11

~Baekhyun

Zostałem sam. Jak on mógł rzucić mnie na tak głęboką wodę? Miałem ochotę w tym momencie wgryźć się w ścianę byle by tylko nie rozmawiać z tymi kobietami. Czułem się onieśmielony, bo były niesamowicie piękne. Nawet babcia Yeola, choć stara miała w sobie pewną urodę od której nie dało się odwrócić wzroku. I gdy tylko nawiązałem z nią kontakt wzrokowy, poczułem się jak w domu. Tak samo patrzyła na mnie moja babcia. Uśmiechnąłem się szeroko, podchodząc bliżej.

-Mogę w czymś pomóc?- zapytałem.

-Nie trzeba, idź odpocząć musisz być zmęczony podróżą.- odpowiedziała najstarsza kobieta.

-Kiedy ja naprawdę chce pomóc, dawno nie miałem takich normalnych świąt.- przyznałem.

-Praca jako model jest bardzo pochłaniająca?- zapytała matka Yeola.

-Tak, tak samo jak praca projektanta.- odpowiedziałem. Babusieńka wskazała mi palcem krzesło na którym mam usiąść. Bez słowa wykonałem jej prośbę. Bardzo szybko poczułem do niej sympatię.

-W taki razie obierz te warzywa.- wskazała.

-Dobrze.- uśmiechnąłem, zabierając się do pracy. W między czasie słyszałem jak Chanyeol wniósł już do domu wszystkie nasze bagaże.

-Chanyeol to nie pokaz mody! Nie musisz przywozić tu aż tylu ubrań!- wykrzyknęła jego siostra, na co wszyscy wpadliśmy w śmiech.

-A to mi mówił, że za dużo spakowałem.- wtrąciłem, na co kobiety zaniosły się jeszcze większym śmiechem.

-Uwierz mi Baekkie, że Chanyeol jest jedyną osobą w naszej rodzinie, która zabiera ze sobą niemalże całą szafę gdy gdzieś jedzie.- powiedziała Yoora.- Nawet ja tyle nie zabieram!- Znowu śmiech.

-Hej! Ja to wszystko słyszę!

-Czy wy od samego rana musicie tak się drzeć?!- usłyszałem drugi męski głos. Po chwili w kuchni pojawił się podajże ojciec Chanyeola. Byli do siebie niesamowicie podobni.

-Dzień Dobry.- powiedziałem wstając i lekko ukłoniłem się w stronę mężczyzny. - Jestem Byun Baekhyun.- przedstawiłem się.

-Tak wiem kim jesteś. Miło mi Cię poznać, czekaliśmy na to, aż Chanyeol Cię tu przywiezie.- odpowiedział miłym głosem.- Jestem ojcem Chanyeola, Park Shin.

-Mi też miło poznać. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się takiego zaproszenia. Chciałbym państwu bardzo podziękować.- powiedziałem i uścisnąłem dłoń Pana domu.

-Nie...to my dziękujemy, za to, że jesteś przy Chanyeolu.

-To ja powinienem dziękować za to, że to on jest przy mnie.- powiedziałem w pół żarcie, w pół serio.

-Cóż nie mów mu tego, bo ucieknie.- powiedział w żarcie. Zaśmiałem się.

-Tak, ma pan rację.

Dalej czas spędziłem na pomaganiu, oraz rozmowach z rodziną Chanyeola. Sam zaś chłopak posiedział z nami chwilę i skierował się do swojego pokoju, aby odpocząć w końcu jechał całą noc. Nie przeszkadzało mi już to, że zostałem sam z jego rodziną w jednym pomieszczeniu. Byli wspaniałymi ludźmi, których mógłbym pokochać równie mocno co swoją rodzinę. Kuchni nie opuszczały świąteczne tematy, tak jak i wesołe śmiechy, otulone zapachem cynamonu i piernikowego ciasta.


Zmęczony rozmowami i pomaganiem w kuchni, przeprosiłem kobiety swoim najpiękniejszym uśmiechem i pokierowany przez Pana Shina skierowałem się do pokoju Chanyeola. Wkroczyłem po cichu do azylu Chana z czasów młodości, wczesnej młodości. Tak jak się spodziewałem, było tutaj mnóstwo manekinów i narzędzi do szycia. Chanyeol chyba nawet w odwiedzinach nie próżnował. Jego pokój był w ciepłym kawowym kolorze, uwielbiałem zapach jak i smak kawy, toteż i kolor tych ścian mi się spodobał. Na środku pokoju znajdowało się wielkie łóżko z baldachimem. O takie księżniczkowate zapędy, bym go nie podejrzewał. Podszedłem do torby gdzie miałem spakowane najpotrzebniejsze rzeczy i wygrzebałem z niej piżamę. Nie wychodząc nawet do łazienki, przebrałem się po ciuchu w pokoju. Kładąc swoje rzeczy na walizce skierowałem się w stronę łóżka. Widząc słodko śpiącego Parka, rozczuliłem się. Naprawdę wyglądał jak księże, bo księżniczką to tylko ja mogłem być. Zmęczony, ale uśmiechnięty, wgramoliłem się do łóżka. Chanyeol jakby czując moją obecność przybliżył się do mnie szukając mojego ciepła. Był taki uroczy. Ucałowałem jego czoło i przytuliłem się do jego klatki piersiowej. Chan wzmocnił uścisk czując mnie przy sobie. Otulony jego ramionami usnąłem.
Obudził mnie gwar panujący w domu. Rozglądnąłem się po pokoju szukając Chanyeola. Stał przy manekinie na którym wisiały ubrania. Domyśliłem się, że są dla mnie, były uszyte na mój krój i w sposób, który bardzo lubię.

-Dzień Dobry.- powiedziałem lekko zachrypniętym głosem, zwracając uwagę chłopaka na siebie.

-Dzień Dobry.- odpowiedział, uśmiechając się szeroko.- Podoba Ci się?

-Oczywiście, że tak.- odpowiedziałem, wstając z łóżka.- Wszystko co Ty uszyjesz mi się podoba. W szczególności, że jest to uszyte dla mnie.

-Takiej odpowiedzi oczekiwałem.- zaśmiał się. Tembr jego głosu poniósł się po kawowych ścianach trafiając do moich spragnionych jego głosu, uszu.- Nie słyszałem kiedy przyszedłeś.

-Spałeś bardzo mocno.- odpowiedziałem, wtulając się w jego tors. Chanyeol odpowiedział na moją potrzebę i po chwili zamknął mnie w szczelnym uścisku.

-Idź wziąć prysznic, ręcznik masz na szafce. Rodzina powoli się już zjeżdża.- powiedział, głaszcząc moją głowę. Kiwnąłem głową. Zabrałem wszystkie potrzebne mi kosmetyki i skierowałem się do łazienki.- Ah...Baekhyun. Nie maluj się, chcę Cię widzieć tak pięknego jakim jesteś.

-Jak sobie życzysz, Panie Park.

Wkroczyłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic. Wyszedłem opatulając się jednym ręcznikiem wokół bioder, drugi zaś posłużył mi do wytarcia włosów. Otworzyłem drzwi do łazienki, ponieważ zrobiło mi się za gorąco. Wyjrzałem i zauważyłem zdziwione spojrzenie Chana, no tak byłem w samym ręczniku.

-Potrzebuję suszarki.- wytłumaczyłem.

-Już Ci daję.- odpowiedział wchodząc do pomieszczenia zaraz za mną. Wyciągnął z szafki suszarkę, po czym podał mi ją.- Ubierz się szybko, bo się przeziębisz.

-Mówisz to z troski, czy dlatego, że Twoje serce wyleci zaraz z Twojej piersi na mój widok?- zapytałem podstępnie.

-I to i to.- odpowiedział krótko, rumieniąc się.

-Jesteś uroczy, Panie Park.- powiedziałem chichocząc.

-Nie mów tak do mnie, czuję się dziwnie...- powiedział ze zmarszczonymi brwiami.

-Nie marszcz się, bo Ci tak zostanie i będziesz brzydki.

-W aucie mówiłeś, że nawet jak będę brzydki to mnie nie zostawisz.- przypomniał mi.

-Bo nie zostawię.- potwierdziłem prawdziwość mych słów. Już nic więcej nie powiedział, albo tego nie usłyszałem, ponieważ włączona suszarka rozniosła swój chorobliwie głośny dźwięk po całym pokoju. Wysuszyłem włosy i wytarłem się do końca. Ubrałem na siebie bokserki i wróciłem do pokoju po ubrania.

-Ubierzesz mnie?- zapytałem gotowego chłopaka.

-Z przyjemnością.- odpowiedział.
Kiedy byłem już gotowy, przejrzałem się w lustrze oceniając swój wygląd. Wyglądałem niesamowicie. Jak w każdym projekcie Parka, jednak dzisiaj czułem się wyjątkowo piękniej.

-Jak myślisz, Twoja rodzina mnie pokocha?- zapytałem patrząc na jego odbicie w lustrze.

-Na pewno. Gotowy?

-Tak. Myślę, że tak.



~Tao

Wszędzie dało się czuć święta. Cały dom rodziców Krisa przyozdobiony był pięknymi, kolorowymi lampkami. Między pokojami latało młodsze kuzynostwo chłopaka, przyprawiając starszą część rodziny o ból głowy. Ja sam zaś pomagałem kobiecej części pozanosić wszystko na stół. To nie był pierwszy raz kiedy wszyscy razem spędzaliśmy święta. W zasadzie od kiedy tylko byliśmy razem z Krisem to spędzałem je w tym domu i wcale nie żałuje, bo to najlepszy okres w roku.

-Tao, kochanie? Słyszałeś, że w tym roku YiFan ma się przebrać za mikołaja dla dzieciaków?- zapytała cioteczka.

-Nie, nic mi o tym nie mówił!- powiedziałem pod wrażeniem, Kris w życiu nie pozwoliłby na takie upokorzenie.- Zmusiliście go do tego?

-Oczywiście, że tak.- odpowiedziała jego mama.

-Muszę zrobić zdjęcie!- powiedziałem zanosząc się śmiechem. Zbliżała się umówiona godzina, wszyscy już prawie siedzieli przy stole. Brakowało tylko mojego chłopaka i jego ojca. Po chwili jednak i oni zjawili się przy świątecznym stole. Zaczęliśmy ucztę. Cały pokój wypełniony był przyjemnymi rozmowami i śmiechami, od czasu do czasu babcia Krisa zaśpiewała jakąś kolędę. Miała niesamowity głos. Dzieciaki trochę uspokoiły swoją nadpobudliwość i grzecznie czekały, aż wszyscy skończą jeść, aby móc w końcu dostać prezenty.
-Mamo, tato...i reszto rodziny...chciałbym wam coś ogłosić.- zabrał głos Yifan. Wszyscy zastygli, w skupieniu oczekiwali tego co ma im do powiedzenia ich syn, bratanek czy wnuczek.- Ja i Tao...pobieramy się.- dokończył.

-W końcu! Ile można było czekać?!- zawyrokował ojciec Wu.

-Tak bardzo się ciszymy. Gratulacje!- dopowiedziała mama Krisa, przytulając mnie do siebie w matczynym uścisku. Wszyscy powstawali ze swoich miejsc, ja i Kris również. Zebraliśmy od wszystkich masę gratulacji i życzeń. Byłem uradowany, miałem ochotę się rozpłakać. Przytuliłem się do swojego narzeczonego, całując mocno jego polik.

-Pod jemiołę won się całować!- powiedziała ciotka Kristina. Z głośnym śmiechem zawędrowaliśmy pod jemiołę. Przyciągnąłem mocno twarz Wu do siebie i pocałowałem go żarliwie na oczach całej jego...nie...naszej rodziny. Odpowiedział mi tym samym. Całowanie pod jemiołą miało przynosić nam szczęście i jak do tej pory przynosiło.

-Wybacz Tao, ale muszę czynić powinność.- wyszeptał do mnie Yifan.

-Okej, czekam z aparatem.- odpowiedziałem całując go jeszcze raz.

-Nawet nie waż się robić zdjęć.- powiedział zdegustowany.

-Muszę, muszę pokazać naszemu dziecku co jego ojciec wyprawia.- powiedziałem śmiejąc się cicho z jego miny.

-Jakiemu dziecku?- zapytał wystraszony. Pokierowałem jego dłoń na swój jeszcze płaski brzuszek.

-Temu dziecku.

-Jesteś w ciąży?- zapytał głupio. Pokiwałem szczęśliwy głową.- O mój boże Tao...to wspaniale!- wykrzyknął podrywając mnie z ziemi.

-Halo! Spokojnie, turbulencje nie wskazane! Nie chce zwymiotować tych wszystkich pyszności.- powiedziałem śmiejąc się z jego reakcji.

-Ale kiedy jestem taki szczęśliwy.- wyszeptał przytulając mnie mocniej do siebie.

-Kris co Ty tu jeszcze robisz? Miałeś iść się przebrać, dzieciaki czekają!- krzyknęła jego mama, zastając nas na korytarzu.- Dziecko, czemu Ty płaczesz?

-Mamo...Mamo będziesz babcią.- powiedział przytulając tym razem naszą trójkę...no, może czwórkę.

-Naprawdę? Tao jesteś w ciąży?- zapytała, szczęśliwa.- To cudownie! Który tydzień?

-Czwarty.- odpowiedziałem.

-Chodź musisz się porządnie najeść, teraz jesz w końcu za dwóch!- powiedziała ciągnąc mnie do salonu.- A ty już przebrać się!

-Mamo...- jęknął jeszcze tylko, ale zrezygnowany poczłapał na górę.

-Słuchajcie! Mamy jeszcze jedną cudowną nowinę!- wykrzyknęła mama, ciągnąc mnie zaraz za sobą.

-Co tym razem? Wyszły nowe odcinki Wspaniałego stulecia?- sarknął jej mąż.

-To też.- przyznała.- Będziemy dziadkami!

-Najpierw ślub, a teraz dziecko? Czy te święta mają dla mnie jeszcze jakieś niespodzianki?- zapytał dumny.

-Nie, to chyba już wszystko.- powiedziałem zakłopotany.

-Cieszymy się Tao. Nie mogę już doczekać się swojego wnuka.- powiedział klepiąc mnie delikatnie w ramię.

-Ja też nie mogę się już go doczekać.- odpowiedziałem szczerze.

-Jak zareagował mój syn?- zapytał ciekawy.

-Popłakał się.- powiedziałem dumny ze swojego przyszłego męża.

-W takim razie nie bierz go na porodówkę, bo padnie tam.- powiedział zanosząc się głośnym śmiechem, a wraz z nim reszta rodziny.

-Tak zdecydowanie owinę go w folię bąbelkową zanim go tam wpuszczę.


~Kyungsoo


Byliśmy już po świątecznej kolacji. Siedzieliśmy przy stole w kuchni rozmawiając między sobą o błahych sprawach. Byłem już wystarczająco zmęczony, na swoich ustach wciąż i wciąż czułem usta chłopaka siedzącego obok mnie. Byłem zmęczony uczuciami we mnie wezbranymi. Tak bardzo miałem ochotę pociągnąć go za poły koszuli i ponownie przywrzeć do jego ust, ale nie mogłem sobie na to pozwolić. Nie przy Suho i Layu.

-Kyungsoo?

-Co?- zapytałem wyrwany z moich wyobrażeń.

-Słuchałeś nas?- zapytał Suho.

-Nie, przepraszam, zamyśliłem się.- odpowiedziałem i uśmiechnąłem się przepraszająco.

-Pytaliśmy się czy idziesz z nami na spacer?- zapytał ponownie, wskazując na siebie i swojego chłopaka.

-Nie, podziękuje...zmarzłem trochę podczas lepienia bałwana.- odpowiedziałem szczerze.

-A ty Jongin?

-Ja też podziękuje. Zostanę z Kyungsoo.- odpowiedział uśmiechając się. Zostawili nas samych szykując się do wyjścia. Oni też potrzebowali pobyć trochę sami ze sobą. Spojrzałem na Kaia, który wstał z krzesła. Spojrzałem zdziwiony kiedy otworzył lodówkę.

-Nie najadłeś się?- spytałem zdziwiony.

-Najadłem. Chce nam zrobić gorącej czekolady.- wytłumaczył pokazując mleko.- Masz ochotę?

-Pewnie.- odpowiedziałem powoli rozluźniając się. Jongin przygotował dla nas po kubku kakao. Przenieśliśmy się do salonu, usiadłem opatulając się kocykiem. Sięgnąłem po pilota.

-Jeśli włączysz ten popieprzony film, to wyrzucę ten pieprzony telewizor.-zagroził.

-Za dużo słowa pieprzyć.- upomniałem go.

-Może pod tym słowem jest coś ukryte?- zapytał.

-Chcesz mnie pieprzyć?- zapytałem wprost.

-Co?- zapytał zdziwiony.

-Zapytałem czy chcesz mnie pieprzyć?- powtórzyłem.

-Miałem coś innego na myśli...- odpowiedział zszokowany.

-Oh...- wyszeptałem, otwierając szeroko oczy.

-Ale...masz rację po części...chciałbym spróbować tego z Tobą...- powiedział odwracając wzrok.

-Czego?- podpytałem go.

-Boże, Kyungsoo! Naprawdę? Chciałbym się z Tobą kochać!

-Ja też chciałbym się z Tobą kochać, Jongin-ah.

Uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco. Wiele czasu nie potrzebowałem, aby chłopak rzucił się na mnie. Przygniótł mnie swoim ciałem, mocno całując. Brakowało mi tych jego ust. Jeden raz wystarczył, abym zakochał się w ich dotyku. Wplotłem palce w jego puszyste blond włosy i przyciągnąłem go jeszcze bliżej siebie. Kai poderwał nas z kanapy idąc w tylko sobie znanym kierunku. Po chwili poczułem już miękkość łóżka pod plecami i subtelny zapach jego perfum. Musieliśmy się znajdować w jego pokoju. Ponownie przywarliśmy do siebie. Byliśmy niczym pijawki, które nie umiały się odkleić od siebie. Jongin szybko pozbywał się naszych ubrań, nie przeszkadzałem mu w tym, sam byłem bardzo niecierpliwy. Jongin podobał mi się od kiedy tylko pojawił się w tym domu. Jednak nigdy nie pomyślałem o tym, że skończy się to w ten sposób. Usłyszałem odsuwaną szufladę, otworzyłem oczy, widząc nadal całującego mój brzuch Kaia. Spojrzałem w bok, ręka chłopaka szukała czegoś w szafce nocnej, dopiero kiedy chłopak wyciągnął nieznaną mi dotąd tubkę, poderwałem się lekko do góry, przeszkadzając mu.

-Co się stało?- zapytał zdziwiony.

-Co to jest?- wskazałem tubkę.

-Lubrykant...bez niego mógłbym Cię zranić.

-Ohh...Nigdy tego nie używał.- powiedziałem przypominając sobie seks z menadżerem.

-Nie mów, ani nie myśl o nim.- nakazał mi blondyn.

-Dobrze.- odpowiedziałem ponownie go do siebie przyciągając. Nasze języki plątały się między sobą, czułem jego lepkie palce wkradające się do mojego otworu. Czułem się niekomfortowo, ale nie bolało mnie to aż tak bardzo jak robił to on. Nie myśl o nim. Skupiłem się na czynach chłopaka nade mną. Było mi błogo. Nie mogłem już wytrzymać.

-Jongin wejdź już we mnie.- poprosiłem, pojękując co chwila. Chłopak wykonał moją prośbę i już po chwili jego penis zaatakował moją dziurę. Poczułem jak wypełnia mnie całego. Poczułem się jeszcze lepiej. Nasze jęki wypełniały cały pokój, wszystko było takie cudowne i takie przyjemne, że nie chciałem, aby to się kończyło. Kai z każdym ruchem przyśpieszał, trafiając wprost w mój splot mięśniowy. Nie wytrzymałem kiedy jego ręka zaczęła poruszać moim członkiem. Wystarczyła chwila, a ja doszedłem. Jęknąłem głośno, gryząc chłopaka w szyję. Po chwili i on był spełniony. Opadł na poduszki obok mnie, przygarniając mnie mocno do siebie. Sapał mi cicho do ucha. Zaśmiałem się serdecznie.

-To było...

-Wspaniałe?- dokończył.

-Tak. Zdecydowanie tak.



A/N


A wy co sądzicie? Było wspaniałe? :) Tak jak obiecałam, to mój mikołajkowy prezent dla was. Życzę dzisiaj wszystkim moim ukochanym czytelnikom mnóstwo rzeczy. x.x Jestem denna w wymyślaniu życzeń, ale za to umiem pisać takie historie! :D Następny rozdział ukażę się na święta, tak samo jak epilog Perfection... z tego już się pewnie nie cieszycie. :P 

Dziękuje za waszą miłość! :*

Kocham Was!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top