■ten■
Typ samotność, który możemy odczuwać, mając u boku przyjaciół oraz troskliwą rodzinę. Samotność którą zlikwidować może tylko jedna osoba.
Cierpiąc na brak drugiej połówki, stajemy się bardziej wrażliwi, a nawet naiwni. Wystarczy delikatny uśmiech pewnej osoby, aby w naszej podświadomości zagościła pewna nadzieja. Jakikolwiek odruch, czy miłe słowo, mąci nam w głowie.
Z desperacji nie myślimy moralnie i stajemy się ślepi oraz głusi.
W późniejszym czasie dostrzegamy nasze błędy, kiedy może być już za późno. Bezsensownie błądziliśmy wśród nieodpowiednich ludzi, robiąc sobie złudne nadzieje.
Krystaliczna łza, spływająca po chłodnym poliku Michaela była wynikiem jego chwilowego zaślepienia, zachowania się jak powyżej opisane grono ludzi.
Po emocjonującej rozmowie z Luke'em nie myślał racjonalnie. Wiedział że nie powinien tego czuć, lecz w jego wnętrzu coś się pojawiło. Coś co głośno nawoływało imię niebieskookiego blondyna.
Clifford nadal nie potrafił zapomnieć o jego mokrej od łez twarzy, panicznie rozbieganego wzroku oraz złamanej postawie.
W momencie kiedy starał się go uspokoić coś w nim pękło, a jednocześnie zaświeciło. Coś czego nie potrafił określić. Coś czego nie powinien czuć.
Michael pociągnął nosem, ocierając swoją lekko wilgotną twarz, po czym cicho prychnął, na nieopanowanie swojej słabości. Lekko potarł swoje zziębnięte ramiona, po czym zwrócił wzrok w stronę uchylających się drzwi, prowadzących do kamiennicy. W ich progu stanęła różowowłosa dziewczyna w rozciągniętym dresie, która aż zadrżała, kiedy okropny chłód otoczył jej drobne ciało.
-Chodź no -westchnęła, ciągnąc go do środka. Michael odetchnął z ulgą, czując na skórze przyjemne ciepło, kiedy tylko skrył się do środka kamiennicy.
Po przebyciu dużej ilości schodów, w końcu zaszyli się w mieszkaniu, a Doris cicho westchnęła wchodząc w głąb niewielkiego salonu. Kiedy tylko dostała wiadomość od Michaela, jak najszybciej zbiegła na dół, otworzyć mu drzwi, ponieważ felerne domofony znów postanowiły odmówić posłuszeństwa.
Chłopak zasiadł na miękkim fotelu po czym utkwił wzrok w puszystym dywanie.
-Mogę u Ciebie nocować? -zapytał niepewnie, z jakiej dziwnej przyczyny, bojąc się spojrzeć jej w oczy. Doris zasiadła na dywanie, patrząc na niego z dołu, a drobny uśmiech wpłynął na jej różowe usta,
-Oczywiście Mikey -szepnęła, pocierając lekko jego kolano. -Wszystko w porządku? -zapytała niepewnie, naciągając na swoje dłonie rękawy szarej bluzy. Michael wbił wzrok w regał z książkami, po czym ponownie zwrócił się twarzą w stronę dziewczyny.
Chciał powiedzieć jej o ataku Luke'a, jednocześnie nie chcąc zbędnie jej niepokoić. Wystarczy iż sam zamartwiał się jego stanem.
Zamiast powiedzieć prawdę, jedynie kiwnął twierdząc głową, poprawiając się na siedzeniu. -Masz doła, widzę to -mruknęła, mrużąc na niego oczy, po czym dźgnęła go palcem w brzuch. -Ale nie będę Cię gnębić -dodała z szerokim uśmiechem, po czym podniosła się na proste nogi, szybko wybiegając z salonu.
Clifford niepewnie wychylił się za dziewczyną, która chwilę później stanęła w progu z butelką wina. -Co powiesz na przesłuchanie nowej płytki Green Day w towarzystwie wysokoprocentowego, Czeskiego wina "Frankovka róse"? -zapytała, naśladując czeski akcent, a raczej bardzo starając się, aby tak, to właśnie zabrzmiało.
Michael uśmiechnął się szeroko, a cichy śmiech opuścił jego usta.
-Jak bym mógł się nie zgodzić?
***
Michael uchylił swoje oczy, kiedy pewien dźwięk obił się o jego uszy. Niepewnie rozejrzał się dookoła siebie, dostrzegając śpiącą, a nawet wręcz wisząca, na fotelu Doris, znów na stole leżały dwa kieliszki wraz z pustą butelką tego przeklętego wina. Clifford czuł jak jego głowa pęka z okropnego bólu. Na prawdę wystarczyło mu niewiele alkoholu, aby czuł się jak potrącony przez pociąg. W dodatku tego czegoś nie potrafił nazwać normalnym winem...
W końcu Michael zebrał się do kupy, sięgając po swój rozdzwoniony telefon.
-Ash? -mruknął zaspanym głosem, po czym głośno ziewnął. Chłopak po przeciwnej stronie cicho zachichotał, po czym zaczął go naśladować.
-Nadal jesteś u Doris? -zapytał, a Michael przytaknął, czekając aż jego przyjaciel powie coś jeszcze. -Halo, Michael -odezwał się ponownie. No tak, przecież rozmawiali przez telefon, niby jak miałby widzieć jego kiwnięcie głową?
-Umm, tak jestem -odparł, przecierając dłońmi swoją twarz, przez co poczuł pod opuszkami palców pojawiający się na jego brodzie zarost.
-Mogę po Ciebie przyjechać i zawieźć do biblioteki -Michael tak bardzo nie miał na nic siły, a tym bardziej kiedy doskwierał mu mały kac, jednak czasu na napisanie referatu pozostawało coraz mniej.
-Dzięki, przyjedź za jakąś godzinę -mruknął ostatecznie, po czym podał mu dokładny adres mieszkania Doris.
Clifford ponownie opadł na sofę, starając się dosięgnąć swoją stopą do ciała nadal pogrążonej w śnie, Doris.
-Wstawaaaj -powiedział przeciągle, szturchając ją w ramię, na co różowowłosa jęknęła pod nosem, wtulając swoją twarz w materiał fotela.
-Zostaw mnie -burknęła, kładąc swoje dłonie na głowie, po czym mocno się skuliła. Jak widać, nie tylko Michael został ofiarą "Frankovka róse".
-Jestem głodny, idź coś zrób -powiedział, kolejny raz dźgając ją stopą, przez co ta z szałem wbiła w nią swój łokieć.
-Zrób se loda -odgryzła, powodując jego wywrócenie oczami.
-Nie bądź taka ordynarna -odparł, starając się wstać na proste nogi, jednak nie obyło się bez drobnego zachwiania. Zielonowłosy powoli podążył przed siebie, po czym opuścił salon, rozglądając się za kuchnią. Kiedy w końcu ją odnalazł, jak najszybciej sięgnął po butelkę wody, którą opróżnił prawie do połowy. Kacowe pragnienie nie zna granic. Przez dużą ilość wypitej przez niego wody, chwilowo zapomniał o głodzie.
-Za jakąś godzinę przyjedzie po mnie Ashton -krzyknął na tyle głośno, aby Doris zdołała go usłyszeć z drugiego pokoju.
Biorąc ze sobą butelkę wody, wrócił do pokoju, przyglądając się zczołgującej się z fotela na dywan, Doris. Michael kucnął do jej poziomu, po czym ochlapał ją wodą.
-Niech tylko się do Ciebie doczołgam -zagroziła mu, wtulając policzek w miękki dywan. Jej różowe włosy opadły na jej blada twarz, prawie całkowicie ją zasłaniając.
-Doris? -zapytał niepewnie po jakiejś chwili, przykuwając tym jej spojrzenie.
-Co jest Michaello -powiedziała melodyjnie, dosięgając palcem jego uda, po czym nieudolnie go w nie dźgnęła.
-Zawsze wyciągasz wysokoprocentowy alkohol i upijasz się z innymi prawie do nieprzytomności? -zapytał, unosząc na nią swoje grube brwi. Doris cicho westchnęła, starając się usiąść obok niego. Kiedy w końcu jej się to udało, owinęła swoje kolana ramionami po czym ułożyła na nich swoją brodę. -Inni czyli znajomi? -zapytała, nawet nie starając się uśmiechnąć. Michael przytaknął, a ona jedynie prychnęła. -Nie mam i nie miałam nigdy znajomych, a potem przypałętałeś się Ty -dodała żartobliwie, obijając się lekko o jego bok. Chwilowo spoważniała, po czym spojrzała na boczny profil Michaela. -Tak na prawdę... Nie potrafię normalnie funkcjonować przez tą całą sprawę z Arcadą i Luke'em, okropnie się o niego martwię, jest dla mnie jak brat -odparła smutno, czując na swojej chłodnej skórze, oplatające się wokół niej, ramię Michaela. Chłopak przysunął ją bliżej siebie, na co Doris wtuliła się w jego bok.
Clifford chciał przez ten czas zastąpić jej Luke'a, aby czuła się równie szczęśliwa jak kiedyś. Zastąpić, lecz nie wymazać z jej życia.
W tej pozycji siedzieli z dobre czterdzieści minut, opowiadając sobie zabawne historie ze swojego życia. Michael czuł się dumny, widząc szeroki uśmiech na ustach Doris. Także samemu udało mu się przynajmniej na chwilę zapomnieć o swoim miłosnym dole.
Nagle w całym mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Michael szybko poniósł się z ziemi, znów Doris z piskiem wybiegła z pokoju prosto do łazienki, krzycząc iż nikt nie może jej zobaczyć w takim stanie. Nikt prócz Michaela, który nie wyglądał wcale lepiej.
Clifford podreptał do przedpokoju, po czym od kluczył drzwi w których progu stanął Ashton, jednak nie sam. Za jego sylwetką krył się Calum, przez co Michael przeklął w swoich myślach. Jeśli Doris go zobaczy, to nie będzie za ciekawie.
-Hej Ash, wezmę tylko swój telefon i możemy już iść -powiedział pośpiesznie, biegnąć z powrotem do salonu. Na prawdę chciał uniknąć ich konfrontacji.
-Już idziecie? Czekaj! -krzyknęła Doris, prawie wywarzając drzwi z łazienki. Jej włosy ociekały wodą, a koszulka była ledwo sucha, jednak niezbyt ją to przejęło, lecz wyglądała lepiej niż wcześniej...
-Umm, mam tyle referatu do napisania, zresztą Ashton też ma dużo roboty -Michael zagrodził jej przejście swoim ramieniem, po czym posłał w jej stronę naciągany uśmiech. Dziewczyna zmrużyła na niego swoje oczy, spuszczając jego ramię w dół i odgradzając sobie drogę.
Clifford spoliczkował się mentalnie, czekając teraz jedynie na istne piekło, które zaraz zgotuje Doris, Calumowi.
Różowowłosa podeszła do Ashtona z szerokim uśmiechem, który od razu jej zrzedł, kiedy tylko ujrzała w oddali brązowookiego.
-Calum -powiedziała, a w jej głosie słyszalna była kpina. -Jak miło Cię widzieć -dodała sztucznie, przez co chłopak znacznie się spiął. -Wejdźcie do środka, zrobię kawy, herbaty -powiedziała opanowanym głosem.
Michael od razu ruszył w jej stronę, ściągając ją na bok.
-Doris, proszę, nie rób niepotrzebnej kłótni -powiedział przyciszonym tonem, kątem oka spoglądając w stronę chłopaków, którzy weszli w głąb mieszkania.
-Chcę tylko wiedzieć jak z tego wybrnie, Michael, on jest zagrożeniem -odpowiedziała równie cicho.
-A co jeśli to tylko wymysł twojej wyobraźni? -zapytał unosząc na nią zbyt mocno swój ton, co być może usłyszał Ashton lub Calum.
-Czekaj, znów jesteś przeciwko mnie? -w jej głosie wyraźny był żal. -Wiesz co, weź się w końcu zastanów w co wierzysz, a nie zmieniaj co chwilę zdania, dając mi tym złudną nadzieję -syknęła, po czym gwałtownie odeszła od chłopaka.
Miała rację, jednak nie potrafił zdecydować w co wierzył. Przez to wszystko czuł wielki mętlik w głowie.
Clifford pośpiesznie wszedł do salonu, w głębi duszy pragnąc, jak najszybciej się stąd ulotnić.
-Calum, dlaczego jesteś taki spięty? -zagaiła Doris, powodując tym iż chłopak powoli obdarzył ją wzrokiem. Jego warga niebezpiecznie drgała, a Ashton czuł się kompletnie zdezorientowany.
-Cal, wszystko w porządku? -zapytał niepewnie, delikatnie pocierając jego ramię, jednak chłopak milczał.
Michael nie potrafił na to patrzeć, przez cały ten czas chodził tam i z powrotem po całej kuchni, jedynie przysłuchując się ich rozmowie.
-No powiedz mu, Cal -zaznaczyła jego zdrobnienie, brzmiąc w tej chwili na prawdę podle. To nie była Doris, nie myślała w tej chwili racjonalnie.
-Niby o czym? -przemówił w końcu, swoim zachrypłym głosem, unosząc na nią swoje spojrzenie pełne żalu.
-Na co Ci sznur? -zapytała poważnie, zakładając swoje ręce na piersiach. Spojrzenie Caluma było rozbiegane, kiedy przyglądał się jej stanowczej twarzy, w dodatku wszystkiemu przysłuchiwał się Ashton, który czuł się coraz bardziej zdezorientowany.
-Słucham? -wyjąkał, a jego oczy mocno się rozszerzyły.
-Zaniosłeś swój komputer do mojego brata. Mam wydruk całej twojej historii przeglądarki, więc lepiej odpowiedz na co był Ci sznur -Michael przymknął oczy, zacieśniając na blacie swoją dłoń, kiedy Doris znacznie uniosła swój ton.
-Dla mojego wujka, pracuje na przystani, potrzebował go do przywiązania łódki -wyjąkał, wbijając swój wzrok w swoją nogę która ciągle gwałtownie drgał, przez rosnące w nim nerwy.
-Sprawnie z tego wybrnąłeś, w takim razie na co Ci paralizator?
-Doris, czy to na prawdę konieczne, do czego ty dążysz? - w pokoju nagle rozbrzmiał głos milczącego przez ten cały czas, Ashtona. Nie potrafił patrzeć, jak Calum cierpi przez każde skierowane w jego stronę, pytanie.
-Chcę tylko, aby Calum się przyznał, lub przekonał mnie iż się mylę -odpowiedziała cicho, a jej głos lekko się załamał. -Calum, proszę, odpowiedz, twój drugi wujek jest policjantem i potrzebował go na przestępców? -zapytała ze sarkazmem, nie potrafiąc powstrzymać wylatujących z siebie słów. Calum pokręcił głową, wstając na proste nogi, po czym powoli podszedł w jej stronę.
-Po co te wszystkie pytania? No proszę bardzo, powiedz to. Powiedz o co mnie oskarżasz -mruknął łamiącym się głosem, będąc na skraju załamania. Doris przełknęła głośno ślinę, spoglądając na Ashtona, który przyglądał się ich dwójce z zaszklonymi oczami.
-Po co mam to mówić, nie wyglądasz na do końca szczerego, jedyną osobą która powinna coś powiedzieć jesteś właśnie ty -szepnęła, robiąc krok do tyłu. -Czy masz kogoś, kto jest dla Ciebie ważny? -zapytała, dokładnie mu się przyglądając.
-Co to ma do rzeczy? -parsknął, kręcąc niedowierzająco głową.
-Odpowiedz -Calum, niepewnie odwrócił się za siebie, spoglądając na załamanego Ashtona, co nie uszło uwadze różowowłosej.
-Mam -odparł, wypuszczając z siebie powietrze.
-To Ashton -bardziej stwierdziła niż zapytała. -Każdy wie że największym bólem i zawodem jest okłamanie bliskiej dla nas osoby. Więc zrób to, stań przed Ashtonem i powiedz mu prosto w twarz, czy jesteś członkiem Arcady -na ostatnie słowa z ust Doris, Ashton prawie zadławił się własną śliną. Spanikowanym wzrokiem spojrzał na załamanego Caluma, który unikał jego wzroku.
Te słowa także szczególnie dotknęły Michaela który stchórzył i przez ten cały czas siedział w kuchni.
Czarnowłosy powoli podszedł w stronę Ashtona, po czym delikatnie musnął jego dłoń swoją.
-Ja... -zaczął mówić, czując jak jego głos ponownie się załamuje. -Nigdy bym Cię nie okłamał... Nie mam żadnego związku z Arcadą -wychrypiał, a sposób w jaki to powiedział był tak przekonujący iż nawet Doris przez chwilę zwątpiła. -Na prawdę -dodał, pociągając mocno nosem.
Ashton czuł się zagubiony. Najpierw określenie go kimś ważnym, czego tak bardzo pragnął, a za chwilę te słowa o Arcadzie. Nie wiedział w co wierzyć, jednak był zbyt bardzo zaślepiony Calumem, aby tak po prostu go odrzucić.
-Wierzę Ci.
------
A wy wierzycie Calumowi?
Nie wiem dlaczego, ale bardzo ciężko pisało mi się ten rozdział, chciałam żeby był emocjonujący, a wyszło coś dziwnego...
Uwaga chamska reklama!!!
Zajrzyjcie do mojego jednego fanfika "Sick & In Love" , już trochę siedzi na moim profilu, jednak dopiero teraz zabrałam się za niego tak na poważnie. Możecie też wpaść do "Offense", które dopiero co zaczęłam :>
Także to by było na tyle, do następnego, który będzie dość ważnym rozdziałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top