Rozdział 1
Okej, może i nie pasuję do ludzi, może zatraciłam się tak bardzo w moich ambicjach, że te wszystkie osoby stały się dla mnie czymś podrzędnym?
Może zmieniłam się tak bardzo, że nie pasuję do grona, które zwało się moimi przyjaciółmi?
Może to oni teraz oczekują czegoś więcej?
Szkoła średnia - trzy lata hardej nauki, imprezy, usterki miłosne, przyjaciele.
Co dalej?
Studia.
Przez te wszystkie lata nauczyłam się czegoś więcej niż na przykład rozwiązywania układu równań, lub reakcji równań soli.
Pojęłam, że z roku na rok zmieniałam się, moje cele stawały się coraz większe, więc rezygnowałam z imprez, spotkań i innych kameralnych spraw.
Nauczyłam się, że prawdziwa przyjaźń jest czymś rzadkim.
W końcu dzięki tym relacją dostałam się na wymarzony uniwersytet.
To oni dawali mi siłę do walki.
Szkoda, że niektórzy teraz są dalej, lecz to moja wina.
Zatraciłam się tak bardzo w moim dążeniu do celu, że zapomniałam o najbliższych.
To miasto jest piękne, lecz ludzie są czymś innym.
Czymś sprzecznym.
Tu by coś osiągnąć musisz iść po trupach do celu.
Musisz walczyć o przetrwanie.
Warto pamiętać o swoim planach, by nie zatracić się w czymś innym, by nie zboczyć ze ścieżki.
To miasto nauczyło mnie dużo, zbyt dużo.
Z resztą nie tylko mnie.
Wychowałam się w Warszawie, to miejsce jest moim domem.
- Nadia! Słuchasz mnie? - Na przeciwko mnie siedziała Amelka. Ktoś na kim zawsze mogłam polegać, jestem z nią zżyta, bardziej niż z kimkolwiek.
To nasza ulubiona kawiarnia w centrum miasta. Spotykamy się tu tak często jak możemy.
- Melka nie zadawaj głupich pytań. - Uśmiechnęłam się.
Kobieta westchnęła i napiła się latte. Uniesła jedną brew.
- O czym mówiłam? - Rozmowa zaczęła się na temat jutrzejszego dnia. Dnia w który rozpoczniemy nowy etap. Czas studiów jest czymś więcej niż tylko zabawą z gorącymi facetami, pijackimi imprezami, i próbą zarobienia pieniędzy, to etap, który decyduje o naszej przyszłości, to coś co nas kształtuję.
- O studiach. - Puściłam jej oczko.
- Nie Nadia, mówiłam o Damianie. - Odłożyła kubek na stolik. - Bardzo dziwne, że poukładana Nadia błądzi głową w chmurach. - "Poukładana Nadia" dalej planuje swoje życie, porządkuję w nim wszystko co mi nie odpowiada.
Zawsze staram wypaść jak najlepiej, pragnę by moje istnienie opłaciło się.
Chcę by moim potomkom nic nie brakowało.
Chcę by było inaczej...
- Co z nim? - Zapytałam.
- Zaprosił mnie na randkę...
Wdech, wydech...
Kiedy wchodziłam do mojego mieszkania zawsze czułam się inaczej.
Zawsze miałam wrażenie, że różnie się od moich rodziców, że nie pasuję do mojej rodziny - tata kontroler finansowy, a mama to szanowany prawnik.
Bananowy dzieciak.
Czuję się jak czarna owca...
Są ze mnie dumni?
Jestem pieprzoną studentką grafiki komputerowej...
Jestem zadowolona, ponieważ o tym marzyłam.
Ale czy to sprosta oczekiwaniom moich rodziców?
Zawsze przy mnie byli, wspierali mnie, pomagali, doradzali, lecz czy tego ode mnie chcieli?
Czy udało mi się ich zadowolić moim wyborem?
Zawsze decyzję podejmowałam sama, choć liczyło się dla mnie zdanie najbliższych.
Tego przecież zostałam nauczona - być posłuszna.
Moje życie zawsze było idealne, niczego mi nie brakowało, dostawałam wszystkiego o co poprosiłam, wakacje all inclusive, lecz nie tego pragnęłam, nie to było dla mnie w życiu kluczowe.
Były to cele, marzenia i właściwie to praca.
Chciałam udowodnić sobie, że pomimo pięknego i łatwego życia potrafię osiągnąć sukces na własną rękę oraz nie potrzebuję przy tym pieniędzy moich rodziców.
Dobra materialne nie dawały mi tyle szczęścia jak nauka, i wieść o dostaniu się na wymarzone studia.
Przekraczając próg mieszkania nie usłyszałam nic, oprócz własnego westchnięcia.
Rodziców nie ma.
Jest trzynasta, czego ja się spodziewałam?
- To ten dzień! - Krzyknęła przyjaciółka. Usłyszałam głos Amelki, gdy wyszłam z mieszkania. Uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam zamykać drzwi.
Tak, "ten dzień" właśnie nadszedł.
- Może jakieś "cześć" albo "dzień dobry" na początek? - Odwróciłam się do niej, schowałam klucze do torebki i ruszyłyśmy na swoje uczelnie.
- Oj, walić kulturę raz na jakiś czas. - Zaśmiała się. Cóż, Amelka również nie wywodzi się z biedy lub średniej krajowej. Jej rodzice pracują w korporacji.
Nie ukrywam jest buntowniczką, ale nie dziwię się jej, sama mam dosyć czasami zasad, kultury i tej cholerniej gracji.
Amelka tym bardziej nie może popełnić błędu przy grupie wpływowych ludzi, który będzie o niej świadczyć coś złego, dlatego robi wiele rzeczy w ukryciu, ta kobieta nie lubi sobie niczego odmawiać.
Kiedy wyszłyśmy z budynku znalazłam się na miejscu pasażera w aucie przyjaciółki, która była w trakcie odpalania swojej "maszyny".
Potrzebujemy więcej wolności...
Hymm kurcze, wpadłam na świetny pomysł...
- Potrzebujemy wspólnego mieszkania. - Powiedziałam i spojrzałam na nią. Momentalnie otworzyły jej się szeroko oczy, a na jej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
- Masz rację! Musimy czegoś poszukać laska. - Machnęłam głową.
- Tylko błagam nie chcę jakiego penthaus'a. Pragnę się poczuć normalnie.
- Masz to jak w banku Nadia! - Krzyknęła zadowolona i ruszyła na przód.
Przemierzając korytarze poczułam dumę, ale i strach? Nie wiem.
Stresuję się lekko, choć wiem, że jestem gotowa.
Gdy trafiłam do odpowiedniego pomieszczenia usiadłam na wolnym miejscu.
Było już sporo osób.
Nic dziwnego wykładowca powinien pojawić się za pięć minut lub może później, gdyż ten człowiek może okazać się osobą spóźnialską.
Zawsze za spóźnienia dostawałam wykład od taty.
On tego nie lubi. Jest dobrym ojcem, lecz ma swoje zasady, na których wychowywał mnie.
Kocham ich, ale czasami pragnęłam by wyrzucili mnie z domu, ponieważ chciałam poczuć, że nie wywodzę się z "piękna".
Nie gardzę tym, powinnam być wdzięczna, ale za co?
Pieniądze czy szczęście?
Spojrzałam w stronę wejścia i ujrzałam bruneta, który wyrazie był na kacu, i miał zadyszkę.
Najwyraźniej spieszył się.
Cóż, cudem zdążył. Za nim stanął najprawdopodobnie nasz wykładowca.
Ostre picie przed pierwszym dniem?
Interesujący okaz.
Młody chłopak wzbudził zainteresowanie nie tylko moje, ale wszystkich osób w zasięgu mojego wzroku.
- A pan to? - Zadał pytanie starszy człowiek, który najwyraźniej nie był zadowolony z jego postępowania.
- Michał Matczak. - Powiedział wyraźnym i pewnym głosem.
Wykładowca spojrzał w listę i machnął głową.
- Dobrze panie Matczak, proszę zająć miejsce. - On jedynie machnął głową. Nawet żadnego przepraszam?
Nic?
W porządku, może nie czuł takiej potrzeby.
W końcu jest dorosły, wie co robi.
- Wolne? - Usłyszałam jego głos. Był wyraźnie znudzony...
Spojrzałam na Michała i przyjrzałam mu się z bliska.
Normalny chłopak, nie różniący się niczym szczególnym.
Nie zrobił dobrego wrażenia.
A podobno pierwsze jest najważniejsze.
Nie czuję do niego niechęci, spotkałam gorszych typów.
Jestem bardziej zaskoczona.
Machnęłam głową, zwróciłam całą swoją uwagę na wykładowcę.
- Nazywam się profesor Arkadiusz Zieliński. Jak widzicie będę miał z waszą grupą teorię sztuki. Mam nadzieję, że będziecie podchodzić z powagą do tego przedmiotu. Jak wiecie działa to w dwie story. Będę szanował was, gdy wy też będziecie w stosunku do mnie w porządku.
Jakieś pytania?
Postacie:
Nadia Armińska
Amelia Rychlewicz
Michał "Mata" Matczak
Damian Romanowicz
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top