Rozdział 3. Oczyszczenie


Pożegnałam Demona i jego kolegów, zamykając za nimi drzwi. Powoli przekręciłam zamek, a następnie pociągnęłam za klamkę upewniając się, że są one zamknięte. Skierowałam się do salonu, ale najpierw wyciągnęłam z komody jeden ze świeżych koców. Powoli podeszłam do kanapy, sprawdzając czy Harry na pewno wciąż spał, ostrożnie okrywając jego sylwetkę cienkim materiałem koca. Zanim udałam się do łazienki, ostatni raz upewniłam się, że Harry wciąż śpi i oddycha. 

Zmęczona otuliłam swoje ciało dłońmi, nerwowo pocierając opuszkami palców o materiał bluzki. Przeszłam przez salon, wchodząc do łazienki, do której przejście znajdowało się na samym jego końcu. Potrzebowałam wziąć gorący prysznic. Na autopilocie pozbyłam się wszystkich ubrań, zabrudzonych krwią Harry'ego. Dresy wrzuciłam do kosza na pranie, a jeżeli chodziło o bluzkę, postanowiłam, że pozbędę się jej na zawsze. Nie nadawała się do niczego,  a ilość krwi jaka się na niej znalazła wywoływała we mnie falę odrzucenia.

Weszłam pod prysznic, początkowo pozwalając zimnej wodzie spływać po moim ciele. Dźwięk wody spływającej z prysznica otulał mnie rytmicznym szumem, stopniowo ukajając moje napięte mięśnie. Wyciągnęłam dłoń, zmieniając na ciepłą wodę. Ciepły strumień delikatnie muskał moją skórę, oplatając mnie niczym kojące ramiona, których teraz tak bardzo potrzebowałam. Bardzo powoli zaczęłam przechodzić do zmywania z siebie krwi Harry'ego, która przywarła do moich dłoni, niczym niezmywalny tatuaż. Nerwowo zaczęłam pocierać skórę, chcąc zmyć z siebie całą krew, która drwiąco spływała wraz z wodą do odpływu. Otulająca moje ciało gorąca woda zmywała ze mnie wspomnienia ostatnich wydarzeń, które rozegrały się w moim salonie. Nerwowo objęłam swoje ciało dłońmi, dodając sobie tym gestem chociaż trochę otuchy. Poradziłam sobie, zrobiłam wszystko, co mogłam, jednak wciąż nie mogłam pozbyć się ostatecznego wrażenia, że to wszystko jeszcze się nie zakończyło. Z całej siły starałam się odsunąć od siebie, te nieprzyjemne myśli, jednak ta uporczywa myśl, że to dopiero początek, nie chciała opuścić mojej głowy. 

Bałam się. Tak cholernie się bałam przyszłości, z jeszcze większym przerażeniem oglądając się za siebie, na przeszłość. Czułam na swoich barkach jej ogromny ciężar. Każde wspomnienie, o tym co było wywoływało w moim wnętrzu nieprzyjemne uczucie. Strach, który towarzyszył tym wspomnieniom, dosłownie paraliżował mnie od środka. Bałam się Caspiana Castello, bałam się tego, czego miałam od niego doświadczyć. Cholera, ja bałam się mężczyzny, który postrzelony spał w moim salonie mimo, że mu pomogłam samo wspomnienie, o nim wywoływało we mnie strach. 

Miałam żyć nowym, zupełnie innym życiem. 

Z całej siły, zacisnęłam usta, zatrzymując w swoich wargach niemy krzyk przerażenia. Zacisnęłam palce na mydle, bardzo powoli rozprowadzając je po swoim ciele. Oczyszczało moją skórę z brudu, krwi i przeszłości, choć nie było wstanie wymazać z mojej pamięci tego wszystkiego, co przeżyłam, to na kilka nieznacznych sekund ta czynność dawała mi maleńką nadzieję. Wzięłam głęboki wdech, głośno wypuszczając powietrze między wargami. Oparłam czoło o rozgrzane kafelki. Zakręciłam kran, zamykając tym samym dostęp wody. Odczekałam kilka chwil, aż z całego mojego ciała spłyną oczyszczające krople wody, a następnie otulona zimnym powietrzem, jakie panowało w łazience stanęłam przed lustrem, zmęczona wpatrując się w swoje odbicie. 

Kiedy spojrzałam w lustro, widziałam zupełnie inną osobę niż wcześniej byłam. Moje ciało ciało zdecydowanie nabrało kobiecych kształtów, całkowicie pozbawiając mnie sylwetki, której w tamtym okresie podziwiało setki nieznanych i dużo starszych ode mnie mężczyzn. Choć moje oczy wciąż pozostawały niezmienne, tak samo błękitne i pozbawione radości, tak moja twarz nie miała w sobie nic z nastoletnich rysów twarzy. Miałam mocno zarysowane rysy i delikatnie zadarty, mały nos. Moje usta stały się pełniejsze, a uśmiech, którym oczarowywałam mężczyzn, już nigdy nie pojawił się na mojej twarzy. Długie, blond włosy potraktowałam czarną farbą, pozbywając się tamtej budzącej podziw długości. Moje włosy teraz ledwo sięgały piersi. Były czarne i pozbawione blasku, choć starałam się, żeby wyglądały dobrze, nigdy nie błyszczały tak, jak w swoim naturalnym odcieniu. Patrzyłam na siebie, powtarzając sobie, że nie byłam już tamtą zagubioną nastolatką. Nie byłam Delilah Rogers, którą wielu mężczyzn znało, jako ponętną Lils. Patrzyłam teraz na kobietę, która była na tyle silna, aby odciąć się od dawnego życia i stać się kimś, kogo tak naprawdę nie znałam. Rosana Marin codziennie spoglądała na mnie w odbiciu lustra, czekając na pełną akceptację samej siebie. 

Nigdy, nawet przed samą sobą nie przyznałam się do tego, że nie potrafiłam w pełni zaakceptować tego, kim musiałam się stać. Codziennie rano musiałam przypominać sobie kim byłam, gdzie mieszkałam i czym zajmowałam się na co dzień. Każdego ranka oszukiwałam swój mózg, karmiąc go kruchymi kłamstwami, które chociaż przez chwilę pozwalały mi poczuć, że od teraz byłam Rosaną Marin, a tak wyglądało moje życie. 

Ostatni raz spojrzałam w lustro, odpychając od siebie wszystkie wątpliwości. Nie zaprzątając sobie dłużej głowy, tym kim byłam w przeszłości, gwałtownie wróciłam do rzeczywistości wracając do tu i teraz. Zabrałam z półki wczorajsze dresy, oraz luźny, biały t-shirt. Ubrałam na siebie ubrania, ukrywając pod nim swoje obolałe ciało. Związałam włosy na czubku głowy w niedbałego kucyka.

Zabrałam z łazienki czysty ręcznik, który delikatnie zmoczyłam wodą. Wykręciłam jej nadmiar, po czym wróciłam do salonu, z którego dochodził cichy oddech, wydobywający się z ust Harry'ego. Zgasiłam światło, zostawiając jedynie niewielką lampkę, która dawała słaby strumień żółtego światła, zalewając salon w pół mroku. Westchnęłam przeciągle, a następnie podeszłam do kanapy, klęcząc przy niej. Ostrożnie przesunęłam wzrokiem po twarzy Harry'ego, przywołując w głowie wspomnienie o nim. Miałam świadomość kim dla mnie był i co dla mnie zrobił. Zacisnęłam usta, wyciągając przed siebie drżącą dłoń. Byłam mu to winna. Najdelikatniej jak potrafiłam przycisnęłam miękki materiał ręcznika do jego zakrwawionej twarzy, delikatnymi ruchami zmywając zaschniętą krew. Potrzebował regeneracji, a ja nie chciałam go obudzić, mimo że tak bardzo pragnęłam znów zobaczyć oczy, które kiedyś tak bardzo dużo mi dały.

***

Całą sobą czułam serce, które teraz w zawrotnym tempie uderzało o moje wnętrzności. W mojej głowie wciąż odtwarzałam słowa nieznajomego "ten skurwysyn nie zasługiwał nawet na taniec", który w bezduszny sposób pozbawił mojego klienta życia. Nerwowo przełknęłam ślinę, czując na skórze twarzy mokrą oraz lepką ciecz, w ciemno czerwonym kolorze. Krzyk, który ugrzązł mi w gardle, nieprzyjemnie palił ścianki mojej krtani, zmuszając mnie do szybkiego, nieregularnego oddechu. 

Miałam wykonać zlecenie, za które miałam pobrać ogromne pieniądze. Jeżeli nie wyjdę z tego pokoju bez pliku banknotów i numeru konta bankowego Caspian potraktuje mnie gorzej, niż nieznajomy, który zabił tego mężczyznę. 

— Coś Ty do cholery zrobił?! — wychrypiałam przerażona, chcąc rzucić się mężczyźnie na ratunek, którego i tak nie mogłam uratować. Jego martwy wzrok patrzył na moje pół nagie ciało, śmiejąc się z żałosnej sytuacji w jakiej się teraz znalazłam. — Zabiłeś go... — szepnęłam drżącym głosem. — Castello, mnie zabije. On teraz zabije mnie. Zabiłeś tego człowieka! Do cholery zabiłeś go! — krzyczałam, pozwalając panice i przerażeniu przejąć kontrolę nad moim ciałem. Czułam jak nieprzyjemne dreszcze targają moim ciałem, jak do moich oczu napływają ogromne łzy, które mieszały się z tuszem do rzęs i świeżą krwią tamtego faceta.

— Zostaw go. — poczułam jak czyjaś silna dłoń zaciska się na moim ramieniu. Próbowałam wyszarpnąć się z uchwytu nieznajomego, desperacko próbując ratować i tak martwego już mężczyznę. — I tak mu do cholery nie pomożesz. Uspokój się. 

— Zabiłeś go... 

— Zasłużył sobie na to. — odpowiedział nonszalanckim tonem.

Mocno zacisnęła usta, czując na języku smak krwi. Tym razem mojej. Nie wiedziałam kim ten człowiek był w szeregach Caspiana, jednak ja byłam tylko nędzną tancerką, która miała kurwić się za pieniądze i przynosić zyski większe niż to wszystko było warte. Mężczyzna o zimnym, pozbawionym uczuć spojrzeniu, który nie miał duszy pozbawił mnie szansy, na spełnienie rozkazu szefa. W tym momencie nie dbałam o to, że ten mężczyzna nie żyje, bardziej martwiłam się o własny tyłek, w mojej głowie zaczął uruchamiać się tryb samozachowawczy. 

— Nie rozumiesz. — pokręciłam głową, pozwalając aby żałosny śmiech wydostał się spomiędzy moich spękanych i jednocześnie pomalowanych czerwoną szminką warg. — Caspian mnie zabije. — wysyczałam. — Nie zarobiłam nic, najpierw mnie wykorzysta, a później mnie zabije. — wycedziłam, czując jak pod wpływem nerwów moja klatka piersiowa unosiła się w szybkim, nieregularnym rytmie. 

— Nic Ci nie zrobi.

— Nie wiesz tego. Kim Ty jesteś, żeby to mówić?— nerwowo pokręciłam głową, ruszając w kierunku martwego mężczyzny. Byłam tak zdesperowana, że byłam gotowa zajrzeć w każdą kieszeń tamtego faceta. Jednak, gdy tylko zbliżyłam się do jeszcze ciepłego ciała, znów poczułam na swoim nagim ramieniu, dotyk zimnych jak lód palców.

— Zostaw go. — odwróciłam twarz, spoglądając prosto w szmaragdowe, przeszywające lodem tęczówki. 

— Nie mogę. — szepnęłam zrozpaczona. Czułam jak nieubłagalnie zbliżała się kolejna fala płaczu tym razem napędzana strachem o własne życie. Nie byłam wstanie nad nią zapanować, a pierwszy smak słonej łzy poczułam dosłownie zaraz po kilku sekundach. — Nie mogę wyjść stąd bez niczego.

— Spokojnie. Chodź. — głos nieznajomego diametralnie się zmienił. Był teraz łagodny i delikatny. Brzmiał jak szczęśliwe zakończenie. 

Głośno pociągnęłam nosem, pozwalając nieznajomemu zaprowadzić się do niewielkich rozmiarów łazienki. Każdy prywatny pokój posiadał wbudowaną łazienkę, nigdy nie było wiadomo, jakie fantazje klientów musiały zostać spełnione. Dlatego każdy prywatny pokój miał w środku łazienkę z porcelanową wanną i marmurowymi półkami. Wewnątrz panował przeraźliwy chłód, a moje wysokie obcasy żałośnie uderzały o ciężkie kamienne płytki, w których odbijało się jasne światło lamp. Bez żadnego sprzeciwu pozwoliłam, aby ten nieznajomy mężczyzna posadził mnie na marmurowej szafce. Jego szmaragdowe oczy bezwstydnie przesunęły się po mojej pół nagiej sylwetce, szybko wracając do mojej twarzy. Skrzyżował ze mną spojrzenie, a następnie wziął biały ręcznik, który był wykonany z najlepszej oferowanej na rynku bawełny. Podszedł do umywalki, a ja bez słowa obserwowałam każdy jego kolejny ruch, czując słono gorzki smak własnych łez. Nieznajomy szatyn, o dłuższych, lekko kręcących się włosach nalał do porcelanowej umywalki niewielką ilość wody, po czym zamoczył w niej biały ręcznik. Wykręcił go, odsączając z nadmiaru wody. Nieznajomy stanął na przeciwko mnie, intensywnie patrząc w moje zapłakane oczy. Jego spojrzenie było chłodne, bezwzględne ale jednocześnie przepełnione dziwną troską. 

— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytałam z drżeniem w głosie. Szatyn spojrzał na mnie, a następnie udzielił mi odpowiedzi.

— Złe osoby zasługują na śmierć. — powiedział, jego głos jednocześnie brzmiał surowo ale i stanowczo. — Nie powinnaś płakać, ani współczuć temu facetowi. On nie zasługuje na Twoje łzy. Musisz wziąć się w garść i nie pozwolić, aby emocje wzięły nad Tobą górę. 

Zacisnęłam usta, próbując doszukać się w jego spojrzeniu czegoś więcej niż chłodu. Wcześniej przez ułamek sekundy byłam niemal pewna, że widziałam w nich iskierkę troski, jednak nie znałam go, równie dobrze mogłam to pomylić z czymś innym. 

— Niby jak mam wziąć się w garść? — wypaliłam słabym głosem.

Szatyn zacisnął usta, bez ostrzeżenia niwelując dystans między nami. Jego ruchy były pewne i skrupulatnie przemyślane. Zacisnął palce na materiale ręcznika, delikatnie oczyszczając moją skórę. Zaczął od twarzy zbierając z niej całą krew i resztki rozmazanego makijażu. W milczeniu opłukał ręcznik w czystej wodzie, kontynuując oczyszczanie mojego ciała z brudu, który pokrywał moje ciało. Sięgnął po moje dłonie, bardzo powoli i ostrożnie obchodząc się z każdym palcem, na którym miałam czerwony manicure.

— To nasza rzeczywistość. Ty jesteś prostytutką, a ja zabójcą, nie zdążyłaś się jeszcze do tego przyzwyczaić? — jego ton był opanowany, choć wydawało mi się, że mogłam usłyszeć w nim nutkę współczucia. Nie wiedziałam tylko do kogo było skierowane to współczucie. Choć jego słowa zabolały mnie, nie mogłam obrazić się o prawdę. Mówił szczerzę, wiedział kim jestem i nie udawał, że nie wie czym się zajmuję. Czy powinnam być zdziwiona, że przedstawił swoją osobę w tak okropnym świetle? Cóż nie powinnam, w końcu jak sam zauważył tak wyglądała nasza rzeczywistość.

— Dziękuję, za to co dla mnie robisz. — zaczęłam, spoglądając na niego z wdzięcznością. 

— To nie pierwszy raz, kiedy muszę czyścić krew z czyjegoś ciała. Nie ma potrzeby dziękować. To tylko praca. Twoja krew nie jest pierwszą, którą zmywam. — jego słowa były surowe, ale jednocześnie delikatne, jakby starał się zachować pewną delikatność w tej surowej rzeczywistości. Otwierałam usta, żeby zaprzeczyć jego słowom, chcąc powiedzieć, jak jego bezinteresowny gest wiele dla mnie znaczył, gdy ten ponownie odezwał się, głosem pozbawionym emocji. — Nie myl swojej roli z  moją. Nie jesteśmy sobie równi. — dodał, podkreślając wyraźnie dzielące nas granice. 

— Rozumiem — odpowiedziałam spokojnym głosem, starając się mimo wszystko okazać wdzięczność. Nieznajomy przyłożył bawełniany materiał do wewnętrznej części moich ud, delikatnie i z precyzją wycierając resztki krwi. — Co zrobisz z tamtym facetem? — zapytałam.

— Nie zwracaj uwagi na to, co jest za ścianą. To nie dotyczy Ciebie. — powiedział, nie odrywając wzroku od skóry na moich udach. Jego ruchy były delikatne, jednak były też szalenie precyzyjnie i gdy mówił, że nie robił tego pierwszy raz, nie miałam obaw, by mu w to nie wierzyć. Otwierałam już usta, aby zapytać, skąd weźmie pieniądze, jednak on był szybszy, jakby przeczuwał, o co zamierzam go zapytać. — Załatwię sprawę z pieniędzmi i przekażę je Caspianowi. — spojrzałam na niego z nutką lęku, ale zrozumiałam jego słowa. Przytaknęłam głową, gwałtownie wciągając powietrze, gdy jego zimne palce chwyciły mój podbródek między swoje palce. Bardzo powoli przejechał kciukiem po moim policzku ścierając pojedynczą łzę, która mimowolnie wypłynęła z mojego oka. — Nie ma miejsca na uczucia w naszym świecie, musimy być bezwzględni. Takie jest nasze przeznaczenie i lepiej, żebyś się z nim pogodziła, zanim będzie na to za późno.

Patrzyłam prosto w jego szmaragdowe tęczówki. Mówił szczerze, był bezwzględny i pozbawiony jakichkolwiek uczuć.  Jego słowa pochodziły od człowieka, który już dawno zatracił tą ludzką część siebie. Między nami panowała napięta i bardzo skomplikowana atmosfera. Bo ja choć bardzo żałowałam tego, co w tym momencie się działo, nie mogłam tego samego powiedzieć o nieznajomym, który okazał mi niespodziewaną troskę, odsłaniając tą człowieczą część siebie, w którą po wszystkich słowach jakie wypowiedział naprawdę zwątpiłam.

Odsunął się ode mnie, odrzucając niedbale na bok, brudny od krwi ręcznik.

— Co teraz? — zapytałam, niepewnie spoglądając w jego zimne oczy.

— Ubierzesz się i wrócisz do siebie. — wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja nieufnie pozwoliłam mu, aby jego palce zacisnęły się na moich, pomagając mi zejść  z umywalki. Dzięki szpilkom jakie miałam na sobie byłam wysoka, jednak ten bezwzględny mężczyzna wciąż patrzył na mnie z góry, jakby sam diabeł obdarzył go tak lodowatym spojrzeniem.

Bez słowa przeszliśmy do pokoju, w którym wciąż było ciało zabitego przez szatyna faceta. Schyliłam się po czerwony szlafrok, który szybko narzuciłam na swoje pół nagie ciało. Obserwowałam jak postawny nieznajomy, ubrany w drogo skrojony garnitur, podchodzi do drzwi, uderzając w nie dwa razy. Opuszkami palców pospiesznie wygładziłam jeszcze skórę pod oczami, upewniając się, że nie ma tam żadnych łez. Wygładziłam swoje włosy, cicho pociągając nosem. Nie mogłam pokazywać swojej słabości.

Ochroniarz otworzył drzwi, a wyraz twarzy nieznajomego zmienił się na jeszcze bardziej bezlitosny, niż wcześniej. 

— Co się dzieje? — stojący za drzwiami ochroniarz spojrzał najpierw na nieznajomego, a następnie na mnie i martwe ciało mężczyzny. Jego brew powędrowała do góry, jednak nie zadawał więcej niepotrzebnych pytań.

— To już koniec. Ta dziwka wykonała swoją robotę, może wracać do siebie. — odpowiedział chłodnym głosem, podszedł do mnie chwytając mnie za ramię. Czułam jego silny chwyt, który był zarazem delikatny, nie chcący zrobić mi żadnej krzywdy. Przekazał mnie ochroniarzowi, który bez słowa wyciągnął mnie na korytarz. Gdy go mijałam, ukradkiem ostatni raz spojrzałam na jego twarz, krzyżując z nim spojrzenie. 

— Nie martw się, załatwię to. — ochroniarz odpowiedział z zadowoleniem, jednak silna dłoń szatyna była szybsza, zaciskając się na moim ramieniu. Nieznajomy spojrzał na ochroniarza morderczym spojrzeniem.

— Posłuchaj uważnie. Jeśli chcesz uniknąć kłopotów, lepiej trzymaj przy sobie swoje łapska. Zrozumiano?  — oznajmił zdecydowanym tonem. — Chyba wiesz kim jestem? — zapytał, a gdy ochroniarz bez zastanowienia skinął głową, na twarzy nieznajomego pierwszy raz mogłam dostrzec cień uśmiechu. — Świetnie, teraz zaprowadź ją do siebie. 

***

Obudziłam się rano, czując na twarzy delikatne promienie słońca. Bolało mnie całe ciało, ponieważ minioną noc, spędziłam w fotelu, kuląc się na jego niewielkiej powierzchni, okryta jedynie starym kocem. Przeciągnęłam się niezgrabnie, otwierając oczy i dopiero teraz spostrzegłam, że leżący na kanapie Harry nie śpi. Zamiast tego obserwował mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nic dziwnego, że był zdezorientowany, ja również byłabym, po tych wszystkich wydarzeniach zdezorientowana.

— Hej. Jak się czujesz? zapytałam, szczerze zainteresowana jego stanem zdrowia.

— Bywało lepiej, ale szczerze mówiąc, wszystko mnie boli i nie do końca pamiętam, co się wczoraj stało i dlaczego tu jestem. odpowiedział spokojnie. Posłałam w jego stronę delikatny uśmiech, częściowo czując ulgę, że nic nie pamiętał, ponieważ wczorajszy wieczór nie należał do najprzyjemniejszych. 

— Zostałeś ranny. Demon Cię tutaj przyprowadził. — wyjaśniłam, obserwując Harry'ego, który próbował tą niewielką ilość informacji połączyć z tym, co być może było jego ostatnim wyraźnym wspomnieniem minionej nocy. — Nie wiem, co wczoraj robiłeś i dlaczego zostałeś ranny, ale zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, abyś nie był martwy. — patrzyłam na niego, jak leżał na mojej kanapie, przykryty kocem, którym wczoraj sama go przykryłam. Miałam pełną świadomość, że go uratowałam, otaczając go opieką, tak jak on, kiedyś zaopiekował się mną. Czułam się zobowiązana spłacić wobec niego dług. Byłam wdzięczna za przeszłą pomoc jaką mi wtedy ofiarował, w końcu pozbył się tamtego faceta i załatwił sprawy z Castello. — Chcesz może wody? — zapytałam, zdając sobie sprawę, że po tylu godzinach na pewno był spragniony.

— Tak.

Skinęłam głową, odrzucając koc na fotel. Poprawiłam znoszone dresy, czując jak Harry uważnie przygląda się mojej sylwetce. Jego oczy sunęły po moim ubranym ciele, jakby próbowały połączyć moją osobę z kimś z kim prawdopodobnie kojarzył z dawnej przeszłości. Weszłam do kuchni, krzywiąc się na widok bałaganu jaki w niej panował. Rozbita butelka po whisky wciąż leżała rozbita na podłodze, a resztki alkoholu utworzyły obrzydliwą plamę na ścianie. Obiecałam sobie, że później zajmę się tym bałaganem, teraz byłam zobowiązana zająć się Harry'm. Nalałam wody do czystej szklanki, zgarniając po drodze listek tabletek przeciwbólowych. Wiedziałam, że na obecnym etapie regeneracji mu nie zaszkodzą, ani nie pomogą, jednak chociaż częściowo załagodzą odczuwający przez niego ból.

Wróciłam do salonu, jednak widząc starania Harry'ego, który próbował się podnieść, spojrzałam na niego surowym wzrokiem.

— Nie powinieneś się tak wysilać. Powinieneś leżeć, jeżeli chcesz się podnieść, pomogę Ci.

— Dam radę. — odpowiedział oschle, jednak czując na sobie mój karcący wzrok, zszedł nieco z tonu — Wybacz. Uratowałaś mi życie, powinienem być wdzięczny, co? — zakpił, jednak nie zgodziłam się z nim. Nie oczekiwałam tego od niego. Zrobiłam to, co uważałam za słuszne. 

— Nie. — odpowiedziałam, nachylając się nad nim. Powoli pomogłam mu się podnieść, układając go w wygodnej pozycji, w której mógł się napić. — Masz napij się i weź te tabletki, powinny Ci trochę pomóc. — uniosłam szklankę z wodą, przykładając mu ją do ust. Harry podniósł dłoń, chcąc dać mi do zrozumienia, że poradzi sobie sam, jednak ja wiedziałam, że na obecnym etapie, niestety ale potrzebował pomocy. — Nie utrudniaj tego. Po prostu pozwól sobie pomóc. — skarciłam go, asekurując jego niezdarne próby wypicia wody. Podałam mu dwie tabletki, które również niezgrabnie chwycił między swoje palce.

Przepił tabletki wodą, odchylając twarz do tyłu. Zabrałam od niego szklankę, wciąż klęcząc u jego boku, będąc w gotowości.

Szatyn skrzyżował ze mną spojrzenie, obdarzając mnie tym, które dobrze znałam z przeszłości.

— Czy Ty wiesz kim jestem? — zapytał.

— Wiem. 

— A kim Ty jesteś? — wycelował we mnie swoje zdystansowane spojrzenie, które przyglądało się mojej twarzy z nieukrywaną ciekawością. — Znasz Demona, wiesz kim jestem, ratujesz mi życie. No kim jesteś? Jesteś jakimś pieprzonym bogiem? 

Parsknęłam śmiechem, ponieważ to było nawet zabawne. 

— Nie. Jestem jego siostrą. Nie boga, tylko Demona. — wyjaśniłam, obserwując jak brew Harry'ego unosi się do góry. Był kompletnie zaskoczony, gdy dowiedział się kim jestem. Rozszerzył szerzej oczy, uważnie mi się przyglądając, jakby porównywał każdy szczegół teraźniejszej mnie, do dziewczyny, która była kiedyś Delilah Rogers. — Więc chyba wiesz kim jestem... — mruknęłam, odczytując z jego twarzy, że doskonale wie z kim ma do czynienia.

— No tak, to by wyjaśniało dlaczego, wiesz kim jestem.  Na dodatek musiałbym być ślepy, żeby nie zauważyć, że masz jego oczy. — zauważył, a ja poczułam się dziwnie słysząc ten komentarz z jego ust, dlatego opuściłam wzrok, nie patrząc na jego twarz. — Zmieniłaś się, wyglądasz... 

— Inaczej? 

— Tak. — przytaknął, wciąż przeszywając mnie wzrokiem. Westchnął ciężko, znów świdrując mnie swoim spojrzeniem. — Ale to dobra zmiana. I z tego, co widzę nie jedyna. Mieszkasz tu? — zmienił temat, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nie chciałam rozmawiać o przeszłości, wolałam uczepić się pozornej teraźniejszości, niż rozgrzebywać stare, niezagojone rany.

— Tak i lepiej się przyzwyczaj, bo dopóki nie dojdziesz do siebie, jesteś skazany tutaj zostać.— podniosłam się, odkładając do połowy wypitą szklankę na stolik, który przez wczorajsze wydarzenia, zmienił swoje położenie. Wyciągnęłam telefon komórkowy, kontrolując godzinę. Było dość wcześnie, dochodziła ósma, więc jeżeli Harry chciał się jeszcze położyć, zamierzałam dać mu spokój. — Chcesz się zdrzemnąć? — zapytałam, nie dając mu szansy na kontynuowanie rozmowy. — Jest wcześnie, musisz odpoczywać. Jednak zanim zaśniesz, dobrze by było gdybyś wziął prysznic. Nie chodzi mi o Twój zapach, ale trzeba oczyścić Twoją ranę.

Harry zmarszczył nos i wyglądał teraz absurdalnie niewinnie, co kompletnie nie pasowało do osoby, którą był. Wyglądał jak niezadowolony chłopiec, któremu mama nie dała ulubionego lizaka. 

— Ty tu jesteś lekarzem. — odpowiedział, nie sprzeciwiając się mi, co przyjęłam z ulgą, nie byłam gotowa na starcia z kimś takim jak on. Patrzyłam jak odrzucił koc ze swojego ciała, odkrywając przede mną nagą klatkę piersiową. Była pokryta tatuażami, oblepiona brudem i zaschniętą krwią, oraz opatrzona śnieżnobiałym bandażem, który wręcz nawoływał do wymiany. 

Obserwowałam jak pod wpływem bólu zmrużył oczy próbując wstać z kanapy. Bez wahania podbiegłam do niego, delikatnie podpierając go pod ramię. Jego ciało było ciężkie i osłabione, widziałam jak z trudem przełyka swoją męską dumę, przyjmując ode mnie pomoc. Dzięki determinacji i tego, że byłam w lepszym stanie byłam od niego silniejsza. 

— Harry, jestem tutaj dla Ciebie. Pomogę Ci. — powiedziałam cicho, czując jak jego ciało pod wpływem moich słów odrobinę się rozluźnia. Jego milczenie było dla mnie zgodą, że jest gotów się przełamać i przyjąć moją pomoc. 

Pomogłam mu wstać, ostrożnie wykonując kolejne kroki, dzięki którym wspólnie pokonaliśmy odległość do łazienki na parterze. Gdy pokonywałam kroki obok Harry'ego, czułam pod palcami drżenie jego ciała. Był ode mnie sporo wyższy i zdecydowanie silniejszy, jednak obecnie był ranny i cholernie osłabiony wiedziałam, że muszę mu pomóc. Chciałam zostać lekarzem, robiłam to, co musiałam robić i to, co uważałam za słuszne. Odsuwając na bok myśli o spłacie wobec niego jakiegokolwiek długu. Został ranny i potrzebował mojej pomocy.  Idąc u jego boku starałam się nie zranić jego obolałych miejsc, nie sprawiając mu jeszcze większego bólu.

Kiedy dotarliśmy do łazienki, pomogłam mu dotrzeć do prysznica, gdzie z trudem opierał się o zimne kafelki. Ciężko dyszał, wzbudzając we mnie poczucie winy, że nie jestem w stanie mu bardziej pomóc. 

— Jak na takie małe stworzenie jesteś cholernie silna. — zażartował, próbując się uśmiechnąć, jednak samo mówienie w tej pozycji sprawiało mu ból. 

Pokręciłam głową, odwzajemniając uśmiech, którego nie dane było mi zobaczyć.

— Zajmę się Tobą. Nie musisz robić tego sam. — zaczęłam delikatnym tonem, zdając sobie sprawę, jak wiele kłopotów może sprawić mu samodzielna kąpiel.

— Dam sobie radę. 

— Nie zostawię Cię samego. Potrzebujesz pomocy, nie poradzisz sobie sam. — pozostawałam nieustępliwa, oczekując zgody z jego strony. Harry w końcu skinął delikatnie głową, zgadzając się przyjąć moją pomoc. Nerwowo przełknęłam ślinę, schylając się nieco nad jego sylwetką. Nachyliłam się nad zamkiem spodni, ostrożnie rozpinając guzik dopasowanych jeansów. Widok jego oblepionych krwią spodni, wywoływał w moim wnętrzu nieprzyjemny dreszcz. Stracił mnóstwo krwi, nie mogłam temu zaprzeczyć. Mimo braku szpitalnych warunków i ograniczeń jakie wprowadzała moja prywatna łazienka, starałam się być wobec niego jak najdelikatniejsza, przywołując w głowie wspomnienie, kiedy to on obmywał moje ciało z krwi. Bardzo powoli zsunęłam jego spodnie, pomagając unieść mu ociężałe stopy.

—  W innym przypadku uznałbym to za seksowne. — puściłam jego komentarz mimo uszu, ponieważ wiedziałam, że dla nas obojga nie była to komfortowa sytuacja. Jego męska duma prawdopodobnie cierpiała największe katusze wiedząc, że musi zgadzać się na moje polecenia.

Wyprostowałam się, odrzucając wcześniej zabrudzone spodnie, w kąt łazienki. 

— Dobrze się czujesz? — zapytałam, zadzierając głowę, aby spojrzeć na jego twarz i móc ocenić pobieżnie jego stan.

— Tak, jest okej. — przytaknął, jednak widać było, że jest wyraźnie zmęczony samym staniem.

— Wiesz, że musisz zdjąć z siebie wszystko? — odchrząknęłam, czując się dziwnie skrępowana, ponieważ nagość nigdy mnie nie krępowała. Jednak nie tym razem. Pierwszy raz czułam coś tak dziwnego, nie wiedząc, jak mam sobie z tym poradzić. Niezauważalnie wypuściłam powietrze przez drżące wargi, zdając sobie sprawę, że muszę być profesjonalna. W końcu zajmowałam się tym na co dzień. 

Gdy nasze spojrzenia się spotkały, Harry skinął głową, nie używając słów, a ja odebrałam to jako zgodę. Bardzo powoli zsunęłam z jego ciała czarne bokserki, które odsłoniły przede mną jego męskość. Moje serce biło szybciej, a skrępowanie wypełniało moje wnętrze. Patrzyłam na umięśnione ciało Harry'ego, pokryte zarówno tatuażami jak i śladami krwi. Sam widok takiego ciała powinien wzbudzać we mnie niechęć, powinnam czuć odrazę, jednak nie potrafiłam zmusić się i oderwać od niego wzroku. W tym momencie uświadomiłam sobie jak silne potrafią być ludzkie uczucia z którymi nie dane mi było dorastać. To jak skrępowanie, które szumiało mi w uszach, walcząc z poczuciem obowiązku i zachowaniem moralności wobec samej siebie. Czułam się skrępowana, jednak gdy spojrzałam w jego oczy zauważyłam, że on to wszystko dostrzegał. Był spokojny i pewny siebie, czułam się jeszcze bardziej zdezorientowana i skrępowana mając świadomość, że on to wszystko widzi.

Serce waliło w mojej piersi coraz szybciej, gdy spojrzałam w te chłodne, nieco rozbawione szmaragdowe tęczówki. Musiałam przełamać tę niezręczną ciszę, nawet jeśli nie miałam odwagi tego zrobić. 

— Musisz się wykąpać. Jesteś osłabiony, więc nie dasz sobie sam rady. Trzeba też zmienić opatrunek, pomogę Ci w tym. 

Wychyliłam się poza jego sylwetką, pozwalając aby pierwsze krople letnie wody, powoli opadły na ciało Harry'ego. Zamiast jednak dostrzec na jego twarzy ulgę, spojrzał na mnie przenikliwie.

— Zostajesz tu? 

— Tak. — odpowiedziałam. — Ktoś musi Ci pomóc.

— Poradzę sobie. — zapewnił mnie, jednak gdy tylko spróbował się ruszyć, sprawiło mu to ból, ponieważ spomiędzy jego warg wydostał się pełen cierpienia jęk. 

Patrzyłam na Harry'ego, który stał pod prysznicem. Letnia woda spływała po jego obolałym ciele, bardzo powoli zmywając czerwone plamy, zaschniętej krwi. Mimo jego protestującego spojrzenia chwyciłam białe mydło, gotowa pomóc mu w kąpieli. 

— Harry. — zaczęłam spokojnym głosem, nie mając zamiaru z nim walczyć. — Pozwól mi pomóc. To część mojej codziennej pracy, pracuje w szpitalu, jako pielęgniarka. Będę delikatna, obiecuję. — mówiłam to, patrząc prosto w jego szmaragdowe tęczówki, które chłonęły każde moje słowo z wyraźnym dystansem. — Potrzeba też zmienić opatrunek, inaczej rana może się zainfekować. — dodałam, wiedząc, że jeżeli chciał szybciej dojść do siebie, pilnowanie ran było po prostu kluczowym elementem. 

Patrzyłam na Harry'ego, obserwując jak nerwowo przełyka ślinę, a jego jabłko Adama delikatnie drga. Wbił we mnie spojrzenie swoich oczu, pozwalając letniej wodzie moczyć jego obolałe ciało.

— Nie jestem fanem takich kąpieli pod nadzorem. — obojętnie wzruszył ramionami, próbując tym samym zniszczyć nić troski, którą go otoczyłam. — Ale skoro tak, to dobrze. Zrób to szybko. Mam nadzieję, że nie będziesz robiła tego wiecznie. — mruknął z niechęcią i wyraźnym dystansem.

Westchnęłam z rezygnacją, jednak nie mogłam się poddać na tym etapie. Musiałam mu pomóc. Zacisnęłam palce na mydle oraz miękkiej gąbce.

— Wiem, że to nie jest idealna sytuacja i żadne z nas nie chciało się w niej znaleźć, ale codziennie zajmuje się takimi rzeczami. To dla mnie naturalne. — mruknęłam, próbując choć w niewielkim stopniu przekonać go do tego. — Oboje chcemy, żebyś wyszedł z tego cało, póki jesteś pod moją opieką, więc...

— Po prostu... Rób swoje. — przerwał mi stanowczym tonem.

Skinęłam głową, pospiesznie zamykając usta. Musiałam skupić się na tym, co miałam do wykonania. Zmoczyłam gąbkę, a następnie delikatnie przyłożyłam ją do ciała Harry'ego, obmywając je z resztek krwi. Moje dłonie poruszały się z wyczuciem, starannie usuwając każdą plamę. Nie przejmowałam się tym, że strumień letniej wody moczył mi ubranie. Zależało mi tylko na tym, aby pomóc temu młodemu mężczyźnie. Gdy to robiłam czułam na sobie jego intensywny wzrok. Mimo jego niechęci chciałam zrobić to jednocześnie perfekcyjnie i szybko, tak jak mnie o to prosił. 

Bardzo powoli przesuwałam mokrą gąbką po jego umięśnionym torsie, unikając jego przeszywającego spojrzenia. Harry uważnie obserwował każdy mój ruch, a z jego ust wydostawały się za każdym razem ciężkie, przepełnione bólem oddechy. Mocno zaciskałam swoje usta, ignorując uczucie, które narastało w moim wnętrzu. Byłam pielęgniarką, zamierzałam zostać lekarzem, a w dawnym życiu byłam po prostu prostytutką, dlatego nie potrafiłam zrozumieć skąd we mnie pojawiały się te wszystkie uczucia, które wprawiały moje serce w jego szybsze bicie. 

Pomogłam Harry'emu odwrócić się do mnie plecami, dokładnie czyszcząc jego umięśnione plecy. Gdy ponownie odwrócił się do mnie przodem, nie potrafiłam oderwać wzroku od tych wszystkich tatuaży, które swoją drogą były przepiękne, ozdabiając jego idealne i nieidealne ciało.

— Teraz muszę zmienić opatrunek. — wychrypiałam, nerwowo odchrząkając.

Ostrożnie ściągnęłam opatrunek z dolnej części brzucha. Pozwalałam wodzie spływać po jego torsie, raz za razem moczyć wciąż świeżą ranę. Woda spływała po moich rękach, tworząc delikatne strumienie, miałam świadomość, że moja biała koszulka pod wpływem wody przywarła do mojego ciała, podkreślając każdy mankament mojej nieidealnej sylwetki. Byłam skupiona na wymianie opatrunku, jednak czułam na sobie silny wzrok Harry'ego. Gdy pozbyłam się całego opatrunku z ulgą zauważyłam, że rana po jednej nocy wyglądała znacznie lepiej. Skóra wokół rany była mniej zaczerwieniona, a same szwy wydawały się być w lepszym stanie. Pozostawiłam na chwilę Harry'ego samego, podchodząc do szuflady, z której wyciągnęłam płyn do dezynfekcji i nowy opatrunek. Odwróciłam się do niego, mając teraz idealny widok na jego kompletnie nagą sylwetkę. Wiedziałam kim był, co robił i mogłam się tylko domyśleć ile osób zginęło z jego rąk, jednak nie mogłam odepchnąć od siebie myśli, że był po prostu piękny.

Nerwowo przełknęłam ślinę, pomagając mu wyjść spod strumienia. Zdezynfekowałam ranę, słysząc jak spomiędzy warg szatyna wydobywa się pełne cierpienia syknięcie. Ostrożnie oczyszczałam ranę, przykładając do niego świeże i suche bandaże. Skóra Harry'ego powoli wysychała i tylko pojedyncze krople spływały w dół jego ciała.

— Gdzie się tego wszystkiego nauczyłaś? — zapytał, a ja uniosłam twarz, dostrzegając w jego oczach iskierkę ciekawości.

Uśmiechnęłam się delikatnie.

— Studiuję medycynę. Od zawsze chciałam to robić. Czuję, że to jest to, co nadaje mojemu życiu cel. — wyznałam spokojnie i pewna siebie tego co mówiłam.

— To dość zabawna sytuacja. — westchnął lekko, a ja dostrzegłam cień zamyślenia na jego  twarzy, pod wpływem moja brew automatycznie uniosła się ku górze. — Ty ratujesz życie, a ja... no cóż, odbieram je. — dodał z nutką ironii w głosie. Spojrzałam na niego, obdarzając go karcącym spojrzeniem. Owszem być może i miał rację. Była pewna istota ironii między nami. Harry dokładnie tak samo, jak wtedy wyraźnie zaznaczał granicę, tego kim naprawdę byliśmy. — Przecież dobrze wiesz kim jestem i czym się zajmuję.

Postanowiłam nie komentować jego słów, skupiając się na założeniu nowego opatrunku. Mokrymi opuszkami palców wygładziłam bandaż, starając się być jak najbardziej precyzyjna w tym, co robiłam. Po kilku dłuższych chwilach milczenia poczułam na swoich nadgarstkach palce Harry'ego, które z niespodziewaną siłą, podniosły mnie do pionu. Jego palce były zimne ale jednocześnie mocno oplatały moją skórę. Patrzył mi prosto w oczy, a ja mogłam dostrzec w ich odbiciu jego samotną walkę, jakby były moim lustrem. Zacisnął usta i ignorując cały przeszywający go ból, nachylił się nade mną i szepnął.

— Nie myśl sobie, że nie wiem. Doskonale pamiętam, kim jesteś, Delilah. 


***

Do następnego! 😈






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top