■thirteen ■
Głośne kroki.
Dźwięk dzwoneczka, wiszącego nad drzwiami.
Przemykające przez regały, różowe włosy.
Doris pzremknęła przez drogerię niczym wiatr, szybko umiejscawiając się w dość dużej kolejce. Kątem oka spojrzała do koszyka na swoje zakupy, po czym zagryzła wargę, kiedy o mało co nie wybuchnęła śmiechem na cały sklep.
Jeszcze w nocy, Michael zbudził ją z informacją iż Ashton na prawdę przebywa w siedzibie Arcady. Wiedziała to, była tego pewna od samego początku, nawet kiedy drobne wątpliwości przebiegały przez jej myśli, prędko się ich pozbywała.
Nie miała Michaelowi za złe, za to co powiedział. Każdy z nas myli się we wielu sprawach, a wręcz gubi.
W tej chwili najważniejsze było uwolnienie ich przyjaciół, a Doris miała plan, który wystarczyło tylko wcielić w ich życie.
---
Zielonowłosy szurał swoimi stopami, rozglądając się smutnym wzrokiem po całym mieszkaniu. Brakowało mu widoku półnagiego Ashtona, który po pozostawionym po sobie bałaganie, wylegiwał się na sofie z nogami na stole czego Michael tak nienawidził. Żeby nie było, Michael nie ślinił się do Asha w samych bokserkach, także go to irytowało iż ten ni może się ubrać.
Ciągle czuł wyrzuty sumienia i ogromną złość na samego siebie. Za to że był tak ślepy, a kiedy zaczął słuchać Doris, znów kompletnie oszalał.
Uwolnienie Ashtona i Luke'a było w tej chwili jego największym marzeniem, lecz czuł iż było to tak samo nierealne jak chęć latania w wieku ośmiu lat.
Michael zerknął na swój ciemny laptop, który był w tym stanie od połowy nocy, kiedy podczas rozmowy z blondynem nagle zgasł. Najprawdopodobniej to sprawka Arcady, lecz miał nadzieję iż Luke nie wpadł w żadne tarapaty. Jeszcze tego brakowało, aby Luke był w niebezpieczeństwie, choć tak na prawdę nie wiedział co dzieję się z Ashtonem.
Nagle po całym mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Chłopak niepewnie pokierował się do przedpokoju, zerkając przez wizjer gdzie dostrzegł różowowłosą. Od razu otworzył drzwi, po czym dziewczyna wtargnęła do jego domu.
-Och tak wchodź, śmiało, nie krępuj się -rzucił sarkastycznie kiedy Doris od razu przeszła do salonu, po drodze zrzucając ze stóp swoje trampki. -Tak się za mną stęskniłaś? -zapytał, nie rezygnując ze swojego sarkazmu. Dziewczyna spojrzała w jego stronę, stawiając na stolę reklamówkę z zakupami, a na jej usta wpłynął tajemniczy uśmieszek.
-A czy odpowiedź dotycząca planu uratowania naszych przyjaciół Cię usatysfakcjonuje? -rzuciła w jego stronę, na co Michael uchylił swoje usta. -Nie możemy przecież tak bezczynnie czekać na jakiś cud który i tak nie nastąpi. Nic nie robiąc czekałam cały czas na Luke'a i w dalszym ciągu go nie odzyskałam -dodała smutno, zasiadając na kanapie. Michael skinął głową lecz miał wątpliwości. Niby jak mieli ich uwolnić, kiedy tkwili za murami największej organizacji hakerów, która nie wiadomo gdzie się mieści?
-W takim razie co zrobimy? -Doris na jego pytanie, opróżniła całą reklamówkę, z której wypadło parę rzeczy. Oczom Michaela ukazały się dwa pudełka, które nie były mu obce i nie raz znajdowały się w jego dłoniach.
-Pierwsza rzecz na naszej ratunkowej liście, zmienić wygląd, aby nikt nas nie rozpoznał -odparła, rzucając w stronę chłopaka pudełko z brązową farbą do włosów. Michael wykrzywił usta w grymasie, zauważając jaki kolor ma Doris.
-Dlaczego ty masz czarną, a ja brązową? -burknął, od razu zamieniając ich farby, bez sprzeciwu dziewczyny. Tak na prawdę jej było to obojętne, po prostu wręczyła mu randomową farbę. Jednak nie Michaelowi Cliffordowi który w kwestii włosów nie jest tak obojętny jak ona. -Nasze kolorowe czuprynki może i są świetne, ale mocno nas wyzdradzą, kiedy zaczniemy działać -w tej chwili Clifford praktycznie wyłączył się na jej słowa, kiedy wyobrażał sobie jak gorąco będzie wyglądać w czarnych włosach. -Nieźle było by też zmienić swój styl. Ja mogę udawać grzeczną cnotkę w plisowanych spódnicach, a ty jakiegoś typa co odprawia czarne msze -stwierdziła, skanując go wzrokiem. Cóż, jak na ten czas Michael w zielonych włosach, koszulce oznajmiającej że jest pizzą i różowych skarpetkach z japonkami nie do końca nadawał się na tego typu "kolesia". A, i jeszcze spodenki w hawajskie wzroki...
-Dobra ty będziesz cnotką a ja satanistą, co w takim razie dalej? - czuł że pomysł Doris będzie tak absurdalny iż nie ma żadnej nadziei aby ich misja ratunkowa wypaliła.
-W komisie znalazłam dużo rzeczy które nam pomogą, do tego jeszcze ten sprzęt szpiegowski który udało mi się znaleźć za ostatnim razem -odparła, przebiegając dłonią po włosach, po czym spojrzała poważnie na zielonowłosego. Punkt z rzeczami był najmniej istotny. Przed nim krył się punkt trzeci. Punkt który mógł zgasić ich całą szansę. -Teraz ostatnia rzecz, która jest przedwstępem do naszego dalszego działania -mruknęła, podchodząc w jego stronę. Michael niepewnie na nią spojrzał, dostrzegając niepokój w jej zielonych oczach.
-Jeden z nas musi dać się złapać Arcadzie -wydusiła, widząc jak z twarzy chłopaka odpływają wszelkie kolory. -Tylko tak dowiemy się gdzie znajduje się ich siedziba i będziemy w stanie coś zdziałać. W tym zestawie szpiegowskim jest wiele rzeczy które nam w tym pomogą. Michael, wiem ze to szaleństwo, ale także wiem jak bardzo chcesz im pomóc. Nie każę tobie wpaść, to mogę być ja, jednak wtedy to ty będziesz za wszystko odpowiedzialny, aby nasza misja wypaliła -Clifford odwrócił się do dziewczyny plecami, wypuszczając ze świstem powietrze. To wszystko wydawało się takie niemożliwe, lecz kiedy spojrzał na to inaczej, tylko ten plan wydawał się wypalić. -Będziemy musieli złamać zasady Arcady. Po tym zjawią się tu w mgnieniu oka, aż zamkną jednego z nas w swojej siedzibie. Michael to może się udać -ułożyła swoje dłonie na jego ramionach, chcąc go przekonać.
Skłamałby gdyby powiedział że nie chce poznać na żywo Luke'a i dać mu prawdziwego życia, które zostało mu odebrane przez Arcadę, oraz iż nie chce odzyskać Ashtona.
Tak wiele rzeczy mogło się nie udać, lecz pokusa była zbyt wielka.
-Zgoda -szepnął, od razu powodując tym głośny pisk Doris, która rzuciła się na niego z duszącym uściskiem.
-Jesteś cudowny Michael! Teraz musimy zrobić wszystko, abym tylko wpadła i po mnie przyszli, potem będziemy myśleć dalej -dodała szybko, obmyślając już cały plan, lecz Michael pokręcił głową.
-Nie, to ja będę tym którego złapią. Dostanę się do Arcady, dam radę -odparł, zaskakując tym dziewczynę, która przypatrywała mu się wielkimi oczami.
-A-ale Mikey, jesteś pewien? -wyjąkała, od razu tracąc całą pewność w powodzenie tego planu. Nie chodziło oto iż bała się że Michael sobie nie poradzi, wierzyła w niego całą sobą, jednak nie przewidzi działań Arcady, wobec niego. Doris byłaby najszczęśliwsza gdyby wszystko mogła zrobić sama, nawet jeśli skończyło by się to dla niej tragicznie. Nie chciała narażać swoich przyjaciół.
-Jestem pewien, Doris -opowiedział z lekkim uśmiechem, chowając ją w swoich objęciach. dziewczyna wtuliła się w jego ramię, w głębi duszy będąc przerażoną jak i podekscytowaną całym planem.
I wtedy, kiedy wszystko było już ustalone, oczekując nic więcej jak sukcesu, w kieszeni Michaela rozbrzmiał telefon, a dzwoniącą osobą był ktoś, kogo na obecny czas Michael pragnął nie znać.
Był to Calum.
-----
Witajcie! :(
Cholera, nawet nie wiem po jak długim czasie nieobecności przychodzę. Głupio mi, lecz nie zawsze na wszystko mam ochotę. To że w tym czasie pisałam inne opowieści nie oznacza że prawie miałam wenę na Virusa, jednak w końcu mnie ona naszła!
Akcja zaczyna się dziać więc teraz powinno być tylko ciekawiej!
Autoreklamaiksde
wbijcie na mój profil gdzie pojawiło się nowe ff, rozdziały są dodawane dość prędko więc chyba warto :v
Tak więc, Virus nie umarł!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top