■twelve■

Biała, dobrze znana mu maska, wyłoniła się z ciemności, powodując tym chwilowe zatrzymanie bicia serca chłopaka.

Michael uważnie skanował swoimi zmęczonymi oczami, tylko jedną postać widniejącą na ekranie.

Od ostatniego spotkania z Ashtonem minęły niecałe dwadzieścia cztery godziny, a ten nadal nie dawał żadnych oznak życiowych. Nie odbierał telefonów, a także samą komórkę trudno było namierzyć.

Michael wraz z Doris domyślali się co miało miejsce, chociaż tak bardzo chcieli się mylić, zwłaszcza Clifford. Jeśli Calum na prawdę maczał w tym palce... Michael nigdy sobie tego nie wybaczy, a już wcale, kiedy jego najlepszego przyjaciela spotkało by coś złego.

Zielonowłosy przełknął głośno ślinę, wpatrując się tępym wzrokiem w twarz, zasłoniętą białym plastikiem, po czym lekko zadrżał, kiedy osoba po drugiej stronie, postanowiła się odezwać.

Jak zawsze, jej głos był zniekształcony.

-Zabraniam Ci dzwonić na policję, oraz mówić komukolwiek o zaginięciu twojego przyjaciela -powiedział powoli, a ekran delikatnie zatrzeszczał. Michael zacisnął swoją dłoń w pięść, a na swojej skórze odczuł nieprzyjemny ziąb. 

-Co to ma znaczyć? -zapytał, kręcąc niedowierzająco głową, na co usłyszał zniekształcony śmiech.

-To iż twój przyjaciel jest teraz w naszych sidłach. Myśl komu pozwalasz buszować po swoim domu, oraz spotykać się z twoim przyjacielem. Pomyśl o tym następnym razem, ponieważ na niego jest już za późno -z ostatnimi słowami, ekran mocno się zatrząsł, po czym ostatecznie pogrążył w ciemności.

Michael niebezpiecznie się zatrząsł, po czym owinął swoje kolana, przyciągając je do klatki piersiowej. W jego głowie ciągle odtwarzał się głos Doris oraz jej wszystkie ostrzeżenia. Od samego początku miała rację. Gdyby tylko wcześniej zareagował, Ashtona by to nie spotkało. Chwila, on nawet nie wiedział co go spotkało. Jest ranny, przetrzymują go gdzieś, a może wręcz przeciwnie? To go zabijało.


Michael zacisnął mocno oczy, po czym poczuł na swoich policzkach ciepłe łzy. W tle usłyszał dźwięk swojego telefonu, jednak nie miał teraz siły na rozmowę z nikim.

Uczucie w jego wnętrzu wcale nie było mu obce, dokładnie potrafił przewidzieć iż w końcu nastąpi. 

Za każdym razem ostrzegał samego siebie, aby w końcu się ogarnąć i zabrać się do działania, jednak wtedy także odzywała się jego druga, naiwniejsza strona. 

Nie potrafił pojąć jak Calum mógł zrobić to Ashtonowi. Sposób w jak na niego patrzył, wszystkie czułe słowa... Na prawdę można, aż tak idealnie udawać swoje uczucia?

Clifford pociągnął głośno nosem, po czym zwrócił swój wzrok ku nadal dzwoniącemu, telefonowi.

Co jeśli to Ashton? Michael, Ty idioto.

Zielonowłosy jak najszybciej rzucił się po urządzenie, jednak jego nadzieja okazała się złudna, kiedy na ekranie ujrzał obcy numer, jednak po mimo to i tak postanowił odebrać. Równie dobrze Irwin mógł dzwonić z innego numeru.

Drżącą dłonią, przysunął komórkę do ucha, wsłuchując się w cichu szelest po drugiej stronie.

-Michael? -zapytał dobrze znany mu głos, niestety nienależący do Irwina, lecz Luke'a.

-Luke? -Clifford uniósł w zaskoczeniu swoje brwi, a cień uśmiechu zagościł na jego ustach. Ściskając w dłoni czarne urządzenie, powoli oparł się o poduszki, ocierając dłonią swoje nadal, mokre policzki. -Skąd masz mój numer, jak ty w ogóle... -zaczął zadawać pytania, jednak zaprzestał, kiedy Luke słodko się zaśmiał.

-Hakowanie, pobieranie wszystkich danych, w tym numer telefonu -odparł wesoło, jednak Michaelowi wcale nie było do śmiechu, co od razu wyłapał w jego głosie, niebieskooki blondyn. -Mikey, wszystko w porządku? -zapytał delikatnie, czekając aż głuchą ciszę, wypełni równie delikatny głos Michaela. 

-Nie do końca -odparł, nierówno oddychając, a do jego oczu napłynęły nowe łzy. Kiedy rozglądał się po salonie, w którym znajdowało się wiele rzeczy należących do Irwina, czuł pewne ukłucie w sercu. -C-czy do Arcady sprowadzono kogoś nowego? -zapytał niepewnie, wbijając paznokcie w swoje blade kolano.

Po drugiej stronie nastała chwilowa cisza, a jedynym dźwiękiem jaki był w stanie wyłapać, był oddech Luke'a.

-Tak, wydaje mi się że rano kogoś przyprowadzili -odpowiedział niepewnie, starając się przypomnieć wydarzenia z dzisiejszego ranka. -Dlaczego pytasz? 

-Mój przyjaciel, Ashton, najprawdopodobniej został w to wciągnięty. Nie daje oznak życiowych od wczoraj, a jest ktoś kto mógł przyczynić się do jego porwania -odpowiedział, pociągając przy tym nosem, a jego głos w połowie się załamał.

-Kogo masz na myśli? -Luke dopytał, uważnie wsłuchując się w wypowiadane przez Michaela słowa.

-Calum -szepnął, zasłaniając swoje usta dłonią, kiedy prawie opuścił je kolejny szloch. -Od jakiegoś czasu spotykali się ze sobą. Nie wierzę że był zdolny posunąć się, aż do takiego kroku, wydawało mi się ze zależy mu na Ashtonie -dodał smutno, otaczając swoje kolana ramieniem, po czym przybliżył je do swojej klatki piersiowej. 

-Sam w to nie wierzę -odparł ledwo Luke, a przez jego umysł przebiegło wiele myśli. Znał Caluma i to dość dobrze. Wiedział jaka była jego sytuacja, rodzinna jak i miłosna, a wszystko to miało swoje powiązania w tej sprawie. -Calum nie zrobił by tego z przyczyn zemsty czy skrzywdzenia Ashtona. Nigdy w życiu, Hood jest najbardziej przywiązującą się do ludzi osobą, jaką znam. Arcada steruje naszymi życiami, musieli mu zagrozić, jednak dlaczego posunął się do aż tak radykalnego kroku? -Luke zadał pytanie, jak by do samego siebie, po czym ciężko westchnął. To wszystko było najprawdziwszą prawdą. Jeśli Calum spotykał się z Ashtonem, to na prawdę musiał do niego coś poczuć. Hood był osobą, która w pewnym momencie z desperacji, zaczęła szukać miłości, jednak trwało to wieki, aż w końcu wpadł na kogoś odpowiedniego i tym kimś właśnie okazał się Irwin.

-Nie mam pojęcia, ale Luke, chcę Cię prosić o jedno -szepnął. -Proszę, upewniaj się iż z Ashtonem jest wszystko w porządku, chcę mieć stuprocentową pewność iż nic mu nie grozi. Obiecuję że pewnego dnia wyciągnę was obu z tego bagna, jednak potrzebuję dużo czasu, obiecuję Ci to, Luke -mruknął, a po jego policzkach spłynęły gorące łzy. -Pewnego dnia przekroczysz próg, całego tego potwornego budynku, zaciągniesz się świeżym powietrzem, pozwolisz zmoczyć się deszczowi jeśli owy, nagle spadnie. Zrobisz każdą czynność której teraz nie możesz, spełnisz swoje marzenia, które także są w tej chwili zablokowane. Luke, dopilnuję tego wszystkiego, sprawię że będziesz szczęśliwy, rozumiesz? Uwolnię Cię Lukey -wypłakał w słuchawkę, prędko wtulając swoją twarz w puszystą poduszkę, przez co telefon upadł obok niego na kanapę. Nie potrafił powstrzymać swych uczuć. Wszystko go dobijało, od uprowadzenia Ashtona, do Luke'a, który zasługiwał na wolność i szczęście.

-Michael, spokojnie -Luke poczuł ogromny smutek, kiedy usłyszał rozbitego chłopaka, po drugiej stronie słuchawki. Nie chciał, aby Michael płakał z jego powodu, nie zasługiwał na to. -Wierzę że kiedyś w końcu się stąd wydostanę, a wtedy zrobię wszystko, aby Cię spotkać. Osobę która sprawia iż każdy mój dzień nabiera kolorów - z tymi słowami, ogromne ciepło rozprzestrzeniło się po całym sercu, Clifforda. -Aż wyobrażam sobie, jak teraz leżysz przybity, a twoje włosy opadają na czoło, odsłaniając ten ogromny odrost -Luke wybuchnął głośnym chichotem, chcąc rozbawić chociaż trochę, smutnego Michaela. Mógł sobie pogratulować, kiedy usta Clifforda opuścił radosny śmiech.

-Wcale nie jest taki ogromny! -zaskarżył się, przecierając zewnętrzną stroną dłoni, swoje nadal, mokre oczy. Był wdzięczny Luke'owi iż ten tak prędko potrafił poprawić jego humor. 

-Mikey -szepnął po chwili, w tym samym czasie leżąc na swoim twardym materacu. Jego wzrok utkwiony był w jasnym i popękanym suficie. Jedynym źródłem światła był telefon, spoczywający na jego brzuchu. -Niech zgadnę, leżysz teraz na tej czerwonej kanapie, co zawsze, kiedy ze mną rozmawiasz? -zapytał w lekkim uśmiechem na ustach. Michael skinął głową, na jego domyślność, a blade poliki chłopaka, od razu ozdobiły różowe rumieńce.

-Zgadłeś -odpowiedział, przygryzając swoją wargę, jakby powstrzymując tym, kolejny uśmiech, który pchał się na jego usta. Jeszcze jakiś moment temu  był zdołowany i cały we łzach, a teraz? Wielbił Luke'a, za to jak szybko potrafił poprawić jego humor.

-Więc, wyobraź sobie że leżę na przeciwko Ciebie i dźgam Cię moimi stopami -zachichotał cicho, wyobrażając sobie ową scenę. -Ty postanawiasz mi oddać, jednak jesteś nieudolny i spadasz na ziemię -ta wizja nie do końca spodobała się Michaelowi, patrząc na to, ile razy spadł przez Ashtona.

-Dlaczego to zawsze ja muszę cierpieć? -zapytał niewinnie, a na jego usta wpłynął drobny grymas.

-Daj mi dopowiedzieć, potem spadłbym także i ja, ponieważ jestem równie niezdarny -dopowiedział, szeroko się uśmiechając. -A potem... -Do jego głowy doszło coś absurdalnego, co w gruncie rzeczy, przez chwilę wydawało mu się cudowne. W jego głowie pojawiła się scena, jak zawisa nad, nadal leżącym Michaelem, po czym powoli pochyla się nad jego twarzą. -A potem, ponownie dźgam Cię nogą! -dodał pośpiesznie, czując jak jego twarz piecze od zawstydzenia. Nie miał pojęcia, dlaczego własnie pomyślał o ich dwójce w tak intymnej sytuacji.

-Już myślałem, że wreszcie mnie zaskoczysz -parsknął Michael, starając się ukryć swój zawód. Przecież Luke nie mógł wiedzieć, co w tej samej chwili, pojawiło się i w jego głowie. 


Także oboje nie mieli pojęcia iż ich myśli były bardzo podobne do siebie.






---

Muk nam się dzieje, moi drodzy :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top