10

~Luhan

Szedłem, nie...ja się wlokłem pomiędzy tymi pułkami sklepowymi. Mój tyłek dawał mi się we znaki i nie mogłem się dobrze poruszyć, a co dopiero chodzić i robić zakupy. Jęknąłem głośno, nie byłem w stanie myśleć o zakupach. W moich myślach pojawiały się obrazy z zeszłej nocy, na przemiennie z różnorakimi scenami śmierci Oh Sehuna. Warknąłem cicho pod nosem i usiadłem na środku parkietu, Sehun zatrzymał się od razu czując, że mnie przy nim nie ma.

-Co się dzieje Luhan?

-Dupa mnie boli, to się dzieję!- krzyknąłem głośno.

-Nie krzycz na cały sklep, ktoś Cię może usłyszeć i wstawaj z tej podłogi, bo będziesz cały brudny- powiedział do mnie Sehun, który podniósł mnie z podłogi, a następnie posadził w koszyku. -Nie wiele nam już zostało tych zakupów, wytrzymaj jeszcze trochę.

-Łatwo Ci mówić, to nie Ty przyjmujesz taką bestię.- odpowiedziałem markotnie.

-Pochlebia mi to co mówisz. W domu wycałuję to miejsce co Ty na to?

Przełknąłem gule zalegającą mi w gardle, wyobrażenie tego jak Sehun mnie tam całuję było sprośne, a co dopiero gdyby zaczął to robić. Spaliłem buraka mimowolnie.

-Widzę, że podoba Ci się ten pomysł.- powiedział do mnie blondyn, całując moje oba policzki.

-Nawet nie wiesz jak bardzo.

W domu znaleźliśmy się godzinę później. Poszedłem do sypialni Oh, nie miałem siły już dłużej stać na nogach. Sehun obiecał rozpakować zakupy i zrobić coś do jedzenia. Cały czas w mojej głowie huczały słowa wypowiedziane przez niego w sklepie. I za każdym razem moja twarz robiła się strasznie czerwona. Ten zboczeniec nawet nie wiedział co robi, mówiąc to tak lekko. Dla niego to było naturalne. AISH! Ten Oh Sehun zaciągnie mnie kiedyś do grobu. Zakopałem się w pościeli, miałem nadzieję że będę mógł trochę pospać, ale jak zwykle obiekt, który mnie wykańcza, nie dał mi tej możliwości.

- Luhan?

- Mhm?- mruknąłem sennie.

- Chcesz teraz jeść?- zapytał, siadając obok mnie. Z racji tego że leżałem na brzuchu, chłopak mógł lekko pomasować moją obolałą pupę.

- Nie. Chce się teraz przespać.- odpowiedziałem szczerze.

- O której masz sesje?

- O 20. Powinieneś wiedzieć takie rzeczy, jesteś moim opiekunem.- mruknąłem.

- Wyleciało mi to po prostu z głowy. Śpij, obudzę Cię.

Pokiwałem twierdząco głową i ułożyłem wygodniej na poduszkach. Nie potrzebowałem dużo czasu, aby usnąć.

Obudziłem się kiedy za oknem był już zmrok. Zdegustowany tym, że Sehun mnie nie obudził wstałem i skierowałem się do salonu, gdzie najprawdopodobniej był. Kiedy zastałem duży pokój pusty, zawróciłem i skierowałem się do jego biura, które znajdowało się za samą kuchnią. Z daleka zauważyłem już zapalone światło. Zapukałem cicho, słysząc, że prowadzi rozmowę. Wszedłem po cichu, siadając na swoim ulubionym krześle na przeciwko jego biurka. Obserwowałem jego umęczoną mimikę. Musiał pracować cały ten czas, jak ja spałem. Zrobiło mi się trochę głupio, ale w końcu sam chciał zostać moim menadżerem, do tego jest zastępcą dyrektora agencji. Dał mi znać, że to bardzo ważny telefon, na co kiwnąłem głową, że rozumiem. Zacząłem się rozglądać po całym biurze. Wszędzie były najróżniejsze książki, kodeksy prawne i inne. Wiedziałem, że Sehun skończył prawo, ale nie pomyślałem nawet, że mógłby w ogóle pracować w tym zawodzie. Nie pasował do niego. Na nie których ścianach były zdjęcia z różnymi partnerami biznesowymi, jak na przykład najbliżsi pracownicy Chanyeola, albo modele i modelki najważniejsze w tym biznesie. Było mnóstwo zdjęć, ale nie byłem o nie zazdrosny. Mojego zdjęcia tu nie było. Nie byłem zawiedziony...może troszeczkę, bo w końcu w jakiś sposób również jesteśmy partnerami biznesowymi i gdyby nie fakt, że moje zdjęcia wiszą w każdym pokoju tego domu, byłbym zazdrosny o te wszystkie zdjęcia. Najbardziej byłem szczęśliwy ze zdjęcia, które Sehun powiesił w salonie. Było największe i najlepsze. Jego ulubione. Takimi gestami Sehun pokazywał mi jak bardzo mu na mnie zależy. To było jak bajka.

-Luhan idź się szykować jest już siedemnasta.- usłyszałem nagle. Wstałem z fotela i nachyliłem się przez biurko, aby pocałować w policzek chłopaka. Uśmiechnąłem się słodko, wychodząc z pomieszczenia. Udałem się na górę, aby wziąć szybki prysznic.

Po ogarnięciu wszystkiego spakowałem potrzebne rzeczy i wyszedłem z pokoju. Sehun czekał już gotowy w salonie, pakując jakieś papierzyska do teczki.

-Gotowy?- zapytał nawet nie patrząc na mnie.

-Tak. Sehun wszystko okej?- zapytałem ciekawy.

-Tak, Kris ma mały problem i muszę mu pomóc.- odpowiedział łapiąc mnie za rękę. Swoje kroki skierowaliśmy na podjazd gdzie stał już samochód, oczekując nas.

-Co to za problem?- zapytałem ciekawy, kiedy już wsiedliśmy do auta.

-To delikatna sprawa i przykro mi, ale nie mogę Ci powiedzieć.- powiedział dosyć smutno.

-Rozumiem, dacie radę. Wierzę w Ciebie, kochanie.- powiedziałem pocieszająco, wciąż trzymając jego dłoń.

-Dziękuje.

~Chanyeol

Byliśmy już w podróży od dwóch godzin. Baekhyun zaraz po wejściu do samochodu usnął opatulając się ciepło swoim przeogromnym szalikiem. Dochodziła już druga w nocy, a przede mną były co najmniej cztery godziny drogi, ale to mi nie przeszkadzało. Byłem wypoczęty bardziej niż nigdy i bardziej szczęśliwy. To pierwszy raz jak wiozłem kogoś do moich rodziców. Pierwszy raz moi rodzice będą mogli poznać osobę z którą wiążę przyszłość. Mimowolnie moje usta przyozdobiły się uśmiechem.

-Co się tak uśmiechasz?

-Nie śpisz?- spytałem zdziwiony, słysząc zaspany głos Baekhyuna.

-Nie, przed chwilą się obudziłem. Daleko jeszcze?- zapytał.

-Jeszcze trochę.- odpowiedziałem, posyłając mu jeszcze większy uśmiech.

-Zanudzę się na śmierć.- mruknął znużony.

-To idź dalej spać.

-Nie chce mi się już spać, wolę patrzeć na Ciebie.- odpowiedział dziwnie zadowolony. Spojrzałem na niego, marszcząc brwi.- Patrz na drogę, Park Chanyeol!

-Patrzę, patrzę.- odpowiedziałem cicho, wracając wzrokiem na drogę.

-Jesteś przystojny.- usłyszałem po chwili ciszy.

-Co się stało, że mi o tym mówisz?- zapytałem śmiejąc się cicho.

-Dopiero zdałem sobie z tego sprawę.- skłamał. Doskonale o tym wiedziałem.

-To chyba dobrze, że jestem przystojny. Przynajmniej wiem, że mnie nie zostawisz.

-Nawet gdybyś był najbrzydszym człowiekiem na świecie i tak bym Cię nie zostawił.- odpowiedział pewnie.

-Jesteś pewny?- zapytałem.

-Uważasz, że jestem powierzchowny?- zapytał zły.- Bardziej niż Twoją urodę, kocham Twój charakter i to, że wciąż mogę Cię zdobywać.

-A mi się wydawało, że to ja mam się o Ciebie starać.- odpowiedziałem zadowolony.

-To działa w dwie strony.

-Tak to prawda.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy.


-Jesteśmy.- powiedziałem cicho, zatrzymując się na podjeździe. Baekhyun był tak oszołomiony tym faktem, że nawet się nie odezwał. Pomimo iż dochodziła szósta rano, wciąż było ciemno. Wysiadłem z samochodu, rozprostowując zastałe kości i skierowałem się do drzwi pasażera, aby wyciągnąć stamtąd Baekhyuna, który ani myślał o przekroczeniu progu domu moich rodziców.

-Wychodź, oni nie są tacy straszni.- powiedziałem pewnie, wyciągając dłoń w jego kierunku.

-Łatwo Ci mówić, a co jak mnie nie polubią?- zapytał, wychodząc w końcu z auta.

-Polubią Cię, Ciebie nie da się nie lubić.

-Głupek.

-Tak, najlepiej nazwać mnie głupkiem.- powiedziałem śmiejąc się cicho. Nachyliłem się nad naburmuszonym chłopakiem i po złapaniu jego policzków, pocałowałem go w jego piękne usta.

-Wykorzystałeś swój pocałunek, Panie Park.- upomniał mnie. To cud, że cały czas o tym pamiętał. W sumie i tak się nawet do tego nie stosowaliśmy.

-Nie chcesz żebym Cię całował?- zapytałem.

-Oczywiście, że chce, ale nie pod oknem Twoich rodziców! To takie zawstydzające!- powiedział, rumieniąc się mocno.

-Jesteś słodki.

-Park Chanyeol! Nie jestem słodki.

-Owszem jesteś. Chodź.- powiedziałem sięgając po jego rękę.

-A co z rzeczami?- zapytał ciekawy.

-Wniosę je zaraz.

-Twoi rodzice śpią?- zapytał kolejny raz.

-Nie sądzę, pewnie już szykują jedzenie. Zresztą wiedzieli, że o tej godzinie przyjedziemy.

-A czy...

-Baekhyun, nie denerwuj się.- powiedziałem, przerywając jego tyradę pytań.

-Łatwo Ci mówić.

Weszliśmy do domu, od razu nasze ciała chętnie przyjęły ciepło panujące w domu. Z kuchni było słychać przyciszone rozmowy, więc to tam się udaliśmy. Wszedłem do kuchni, ciągnąc za sobą chłopaka. Uśmiechnąłem się widząc tam swoją babcię, matkę i siostrę. Przywitałem się z nimi, po czym odsłoniłem znajdującego się za moimi plecami Baekhyuna.

-Babciu, mamo, Noona...to jest Baekhyun.- przedstawiłem go.- Baekhyun, to moja matka, babcia i moja siostra Yoora.

-Miło mi poznać.- odezwał się cicho. Pierwszym co moja matka zrobiła, było wycałowanie go po jego policzkach, to samo zrobiła reszta kobiet znajdujących się w kuchni. A więc wszystko skończyło się dobrze. Baekhyun odetchnął z ulgą.

-Jesteś jeszcze śliczniejszy na żywo!- zawołała moja matka.

-Uhm...dziękuje.

-Nie bądź taki cichy, przy nas możesz być sobą.- powiedziała Yoora.

-Baekhyun tylko udaję, tak naprawdę to nie jest taki cichy. To całkiem głośny chochlik.- powiedziałem, przygarniając go do siebie.

-Yah! Sam jesteś chochlik!- odwarknął mi.

-Widzicie? Dobra, ja idę po rzeczy, a wy poznajcie się lepiej.

~Kai

Naprawdę mam już tego dosyć. Ileż można oglądać ten cholerny film?! Dwadzieścia pieprzone cztery godziny na dobę. Ochujeć można! Przysięgam...jeśli oni zaraz nie wyłączą tego telewizora, wypierdolę je przez okno. Pierdolony kevin sam w domu!Warknąłem cicho pod nosem i swoje kroki skierowałem do swojego pokoju. Zamierzałem przespać te nieszczęsne dwie godziny, które oni mieli zamiaru poświęcić ZNOWU na pieprzonego kevina. Niestety w chwili kiedy tylko mój tyłek zetknął się z materacem, do mojego pokoju wszedł Kyungsoo, ówcześnie pukając do drzwi.

-Coś się stało?- zapytał.

-Nie, po prostu mam dosyć tego filmu...nie wiem jakim cudem możecie to tyle razy oglądać.- odpowiedziałem, klepiąc miejsce obok mnie, aby starszy usiadł.

-Też już mnie nudzi.- powiedział szczerze.- Myślałem, że może pójdziemy na spacer.

-W taką pogodą?- zapytałem zdziwiony, patrząc za okno, na nieodśnieżone góry śniegu.

-Czemu nie. Mam ochotę zrobić bałwana.- zaśmiałem się na jego słowa. Był naprawdę uroczy.

-To chodźmy zrobić bałwana. Tylko ubierz się ciepło.- powiedziałem, przystając na jego propozycję.

Wybiegł szybko z pokoju uradowany moimi słowami. Cóż w sumie całe to wyjście nie jest wcale takim złym posunięciem. Przyda nam się trochę w ruchu, w szczególności, że czekały nas trzy dni boskiego obżarstwa. Wyciągnąłem cieplejsze jeansy i bluzę z długimi rękawem, z szafy która stała w najdalszym kącie mojego pokoju. Ubrawszy na siebie rzeczy, rozpocząłem poszukiwania rękawiczek oraz czapki, w końcu nie mogłem się przeziębić. Kris to chyba by mnie zabił, nie mówiąc już o kasie jaka by mi przepadła za nie wykonanie pracy. Krzyknąłem z dołu, ubierając już buty czy chłopak jest już gotowy. Nie odpowiedział mi nic, jednak po chwili pojawił się już w przedpokoju, posyłając mi najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem. Odwzajemniłem go i poprawiając mu czapkę, lekko musnąłem jego wargi. Tak bardzo mi się podobały, były całkowicie inne, niż reszty ludzi. Unikatowe. Zawahałem się przez moment, ale po chwili moja zimna krew wróciła.

-To co idziemy?- zapytałem, dziwnie zachrypniętym głosem. Pokiwał tylko głową, nie był w stanie wydusić słowa, widziałem jak bardzo speszyłem go swoim nagłym posunięciem. Musiałem się bardziej pilnować. Na dworze tak ja przypuszczałem było przeraźliwie zimno, ale widząc tak uradowanego Kyungsoo było mi o wiele cieplej.

-Uwielbiam zimę.- usłyszałem jego ciepły głos.

-Ja w sumie chyba też.- odpowiedziałem całkiem szczerze.

-Czego tutaj nie kochać? To wszystko wygląda tak pięknie, spójrz na te drzewa! Te sopelki, które na nim wiszą. Czyż one nie są piękne?- zapytał promieniejąc z każdym wypowiedzianym słowem.

-Są.- odpowiedziałem krótko, przyglądając mu się uważnie.

-Do tego mam urodziny w zimę. To chyba też dlatego uwielbiam tą porę roku. Mama zawsze piekła mnóstwo ciasta w moje urodziny.

-Kiedy się urodziłeś?- zapytałem ciekawy.

-Dwunastego stycznia.- odpowiedział.

-Też urodziłem się w styczniu.- powiedziałem za bardzo nostalgicznie.

-Nie mów, że dwunastego!- powiedział zaskoczony. Zaśmiałem się cicho.

-Czternastego.- odpowiedziałem zgarniając z jego rzęs odrobinę płatków śniegu.

-Możemy razem świętować nasze urodziny.- powiedział onieśmielony. Pokiwałem twierdząco głową. Ta propozycja bardzo mi się spodobała. Jego policzki, o ile było to możliwe, jeszcze bardziej zabarwiły się na kolor czerwony. Poczułem się dziwnie spokojny wiedząc, że nie tylko ja świruje od zwykłego dotyku.

- Ulepimy dziś bałwana? No chodź zrobimy to...- zaczął śpiewać, a ja poczułem jak w moim żołądku zalega stado motyli. Cudownych motyli, spowodowanych jeszcze bardziej cudowniejszym głosem.

-Tylko nie zacznij śpiewać "Mam te moc" przy robieniu bałwana.- zażartowałem.

-Ha, ha...bardzo śmieszne.- powiedział lekko obruszony. Uklęknąłem obok Kyungsoo, zabierając się od razu do tworzenia drugiej kulki. Ta w rękach chłopaka wciąż była niewielka, a wiedziałem po jego spojrzeniu, że bałwan wcale a wcale nie będzie taki mały. Kyungsoo turlając kulkę po śniegu, nucił piosenkę z "Frozen", a mi wcale to nie przeszkadzało. Miał przyjemną barwę głosu, która mnie urzekła. Dziwne, bo jak mówił brzmiał całkowicie inaczej. Z moich rozmyślań wyrwał mnie szybki i mokry cios w moją twarz. Z wrażenia aż zatoczyłem się do tyłu. Starłem dłonią odzianą w rękawiczki pozostałość śniegu jaka znajdowała się na mojej twarzy i spojrzałem dziarskim spojrzeniem na wykonawce czynu.

-Co to miało być?- zapytałem groźnie.

-Gdybyś się tak nie gapił na mnie to byś nie oberwał.- odpowiedział, w ogóle nie przejmując się moim tonem.

-Nie gapiłem się.- powiedziałem.

-Tak jasne...

Zirytowany powrócił do lepienia swojej kulki, jednak ja musiałem coś z tym zrobić. Bo przecież nie mogłem zostawić tak po prostu tej sprawy. Kim Jongin Ty pajacu. Uformowałem dużo mniejszą kulkę, od tej która użyta zostanie do bałwana i wycelowałem w plecy chłopaka. Gdy tylko poczuł uderzenie odwrócił się w moją stronę z nie do wierzeniem malującym się na jego twarzy.

-Co. Ty. Właśnie. Zrobiłeś?!- krzyknął rozjuszony rzucając się do bitwy ze mną. Schowałem się szybko za pobliskim drzewem, aby uchronić moją twarz od ponownego uderzenia. Z szybkością światła formowałem kulki śniegowe. Kiedy miałem ich już wystarczająco wyjrzałem zza drzewa szukając po całym parku Kyungsoo. Nigdzie go nie widziałem, jednak moją uwagę przykuł pewien szkopuł. Drzewo naprzeciwko było odziane w boty, a z tego co mi wiadomo drzewa nie posiadają butów. Zamachnąłem się celując w wystające buty. Prawie trafiłem, gdyby nie odległość pewnie poszłoby mi lepiej. Kyungsoo nie wiele myśląc wybiegł z konaru kierując w moją stronę. Rzucałem śnieżki trafiając go za każdym razem, jednak po chwili leżałem przygwożdżony do zimnej ziemii, z chłopakiem na sobie. Po chwili na mojej twarzy lądowało co rusz więcej śniegu. Ta paskuda była w stanie mnie nacierać? O to, to nie. Przekręciłem nas tak, że tym razem to on był na dole, ale gdy tylko spojrzałem na jego śmiejące się oczęta, nie byłem w stanie rzucić w niego śniegiem. Jego twarz przyozdabiał szeroki uśmiech i pojedyncze płatki śniegu, które spadły z mojej twarzy wprost na tę jego.

-Nie mam sumienia tego zrobić.- powiedziałem bezsilny.

-Czego?- zapytał ciekawy.

-Pogrzebać Cię w śniegu.- odpowiedziałem łobuzersko.

-Jesteś psycholem, Kim Jongin.

-Skoro tak uważasz to co jeszcze ze mną tutaj robisz?- zapytałem z tym samym błyskiem w oku.

-Chyba lubię takich psychopatów.- powiedział, spuszczając oczy.

-To dobrze, bo psychopaci lubią takich pięknych chłopców jak Ty.- odpowiedziałem, łapiąc jego buzię w swoje duże dłonie.

-Naprawdę brzmisz jak psychol...- wyszeptał onieśmielony.

-Wiem, przepraszam...- odszepnąłem. Pochyliłem się nad nim jeszcze bardziej. Czułem jego gorący oddech na swoim zziębniętym policzku. Ucałowałem delikatnie jego zimny nos, następnie czoło, oba policzki kierując się w stronę ust. Zastygłem nad nimi chwile, nie byłem pewny czy robią dobrze i czy aby na pewno nie będę tego później żałował, ale liczyła się dla mnie ta chwila. Musnąłem delikatnie jego wargi, czekając aż chłopak przyzwyczai się do myśli, że jest przeze mnie całowany. Po chwili zastanowienia oddał mi pocałunek, ale bardzo żarliwy i słodszy. Jego drżące ręce przytuliły mnie do siebie mocniej, a ja nie mogąc nic więcej zrobić oddałem się dzikiej pokusie. Nasze wargi podgryzane były co jakiś czas przez nasze zęby, co rusz zataczaliśmy kółka językiem na wargach, starając przyzwyczaić się do ich struktury. Nie mogąc już dłużej czekać, rozwarłem językiem usta Kyu wślizgując się do środka i poruszając jego język do wspólnej zabawy. Całowaliśmy się długo i namiętnie tak jakbyśmy mieli już nigdy tego nie zrobić. Brakowało nam powietrza, ale nie chcieliśmy tego przerywać. Bo nawet bez powietrza, świat w tej chwili wydawał się piękniejszy.

A/N

Uradowani? Spacjalnie dla was dzisiaj opublikowałam ten rozdział, bo wiem jak bardzo uwielbiacie Vogue. Następnego rozdziału możecie spodziewać się na mikołajki :) czekam na wasze opinie :) i dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz ! Kocham was :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top