Rozdział 8

- Ja po prostu nie mam głowy do studiów, mówiłem robię to dla rodziców. Są dni, w których nie mam siły i mam ochotę rzucić wszystko w cholere, ale wtedy myślę o rapie i o SB.
Poznałem tyle wspaniałych osób, poczułem szczęście. Może i jestem buntownikiem, ale serio miałem przez długi czas w piździe szkołę. Bywało też tak źle, że odcinałem się od swoich rówieśników i pragnąłem zapomnieć skąd jestem. Bolało mnie to, że nie urodziłem się na blokach. - Powiedział i pomachał ramionami. - A teraz, gdy po raz kolejny uczę się w miejscu, które jest uznawane za jedną najbardziej prestiżowych uczelni w Warszawie, mam ochotę zostawić to i zacząć żyć jak ja chce. Szczerze mówiąc, wolałbym uczyć się na studiach, które nie kosztują tyle pieniędzy, ponieważ nie potrzebuję tego.

Różnimy się czymś kluczowym, podejściem do przyszłości.
Boli go to, że kształtuje się w miejscu, gdzie trzeba pokazać coś więcej, by być kimś.
Boli go, że jest na czymś bardziej atrakcyjnym, niż przeciętne studia.
Z jednej strony ma rację, by być w tym miejscu nie wystarczą umiejętności, potrzebny jest również worek pieniędzy.
Zdecydowałam się na te studia, nie tylko dlatego, że to szansa na spełnienie marzeń, ale również sama zarobiłam na nie pieniądze.
Pracowałam jako amatorka w grafice, szukając zleceń na Olx.

Nie jest coś męczącego, ale liczy się to, że nie wzięłam ani grosza od mamy lub taty.
Jestem z siebie dumna, lecz Michał nie może poczuć tego uczucia, gdyż jego rodzice wysłali go tutaj. Zapłacili za niego kupę kasy.
Nie zapracował na to wszystko, dlatego nie czuje potrzeby bycia tutaj.

Matczak woli spełniać marzenia dotyczących rapu, i nie krytykuję tego, robi to co kocha, to się liczy. Ludzie go pokochali.
Włożył wiele wysiłku, by wbudować sobie taką pozycję w hip-hopie.
Jest to coś, co chciał robić od dzieciaka. To daje mu szczęście, a uczelnia w jego odczuciu oraz w jakimś stopniu spowalnia jego cele.
Jednak według mnie powinien dać szansę sobie jako studentowi.
Nie musi w to wchodzić na sto procent, ale jednak trochę zaangażowania nie zaszkodzi.
Michał próbuje być samodzielny, ale czasami jego decyzję są specyficzne, warte przemyślenia.
Jest buntownikiem, to dobrze - może i to cząstka jego, wiele osób to akceptuje i jest przy nim.
Mi również to nie przeszkadza, nie da się nudzić przy tym człowieku.

Jestem pewna, że to początek naszej wspólnej drogi.
Jest interesującym człowiekiem. Jego specyfika jeszcze bardziej powoduje, że jest wyjątkowy w środku.
- Wiesz co Matczak? - On jedynie pomachał głową. - Jesteś mądrym facetem, daj sobie szansę, a możesz wejść, w to bardziej niż się spodziewasz, a może jeśli jednak będziesz pewny, że to nie dla ciebie, postąpisz po swojemu.
- Może. Pogubiłem się. - Mruknął. Zmienił pozycję na siedzącą, korzystając z okazji siadłam obok niego i złapałam go za rękę.
Mam nadzieję, że ten gest pomoże.
Spojrzał na mnie i zaczął analizować moją twarz.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Nie chcę wiedzieć ilu facetom dałaś kosza. - Zaśmiał się cicho, a ja przekręciłam oczami.
- A ja nie mogę uwierzyć, że ta dziewczyna cię nie dostrzega.
- Może się myliłem. - Co? Chciałam już zapytać co miał konkretnie na myśli, ale Amelka przekroczyła próg pomieszczenia i uśmiechając się, krzyknęła "O witajcie! ", "O kurcze przeszkodziłam w czymś?!". Wzięłam swoją dłoń z jego, i przeczesałam sobie włosy.
Jedynie co od nas usłyszała to śmiech.
Czasami mam wrażenie, że coś wypiła, a jest trzeźwa.
- Michale, mój idolu, kupiłam sobie bilet VIP, na SB festival. - Uśmiechnęłam się szeroko i siadła na fotelu.
- To świetnie. Napijemy się. - Zaśmiali się. - A co z tobą Nadia?
- Ja? Wiesz jestem kujonem. - Uśmiechnęłam się. Amelka przyznała mi rację, chociaż sama całe życie miała jedną z najwyższych średnich w szkole.
- Nie chcesz iść? - Zapytała przyjaciółka. Nie mam pojęcia co chcę. Jedynie pomachałam ramionami.
- Nie mam biletu.
- Przypominam, że jestem tak jakby tam bardzo wkręcony, mogę Ci załatwić wstęp. - Odezwał się Matczak. - I chcę żebyś tam była. Best friends forever. - Zaśmiał się. Przekręciłam oczami.
- Okej, w porządku.

Weekend minął dość szybko. W niedzielę spędziłam czas z rodzicami i babcią, do której razem się wybraliśmy.

Gdy byłam młodsza spędzałam z babcią wiele czasu. Gdy rodzice byli zabiegani lub mieli jakieś wyjazdy podrzucali mnie do niej.
Kochała mnie rozpieszczać, jak każda babcia tak właściwe.

Kiedy było coś nie tak ze mną, była jedną z pierwszych osób, okej dalej jest, które pouczały mnie, i mówiły co jest dobre, a czego nie powinnam robić.
Jest matką mojej mamy, która zawsze wie jak postąpić.
Sądzę, że również chciała przelać to na mnie, po części udało się.

Kiedy przechodziłam okres buntu, ona wlewała mi do głowy pewne poglądy. Jeśli mam być szczera buntowałam się przez to jeszcze bardziej, ale po czasie zrozumiałam, że chciała dobrze. Złą metodą, ale próbowała, ponieważ bardzo mnie kocha.

A babcia od strony taty, jest surowa i strasznie trzyma się swoich zasad. Zupełnie jak tata.
Nie przeszkadza mi to, po prostu czasami bywa irytująca, lecz i tak ją bardzo kocham.

- Nie idź tam dzisiaj. - Powiedział Michał, który zaatakował mnie przy wejściu do budynku uczelni.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego spod byka.
- Dobrze się czujesz?
- Nadiaaa. Zaproponuję ci na sam początek Park trampolin? Później może kino, a na koniec jakiś dobry obiad? - Pomachałam ramionami. - Nie opuściłaś zająć od początku roku, należy ci się, i chcę spędzić z tobą ten dzień.
- Dobrze, w porządku. Przekonałeś mnie. - Mruknęłam. Odwróciliśmy się na pięcie i skierowaliśmy się do samochodu Matczaka. - Musimy jechać po rzeczy na zmianę. - Machnął twierdząco głową.
- To najpierw do ciebie. - Oznajmił. - Sprowadzam cię na złą drogę. - Zaśmiał się.
- Nie wydaję mi się, po prostu nie potrafię Ci odmówić. - Na jego twarzy pojawił się ogromy uśmiech oraz pewność siebie.
- Wiesz, że będę teraz to wykorzystywać. - Mruknął.
- Są granice Matczak. - Puściłam mu oczko, a następnie ruszyliśmy w drogę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top