Rozdział 10
- Nadia? Kochanie? Śpisz? - Usłyszałam głos mamy nad uchem.
Otworzyłam oczy.
Stała nade mną z tacką, na której znajdowała się jajecznica, chleb oraz herbata.
Uśmiechała się do mnie szeroko.
- Nie jesteś w pracy? - Zapytałam zdziwiona.
Mama rzadko robi sobie wolne. Nie lubi marnować ani jednego dnia.
Dla niej czas to pieniądz.
W sumie dla każdego. Żyjemy w czasach, gdzie każdemu zależy na pieniądzach. Każdy stara się mieć jak najwięcej.
Każdy.
Ja również odczuwam potrzebę dawać i brać tyle ile się da.
Nie koniecznie chodzi mi o mamonę.
Są rzeczy ważniejsze.
Przyszłość, decyzje, zaangażowania, zloty, upadki.
Życie płata figle. Czasami wkręcasz się tak, że nie potrafisz wyjść.
Nawet nie pragniesz tego, nie próbujesz.
Najważniejsze jest brać.
Nie pragnę żyć w takim świecie, oczekuję czegoś innego. Nie potrzebuję budować sobie pozycji.
Wystarczy mi pięć tysięcy miesięcznie.
Nie potrzebuję niczego więcej.
Nie oczekuję milionów.
Chcę być szczęśliwa. Wiem, że potrzebuję pieniędzy, to nie do uniknięcia.
Muszę pracować, lecz praca nie będzie dla mnie najważniejszą wartością, bo zdaję sobie sprawę, że dla moich rodziców jest.
Kochają mnie. Wiem, że jestem dla nich najważniejsza, ale praca jest równie ważna...
Nie powinnam mieć im tego za złe, dostawałam czego chciałam.
Dzięki temu nauczyłam się, że pieniądze szczęścia nie dają.
- Mam parę dni wolnego. Zauważyłam, że zaczęłam zaniedbywać dom. - Puściła mi oczko.
Jestem z niej dumna. Zrozumiała, że są pewne granice. - O której zaczynasz wykład? - Chwyciłam telefon w dłoń.
Ekran ukazywał piętnaście po ósmej.
- Muszę być tam o dziesiątej. - Kobieta pomachała głową, i położyła tackę ze śniadaniem na szafce nocnej.
- To ja schodzę do kuchni. Smacznego. - Pomachałam głową, co miało oznaczać "dziękuję".
Punktualnie o dziesiątej siadłam na krześle na uniwersytecie i wyczekiwałam aż wykładowca się pojawi.
Postanowiłam się rozejrzeć, i cóż znowu nie było Michała.
Za to nawiązałam kontakt wzrokowy z Magdą, która uśmiechnęła się do mnie szeroko.
Rozmawiałam z nią może z pięć razy.
Mieszka w Warszawie od sierpnia. Przeprowadziła się tutaj z nie mam pojęcia jakiej wsi pod Łodzią.
W poszukiwaniu lepszego życia. Zapewne je znajdzie, gdy będzie walczyć.
- Dzień dobry. - Obok mnie usiadł Daniel. Uśmiechnęłam się lekko do niego. Zazwyczaj nie zwracałam na niego uwagi, uwielbia bajerować dziewczyny. Osobiście mam z nim w porządku kontakt.
Jego poczucie humoru bardzo mnie śmieszny.
- Cześć. - Odpowiedziałam.
- Jest za tydzień imprezka u Weszyna. - "Weszyn" to od "Weszyńskiego", jest to nazwisko chłopaka, który jest z nami na grafice.
To jest ten typ chłopaka imprezowicza.
Jest lubiany i populary, ponieważ organizuje bardzo dużo domówek. - W ten piątek. Zaczyna się o dwudziestej.
- Może wpadnę, zastanowię się. - Stwierdziłam. Mam jeszcze dwa dni do namysłu.
Nie mam pojęcia czy skorzystam z zaproszenia.
Po skończonych zajęciach wróciłam do domu.
Melka dzisiaj spotyka się z Damianem.
Tak właściwe to muszę popracować wieczorem w Photoshopie.
Aktualnie przyda mi się lekki odpoczynek.
Usiadłam przy stole w kuchni.
Zaczęłam jeść zupę, którą zrobiła mama.
Uwielbia gotować, ale nie miała na to zazwyczaj czasu.
Usłyszałam, że mój telefon zaczął wibrować.
Spojrzałam na wyświetlacz.
"Michał"
Przeciągnęłam zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam urządzenie do ucha.
Jestem zaskoczona, że dzwoni.
Nie spodziewałam się tego.
- Nadia? Jesteś w domu? - Zapytał. Okej, robię się coraz bardziej zaskoczona.
- Ja? Tak. - Moja odpowiedź była szybka.
- Mogę wpaść? Jak wiesz, nie było mnie na wykładach, i może masz jakieś notatki?
- Jasne, tak. - Stwierdziłam.
- Będę za godzinkę. - Powiedział i rozłączył się.
Co to miało być?
Co mam sobie myśleć?
- Co jest kochanie? - Zauważyłam, że gapiłam się cały czas na ekran telefonu.
- Michał wpadnie. - Mruknęłam. - Syn pana Matczaka.
- A ten Michał. - Powiedziała i usiadła obok mnie. - Jesteście parą? - Otworzyłam szeroki oczy. Jeju...
- Nie.
Powinnam się stresować?
Życie przygotowywało mnie do gorszych powodów do stresu.
Co jest ze mną?
Chcę być naturalna, pragnę tego.
Ale emocje wzięły górę.
Zazwyczaj nie miałam takich problemów.
Potrafię poradzić sobie z wieloma innymi, gorszymi sprawami, a teraz jest tak, jak nie było nigdy.
Nawet nie mam pojęcia jak to nazwać.
Michał stoi w moim pokoju, a ja nie potrafię się ruszyć, nie potrafię wydać z siebie żadnego dźwięku.
Boję się, że jeśli coś powiem on znowu zniknie...
Nie chcę tego.
- Przepraszam, zachowywałem się jak debil. - Mruknął.
Wstał z krzesełka i siadł obok.
Spojrzałam na niego.
- Dlaczego? - Zapytałam.
- Tak właściwe, to nie mogę powiedzieć. - Co?
Rozumiem wiele, ale ta sytuacja jest dość skomplikowana i dziwna.
Nie ufa mi?
Dlatego nie chce się ze mną podzielić co się stało.
Opowiadał mi wiele. Byłam pewna, że nie mamy przed sobą tajemnic.
Myliłam się?
- Michał? U ciebie wszystko w porządku? - Wolę się dla pewności zapytać. Otworzył szeroko oczy i uśmiechnął się szeroko.
Pił coś?
Palił?
Objął mnie ramieniem, a następnie położył się wraz ze mną na plecach.
Cholera.
Mam wrażenie, że słyszy moje bicie serca.
- Tak.
- Jesteś zjarany? - Ciszę w pomieszczeniu zagłuszył jego głośny śmiech.
Westchnęłam głośno.
Dalej nie wiem co myśleć.
- Tak. - Teraz ja zaczęłam się śmiać.
To wszystko tłumaczy.
Wiem jak wygląda zachowanie Matczaka, gdy nie jest niczym odurzony. - Wiesz, że nie przyszedłem po notatki?
- Wiem. - Stwierdziłam pewnie. Oczywiście, że zdałam sobie z tego sprawę.
Michał i notatki? To do niego nie pasuje.
- Chciałem cię po prostu zobaczyć. - Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i zaczęłam chichotać.
Ten człowiek jest jedną wielką zagadką.
Nie mam pojęcia co mu siedzi w głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top