■seven■
Czerwone cyferki w srebrnym budziku kilkukrotnie zamigotały, powodując tym ciche westchnięcie z ust chłopaka. Przecierając zasypane oczy, powoli wydostał się z łóżka, stając bosymi stopami na chłodnej podłodze. Cyfry na zegarze ukazywały godzinę ósmą rano. Dzięki temu małemu, srebrnemu urządzeniu przynajmniej wiedział jaka jest aktualnie pora dnia, patrząc na to iż w jego pokoju nie znajdowało się okno. Dokładnie w ciasnych czterech ścianach, które od dwóch lat zmuszony był zamieszkiwać sam Luke Hemmings.
Jedynymi plusami tego wszystkiego, był na prawdę czysty pokój, z w miarę wygodnym łóżkiem. Luke nie mógł narzekać na warunki w których mieszkał, ponieważ były dość dobre, oprócz ogrzewania, które często szwankowało, a w pomieszczeniu robiła się istna lodówka.
Blondyn przeszedł po niewielkim pokoju, zatrzymując się przed całym swoim "komputerowym stanowiskiem". Ciche westchnięcie opuściło jego usta, na myśl iż ten dzień będzie taki sam jak każdy.
Lekko popchnął swoje drzwi, wychodząc na opustoszały korytarz. O tej porze rzadko, kto opuszczał swój pokój, wszyscy najczęściej byli zajęci przydzielonymi im zadaniami, kiedy Luke na szczęście był od tego chwilowo wolny.
Hemmings podążył przed siebie, mijając po drodze Erica. Niepewnie machnął do niego głową, na co brunet posłał w jego stronę delikatny uśmiech, kryjąc się za kolejnym zakrętem. Czasami w głowie mu się nie mieściło iż ten zawsze uśmiechnięty mężczyzna, był jednym z dowódców Arcady. Tak, to właśnie jego osoba, między innymi za każdym razem wyświetlała się na ekranie Michaela, czy innych wciągniętych w to, osób.
Bez tych ciemnych ubrań oraz maski, był normalnym człowiekiem, który nawet nie przypominał przestępcy.
Za to jego towarzysz dla większości do dziś był zagadką. Nikt nie wiedział jak na prawdę wygląda pod przebraniem, ani jak brzmi jego prawdziwe imię. Nie znając jego imienia, wszyscy mogli zwracać się do niego, jedynie po numerze który istniał na jego kciuku. Był to numer cztery. Nikt nie wiedział dokładnie, dlaczego właśnie była to czwórka.
Luke zagryzł swoją wargę, kiedy minął niewielkie lustro, znajdujące się na jednych ze ścian. Jak każdego dnia, pod jego oczami malowały się ciemne sińce, a policzki powoli pokrywały się delikatnym zarostem. Przetłuszczone blond włosy, bezwładnie opadały na jego czoło, a luźna koszulka wisiała na jego wychudzonym ciele. Po mimo dostarczania jedzenia, o które zawsze dbał Eric, Luke przestał mieć na nie ochotę, jak i na większość czynności które zaczynały stawać się dla niego istną męczarnią.
Luke podszedł w końcu do niewielkiego zbiornika z wodą, z którego nalał odrobinę krystalicznej cieczy, do plastikowego kubka. Zwilżając swoje gardło płynem, delikatnie przymknął powieki, opierając się plecami o gładką ścianę. Niechętnie otworzył ponownie oczy, kiedy usłyszał czyjeś chrząknięcie. Hemmings wykrzywił usta w grymasie, kiedy przed nim stanął Kieran Lorence.
Czarnoskóry chłopak zeskanował go swoimi brązowymi tęczówkami, upijając łyka wody ze swojego kubka.
-Ktoś tu chyba wstał lewą nóżką -parsknął, widząc kiepski wygląd niebieskookiego. Luke postanowił wyłączyć się na jego nieznośne uwagi i ponownie wrócić do swoich myśli.
Rzadko kiedy rozmawiał z kimkolwiek z Arcady, jedynym wyjątkiem był Eric z którym czasami zamienił parę słów, oraz nachalny Kieran, którego blondyn, osobiście nie znosił.
Lorence był typowym przykładem dupka, który pilnował jedynie czubka własnego nosa. Za wszelką cenę chciał przypodobać się Ericowi oraz numerowi cztery, po mimo tego iż z początku sam został uprowadzony podobnie jak Luke. -Jak Twój plan, kiedy masz zamiar stąd zniknąć? -zapytał wrednie, patrząc uważnie na zaskoczoną twarz Luke'a. Blondyn ścisnął ze złością kubek, który od razu upadł na ziemię.
-Co Ty znowu kręcisz, Kieran? -syknął, zwracając się w jego stronę. Czarnoskóry, jedynie parsknął, zakładając dłonie na swojej klatce piersiowej.
-Nie udawaj głupiego Luke, myślisz że jesteś taki dyskretny, kiedy co wieczór z kimś rozmawiasz? Niby po co by Ci to było, Nasz Hemmingsik potrzebuje przyjaciół? -zapytał ze sztucznym smutkiem w głosie, posilając tym wzrastającą złość blondyna. -Ogarnij się, nigdy stąd nie zwiejesz, dopilnuję tego -warknął, gwałtownie się do niego przybliżając.
-Co jeszcze jesteś w stanie zrobić, aby tylko im się przypodobać? -uniósł brwi, odpychając Kierana do tyłu, kiedy jego bliskość zaczęła go przytłaczać. Chłopak kolejny raz parsknął, chowając swoje dłonie do kieszeni. -Skończ knuć intrygi.
-To ty skończ knuć plany ucieczek, bo wkopiesz nas wszystkich -syknął, przyciskając Luke'a do ściany. Jego ciemna dłoń, zacisnęła się na koszulce blondyna, który nierówno oddychał, będąc zbyt zaskoczonym, nagłym odruchem Kierana.
Luke strzepnął z furią z siebie jego dłonie, posyłając mu mordercze spojrzenie, które brązowooki także odwzajemnił.
Po jakimś czasie, z cichym przekleństwem na ustach, Kieran oddalił się od Luke'a, podążając w przeciwną stronę.
Hemmings zacisnął mocno swoje oczy, zjeżdżając plecami, wzdłuż ściany.
Pieprzony Lorence był dla niego kolejną przeszkodą.
***
Po godzinie bezsensownego włóczenia się po swoim piętrze, wrócił do niewielkiego pokoju, od razu rzucając się z westchnięciem na swoje łóżko. W dalszym ciągu trwał wczesny ranek, a Luke już miał ochotę zakończyć ten dzień.
W końcu powoli podniósł się z łóżka, przenosząc się na swoje obrotowe krzesło, po czym włączył cały swój sprzęt.
Po załadowaniu się wszystkiego, bez większego namysłu, zadzwonił do jednej osoby, będącej na liście jego kontaktów. Po paru minutach, na jego ekranie, wyświetlił się zielonowłosy chłopak, powodując tym szeroki uśmiech na ustach blondyna.
-Dzień dobry śpiochu! -zawołał melodyjnie, widząc jak Michael przeciera pięściami swoje rozespane oczy. Chłopak pomachał w stronę blondyna, w między czasie wydobywając z siebie ociężałe ziewniecie.
-Hej Luke -odpowiedział, tuląc mocno trzymaną przez niego poduszkę. Luke czasami zastanawiał się w jakim wieku jest zielonowłosy, ponieważ swoim zachowaniem często przypominał uroczego dzieciaka, nie będącego jeszcze nawet nastolatkiem. -Zawsze tak wcześnie wstajesz? -zapytał, przymykając co chwilę swoje, nadal senne, oczy. Luke cicho zachichotał, kiwając twierdząco głową.
-Nie potrafię długo spać, ale ty raczej powinieneś jeszcze pozwolić sobie na parę godzinek snu -stwierdził, widząc jak Michael, ponownie usypia. -Michael!
-Nie mogę -chwilowo, się rozbudził, gwałtownie mrugając oczami. -Muszę jechać na uczelnię do biblioteki i skończyć pisać swoją pracę semestralną -mruknął, upijając łyka kawy, za którą nie przepadał, jednak tylko ona pozwoli mu lepiej funkcjonować dzisiejszego dnia.
Tak na prawdę pisanie, nie było jego jedynym zajęciem na dzisiejszy dzień.
Choć trochę wcześniej się wahał, postanowił w końcu włączyć w życie pewien plan dotyczący Arcady. Oczywiście nie sam, a z pomocą Doris.
Chociaż Michael znał Luke'a niedługo, to nie widział żadnego problemu w tym, aby mu pomóc, zresztą sam blondyn był przyjacielem Doris, którą bardzo polubił.
Być może Luke'a polubi jeszcze bardziej niż ją...
-----
Dowiedzieliśmy się odrobinkę o Luke'u :)
Dajcie znać, jakie są wasze odczucia co do tego ff, uwielbiam czytać wasze komentarze!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top