Rozdział 5

Poniedziałek - dzień, który motywuję mnie do działania, ale również męczy.

Każdy poniedziałek oznacza nowy początek.

Moje podejście jest specyficzne.
Lubię to.
Jestem prawdziwa, mam swoje przekonania, których trzymam się. Nie pragnę udawać kogoś kim nie jestem i nie będę. Nie chcę pokazywać kilku twarzy.
Starcza mi jedna osobowość.

Pieniądz czy dusza?

W tym świecie należy wybierać.
Ja odcięłam się od tego. Nie pragnę topić się w tym bagnie.

Cały czas mówię, że pieniądze są złe i nie dobre, lecz czy bez nich również bym coś osiągnęła?
Pomogły mi, nie ukrywam.
Nie przysłoniły mi oczów, ponieważ wiecznie uciekałam.

Czas wziąć życie w swoje ręce. Przez długi okres czasu spełniałam wymagania rodziców.
Uważałam, że tak należy. Teraz widzę jak ważne jest mieć swoje zdanie.

Stawiając pierwszy krok na korytarzu uczelni ujrzałam Matczaka. Mężczyzna był najwyraźniej debastowany przez dwie dziewczyny.
Przechodząc obok uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam w podłogę.. Polubiłam go. Można nawet powiedzieć, że zakumplowaliśmy się

Odkąd poznałam jego sposób na życie minęło dobre dwa tygodnie. Po tym
incydencie na gali stwierdziłam, że zaznajomię się z tego twórczością i, cóż posłuchałam jego utworów.
Wiele nas łączy.
Dostrzegłam w nim siebie z przeszłości.
Nie mam pojęcia, ale mam wrażenie, że zagubił się. Będąc w tym miejscu nie czuje tego, czego powinien czuć.
Ucieka.

Weszłam do odpowiedniej sali i zajęłam miejsce.
- Hej Nadia. - Odwróciłam się za siebie. Ujrzałam Mateusza wraz z Klarą, którzy uśmiechali się do mnie. - Masz może notatki z poprzedniego wykładu? - Polubiłam ich. Są zabawni, mają wielkie ambicje i są rozmowni.
- Jasne, po zajęciach zeszyt jest wasz.
- Chodź tutaj. Co będziesz tam sama siedzieć. - Stwierdziła Klara. Machnęłam ramionami.
Może i faktycznie powinnam przejść do nich.
Zebrałam swoje rzeczy i przesiadłam się zadowolona. Nikt nie patrzy na mnie i widzi we pieniądz.
Nikt nie wie skąd się wywodzę.
Prawie nikt.

Ujrzałam wchodzącego Michała do klasy. Rozejrzał się.
Gdy nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, machnęłam głową by podszedł.
Miałam wolne miejsca obok siebie, a po mojej lewej stronie siedział mówiący coś do mnie Mateusz.
On jedynie pomachał głową i lekko się uśmiechnął, a następnie siadł na moim poprzednim miejscu.
Cholera.
- Halo! Słuchasz mnie? - Zaśmiał się Mateusz.
- Nie zupełnie. - Uśmiechnęłam się szeroko.
- Kręcisz z Matą? - Na chwilę dostałam laga mózgu, ale tylko na sekundę, ponieważ przypominała mi się ksyfka Michała.
Czyli jego słuchacze mówią do niego Mata, Michał czy ma jeszcze inną tożsamość?

To pytanie jest nie na miejscu.
Nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałam się za jakimś chłopakiem. Nie ukrywam, że teraz powinnam skupić się bardziej na studiach niż na miłości, gdyż na tą drugą opcję mam czas.
- Nie. Zaczęliśmy się trochę kumplować. Jeśli mogę tak to nazwać. - Mruknęłam.
- Jezu, ja tam na twoim miejscu próbowałabym czegoś więcej, on jest niesamowity. - koleżanka z grupy najwyraźniej rozmarzyła się. Prychnęłam i pokręciłam głową. Tak jest w nim coś niesamowitego, ale nie pragnę tego akutlanie odkrywać.
- To może zacznij do niego startować? - Zaproponowałam.
- Wiesz ile lasek z uczelni do niego teraz podchodzi? Ciężko będzie wyróżnić się. - Zaśmiała się.

Mam rozumieć, że jeśli trzeba trafić do Matczka musisz się wyróżniać? Być inny?

Nie rozumiem tego stwierdzenia.
Nie wystarczy być miłym i jakoś mniej natarczywym?

Tego dnia trzymałam się cały czas z Mateuszem i Klarą.
Dobrze się z nimi dogaduję.
Cieszę się, że tak jakby po miesiącu znalazłam osoby, które są dla mnie tak otwarte.
Ja również się przełamię, gdy poznam ich bliżej. Potrzebuję jedynie czasu.
Jestem na dobrej drodze, czuję to.

- Cześć! - Krzyknęłam wchodząc do domu z Amelką.
Przyjaciółka odebrała mnie z uczelni i znalazłyśmy się u mnie.

Ruszyłam wraz z nią do kuchni, gdzie czekał obiad.
Poinformowałam wcześniej mamę, że będzie Amelka.
Rodzicielka siedziała z tatą przy stole, patrzli w laptopa. Najwyraźniej coś oglądają.
- Smacznego dziewczęta. - Uśmiechnął się tata.
Gdy siadłam i chwyciłam widelec.
Melka grzecznie podziękowała, ja machnęłam głową.
- Jak studia? - Zapytała mama.
- W porządku.

Po skończonym posiłku znalazłam się z Amelką w moim pokoju, leżałyśmy na łóżku, opowiadając sobie jak minął ten dzień i poprzedni, ponieważ nie widziałyśmy się.

Tak mi zleciał wieczór.
Nie robiłam nic ważnego.

Co ja gadam, kontakt z przyjaciółką jest dla mnie bardzo ważny.
Potrzebuję jej.

Kolejnego dnia o jedenastej siedziałam w kawiarnii na przeciwko uczelnii.
Totalnie zapomniałam, że przesunęli nam zajęcia na dwunastą.
Stwierdziłam, że nie mam ochoty wracać do siebie. Zjem ciastko i napije się kawy, której i tak nie spożyłam po przebudzeniu.

Chyba z resztą nie tylko ja zapomniałam, że mamy na późniejszą godzinę.
Do budynku wszedł Matczak z podniesioną głową i widocznie zauważył moją osobę.
Uśmiechnął się oraz ruszył w moim kierunku.
- Dzień dobry. - Powiedział, zdjął kurtkę, powiesił na krześle, po chwili usiadł obok.
- Dobry. - Mruknęłam z uśmiechem na ustach.
- Przesunęli zajęcia tak? - Pomachałam głową i zrobiłam smutny wyraz twarzy. - Świetnie. Zmarnowałem szansę by dłużej pospać. - Maruda z niego.
- Spójrz na to inaczej. Przywitałeś wcześniej piękny dzień! - Wyszczerzyłam się.
Miał na twarzy wymalowane wyraźnie rozbawienie.
- Jesteś dziwna. - Zaśmiał się. - Ale lubię to. - Uniesłam obie brwi, a następnie puściłam mu oczko. - Flirtujesz ze mną? - Wybuchłam śmiechem, ponieważ to byłby dość specyficzny flirt, wyglądałam jak upośledzona.
- A może to ty ze mną flirtujesz kolego?
- Może. - Teraz to on puścił mi oczko, a ja zamilkłam.
- Raper nie może mieć dziewczyny. - Powiedziałam.
- Jezu Nadia, skąd to wzięłaś? - Zapytał ze zdziwieniem. - Szanujemy kobiety, jeśli chodzi o to. To było trochę w stylu moich rodziców. Stereotypowo. -
- Towoi rodzice szanują to co robisz? - Uśmiechnął się lekko i machnął głową.
- Bardzo mnie wspierają, chociaż są nadopiekuńczy. Kocham ich, ale czasami przesadzają. Bananowe dzieci nie mają tak łatwo jak inny myślą.

Jego podejście do bogactwa jest wyjątkowe. Michał jako "bananowy dzieciak" jest buntownikiem. Czasami jest nieznośny, pewny siebie i arogancki.
Te cechy są jego częścią. Dowiedziałam się o nim i jego wypowiedziach więcej niż myślałam. Otwiera się przede mną, a ja po części przed nim, bardzo dużo nas łączy i rozumiem go, a on mnie.
- Tak, niestety w naszym świecie najważniejszy jest idealizm. - Machnął głową. - Moi rodzice wiecznie mnie kontrolowali, wpajali jakieś ideologię. Przez to, kiedy byłam młodsza buntowałam się i robiłam strasznie głupie rzeczy.
- Mi do teraz to zostało. - Zaśmiał się. - Życie jest niezłe, jestem młody i muszę się czasami wyluzować, lubię robić dużo rzeczy na przekór. - Uśmiechnęłam się i przyznałam mu rację. - Nasz świat nie jest tak piękny, jak inny próbują go przedstawić.
- Bunt młodszego pokolenia Michał. - Machnęłam ramionami.
- Lubię cię. Nie jesteś taka jak niektórzy bogacze.
- Staram się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top