■twenty■
-Calum prędko, rusz dupę -Doris krzyknęła gdy czerwona kropeczka Michaela znów się przemieściła. Chłopak prędko wszedł do pokoju, od razu zasiadając obok dziewczyny. -Co znajduje się na Royal street 12? W sensie, czy kojarzysz jakieś budynki, firmy, cokolwiek?
Calum podrapał się po szyi. Ostatni raz był tam bardzo dawno, jednak pamiętał jedynie pewien wysoki budynek.
-Chyba jakiś bank, nie wiem dokładnie czym się tam zajmują -Doris zagryzła wargę, znów spoglądając na ekran.
-Mam wrażenie że właśnie tam jest Michael. Ale gdyby Arcada miała siedzibę w tak oczywistym miejscu, już dawno by ich wykryli, coś mi tu nie pasuje.
-Spróbujmy połączyć się z Michaelem -Calum już chciał wykonać ruch, jednak Doris prędko go zatrzymała.
-Zaczekaj, możemy mu jedynie przysporzyć tym problemów. Niepokoi mnie tak gwałtowna zmiana lokalizacji. Wcześniej jego kropka była tak nisko, a teraz jest tak wysoko.
-Może znalazł jakiś punkt wyjścia. Doris nie widzisz co się teraz dzieje, może jednak powinniśmy się z nim połączyć. -Dziewczyna sama nie wiedziała co począć. Biła się sama ze sobą. Miała złe przeczucia.
-Poczekajmy chwilę -wstała kierując się do przedpokoju.
-Gdzie ty idziesz? -Calum gwałtownie wstał, przyglądając się poczynaniom dziewczyny.
-Przewietrzyć się -odparła, nawet nie patrząc w jego stronę. Po chwili trzasnęła drzwiami, zostawiając Caluma samego.
Doris musiała wszystko przemyśleć.
Przez tą całą sytuację jest chodzącym kłębkiem nerwów. Czuje się bezradna. Kompletnie niepomocna.
Dziewczyna odszukawszy pustą ławkę, w niewielkim parczku, postanowiła na niej zasiąść. Z kieszeni bluzy wyciągnęła pomiętą paczkę papierosów, a w środku odnalazła tylko jednego. Również nie był w najlepszym stanie co jego opakowanie, jednak zbytnio ją to nie obchodziło. Prędko odpaliła go od zapalniczki, aby za chwilę wypuścić jasny dym.
Wydawało jej się że rzuciła palenie, lecz tego dnia decyzja sprzed paru miesięcy uległa zmianie.
Całe jej dłonie drżały, nogi również. Nie potrafiła w spokoju usiedzieć. Żałowała niezabrania z domu pieniędzy. W tym momencie potrafiłaby wypalić całą paczkę. Czuła iż tylko to było w stanie ją uspokoić.
Nie wiedziała co aktualnie dzieje się z Luke'em, Ashtonem oraz Michaelem. Ta kompletna niewiedza zadawała jej największy ból. W dodatku jedyną osobą która jej została, był Calum. Ktoś komu nadal nie potrafiła w pełni zaufać. Przeklinała się w myślach o to iż podjęła się z nim współpracy.
Nagle ta sama osoba zaczęła wydzwaniać na jej telefon. Miała ochotę od razu odrzucić połączenie, jednak w obecnej sytuacji, mogło to być coś na prawdę ważnego.
-Doris, szybko, w podskokach masz wracać. To cholernie ważne! -Calum prawie krzyczał. Doris mogła przysiąc iż jego głos był trochę podekscytowany. -BIEGIEM!
***
Doris wbiegła zdyszana do mieszkania, odrzucając swoją bluzę na podłogę. Jak najszybciej wstąpiła do pokoju gdzie zastała Caluma. Chłopak siedział przy całym sprzęcie z szerokim uśmiechem. Miała wrażenie iż jego oczy się zaszkliły.
-Wszystko w porządku? -zapytała niepewnie.
-Poczekaj -szepnął, podgłaśniając urządzenie. -Odezwij się. -Doris usiadła obok Caluma, nadal czując się zdezorientowana.
-To ja, Ash -nagle usłyszała charczenie, a w tym dobrze jej znany, głos Irwina. Dziewczyna uchyliła usta, wstając na proste nogi.
-Cholera, jak? Skąd masz ten nadajnik?
-Znalazłem go. Byłem pewny iż nie działa, ale kiedy powiedziałem jedno słowo, od razu otrzymałem odpowiedź i był to Calum -kiedy wypowiedział imię chłopaka, czuć było w jego głosie zirytowanie. W końcu to przez niego znajdował się w owym miejscu.
-Och cicho, wszystko Ci wyjaśnię! Nie skrzywdziłbym Cię, przysięgam!
-Przyłożyłeś mi do twarzy szmatkę nasączoną jebanym chloroformem! Czy to nie jest krzywdzenie? -Burknął Ashton.
-Chloroform, serio? -Doris uniosła brwi, znów Caluma przeszły dreszcze na widok jej miny. Przerażające.
-Och, no wybacz mi -ciągnął Calum, jednak dziewczyna od razu przerwała ich "kłótnię małżeńską".
-Ashton, potem sobie pokrzyczysz na Caluma, jednak teraz mamy ważniejsze sprawy. Gdzie znalazłeś ten nadajnik?
-Otóż przechodziłem dziś obok biura jednego z dowódców Arcady. Drzwi były otwarte. Tylko tam zerknąłem, a wtedy natknąłem się na nadajnik.
-I tak po prostu go zabrałeś? -Doris uderzyła się z otwartej dłoni w czoło. -Skąd miałeś pewność iż nie jest od dowódcy?!
-Nie wiem! Nie myślałem w tamtej chwili, ale o co z tym wszystkich chodzi? -Ashton czuł się zakłopotany. Tak nagle pojawił się w Arcadzie. Nawet nie wiedział czy kiedykolwiek się z niej wydostanie.
-Masz nadajnik Michaela. Jest w Arcadzie. Przyszedł uratować Ciebie i Luke'a jednak podejrzewam iż aktualnie ma kłopoty -wydusiła z siebie, ponownie opadając na kanapę.
-I wy mu na to pozwoliliście? -Ton Ashtona był pretensjonalny i wściekły. Dziewczyna nie powiedziała ani słowa. To wszystko było jej pomysłem. Wręcz zmusiła do tego Michaela.
-Po prostu upewnij się iż nic mu nie ma, także Luke'owi -szepnęła, łamiącym się głosem. -Uważaj na siebie, proszę -dodała, odchodząc od sprzętu. Nie chciała aby Calum zauważył jej łzy, dlatego uciekła do kuchni.
Czarnowłosy spuścił głowę, słabo się uśmiechając.
-Ashton, nie chciałem aby to wszystko tak się potoczyło. Na prawdę nie miałem zamiaru Cię skrzywdzić. Działałem strasznie bezmyślnie, ale pragnę wyciągnąć tych wszystkich biednych ludzi, w tym Ciebie. Nie wyobrażam sobie, gdybym miał Cię już nie odzyskać. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył -chłopak starał się nie rozpłakać, jednak był na skraju. Czuł się tak bardzo winny. Nienawidził się za to co zrobił. -Tamtego dnia, kiedy powiedziałeś mi że mnie kochasz... Byłem tak szczęśliwy a jednocześnie bardzo smutny przez to co zamierzałem zrobić. Nie wiem czy to cokolwiek zmieni, czy mi wybaczysz, ale także Cię kocham. Bardziej niż możesz sobie to wyobrazić i choć przez to co zrobiłem nie brzmi to wystarczająco wiarygodnie... To mówię prawdę. Kocham Cię Ash. -Calum schował twarz w poduszkach, bojąc się reakcji chłopaka. Nagle usłyszał pociąganie nosem. -Czy ty płaczesz?
-Rycze jak zarzynana świnia, boże Cally! -wybełkotał, a Hood cicho się zaśmiał. -Chyba nie potrafię się długo złościć, choć możliwe że jak się stąd wydostanę to rzucę się na Ciebie z pięściami -przyznał, wracając do swojego podirytowanego tonu.
-Chyba muszę się zgodzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top