Rozdział 18

- Co się wczoraj wydarzyło Nadia? - Zapytała Amelka. - Zachowujesz się jakby ktoś ci kota przejechał. - Stwierdziła i wyprostowała się.
Jemy obiad, który sama zrobiłam.
Dziś na kolację mają wpaść nasi rodzice, którzy ustalili to między sobą, a nas poinformowali dziś rano, przy okazji budząc mnie po pięciu godzinach snu.
- Rozmawiałam z Michałem. - Mruknęłam i zaczęłam grzebać widelcem w posiłku. - I pogodziliśmy się, przy okazji wyznając miłość. - Uniosłam wzrok na jej twarz, na której widniał uśmiech, po czym zmarszczyła brwi.
- Nie rozumiem, i dlatego tak się dziwnie zachowujesz? - Westchnęłam głośno.
- Nie myślisz, że nie pasujemy do siebie i prędzej czy później zniszczymy wszystko co budowliśmy? - Kobieta zmieniła miejsce, usiadła obok, a następnie załapała mnie za dłoń.
- Hej, nie możesz bać się miłości. Nie wiem co będzie dalej, nikt tego nie wie. - Uśmiechnęła się lekko. - Ja myślę coś innego, pasujecie do siebie, nikt nie mógłby dla ciebie zastąpić Michała. - Machnęłam głową. - Babo zaproś go dziś, ja może zadzwonię do Krzyśka. - Rozmarzyła się, a ja zaczęłam chichotać.
- To głupi pomysł.

Dlaczego tak sądzę? Ponieważ nie chcę teraz aż tak bardzo w to wszystko wchodzić.

Czas jest kluczowy.
Zawsze był w moim życiu.

Tydzień później siedziałam w parku wyczekując na Matczaka, który obiecał zabrać mnie do kina.

Spojrzałam na wyświetlacz ekran w telefonie.

18:05

Spóźnia się.

Westchnęłam głośno i wstałam z zimnej ławki.

Co jest z nim ostatnio nie tak?
Dlaczego nasze relacje są aktualne na tak złym etapie.
Jest mi z tego powodu smutno, ponieważ odkąd powiedzieliśmy sobie co czujemy, nie wracaliśmy do tego dnia, jakby w ogóle nic się nie wydarzyło.

Co mam myśleć?
Jestem tak bardzo zagubiona.

Uniosłam wzrok, zauważając Michała zbliżającego się.
- Przepraszam za spóźnienie. - Mruknął. Machnęłam głową. - Fani mnie zatrzymali.
- Jasne, w porządku. Możemy już iść?
- Tak, jeśli chcesz.

Po skończonym seansie skierowaliśmy się do mojego mieszkania.
I cholera niezręcznie się czuję.
Tak właściwie to zapewne nie tylko ja.

- Nadia? - Zaczął Michał. - Nie chcę żeby to wszystko tak wyglądało.
- Co masz na myśli? - Stanęliśmy w miejscu, spojrzałam na niego.
- Chcę żeby wszystko było jak wcześniej. Odkąd dałaś mi kosza cały czas myślę o tym dniu. - Chwycił mnie za zimną dłoń i spojrzał w oczy.

Serce zabiło szybciej niż powinno.

- Zależy mi, błagam nie uciekaj ode mnie. - Ścisnął moją dłoń. Nie mam zielonego pojęcia co powiedzieć, mam pustkę w głowie.

Też mi zależy, bardzo.
Chcę mieć go przy sobie.

- Rozumiem, że się boisz Nadia, nie takie były twoje plany na czas studiów, ale nie znam mądrzejszej, nie znam piękniejszej i nie chcę mieć innej i to serio dziwnie... - Przybliżyłam się do niego, moje usta wylądowały na jego.

Tęskniłam za tym. Potrzebowałam jego ciepłych warg na swoich, dzięki temu czuję się jak ja.

- Po prostu przy mnie bądź. - Mruknęłam i wtuliłam się w jego osobę. - Chcę dać nam szansę.

Kilka dni później  przystanęłam na przeciwko Matczaka na uczelni, gdzie stał pod salą, w której mamy mieć wykład.
Uśmiechnęłam się szeroko.
On bez żadnego gadania przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
Cóż, to było dobre.
- Okej, teraz będą plotkować. - Stwierdziłam, gdy odsunęłam się od niego.
- Obchodzi cię to? - Zadał pytanie.
- Nie? - Dobra, ta odpowiedź była dość mało wiarygodna. - Michał nie obchodzą mnie inni. - Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Wpadniesz dziś do mnie? Netflix and chill. - Zaśmiał się. Prychnęłam.
- Nope. - Stwierdziłam pewnie i skierowałam się do klasy, gdzie zajęłam miejsce. Oczywiście Mata pofatygował się za mną oraz zajął miejsce obok.
- A może zrobimy razem pizze?
- Już lepiej. - Uśmiechnęłam się do niego. - Będą twoi rodzice?
- Pewnie tak, ale udostępnią nam kuchnie. - Puścił mi oczko. - Mogę sobie ustawić już na fejsie status "w związku" - Wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Czy ty własnie tak pytasz mnie o chodzenie? - Zaczęłam znów się śmiać.
- A no... - Wyszczerzył się.
- Tak. - Stwierdziłam pewnie. Otworzył szeroko oczy.
- Nie mogę uwierzyć, że na uczelni zdobyłem dziewczynę. Czuję się jak w gimnazjum. - I cóż znów zaczęłam chichotać.

Tak to wszystko faktycznie jest dziwne.

- Dzień dobry. - Powiedziałam, gdy ujrzałam rodziców Michała.
Uśmiechnęli się i również się przwitali.
- Nadia świetnie, że wpadłaś. - Zaczęła jego mama, a ja usiadłam przy stoliku w jadalni. - Jak tam na studiach?
- Lepiej być nie mogło. - Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
- A więc ty i Michał coś? - Miałam już jej odpowiedzieć, ale właśnie wspomniana wcześniej osoba weszła do pomieszczenia z sokiem.
- Mamo nie męcz jej. - Zaśmiał się. - Zajmujemy kuchnie. Chcemy zrobić pizzę.
- Jasne, jak nie spalisz domu. - Uśmiechnęła się szeroko.
- Spokojnie, jest pod okiem profesjonalisty. - Odezwałam się zadowolona.
- Ulżyło mi. - Wstała z miejscami. - To miłej zabawy. - I wyszła z pomieszczenia.
- To co? Zaczynamy?
- Pewnie Matczak.


- Źle to robisz! - Krzyknęłam, gdy Michał próbował wyrobić ciasto.
- To mi pokaż babo! - Zaśmiał się. Przekręciłam oczami. Michał rozłożył ręce. Stanęłam przy blacie, chwyciłam ciasto i zaczęłam je ugniatać.
Poczułam jego oddech na mojej szyi i uśmiechnęłam się cwanie, zastałam otoczona jego ciałem. Dłonie Michała dotknęły moich i w ten sposób oboje ugniataliśmy ciasto.

Czuję się jak w jakimś tanim romansie.

Nigdy nie sądziłam, że pozwolę drugiemu człowiekowi być tak blisko mojego serca.

To on zna moje wszystkie pragnienia.

Czuję się lepiej, pewniej oraz bezpieczniej kiedy jest obok.

Zrozumiałam co to znaczy zakochanie.

Czego mogę chcieć więcej?

- Ups, dzieciaki przeszkodziłem? - Michał odsunął się, gdy dobiegł do nas dźwięk głosu jego taty.
Spojrzałam w jego stronę zawstydzona. Cholera.
- Tato, mówiłem, że kuchnia zajęta. - Westchnął Michał. Jego głos był pełen wyrzutów. Zachciało mi się śmiać.
- Wybacz synu, zostawiam was, ale muszę się czegoś napić. - Powiedział z uśmiechem, wziął wodę i wyszedł.
Tak bardzo mi głupio.
- A więc na czym my to skończyliśmy kochanie? - Zapytał. Usłyszał mój głośny śmiech.
- Jesteś taki tandetny.
- Świetnie znalazłem dziewczynę, która nie lubi czułości. - Zachichotał.
Pokręciłam przecząco głową, podeszłam do niego z głupim uśmieszkiem na ustach i przybliżyłam moje usta do jego, miałam już go całować, ale w ostatnim momencie moje dłonie brudne z mąki wylądowały na jego włosach i zatrzymały się na twarzy.

Odsunęłam się z niewinnym wyrazem twarzy.

Jego zdziwienie tak bardzo mnie bawi.
- Zemsta. - Mruknął.
- Co? - W pierwszym momencie pomyślałam o książce Aleksandra Fredro. Nie usłyszałam odpowiedzi, ponieważ poczułam pełno mąki na mojej twarzy.

To wszystko źle się skończy.
Jego mama nas zabije.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top