Rozdział 2
- Jak pierwszy dzień? - Zadała pytanie przyjaciółka, kiedy wsiadłam do jej samochodu.
Pierwszy dzień.
Tak właściwe było inaczej.
Nikt nie wiedział kim jestem, jak się nazywam, skąd się wywodzę.
Czułam się jak ja. Prawdziwa ja.
Spodziewałam się, że na studiach doznam czegoś innego, ale nie sądziłam, że tak szybko się to wydarzy.
Nie doznałam dziś na sobie ani jednego krzywego spojrzenia.
Czułam spokój, dalej go odczuwam.
Czułam się niewidzialna.
Równa.
A teraz pojawiło się we mnie uczucie nadziei.
I to powinno nazywać się pięknem.
Coś wyjątkowego, lecz prostego.
- Jest lepiej niż myślałam. - Westchnęłam i uśmiechnęłam się. - A jak tam było u ciebie?
- Zajebiście. Poznałam laskę, która jest nienormalna. Powaga. - Zaśmiała się.
Amelka nawiązuje kontakty z ludźmi o wiele lepiej niż ja. Wolę przeczekać, i nie zawieść się.
Spotkałam osoby, których nigdy z głowy nie wyjmę.
Pragę być pewna.
Pragnę czegoś więcej niż przelotnej znajomości.
Pragnę szczerości.
Świat to jakiś paradoks, lub może to moje życie.
Powinnam je kochać, ale ja je po prostu lubię.
Kiedy Amelka ruszyła zauważyłam, że ten Michał z mojej grupy wyszedł wraz z grupką znajomych, z podwórka uczelni.
Ten człowiek jest chyba dziwniejszy ode mnie.
Nie ma pojęcia kto to jest, ale wydaje się być dość zagubiony.
Jakby nie wiedział co tu robi.
Może uznał, że to miejsce nie jest dla niego.
W pierwszym dniu?
Cóż, ludzie są różni. - To co ty na to żeby trochę się rozerwać? Mata gra koncert niedługo, a bardzo chciałabym zobaczyć go na żywo. - Rozmarzona fanka...
Zaśmiałam się.
Machnęłam ramionami.
- Czy to nie dziwne, że nie wiem kto to tak właściwe jest i idę na jego koncert? - Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie marudź.
Kiedy byłam dzieckiem pragnęłam być jak mama. Szanowny prawnik z mnóstwem ludzi, którzy stoją po jej stronie, z ogromną wypłatą i wiecznym uśmiechem na ustach.
Z biegiem lat zmieniło się coś więcej niż tylko mój pogląd na temat pracy.
Moje podejście do życia w pewnym etapie życia było dość specyficzne.
Być może był to nastoletni bunt, lub próba odnalezienia drogi.
Bawiłam się życiem, ludźmi.
Nie zależało mi.
Dziecinada.
Z tego okresu pamiętam dużo.
Wiele rzeczy żałuję.
Warszawa - miejsce, które pozwoli Ci na coś więcej, niezależnie od wieku.
To miasto potrafi namieszać w głowie, ale również rozwija.
Jest tu zbyt wiele osób, które szukają sensu życia.
Ludzie, którzy zagubili się próbują coś odnaleźć.
Poszukując drogi do celu ujrzałam więcej niż powinnam, poznałam ludzi, których nie powinnam nigdy poznać, ponieważ cóż, chciałam zapomnieć skąd się wywodzę...
Nie byłam sama, przebyłam długą drogę, wraz z resztą moich przyjaciół.
Została tylko Amelka.
Kolejnego dnia jako pierwsze miałam podstawy filmu animowanego.
Usiadłam przy swoim stanowisku pracy.
Pracownia była pełna, każdy siedział przy swoim komputerze i czekał na wykładowcę.
Sala jest świetnie wyposażona i nowoczesna...
- Moi drodzy, dzień dobry! - Do pomieszczenia wszedł dość młody facet. Wyprostowałam się, i odłożyłam telefon, który znajdował się w mojej dłoni. - Nazywam się Łukasz Kubot.
Zastanawiacie się pewnie czego od was wymagam? Przede wszystkim opanowania programów, na których będziemy wykonywać animację. Nie ukrywam, że praktyka jest dla mnie ważniejsza niż teoria. Może żeby nie było nudno na pierwszych zajęciach trochę się zintegrujemy. - Integracja? W drugim dniu? Nie jestem przeciwna, ale zdziwiona. Zdążymy jeszcze się sobą nacieszyć, lecz aktualnie każdy żyje swoim życiem.
- Dobierzcie się proszę w pary. - Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Nie ukrywam zastanawiałam się czy mam podejść, czy może ktoś się do mnie dołączy.
- Masz może drugą osobę? - Znowu ten głos. Ten sam, który zapytał się mnie wczoraj o miejsce.
Stał przede mną i oczekiwał na odpowiedź.
Kolejny raz przyjrzałam mu się.
Ten sam wczorajszy wyraz twarzy.
Może się pomyliłam? Może jednak nie jest zwyczajny?
Pochopnie go oceniłam?
Cóż, podobno dobra w tym jestem. Odziedziczyłam to po rodzicach, lub może oni mnie tego nauczyli.
- Tak. Siadaj. - Mężczyzna zajął miejsce po mojej prawej stronie i wygodnie się rozsiadł.
Również mi się zaczął przyglądać, poczułam na sobie jego wzrok.
Analizował moje ruchy.
Najwyraźniej mamy wspólną cechę.
Reinterpretujemy innych.
- Michał Matczak. - Odezwał się. Podniosłam wzrok.
- Nadia Armińska.
- Moi drodzy! Skoro każdy ma parę, to wykonacie technikę rysunkową. Ta lekcja będzie polegać na waszym naszkicowaniu partnera na kartce, a następnie wykonacie to w stylu animacji 3D. Czas start. - Mam narysować na kartce Michała, a on ma narysować mnie? Interesujący początek znajomości.
- Dlaczego wybrałaś grafikę Nadia? - Zadał pytanie i wyciągnął dwie kartki, podał mi jedną. Machnęłam głową, miało oznaczać to "dziękuję".
- Zainteresowania. A ty dlaczego tutaj jesteś?
- Sposób na życie. Jakoś muszę zarabiać. - Lekko się uśmiechnął.
Nie jest tu z przyjemności, ale z powinności.
Chyba zrozumiałam jak specyficzny jest ten człowiek.
Nie znam go, ale Michał nie próbuje niczego ukrywać.
On stara się raczej zachowywać jak on.
Ja także nie pragnę się wywyższać. Nie potrzebuję uznania.
Miałam je przez połowę życia, nie wyszło to na dobre. - Nie ruszaj się zaczynam pierwszy. - Otworzyłam szeroko oczu i uśmiechnęłam się. Jego ton był zbyt bardzo pewny. Nie przeszkadza mi to, bardziej bawi.
- Ponieważ chcesz skończyć pierwszy, a ja mam wyrobić się w ostatnie 20 minut? O nie, ja tak się nie bawię. - Podniósł jedną brew w góry.
- Jesteś bardzo spostrzegawczą osobą Nadia. - Mruknął, ale jego wyraz twarzy zrobił się pogodny. - Mam świetny pomysł. Jeśli nie skończysz spotkamy się po zajęciach.
Ludzie są dziwni. Nie chodzi mi o wygląd, ale zachowanie.
Michał okazał się sympatyczny, lecz na początku wydawał się ponury.
Nie rozumiem dlaczego.
Zachowywał się jakby nie miał przy sobie ludzi, lecz w każdej wolej chwili była przy nim grupka różnych osób.
Nie ukrywam przyjrzałam mu się lekko.
Zainteresował mnie.
Dzięki niemu zrozumiałam, że jestem wścibska, a zdaję sobie sprawę, że nie powinnam.
To nie jest na miejscu.
Nie chcę wchodzić w nie swoje sprawy.
Nie chcę nikomu przeszkadzać.
Pragnę żyć w sowim świecie, bez kłótni.
- Nadia! - Usłyszałam swoje imię za plecami. Wychodziłam właśnie zadowolona z uczelni. Ten dzień zamierzam spędzić z Amelką w kinie, na jakimś dobrym maratonie.
Odwróciłam się i ujrzałam idącego szybkim krokiem Michała.
- To jutro zobaczymy się w jakiejś kawiarni? Musisz dokończyć to co zaczęłaś.
- Tak. Jeszcze pogadamy o tym przed wyjściem z zajęć.
- Tak, to do zobaczenia. - Uśmiechnął się lekko i wyszedł z budynku.
- Ta, cześć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top