - zapytał smutnym głosem, którym zawsze brał mnie na litość.
-Zły? Ja jestem wściekły! Jak mogłeś wepchnąć Jongina do basenu?! - warknąłem na niego.
-Przyrzekam, to nie było specjalnie - odpowiedział, cofając się.
-Z boku wyglądało to trochę inaczej. Ciesz się, że było tam niewiele osób - powiedziałem, poluźniając krawat i w końcu go z siebie zdejmując.
-Myślisz, że powinienem iść i go przeprosić?
-Teraz? - zapytałem zszokowany - Zrób to jutro, kiedy każdemu opadną emocję, a teraz idź spać - powiedziałem, kierując się do wyjścia.
-Gdzie idziesz? - zapytał, zatrzymując mnie.
-Na dół, nie mam zamiaru przegapić reszty imprezy - odpowiedziałem chamsko. Byłem wściekły, nawet bardzo. Nie panowałem nad słowami i wiedziałem, że raniłem nimi chłopaka. Oprzytomniałem dopiero, kiedy przytulił się do mnie mocno. Oparłem brodę o jego głowę. Westchnąłem głośno w geście kapitulacji. Przytuliłem go do siebie mimowolnie, bo wiedziałem, że i tak już czuł się okropnie.
-Wiem, że to wszystko jest dla Ciebie ważne, dla mnie też - mówił w moją koszulę, bojąc się podnieść do góry głowę - Wiem, że ledwo co zaczęło się wesele, a ja już narozrabiałem, ale wiesz, chyba nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie odwalił - mówił słodkim głosem, na co uśmiechnąłem się krzywo. Nie umiałem się długo na niego gniewać. Oderwałem jego twarz od swojej klatki piersiowej i ucałowałem krótko jego usta. Smakował wódką, z resztą, ja nie byłem lepszy. Jednak byłem w o wiele lepszej kondycji.
-Masz racje, nie byłbyś sobą, gdybyś czegoś nie nabroił – powiedziałem, przecierając jego rumiane policzki - Połóż się spać, jesteś zmęczony.
-Wrócisz później? - zapytał i wydymał wargę.
-Wrócę - odpowiedziałem i pocałowałem jego czoło.
-W takim razie grzecznie położę się spać - odpowiedział i uśmiechnął się. Pokiwałem głową i wyszedłem w końcu z pokoju. Musiałem zobaczyć ile szkód narobił, miałem tylko nadzieję, że nie wiele. Windą zjechałem na sam dół i poszedłem do sali, wzrokiem szukałem Krisa oraz reszty chłopaków. Zauważyłem ich przy stoliku w rogu sali. Reszta gości bawiła się w najlepsze, nawet Baekhyun i Tao tańczyli na parkiecie. Nigdzie jednak nie widziałem Jongina czy Kyungsoo. Mogłem się założyć, że Luhan swoją głupotą zbliżył ich do siebie, jednak nie zamierzałem mu tego nawet mówić. Szybkim krokiem przemierzyłem całą sale i zasiadłem przy stoliku, zaraz przede mną pojawiła się szklanka z drogą whiskey.
-Co z Luhanem? Histeria czy może demolka pokoju? - zażartował Chen.
-Ani to, ani to. Był o dziwo potulny - odpowiedziałem po upiciu dużego łyka alkoholu - Złość mi też już minęła. Gorzej chyba będzie z Kaiem.
-Wiesz, powiem Ci, że jak wyszedł z tej wody to nie było za ciekawie, dobrze, że zabrałeś stamtąd Luhana - dopowiedział Kris.
-Wolałem uniknąć widoku morderstwa mojego faceta - odpowiedziałem sceptycznie.
-A ja sądzę, że Kyungsoo wystarczająco udobruchał Jongina, a więc nie masz co się martwić, Sehun - dopowiedział Chen.
-Też sądzicie, że wybryk Luhana, zbliżył tą dwójkę? - zapytałem z ciekawości.
-Na pewno - odpowiedzieli zgodnie.
-Ale teraz porzućmy ten temat i napijmy się za młodą parę i małą XianMei!
-Dobry pomysł - podchwycił Chanyeol - Po to tu dzisiaj jesteśmy, za młodą parę i malucha w drodze.
~Kyungsoo
-Przepraszam, że tak wyszło - mruknąłem cicho, przyglądając się chłopakowi, który ściągał właśnie z siebie przemoczone ubrania.
-Nic nie zrobiłeś - odpowiedział mi chłodno.
-To nie ma znaczenia i tak czuję się winny.
-Gdybym nie przeciągał niczego, to nie byłoby takiej sytuacji - odpowiedział, kierując się do łazienki - Jeśli zaczekasz, to dam Ci w końcu odpowiedź.
-Zaczekam.
Pochyliłem głowę w dół, byłem przerażony tą rozmową. Złość chłopaka była wręcz namacalna i nawet jeśli wcześniej coś do mnie czuł, tak teraz mogłem się z tym pożegnać. Nawet jeśli był mężczyzną, to był bardzo płochliwy co do tego typu rzeczy, dlatego byłem święcie przekonany, że po tym, co się dzisiaj wydarzyło, odrzuci mnie. Słysząc szum wody poczułem się lekko senny, jednak nie pozwoliłem powiekom opaść. Otworzyłem okno i zaciągnąłem się rześkim powietrzem. Ukoiło to trochę moje zszargane nerwy. Wciąż miałem nadzieję, że Jongin jednak odwzajemnia moje uczucia. W końcu te wszystkie gesty z jego strony, nie mogły być sztuczne. Nie mogły być też chwilową zachcianką. Jego opiekuńczość w stosunku do mnie, nie mogła być ułudą. Po paru minutach woda ucichła, a po chwili z łazienki w samym ręczniku, wyszła osoba, przez którą siedziałem z głową w chmurach.
-Przepraszam, że tak długo. Musiałem pomyśleć - powiedział na wstępie. Potem szybko włożył na siebie bokserki i luźne spodnie dresowe, po czym usiadł na łóżku. Oglądałem jego poczynania z parapetu, które było nad łóżkiem. Czekałem w ciszy na słowa, które miały zaraz paść. Moje serce biło trzykrotnie szybciej. Nie wiedziałem, czego mogłem się spodziewać, jednak czekałem na najgorsze.
-Nie wiem, co mam Ci powiedzieć...- zaczął powoli, przeczesując mokre włosy - Wiem, że jest Ci trudno przez moje niezdecydowanie. Chcę, żebyś wiedział, że zależy mi na Tobie, bardzo...
-Ale? - zapytałem.
-Nie wiem czy Cię kocham - powiedział cicho. W moich oczach stanęły łzy, nie pozwoliłem im jednak wypłynąć. Nie pokazałem też chłopakowi, że ruszyły mnie jego słowa. Spuściłem głowę i wpatrywałem się w swoje zadbane dłonie.
-Rozumiem, że te wszystkie rzeczy nic dla Ciebie nie znaczyły? Każde Twoje słowo, gest, a nawet seks?
-Kyungsoo, to nie tak...
-A jak? - zapytałem ostro - Nie liczyło się to dla Ciebie, jeśli wątpisz w to, że mnie kochasz. Byłem niczym więcej jak odskocznią od monotonności.
-Nie byłeś żadną odskocznią, do cholery! - odwarknął - Nie wiesz, co mi siedzi w duszy.
-Masz rację, nie wiem - powiedziałem twardo, w końcu patrząc mu w oczy - Ale ja Cię kocham i dla mnie to wszystko znaczyło więcej, niż mógłbyś sobie wyobrazić - powiedziałem, pociągając nosem. Wstałem z parapetu i przemknąłem do drzwi wyjściowych pokoju. Odczekałem chwilę, mając nadzieję, że każe mi zostać, że odezwie się i przeprosi za te słowa, jednak nic takiego nie miało miejsca. Wyszedłem, cicho zamykając drzwi. Zsunąłem się po nich i dopiero dałem upust łzą. Nie wiedziałem dlaczego tak mnie to zabolało, w końcu wmawiałem sobie najgorsze. Dlaczego to tak cholernie bolało, skoro byłem na to przygotowany? Jeśli tak boli złamane serce, nie chce być już nigdy zakochany. Podniosłem się z przysiadu i poszedłem do pokoju Luhana, miałem tylko nadzieję, że zastanę go tam. Zapukałem cicho, przez chwilę nie działo się nic, jednak kiedy ponowiłem czynność, usłyszałem ciche kroki i w końcu szczęk otwieranych drzwi.
-Kyungsoo? Co się stało? Dlaczego płaczesz? - zapytał zlękniony, od razu porywając mnie w ramiona.
-Miłość jest bez sensu - zapłakałem - Dlaczego nigdy nic mi się nie udaję? Jak mogłem być taki naiwny? Dać się złapać w jego chorą grę. Boże, jaki ja byłem głupi.
-Chodź do środka, nie będziemy tutaj rozmawiać - odpowiedział mi cicho. Kiedy już znaleźliśmy się na jego łóżku, zauważyłem, że musiał być już w środku snu. Mało mnie to jednak obchodziło, potrzebowałem kogoś, kto mnie przytuli - To przeze mnie?
-Nie, twierdzi, że mnie nie kocha - odpowiedziałem, przypominając sobie jego słowa.
-Myślałem, że coś jest na rzeczy, dlaczego niektórzy faceci są tacy głupi? Kolejny Chanyeol się trafił?
-Chanyeol chociaż nie robił Baekhyunowi złudnych nadziei, a jeśli już, to prosił go, aby na niego zaczekał. Jongin nic takiego nie powiedział, nie odpowiedział mi nawet nic na moje wyznanie. Ja jak idiota powiedziałem mu, że go kocham, a on mnie olał. Rozumiesz to? - zapytałem - Nie rozumiem tego, naprawdę nie rozumiem! Mam ochotę rozpierdolić coś, jednocześnie jestem wściekły i smutny. To strasznie denerwujące...
-Nie wiem, co mam Ci powiedzieć, ale wiem, że po takim czymś na pewno nie żałuję wrzucenia go do wody - powiedział zły. Zaśmiałem się płaczliwie i mocniej wtuliłem w przyjaciela. To świat chyba lubi dawać mi w kość, bo czego bym nie próbował, to zawsze stawiał mi kłody pod nogi. Trudno było mi się zakochać, jak trudno będzie mi się odkochać?
- Płacz Kyungsoo, płacz. Wylej wszystkie swoje smutki, a jutro zrób wszystko, aby żałował swojej decyzji – szeptał do mnie Luhan. Więcej nie było mi trzeba, płakałem ile tylko mogłem. Pozbywałem się wszelkich negatywnych uczuć, aż nie usnąłem. Tej nocy śniły mi się tylko koszmary.
~Baekhyun
Siedziałem zmęczony na hotelowym łóżku, nie zdążyłem nawet dobrze wypocząć po weselu, a już czekała mnie podróż do ciepłych krajów. Dzisiaj były moje urodziny, Chanyeol zaplanował wszystko, jednak ja po raz pierwszy nie miałem ochoty na zabawę. Martwiłem się Kyungsoo, który został sam w dormie, wraz z Kaiem, który przyprawił go o ból serca. Wiedziałem, co oznaczało odrzucenie, Chanyeol wcześniej zrobił to kilkakrotnie, jednak ja nie poddawałem się. Kyungsoo niestety już spasował, stracił chęci do czegokolwiek. Odwołał nawet grafik z całego tygodnia. Rozumieliśmy to w pełni. Najchętniej zostałbym z nim, z drugiej strony nie mogłem doczekać się wyjazdu z moim partnerem. Byłem rozdarty.
-O czym tak myślisz? - usłyszałem pytanie. Chanyeol usiadł obok mnie, wyciągając ręce w moim kierunku.
-O Kyungsoo - odpowiedziałem, wdrapując się na kolana chłopaka - Jak pomyślę tylko o tym, jak mu ciężko, to chcę mi się płakać.
-Nie myśl o tym, Dyo to duży chłopak, poradzi sobie - odpowiedział, przeczesując kosmyki, moich włosów.
-Myślałem, że Kai odwzajemnia jego uczucia - mruknąłem.
-Też tak myślałem, jednak nie możemy być do niego wrogo nastawieni. To była jego decyzja, w końcu po co ma się męczyć i być z kimś, kogo nie kocha.
-To naprawdę mocne słowa, Chanyeol.
-Wiem, ale taka jest prawda. Kyungsoo, jeżeli naprawdę go kocha, da mu odejść, nie może go zatrzymywać siłą.
-Jeśli naprawdę go kocha to zrobi wszystko, aby go zatrzymać - powiedziałem swoją rację.
-W tym przypadku to chyba nie zadziała, każdy wie, że Kyungsoo sobie odpuści, a Kai nawet nie będzie walczyć. Ten związek nie wypalił nawet zanim się zaczął.
-Jesteś okrutny - mruknąłem, uderzając lekko jego pierś.
-Patrzę po prostu obiektywnie. Rozumiem też Jongina i jeśli cokolwiek się między nimi wydarzyło to Kai prędzej czy później zrozumie swój błąd i będzie się starał o Kyungsoo.
-Nie wiem czego mogę się po nim spodziewać...
-To nie jest ważne, to ich sprawa - odpowiedział mi Chanyeol, kończąc tym samym temat.
-Zostawisz mnie kiedykolwiek? - zapytałem cicho, mocno zaciągając się zapachem Parka.
-Kto wie co przyniesie nam przyszłość...
-Naprawdę jesteś realistą - powiedziałem, zawiedziony jego odpowiedzią.
-Być może, jednak chciałbym, aby nasze drogi nigdy się nie rozeszły. Jesteś moją pierwszą miłością i mam nadzieję, że ostatnią - dopowiedział, podnosząc mnie tym na duchu.
-Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał mnie zostawić, nie przeżyje tego - powiedziałem płaczliwie.
-Czemu płaczesz, skoro nic takiego się nie dzieje? - zapytał, ocierając moje łzy.
-Po prostu wiem, że moje serce nie wytrzymałoby tego. Kocham Cię tak bardzo, że nie wyobrażam sobie Twojego braku.
-Ja też Cię kocham, Baekhyun. I nie pozwolę Ci tak szybko odejść - mruknął - A teraz chodź ze mną.
-Co? - zapytałem zdziwiony obrotem sytuacji - Jest już późno, gdzie Ty chcesz iść?
-Słońce dopiero zachodzi, czyli jest idealna pora - odpowiedział, zarzucając na moje ramiona swój sweter. Zagłębiłem nos w materiale i pozwoliłem się prowadzić. Czując ciepło dłoni Chanyeola, zmęczenie, jakie odczuwałem jeszcze chwilę temu, wyparowało. Chłopak zabrał mnie na plaże, nie zdziwiło mnie to. Domyśliłem się, że będzie chciał obejrzeć zachód słońca. Ściągnąłem swoje bamboszki i podałem je Chanyeolowi, który zaoferował się, ponieść je. Potrzebowałem takiego relaksu, chwili nic nierobienia i nic nie myślenia. Tylko ja i on. Woda delikatnie obmywała nasze stopy, nadając im świeżości i lekkości. Słońce schylało się coraz bardziej, a co za tym szło, robiło się już ciemno. Noc, która nadchodziła, była naszą ulubioną porą dnia. Szkoda tylko, że kończyły się też przy tym moje urodziny. Cały dzień mój telefon wydawał beznadziejne wibracje z coraz to nowszymi wiadomościami urodzinowymi. W pewnym momencie wyłączyłem telefon chcąc w spokoju przebyć podróż. Stanąłem, a wraz ze mną Chanyeol. W ciszy wpatrywaliśmy się w słońce, zatopione w tafli oceanu. Przepiękny widok.
-Jest coś, co chciałbym Ci podarować - usłyszałem nagle. Spojrzałem zdziwiony na niego, nie rozumiałem tu czegoś.
-Myślałem, że wyjazd jest prezentem - powiedziałem.
-Po części nim jest, jednak to są Twoje urodziny, nie mógłbym sobie pozwolić na nie podarowanie Ci prezentu.
-Czasem zapominam, jak staroświecki potrafisz być - zażartowałem.
-Kochasz to we mnie - mruknął, sztucznie oburzony.
-Być może...
Chanyeol uśmiechnął się zaczepnie, jednak nic mi już nie odpowiedział. Z tylnej kieszeni spodni, wyciągnął czerwone pudełeczko. Na chwilę wstrzymałem oddech, przez chwilę też pomyślałem, że chłopak chce mi się oświadczyć. Jednak za dobrze znałem Parka i wiedziałem, że takich rzeczy mogę oczekiwać po dziesięciu latach, a nie paru miesiącach. Chanyeol otworzył pudełeczko i moim oczom ukazały się dwie obrączki, z delikatnymi kamieniami.
-Zostały zrobione na moje polecenie - powiedział cicho - Mają oznaczać naszą miłość, no i wiem, jak bardzo chciałeś mieć te głupiutkie rzeczy dla par.
-Nie są głupiutkie, kochanie.
-Dobrze, nie są. Te pierścionki mają utrzymać nas przy sobie już na zawsze. Stare zwyczaje mówią o tym, że jeśli para będzie nosić te obrączki na środkowym palcu, nigdy nic ich nie rozdzieli...
-Wierzysz w te zabobony, Chanyeol? - zapytałem go.
-Wierzę. Wierzę w nas, a to jest tylko symbolem, szczęśliwym amuletem - powiedział, wkładając mi na środkowy palec, obrączkę. Potem ja pochwyciłem drugą , wkładając mu ją na palec - Wszystkiego najlepszego z okazji dwudziestych pierwszych urodzin, Byun Baekhyunie.
-Dziękuje, Chanyeol - odpowiedziałem i ucałowałem jego słodkie usta.
-Nie wolno Ci go ściągać, rozumiesz? - zapytał, poważnym tonem.
-Tak, Tobie też nie wolno!
-Wiem.
-Nie przypuszczałem, że zgodzisz się na coś takiego - powiedziałem, uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Ja też - przyznał szczerze - Jednak wiedziałem, że to uszczęśliwi Cię najbardziej.
-To Ty uszczęśliwiasz mnie najbardziej – odpowiedziałem, ponownie zagłębiając się w jego ustach.
-To tak jak Ty mnie.
-Możemy dokupić sobie koszulki dla par? - zapytałem szybko.
-Nie.
-Dlaczego? - mruknąłem lekko zawiedziony.
-Nie założę chińskiego szajsu, nawet dla Ciebie - odpowiedział i wzdrygnął się na samą myśl.
-To uszyj coś dla nas!
-Zastanowię się nad tym - odpowiedział, uśmiechając się szeroko. Przechyliłem głowę na bok, przypatrując mu się w skupieniu - Co?
-Tak jak myślałem...
-Co? - zapytał ponownie.
-Nic, ja naprawdę Cię kocham.
A/N
Witam! Dzisiaj jest ten piękny dzień! Urodziny mojego ukochanego biasa! I pewnie nie tylko mojego :) Przetrzymałam rozdział specjalnie dla tego dnia. Mam nadzieję, że bardzo wam się spodobał :) Jesteście ciekawi relacji Jongina i Kyungsoo? Kto sądzi czy ich związek wypali? A kto sądzi, że nie wypali? :D I co jeszcze czeka Baekhyuna na wycieczce życia? :D tego dowiecie się już niebawem :) Czy więcej gwiazdek, czym więcej komentarzy, tym szybciej rozdział :)
Pozdrawiam cieplutko! :)
STO LAT STO LAT BYUNNIE BAEKHYUNNIE <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top