■seventeen■

Wątpliwość.

Niepewność.

Dziwaczne uczucie w jego wnętrzu.

To parę odczuć których Luke nie potrafił się pozbyć, od czasu kiedy spacerował korytarzem. Żyjąc własnym światem i zawiłymi myślami, kierował się do swojego pokoju, kiedy minął go pewien chłopak, którego widział pierwszy raz na oczy. 

Gdy spojrzał na niego kątem oka, czuł jakby to się nie wydarzyło. Jego umysł był na tyle zaprzątnięty dręczącymi go myślami, iż zapamiętał niewiele z tego bardzo krótkiego spotkania. Choć chwilowo jego wzrok spotkał się z bladą twarzą i czarnymi włosami, czuł coś dziwnego, a może to nieświeża sałatka z rana? Być może.

Blondyn zrobił kolejną rundkę po swoim piętrze, końcowo docierając pod drzwi pokoju. Popychając ich powłokę do przodu, wszedł w głąb pomieszczenia, jednak za nim zamknął drzwi, coś szczególnego przykuło jego uwagę. 

Z pokoju na przeciwko jego, po kryjomu wymsknął się czarnowłosy chłopak którego najprawdopodobniej dziś mijał.

Rozglądał się wokół siebie, zakrywając swoją głowę czarnym kapturem. Luke mógł przysiąc jak ten się skradał.

Czując iż nowy może stanowić zagrożenie dla Arcady, postanowił pójść dyskretnie za nim. Prawie dyskretnie, gdy niechcący kopnął w kosz, jednak prędko schował się za ścianą.

Gdy upewnił się iż czarnowłosy znów podążył przed siebie, Luke cichymi kroczkami wyszedł zza ściany, utrzymując bezpieczną odległość po między nim a nieznajomym.

-Co ty robisz.. -szepnął z niedowierzaniem zauważając jak chłopak wkrada się do pokoju o numerze dwa. Należał on do Erica.

Bez ogródek, blondyn prędko pobiegł do drzwi od razu wparowując do środka. Przez swoją gwałtowność spowodował iż czarnowłosy wypuścił z swych dłoni to, co starał się przemycić. Luke niepewnie schylił się, sięgając po... baterie.

-Na prawdę wkradłeś się do pokoju naszego szefa, żeby ukraść baterie? -zapytał niedowierzająco, wpatrując się w zwróconego do niego plecami, chłopaka. Gdy widział jak ten w dalszym ciągu się do niego odwraca, Luke zrobił krok w przód, ciągnąc go za ramię, aby zwrócić go ku sobie.

Jego pierwsza reakcja to szok. Jeden wielki szok jak i niepewność czy to co widzi jest prawdą. Czy przed nim na prawdę stoi ta sama osoba która mu pomagała i stała się dla niego dość ważna. 

Czarne włosy całkowicie zmieniły jego wygląd, dlatego też przy pierwszej ich styczności po prostu go nie poznał. Gdyby przed jego oczami przemknęła zielona czupryna, na pewno coś by go tknęło.

Michael wzbił swój wzrok w górę, przypatrując się blondynowi z obawą na to jak ten zareaguje na jego obecność w Arcadzie.

-C-co ty tutaj robisz? -wydusił w końcu, przecierając dłońmi swoją twarz. -Ale najpierw wyjdźmy stąd, zanim ktoś nas przyłapie -dodał pośpiesznie, ciągnąc Clifforda za nadgarstek. -Więc?

-Przyszedłem Cię uwolnić? -jego ton nie był zbyt pewny, kiedy zdanie twierdzące zabrzmiało jak pytające. 

-Oszalałeś? -warknął, zaczynając iść przed siebie. Michael od razu ruszył za nim, starając się go dogonić.

-Mam bezczynnie czekać na jakikolwiek cud aż ty i Ashton zostaniecie wypuszczeni? Luke, tkwisz tutaj już dwa lata, sam mówiłeś jak bardzo chcesz się stad uwolnić, żyć jak normalny człowiek -każde słowo przez niego wypowiedziane było prawdą, lecz Luke nie chciał, aby Michael narażał się na aż tak wielkie niebezpieczeństwo. -Mamy wszystko zaplanowane, a szansa iż wszystko się powiedzie jest na prawdę duża -dodał z ekscytacją w głosie, patrząc przekonującym wzrokiem na nieugiętego blondyna. -Na prawdę chcę dać Ci możliwość na normalne życie -wyszeptał przystając chwilowo w miejscu.

Luke odwrócił się do tyłu, podchodząc powoli do czarnowłosego.

Przez to wszystko nie powiedział mu jak bardzo się cieszy iż w końcu go widzi. Ta chwila znaczyła dla niego tak wiele, jednak została przyćmiona przez inne problemy.

Gdy Luke był już wystarczająco blisko Michaela, usłyszał w oddali czyjeś kroki. Chwytając chłopaka za nadgarstek, podążył w stronę swojego pokoju, gdzie po chwili się ukryli.

-Nikt nie może wiedzieć że się znamy -mruknął, zamykając za sobą drzwi. Michael pokiwał twierdząco głową, zasiadając na jego łóżku.b-Nie wierzę ze tu jesteś.. -powiedział w końcu, siadając obok niego. Ich uda się zetknęły, w tej samej chwili zdając sobie sprawę z tego iż na prawdę przebywali w swoim towarzystwie. Nie żaden sen, a realia, to na prawdę się wydarzyło.

Na usta Michaela wpłynął szczery uśmiech, po czym delikatnie ułożył swoja głowę na jego ramieniu. To ciepło bijące od niego, przyjemny zapach i sama świadomość iż siedział obok niego.

Luke objął go swoim ramieniem, przymykając chwilowo oczy i po prostu napajając się chwilą.

Uważnie wsłuchiwał się w rytmiczne bicie serca Michaela oraz jego równy oddech.

-W takim razie co dalej? -zapytał po chwili, uchylając swe powieki.

-Zostaw to Doris -mruknął, wtulając się mocniej w jego bok.

-No to... Na co były Ci te baterie?

-Do nadajnika głosowego -odparł, chcąc aby Luke już się przymknął. Psuł cały klimat swoimi wiecznymi pytaniami.

-A dla... -zaczął ponownie, lecz przerwał gdy został zgromiony groźnym spojrzeniem. -Okej, przymknę się już.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top