■four■

Ostre światło dotarło do Michaela, przez co chłopak zmrużył swoje oczy, po chwili powoli je otwierając. Miniona noc była dla niego bardo ciężka, bał się snu chociaż tak bardzo go potrzebował. Nawet nie wiedział kiedy w końcu przymknął swoje oczy i odleciał, zasypiając na niewygodnej kanapie. 

Przez każdy jego sen, przewijały się przerażające twarzy działaczy z Arcady, w wyniku czego Michael kilkukrotnie obudził się z krzykiem, cały zalany potem.

Czuł iż do samego końca będzie żyć we wiecznym lęku.

W końcu zdecydował się ogarnąć, po czym wstał ociężale z kanapy, kierując się w stronę łazienki. Clifford był na tyle zaspany iż nie zauważył pewnej osoby idącej w jego stronę. Usta chłopaka opuścił jęk, kiedy mocno zderzył się z kimś głową.

-Nic Ci nie jest?! -zmarszczył brwi, kiedy do jego uszu dostał się nieznany mu głos. Uniósł głowę, zatrzymując swoje spojrzenie na obcym mężczyźnie, nie posiadającym górnej części odzieży. Dosłownie świecił swoim wyrzeźbionym kaloryferem. Oszołomiony Michael ujął dłoń, którą ten mu podał, po czym jeszcze raz mu się przyjrzał. Nieznajomy posiadał brązowe, mocno hipnotyzujące oczy, wyraziste kości policzkowe, czarne, kręcone włosy oraz oliwkowy odcień skóry.

-Ash, od kiedy zacząłeś chodzić na siłkę i solarium? -parsknął, skanując go wzrokiem, jednak nieznajomemu najwidoczniej to nie przeszkadzało i w ogóle się nie speszył. 

-Jestem Calum, twój przyjaciel upił się zeszłej nocy w klubie -mruknął przeciągając przez głowę czarną koszulkę, którą przez cały ten czas trzymał w dłoni. 

-Podobno poszedł wyrwać panienki, a to niespodzianka -prychnął, zakładając dłonie na piersiach. 

Niejaki Calum wywrócił oczami, będąc trochę zirytowanym postawą zielonowłosego.

-Tak się złożyło że nawet żadna dziewczyna nie raczyła mu pomóc, kiedy dosłownie leżał pijany na ziemi -westchnął, idąc do przedpokoju, gdzie ubrał swoje buty oraz skórzaną kurtkę. Michael krzywo się uśmiechnął, od razu idąc za chłopakiem. Oparł się o futrynę, zawieszając swój wzrok na jego kruczoczarnych lokach. W głębi serca był wdzięczny Calumowi, za uratowanie tyłka Irwinowi. -A, i jeszcze coś -czarnowłosy, odwrócił się w jego stronę, sięgając dłonią do kieszeni kurtki, po czym wyciągnął z niej białą kartę. -To wizytówka, Ashton chociaż z wielkim trudem, ale jednak, mówił mi coś iż jego przyjaciel ma problemy z komputerem i obstawiam ze mowa była właśnie o tobie, a tak się składa że jestem informatykiem -uśmiechnął się szeroko, ukazując tym swoje białe zęby, których Clifford już mu pozazdrościł. Z lekkim uśmiechem odebrał od niego wizytówkę, obracając ją kilkukrotnie w dłoniach. W końcu chłopak opuścił jego mieszkanie, a Michael głośno odetchnął.

Chłopak od razu podążył do pokoju Irwina, gwałtownie odsłaniając jego zasłony, przez co jaskrawe światło wdarło się do pomieszczenia, a Ashton głośno jęknął.

-Kiedy przestaniesz być jak moja matka i dasz mi dłużej pospać? -mruknął, w materiał poduszki, odwracając się do Clifforda plecami.

-Kiedy w końcu zaczniesz pić z głową, a ja nie będę natykać się na półnagich facetów we własnym mieszkaniu?! -warknął, otrzymując od Irwina zdziwione spojrzenie, a następnie gromki śmiech. -Zazwyczaj śmiejesz się, jak nie wiesz o co chodzi. Ash, czy ty w ogóle coś pamiętasz z zeszłej nocy i masz świadomość że przyprowadził Cię koleś? -zapytał, zasiadając na progu materaca, a na przeciwko powoli załamującego się Astona.

-Kurwa, nie -jęknął chowając twarz w dłoniach. -Stary, czy to oznacza że jestem gejem? -wyszlochał, kładąc się na jego kolanach. Michael westchnął ociężale, mając ochotę wyzwać Irwina od Idiotów, jakim w sumie był.

-Wiem tylko że jest seksownym informatykiem, a co się działo w nocy, to już nie moja sprawa -odparł klepiąc go po plecach, po czym zrzucił go ze swoich kolan wstając na proste nogi. -I dał mi wizytówkę z numerem telefonu -rzucił przedmiot w jego stronę, puszczając mu oczko. -Bierz go kocie -głośno się zaśmiał, otrzymując od Irwina mordercze spojrzenie.

***


Listopad w Południowej części Australii był teraz wyjątkowo chłodny. (Australijczycy w listopadzie mają wiosnę). Michael, nie przyzwyczajony do nagłego ochłodzenia, aktualnie zamarzał w swojej cieniutkiej bluzie. Chowając swoje blade dłonie do kieszeni, pobiegł w stronę sklepu, w którym miał nadzieję iż będzie włączone ogrzewanie. 

Po przebiegnięciu na drugą stronę, wszedł do środka, a o jego uszy obił się charakterystyczny dźwięk dzwoneczków. 

Clifford zsunął z głowy czarny kaptur, po czym rozejrzał się po sklepie, w poszukiwaniu "różowej główki".

-Gdzie jest Doooris? -przeciągnął, rozbawionym głosem, wychylając się zza regałów, w poszukiwaniu dziewczyny. W sklepie był dokładnie drugi raz, od kiedy pracuje w nim różowowłosa dziewczyna i oprócz ich dwójki, nie było ani, jednej żywej duszy.

-Zielonowłosy? -odkrzyknęła, najprawdopodobniej znajdując się na samym końcu sklepu. -Nawiedziła Cię już klątwa laptopa, że przyszedłeś? - Michael wywrócił oczami, na jej pewny siebie ton, po czym w końcu ją odszukał. Doris była w trakcie rozkładania towaru, na jednej z najwyższych półek. 

-Powiedz jeszcze słowo, a zatrzęsę tą drabiną -zagroził, chwytając za metalową część, przez co dziewczyna głośno pisnęła.

-Spróbuj tylko, a wsadzę Ci twarz do gofrownicy -warknęła, wywołując tym gromki śmiech chłopaka. 

W końcu, Doris zeszła na dół, a na jej usta nieświadomie wtargnął drobny uśmiech, na widok kolorowowłosego. Była pewna iż już nigdy jej nie odwiedzi, co odrobinę ją dołowało.

-Więc, Michael, co cię tu sprowadza? -zapytała, podnosząc z ziemi kolejny karton towaru. Z niemałym trudem wtargała go na pierwszy szczebelek drabiny, aż głośno odetchnęła.

-Nie mogę już odwiedzić mojej nowej znajomej? -mruknął, odruchowo, łapiąc, prawie upadający na ziemię karton.

-Widzę że coś jest nie tak -zmrużyła na niego swoje oczy, zakładając ręce na piersiach. -Przecież możesz mi powiedzieć. Może nie ufam ludziom, ale daję zaufać im sobie -odparła, podchodząc bliżej niego. Michael ostrożnie popatrzył w jej zielone oczy, a z jego ust wydostało się ociężałe westchnięcie.

-Laptop nie jest nawiedzony, jednak nie do końca wszystko jest z nim w porządku -zaczął mówić, w między czasie pomagając różowowłosej z wypakowywaniem towaru. -Posiada jakiegoś cholernego wirusa i został zhakowany -westchnął, przeczesując jedną dłonią, opadające na jego czoło, kosmyki wypłowiałych włosów. Doris zmarszczyła brwi, unosząc wzrok znad kartonowych pudełek, owiniętych we folię bąbelkową.

-Czekaj, wiesz może jak się nazywają? -zapytała, chwilowo zaprzestając swoim ruchom.

-Arcada -odpowiedział, nie rozumiejąc, postawy dziewczyny, która stawała się coraz bardziej przerażająca.

-Cholera -warknęła, przeczesując nerwowo swoje włosy. Clifford spojrzał na nią pytająco, nie wiedząc o co może jej się rozchodzić. -Michael, czy ty oglądałeś dzisiaj telewizję, albo przynajmniej słuchałeś radia, czytałeś gazetę, cokolwiek? -zapytała, od razu go wymijając, po czym wskoczyła za ladę, a jej dłonie od razu ułożyły się na klawiaturze, wystukując coś w jej klawisze.

-Nie -mruknął, zmieszany, stając obok Doris. Jego wzrok zatrzymał się na ekranie monitora, gdzie wyświetlił się pewien artykuł z wyraźnie zapisanym tytułem, który aż raził w oczy swoim czerwonym napisem.

"Minionej nocy, dokonano kradzieży pieniędzy, jednej z większych spółek bankowych w Australii. Klienci Gold Future, rozpaczają z powodu braku majątku na ich kontach i chcą pozwać niczego winną spółkę, do sądu. Policja rozpoczęła śledztwo, za komputerowym złodziejem."

Michael wyszeptał parę ostatnich słów, a jego głos się załamał. Policja stała się jego kolejnym zagrożeniem, za raz po Arcadzie.

-W sumie, teraz mam wybór, zostać zamkniętym u Arcady lub we więzieniu -zachichotał nerwowo, osuwając się plecami po ścianie, aż na chłodną podłogę. Dziewczyna spojrzała na niego smutno, po czym zasiadła obok niego, kładąc swoją dłoń na jego kolanie.

-Daj spokój, musimy coś z tym zrobić, największe podejrzenia przy takich przekrętach najczęściej padają na Arcadę.

-To dlaczego w końcu nie zrobią z nimi porządku? -burknął, przyciskając swoje kolana do klatki piersiowej.

-To nie takie proste, po pierwsze, Arcada jest na prawdę potężna i wszyscy najzwyklej w świecie się jej boją, a po drugie... Nikt nawet nie wie gdzie dokładnie znajduje się ich siedziba. Policyjni hakerzy wysiadają przy nich i kompletnie nie są w stanie nic zdziałać -odparła, opierając swoją głowę o betonową ścianę. -Podobno mają wielu zakładników, jednak większy procent nich, nie przeżył.

-Skąd ty to wszystko wiesz? -Michael pokręcił z niedowierzaniem głową, prostując swoje nogi, które bezwładnie osunęły się po jasnej podłodze. Doris spuściła wzrok, na swoje splecione palce, biorąc głęboki wdech.

-Kiedy mój przyjaciel nagle zniknął, najbardziej podejrzewałam o to Arcadę. Parę tygodni przed jego zniknięciem, skarżył mi się na pewne problemy z jego komputerem. Zaczęło się od wirusów, aż w końcu wszystko przejęli hakerzy. Raz nawet byłam świadkiem, kiedy nagle wyświetlili się na jego ekranie. Po tym incydencie i jego zaginięciu, zaczęłam czytać o nich jak najwięcej, aby znów go odzyskać -szepnęła, starając się nie rozpłakać, a jako pierwsze trzymał ją przy tym mocny makijaż oczu. Nie miała zamiaru wyglądać niczym panda, przed Michaelem.

Clifford zerknął na nią, kładąc swoją dłoń na jej ramieniu.

-Doris... Jak nazywał się twój przyjaciel? -zapytał, marszcząc swoje brwi i w tej chwili sam nie był pewny czy chce, aby to o czym myślał, okazało się prawdą.

-Luke Hemmings, dlaczego pytasz? 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top